Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Renaty historia o braku problemu
Autor Wiadomość
renamar1 
Milczek


Wiek: 54
Dołączyła: 22 Kwi 2012
Posty: 9
Skąd: Kraków
Wysłany: Śro 25 Kwi, 2012 07:47   Jak sięgnęłam dna.

Kiedy przestałam się oszukiwać i zaczęłam zmieniać swoje myślenie?
Jak sięgnęłam dna.
Tak sobie pomyślałam, że może warto się tym podzielić...
Pierwsze, maleńkie doświadczenie, nad którym zadumałam się niezwykle, a które tąpnęło moją rozchwianą psychiką, miało miejsce jakieś 12 lat po ślubie.
Byłam u sąsiadki. Sama. Oglądałyśmy jakiś film. Rzecz jasna- miałam pewność, że mojego męża w domu nie będzie, inaczej nie poszłabym nigdzie, bo bym takie wyjście awanturą okupić musiała. Wychodzić do znajomych nie było mi wolno. Zresztą, w tym czasie nie miałam już znajomych, bo skutecznie o to zadbał.
No więc z tą koleżanką zasiedziałyśmy się przed telewizorem, zrobiło się późno. I nagle usłyszałam zgrzyt klucza w zamku. To jej mąż wracał z pracy. Strach mnie sparaliżował. W ciągu kilku sekund ułożyłam w myślach scenariusz, jaki odbędzie się za chwilę: on wpadnie do domu, wściekły, skomentuje złośliwie moją obecność, wydrze się na żonę, że głodny, ona się zerwie na równe nogi, poleci do kuchni grzać mu obiad, on strzeli fochem, że ona przed telewizorem, a tu gary brudne w zlewie, ona będzie się troić, czworzyć i pięciorzyć, żeby te ziemniaki szybciej się odsmażyły, popatrzy na mnie błagalnym wzrokiem, żebym już sobie poszła i nie narażała jej na dalszą awanturę. A jak już sobie pójdę, to awantura i tak się odbędzie, bo "jak można siedzieć u kogoś do tej pory! Czy ona nie ma własnych obowiązków! A niech się do roboty, darmozjad weźmie!".
Cały ten proces myślowy przebiegł mi po głowie, zamarłam w bezruchu, cała przerażona i zaczęłam zbierać siły do wyjścia.
Tym czasem mąż mojej sąsiadki wszedł do pokoju, pocałował żonę swą w policzek na powitanie, ze szczerym uśmiechem na twarzy zawołał "O! Renia! Cześć!" i ... PRZEPROSIŁ, że z nami nie posiedzi, ale strasznie głodny jest i musi sobie odgrzać obiad... I poszedł grzać ten obiad. SAM. A jego żona, bez cienia zażenowania, pozostała wraz ze mną przy tym telewizorze. Uśmiechnięta, radosna i wyluzowana.
Szczęka opadła mi na samą podłogę. Ogarnął mnie absolutny stupor i nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca, żeby tę szczękę pozbierać.
To tak może wyglądać relacja w małżeństwie???
Ludzie mogą w taki sposób ze sobą rozmawiać???
Byłam zdumiona.
To doświadczenie sprawiło, że mój mózgojad przestał wreszcie zdychać z głodu. Zaczęłam MYŚLEĆ.
Niestety, mój osobisty mąż sprowadził mnie z tym myśleniem na ziemię. Jak spróbowałam bezczelnie zaprosić do siebie koleżankę i zignorować jego powrót do domu, to dostałam taką lekcję życia, że odechciało mi się eksperymentów.
Wszystko wróciło do chorej normy.
Urodziło się trzecie dziecko, byłam już całkowicie zaszczuta, samotna, nieszczęśliwa. Wpadłam w depresję. Zaległam na kanapie w salonie i jedyne, co byłam w stanie robić, to książki czytać. Żeby skierować myśli na jakieś inne życie, nie swoje własne. Jak automat wykonywałam wszystkie niezbędne czynności, po czym uciekałam w książki. Rzecz jasna czytałam, kiedy go nie było. Bo jak był, to musiałam robić cokolwiek, byle na stojąco, żeby nie prowokować awantury ("darmozjad pieprzony leży na kanapie całymi dniami! Książek się zachciewa! A do roboty! Ja całymi dniami zapierdzielam, a ta se tu leży i nic nie robi! A na meblach kurz!")
Przestałam nawet odczuwać ból. Z nikim nie rozmawiałam, zapadałam się w sobie, wyciągnęłam białą flagę i myślałam tylko o tym, żeby z sobą skończyć. I-wierzcie mi- zupełnie nie myślałam wtedy o dzieciach. A mam ich troje. Chciałam przestać żyć. Chciałam, żeby ten koszmar wreszcie się skończył.
Aż któregoś dnia dostałam jakiejś psychozy.
Kiedy mąż wrócił do domu, zaczęła się awantura, złapałam nóż i pobiegłam z tym nożem w jego kierunku. Zdębiał. Więc porwałam swoją torebkę i wybiegłam z domu.
Ocknęłam się na łóżku w szpitalu psychiatrycznym...
Nie pamiętam co się działo w tak zwanym "międzyczasie". Od mojej lekarki dowiedziałam się, że jakimś sposobem trafiłam do niej, ona wezwała karetkę, karetka zawiozła mnie do szpitala, nafaszerowali mnie jakimiś psychotropami i zasnęłam. Tyle.
Kiedy się już w sytuacji rozeznałam, okazało się, że mam w tym szpitalu pozostać.
Nigdy w życiu nie czułam się bardziej wystraszona, upokorzona i bezsilna.
Ci ludzie, których zobaczyłam wokół siebie, te zwyczaje panujące w szpitalu (łazienka czynna od-do, otwarta, jedzenie kotleta łyżką, brak paska przy szlafroku, brak możliwości zrobienia sobie kawy, brak możliwości wyjścia na zewnątrz, wykonania telefonu...) Byłam przerażona. Jednak tak mnie naćpano lekami, że nie byłam w stanie nic zrobić.
Po tygodniu poprosiłam lekarzy, żeby wypuścili mnie do domu na własne życzenie. Złożyłam obietnicę, że będę chodzić na oddział dzienny i wyszłam.
I- paradoksalnie- to, co mnie złamało, stało się moją siłą napędową.
Wracałam do domu taksówką, ryczałam jak bóbr i przysięgałam sobie, że nigdy w życiu nie trafię znowu w to miejsce. Choćbym miała polec na polu chwały. Wszystko, byle nie szpital.
I tak oto szpital uratował mi życie...
 
