Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Alanonka, czy współuzależniona? Kwestia terminologii
Autor Wiadomość
Halibut 
Gaduła


Pomógł: 10 razy
Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 982
Skąd: Ocean Spokojny
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 12:54   

pietruszka napisał/a:
Właśnie zdałam sobie sprawę, że na dzień dzisiejszy mam raczej pozamykaną przeszłość z okresu czynnego alkoholizmu Pietrucha. Wygląda na to, że zatrzasnęliśmy tamte drzwi, owszem, nie oznacza to, że zapomniałam, ale nie rozgrzebuje już bez powodu, nie szastam argumentem: "bo kiedy piłeś,to". jeśli sięgam do pamięci to po to, by dzielić się doświadczeniem, wykorzystać zdobytą wiedzę, by uniknąć powtarzania błędów, itp.


Zastanawiałem się nad tym, co napisałaś. Odniosłem wrażenie, że uważasz, iż zamknęłaś pewien etap definitywnie. Ja do końca nie wiem, na jakim jestem etapie. Wiem tylko tyle, że otworzyły mi się oczy, dzięki czemu potrafię dostrzec i wybrać właściwą drogę. Nauczony przeszłymi doświadczeniami, mam świadomość tego jak łatwo jest ulec ułudzie zrozumienia i pychy, oraz tego, że przeciwstawienie się moim problemom nie polegało na jednorazowym oświeceniu, ale było bolesnym procesem i ciężka pracą w drodze do zmiany i osiągnięcia prawdy o sobie. Dlatego wydaje mi się, że ta droga jest niekończącym się procesem. I nie chodzi tu o czytanie jakiś tajemniczych ksiąg, czy pogrążanie się w medytacji, tak naprawdę chodzi o pokorę w odniesieniu do moich możliwości osiągnięcia poznania, odwagę by zmieniać siebie i o wewnętrzną siłę – energię, która pozwoli dążyć do celu, uświadamiając głęboka wartość wewnętrznego rozwoju. Rozwoju, który jest dążeniem do wewnętrznej harmonii i szczęścia, ponieważ umożliwia połączenie dwóch pozornych sprzeczności, odwiecznego problemu samotności i alienacji człowieka rodzącej niepokój i podstawowy egzystencjonalny lęk, oraz rozwiązaniu tego problemu poprzez głębokie odczucie jedności i roztopienia się w otaczającym świecie, poprzez przyjęcie postawy dojrzałej i głębokiej szeroko rozumianej miłości i akceptacji. W moim wypadku proces, o którym piszę zaczął się w momencie zanegowania i odrzucenia mojej fałszywej neurotycznej części osobowości. Ale przecież możemy przyjąć założenie, że jest to dopiero punkt wyjścia, ponieważ to, co uzyskałem to tak naprawdę tylko odzyskanie możliwości właściwej oceny tego, kim jestem, jakie są naprawdę moje potrzeby i miejsce w świecie, oraz co równie ważne wewnętrzną wolność decyzji, niezdeterminowaną konfliktem neurotycznym (oczywiście i tu jest potrzebne pewne stopniowanie, bo odzyskiwanie tej wolności jest płynne i też podlega procesowi). A więc uzyskałem to, co dla wielu od urodzenia jest stanem normalnym, punktem wyjścia.
 
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 12:55   

Halibut napisał/a:
bolesne zanegowanie własnego ja to zanegowanie wyidealizowanego neurotycznego obrazu siebie, czyli wstępne rozbicie neurotycznej struktury. Ten krok dopiero pozwala na uświadomienie sobie wdruków i ich odrzucenie, co jest już konsekwencją uzyskanego wglądu co jest moje a co nie i wcale nie musi być bolesne, przeciwnie może dawać satysfakcję z odzyskiwania siebie.

szczerze mówiąc to dla mnie osobiście konfrontacja z przekonaniami nigdy nie była bolesna, wręcz przeciwnie - uwalniała mnie od bólu, zdejmowała jakiś ciężar z barek ...
pietruszka napisał/a:
Ale oddanie tego, co było wcześniej, co często towarzyszy nam od dzieciństwa boli, bo to jak wyrywanie zęba bez znieczulenia. Tylko

Nie za bardzo rozumiem o co chodzi z tym wyrywaniem zęba bez znieczulenia (?)
 
     
Halibut 
Gaduła


Pomógł: 10 razy
Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 982
Skąd: Ocean Spokojny
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 12:58   

Flandra napisał/a:
najbardziej boję się, kiedy ktoś mnie straszy - "jeśli nie przepracujesz sobie czegoś tam to ... czeka Cie Sodoma i Gomora" (czerwony kolor, bo mam wtedy wrażenia, że to słowa ociekające krwią )

Nikt Cię nie traszy, tymbardziej „Sodomą i Gomorą" :shock: Zwkle bywa tak, że jeżeli nic się nie zmienia to pozostaje to co jest.
 
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 13:13   

Halibut napisał/a:
I intuicyjnie odczuwamy dwoistość naszej natury, a świadomie odczuwamy emocjonalne napięcie z tym związane, które powoduje destrukcyjne emocje skierowane do siebie, takie jak na przykład agresja i nienawiść.

myślę, że nie zawsze ta agresja jest skierowana do wewnątrz, często) niestety również (lub?) na zewnątrz.
Halibut napisał/a:
wstępne rozbicie neurotycznej struktury. Ten krok dopiero pozwala na uświadomienie sobie wdruków i ich odrzucenie, co jest już konsekwencją uzyskanego wglądu co jest moje a co nie i wcale nie musi być bolesne, przeciwnie może dawać satysfakcję z odzyskiwania siebie. Wedłuk tej właśnie kolejności.

wiesz, Hali, nigdy nei zastanawiałam się w jakiej to się działo (czasem nadal dzieje) kolejności, czy wpierw było "oświecenie" i towarzyszący mu ból a potem radosne odzyskiwanie siebie. (Nigdy sama siebie nie postrzegałam tak zewnętrznie jako obiektu zmian.) Bardziej mi to przypomina dość zagmatwany proces odkrywania, oglądania, cofania się, przyglądania się, smakowania, wąchania, słuchania, dotykania tego co w środku. Czasem boli na początku,a czasem cieszy, bo odkrycie jest różne od pseudoprawdy którą sie uznało za pewnik, czasem boli dopiero przy odrzucaniu, bo jednak trudno się rozstać, a jeszcze pojawia się lęk , bo trzeba wprowadzić jakieś zmiany a to też bywa bolesne, bo wymaga wysiłku. Czasem po odrzuceniu jakieś cząrki zostaje pustka, którą trzeba czymś wypełnić, na nowo zdefioniować. Bo tak naprawdę nie ma nic pod spodem, nie ma wcale tego kawałka puzzla,a ten nowy wdrukowany na przykład przez rodziców nie jest adekatny do mojej rzeczywistości. I ta pustka też boli, bo jest pustą wyrwą, w której jest nicość, zanim się ją wypełni nowym.
Nie wiem czy da się zbudować prosty schemat "wychodzenia z neurozy, dysfuncji, zaburzeń, czy jak tam zwał" taki od A do Z poprzez M. Jesteśmy troche bardziej skomlikowani od golarki elektrycznej.
Ostatnio zmieniony przez pietruszka Nie 26 Lut, 2012 13:13, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 13:21   

Halibut napisał/a:
Flandra napisał/a:
najbardziej boję się, kiedy ktoś mnie straszy - "jeśli nie przepracujesz sobie czegoś tam to ... czeka Cie Sodoma i Gomora" (czerwony kolor, bo mam wtedy wrażenia, że to słowa ociekające krwią )

Nikt Cię nie traszy, tymbardziej „Sodomą i Gomorą" :shock: Zwkle bywa tak, że jeżeli nic się nie zmienia to pozostaje to co jest.


przy diagnozie pt. "początki nerwicy" usłyszałam, że powinnam jak najszybciej zgłosić się na terapię nerwic, bo jeśli tego nie zrobię to [nie pamiętam jak to dokładnie zostało ujęte] będzie ze mną źle [co to dokładnie oznacza już mi nie powiedziano, sądząc po minie - miała mnie czekać co najmniej "Sodoma i Gomora"]

a na ostatniej terapii usłyszałam, że jeśli nie przepracuję sobie relacji z ojcem to nadal będą mnie spotykać przesilające sytuacje ze strony mężczyzn

jeśli to nie jest straszenie, to co to jest? :)
 
     
pterodaktyll 
Moderator
.....zmieniłem narodowość, jestem alkoholikiem....


Pomógł: 204 razy
Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 15070
Skąd: z...mezozoiku
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 13:23   

Flandra napisał/a:
jeśli to nie jest straszenie, to co to jest?

Horror moja droga, istny horror :szok:
_________________
:ptero:
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 13:25   

pterodaktyll napisał/a:
Flandra napisał/a:
jeśli to nie jest straszenie, to co to jest?