 
     
smokooka 
Uzależniony od netu


Pomogła: 100 razy
Wiek: 52
Dołączyła: 22 Lut 2012
Posty: 4059
Wysłany: Śro 25 Kwi, 2012 07:55   

Renata, nie umiem nic napisać...
Jesteś wspaniała.
_________________
Nie mąć tego co przejrzyste. (by Kami)
:smok: :oczyska: ka
 
     
DanaN 
Towarzyski
Współuzależniona



Pomogła: 19 razy
Wiek: 55
Dołączyła: 24 Sie 2011
Posty: 473
Wysłany: Śro 25 Kwi, 2012 19:01   

dromax napisał/a:
:oops: Gdy tak czytam te historie...tę RENAMAR1 i inne potwierdzające podobieństwo - to łapki opadają!
:shock: To WSPÓŁUZALEZNIENIE to potworna dysfunkcja. Coś strasznego! Toż to gorsze od uzależnienia alkoholowego. To jest tragiczne! Dlaczego te wszystkie kobiety tak chcą cierpieć? W imię czego?
skąd takie wnioski? samo podobieństwo historii o niczym nie mówi.
Dobrze, że użyłeś słowa historia... to przeszłość, tak było. Jednak w międzyczasie wiele się wydarzyło, wiele zmieniłam. Jestem świadoma, że mogę żyć inaczej. Już żyję inaczej... i pewnie nie ja jedna tak mam....
 