Horror moja droga, istny horror :szok:


ale Ty sobie teraz ze mnie żartujesz? czy też takie "prognozy" ze strony terapeutów nie byłyby dla Ciebie "pikusiem"? :)

bo ja mam skłonności do lęków, więc może przesadzam?
Ostatnio zmieniony przez Flandria Nie 26 Lut, 2012 13:26, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 13:27   

Halibut napisał/a:
Odniosłem wrażenie, że uważasz, iż zamknęłaś pewien etap definitywnie. Ja do końca nie wiem, na jakim jestem etapie. Wiem tylko tyle, że otworzyły mi się oczy, dzięki czemu potrafię dostrzec i wybrać właściwą drogę. Nauczony przeszłymi doświadczeniami, mam świadomość tego jak łatwo jest ulec ułudzie zrozumienia i pychy, oraz tego, że przeciwstawienie się moim problemom nie polegało na jednorazowym oświeceniu, ale było bolesnym procesem i ciężka pracą w drodze do zmiany i osiągnięcia prawdy o sobie. Dlatego wydaje mi się, że ta droga jest niekończącym się procesem.

Pisałam o etapie związku z czasu czynnego alkoholizmu mojego partnera, bardziej miałam na myśli takie rozliczenie zbilansowanie tego okresu życia.

Flandra napisał/a:
pietruszka napisał/a:
Ale oddanie tego, co było wcześniej, co często towarzyszy nam od dzieciństwa boli, bo to jak wyrywanie zęba bez znieczulenia. Tylko

Nie za bardzo rozumiem o co chodzi z tym wyrywaniem zęba bez znieczulenia (?)

a mnie bolało...szczególnie, że nie zawsze były to anielskie odkrycia, ja tam ideałem nie jestem, trochę swoich ciemnych, mrocznych stron też mam - i to nie były przyjemne odkrycia, czasem zmiana też jest bolesna, wymaga pracy, a stare nawyki czasem są pójściem na łatwiznę (jak na przykład wybielanie się za pomocą innych)
i ten ból też towarzyszył, gdy odkrywałam, że czas zdjąć moich rodziców z piedestału, przyznać, że nie byli idealni, że krzywdzili, nie starczało im miłości, że nie mieli racji, że manipulowali... itd...
_________________

 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 13:31   

Flandra napisał/a:
co najmniej "Sodoma i Gomora"]

znam gorsze miejsca, gdzie można trafić bez terapii (oczywiście o ile ktoś tej terapii potrzebuje) :wysmiewacz:
_________________

 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 13:33   

pietruszka napisał/a:
a mnie bolało...szczególnie, że nie zawsze były to anielskie odkrycia, ja tam ideałem nie jestem, trochę swoich ciemnych, mrocznych stron też mam - i to nie były przyjemne odkrycia, czasem zmiana też jest bolesna, wymaga pracy, a stare nawyki czasem są pójściem na łatwiznę (jak na przykład wybielanie się za pomocą innych)
i ten ból też towarzyszył, gdy odkrywałam, że czas zdjąć moich rodziców z piedestału, przyznać, że nie byli idealni, że krzywdzili, nie starczało im miłości, że nie mieli racji, że manipulowali... itd...

chyba rozumiem skąd te różnice :roll:
ja byłam tak często krytykowana, że jeśli spotykam się z konstruktywną krytyką to jestem szczęśliwa, że jest coś w tym całym moim obrazie pozytywnego

a rodziców nigdy nie idealizowałam, więc ten problem też odpadł ...
 
     
Halibut 
Gaduła


Pomógł: 10 razy
Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 982
Skąd: Ocean Spokojny
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 14:38   

Żeglarz napisał/a:
Halibut napisał/a:
Nie wybaczasz po to by uchronić związek, wybaczasz dla siebie po to żeby pozbyć się destruktywnych emocji i uzyskać wewnętrzna równowagę


Przebaczenie jest jednym z największych aktów dobra, miłości zwróconym w kierunku osoby która skrzywdziła. Ale ta dobroć oddziaływuje w obu kierunkach zarówno na zewnątrz jak i do wewnątrz.

Tak zgadzam się z tobą, chciałem tylko zwrócić uwagę na motywację i sposób spojrzenia i jego, konsekwencje. Jeżeli chodzi o motywację to moim zdaniem najgłębsza motywacją jest motywacja wynikająca z naszej potrzeby, ponieważ opiera się ona na instynkcie przetrwania, który jest najbardziej determinującym nas instynktem. Druga sprawa - to zrozumienie tego, że masz ograniczony wpływ na innych a tym bardziej w związku dysfunkcyjnym nigdy nie wiesz do końca jak zostaną odebrane przez twojego partnera twoje intencje. Więc lepiej dbać o siebie rozumiejąc, że wartość uratowania związku zależy od fundamentów, których połowę stanowisz ty, jeżeli zadbasz w pierwszej kolejności o swoją połowę to już tworzysz pierwszy krok w naprawianiu całości. Wiec można napisać paradoksalnie, że w tej sytuacji myśląc w pierwszej kolejności o sobie i dbając o siebie robisz coś dla związku i drugiej osoby. To tak jak w alkoholizmie, rzucasz picie nie dla żony, rodziny, czy dzieci, ale dla siebie, bo to jest dopiero właściwa motywacja a robiąc to działasz w dwu kierunkach, bo robisz to również dla drugiej strony i naprawiasz związek. A więc można to podsumować tak jak napisałeś powyżej. Pamiętając jednak, że właściwa motywacja jest taka, że robię to dla siebie a nie dla innych a w konsekwencji robię to również dla innych. Niby drobne rozróżnienie, ale ważne. Ile razy ktoś, że świerzaków rzuci hasło, że chce trzeźwieć np. dla rodziny to zaraz dostaje *j**** od starych wyjadaczy tematu i automatycznie pouczenie, że prawdziwa motywacja to trzeźwieć dla siebie. Pomijam już fakt, że jeżeli robie coś dla drugiej strony to w momencie, kiedy z jakiś tam powodów ją stracę to znowu ląduje w pustce.
 
 
     
Halibut 
Gaduła


Pomógł: 10 razy
Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 982
Skąd: Ocean Spokojny
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 14:41   

pietruszka napisał/a:

Pisałam o etapie związku z czasu czynnego alkoholizmu mojego partnera, bardziej miałam na myśli takie rozliczenie zbilansowanie tego okresu życia.

I tak to zrozumiałem. Pisałem o swoich przemyśleniach w odniesieniu do mojej osoby.
pietruszka napisał/a:
Jesteśmy troche bardziej skomlikowani od golarki elektrycznej.

Dla tego nie posiadamy instrukcji obsługi w odniesieniu do życia. Bo tu komplikacja materii jest trochę większa. A co do chęci uporządkowania i spojrzenia na pewne procesy, to wydaje mi się, że ma ono pewną wartość praktyczną. Przynajmniej dla mnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że z uwagi na brak przygotowania i wiedzy, przy najmniej z mojej strony, jest to trochę jak poruszanie się we mgle. Ale właśnie dla tego rozmawiam i pytam - bo chce się czegoś dowiedzieć.
 
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 15:20   

Halibut napisał/a:
e z uwagi na brak przygotowania i wiedzy, przy najmniej z mojej strony, jest to trochę jak poruszanie się we mgle.

A nie boisz się, że przeintelektualizujesz swoje zdrowienie?
_________________

 
     
Halibut 
Gaduła


Pomógł: 10 razy
Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 982
Skąd: Ocean Spokojny
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 15:53   

pietruszka napisał/a:

A nie boisz się, że przeintelektualizujesz swoje zdrowienie?

Dlatego, że chcę cos nazwać, poznać czy zrozumieć w sposób bardziej szczegółowy. Nie - nie boję się, mógłbym się bać wtedy gdybym zamiast pracy nad sobą uciekł w intelektualizowanie i relatywizowanie moich problemów, w tym celu żeby uchylić się od konieczności zmiany. Po prostu dostrzegłem swój problem neurozy i wynikającego z niej alkoholizmu w szerszym kontekście problemów i celów egzystencjonalnych człowieka. I zrozumiałem, że rozwiązanie tych dwóch problemów to dopiero pierwszy krok prawdziwego poszukiwania. Ale już daję spokój, nie będę więcej pisał i nudził w tej sprawie, bo pomyślicie, że jestem nawiedzonym neurotykiem.
:mgreen:
 
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Nie 26 Lut, 2012 16:14   

Halibut napisał/a:
Ale już daję spokój, nie będę więcej pisał i nudził w tej sprawie, bo pomyślicie, że jestem nawiedzonym neurotykiem.

spoko, tu sami nawiedzeni neurotycy... no prawie :lol2:


Wiesz... miałam na myśli to, że wiele w czasie terapii dzieje się poza tym intelektualnym oglądem, zaryzykowałabym nawet, że często są to takie przełomy, odbywające się na progu świadomości, w sferze nie tyle rozumowej co emocjonalnej. Bo można wiele zrozumieć, przeczytać mądrych książek, a nie wyleczyć się. O ma przykład przeczytanie "Lęku" Antoniego Kępińskiego pomogło mi zrozumieć źródła niektórych lęków, pojąć samo zjawisko, ale... nie pomogło mi na radzenie sobie z lękiem w życiu codziennym. Tu już pomogła mi terapia, samo dopuszczenie tego uczucia do swojego wnętrza i oswajanie lęków w praktyce, w codziennych działaniach. Wiedza niekoniecznie leczy emocje. Ba... czasem podłoże leków może mieć bardzo prozaiczną przyczynę fizjologiczną i wtedy pomóc może nie wiedza, nie terapia, co farmakologia.
Ostatnio zmieniony przez pietruszka Nie 26 Lut, 2012 16:14, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,26 sekundy. Zapytań do SQL: 12