     
renamar1 
Milczek


Wiek: 54
Dołączyła: 22 Kwi 2012
Posty: 9
Skąd: Kraków
Wysłany: Śro 25 Kwi, 2012 19:28   

Dana- oczywiście, że nie ty jedna. Ja też żyję teraz zupełnie inaczej. I nie mogę pojąć jak to się stało, że mogłam kiedyś żyć tak, jak żyłam.
Pamiętam, jak zaczęła się moja droga ku zwycięstwu. Poznałam (przez internet) pewnego terapeutę, do którego napisałam maila. Opisałam jaka jestem strasznie biedna, nieszczęśliwa, jak podle traktowana, szykanowana i niszczona. Na końcu zadałam filozoficzne pytanie:
"Dlaczego ON mi to wszystko robi?"
Dostałam odpowiedź:
"Bo jest niedojrzałym, smarkatym gówniarzem".
Poczułam się cudownie. Balsam na mą duszę. Wreszcie ktoś, kto mnie rozumie...
Poszłam zatem o krok dalej i napisałam terapeucie o swoich uczuciach, rozterkach, nie szczędząc opisów z mojego jakże trudnego, uciemiężonego życia. Na końcu ponownie zadałam filozoficzne pytanie:
"Dlaczego JA sobie na to wszystko pozwalam?"
I dostałam odpowiedź:
"Bo jesteś niedojrzałym, smarkatym gówniarzem".
... i dopiero śmiertelne oburzenie pozwoliło mi zacząć widzieć :)
 
 
     
DanaN 
Towarzyski
Współuzależniona



Pomogła: 19 razy
Wiek: 55
Dołączyła: 24 Sie 2011
Posty: 473
Wysłany: Śro 25 Kwi, 2012 19:42   

renamar1 napisał/a:
"Dlaczego JA sobie na to wszystko pozwalam?"

z tym stwierdzeniem na początku mojej drogi nie umiałam się zgodzić. dziś wiem "o czym to jest" :)
 
     
ulena 
Gaduła



Pomogła: 21 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 16 Gru 2011
Posty: 674
Skąd: dzikie ostępy
Wysłany: Czw 26 Kwi, 2012 18:49   

renamar1 napisał/a:
przysięgałam sobie, że nigdy w życiu nie trafię znowu w to miejsce. Choćbym miała polec na polu chwały. Wszystko, byle nie szpital.

ehh schematy schematy u mnie równiez po pobycie w psychiatryku(niestety próba -stety-nieudana...) powoli zaczęło sie zmieniać , wiedziałam, że dalej tak zyć nie mozna, a już wtedy doceniłam dar jakim jest zycie i zaczęła sie moja mozolna wspinaczka ku wyzwoleniu , cały czas w górę choc sa i potknięcia i zjedzie się gdzieś znów pare metrów w dół na stromiźnie życia ale powoli wciąż i wciąż do przodu DO GÓRY . I już powoli przyzwyczajam się do mysli, że być może nigdy na sam szczyt nie wejdę zawsze bedzie pod górę ale juz sie z tego powodu nie cofam chce ciągle zmieniać siebie, chcę ciągle odkrywać moje prawdziwe ja , chcę być cora lepszym , a poprzez to i szczęsliwszym człowiekiem. O i to tyle :szok: ale się spisałam łoj
_________________
MOJA SŁABOŚĆ JEST MOJĄ SIŁĄ
 
     
Silve 
Małomówny
żona alkoholika


Wiek: 55
Dołączyła: 27 Kwi 2012
Posty: 15
Skąd: podkarpackie
Wysłany: Nie 29 Kwi, 2012 21:24   

Renata, cóż napisać... Ja już nie chcę pamiętać przeszłości. Dziś jest piękne, a jutro? Nie wiem jakie będzie. Ważne jest dziś :D Pozdrawiam Cię cieplutko :)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,23 sekundy. Zapytań do SQL: 11