Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Prośba o pomoc.
Autor Wiadomość
Zoe 
Małomówny


Wiek: 65
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 14
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 11:37   Prośba o pomoc.

Witam serdecznie.
Nie chciałam na początku mnożyć tematów i błądziłam po tych istniejących, szukając podobnej do swojej sytuacji, ale wydaje mi się niegrzeczne tak włazić komuś w temat ze swoimi sprawami, więc postanowiłam napisać osobny.Dla tych, co mnie nie znają przedstawię pokrótce swoją historię.
Mój mąż pił od początku właściwie. Tak, jak i jego ojciec.U mnie w rodzinnym domu wódka była tylko na święta, więc zupełnie nie czułam tematu i nie miałam żadnego doświadczenia.
Po kilku latach małżeństwa zaczęło to stawać się uciążliwe.Naciskałam, żeby przestał. Nawet nie chciał słuchać. Żeby mi zamknąć usta wychodził trzaskając drzwiami i pił tym bardziej. Miał pretekst. Przestałam więc robić mu wyrzuty, żeby nigdzie nie chodził.Wtedy pił w domu.Z kolegami albo sam. Siedziałam cicho, jak mysz pod miotłą, bo mój mąż to kawał chłopa, gwałtowny i niepokorny. Prawdę mówiąc wobec mnie nie bywał nigdy agresywny - może dlatego, że starałam się ciedzieć cicho. Straszne jednak było w jego piciu to, że był niebezpieczny dla samego siebie. Coś mu się po wódce w głowie takiego robiło, że dokonywał samookaleczeń. Nie były to żadne pozoracje. (Boże mój! Nie myślałam, że kiedykolwiek jeszcze będę o tym pisała, no ale jak zaczęłam to skończę, bo to może wyjaśnić niektóre motywy mojego postępowania). Jak samuraj pakował sobie w brzuch największy, ostry kuchenny nóż. Psycholog badający go po którymś takim incydencie stwierdził, że to dla rozładowania napięcia.
Po takich ekscesach tym bardziej bałam się robić mu wyrzuty i tylko błagałam go, żeby nie pił. On miał to gdzieś i myślę, że wtedy nauczył się manipulować mną. A ja już coraz mniej miałam odporności, żeby patrzeć na te jatki - krew, rany, krzyki moich dzieci, cały cyrk z pogotowiem i policją, która zaraz sprawdzała, czy to ja mu nie zrobiłam tego, bo nie chcieli wierzyć, że on sam tak. Wprawdzie mój móż, który przeważnie był przytomny po takim harakiri przysięgał policjantom, że to on sam, ale i tak patrzyli podejrzliwie.
Najbardziej było mi żal moich chłopców. Młodszy syn już od siódmego roku życia, kiedy ojca dłużej nie było w domu i podejrzewaliśmy, że wróci pijany, ze strachem w oczach zbierał wszystkie noże i chował pod swoją poduszkę. Nie mogłam już na to patrzeć. Starszy miał silną nerwicę, wcześnie zaczął palić papierosy, szaleństwo. Trwało tak prawie trzydzieści lat. Ja przed trzydziestką przeszłam chorobę nowotworową, Bóg dał przeżyć - pewnie dla dzieci i kabarecik leciał dalej. Sześć lat temu już nie wytrzymałam. Chłopcy poszli z domu, zorganizowali sobie własne życie, zostaliśmy tylko we dwójkę. Właśnie wtedy weszłam na forum. Uświadomiono mi co się dzieje, poszłam na terapię i przyłączyłam się do grupy Al-Anon.Dużo zrozumiałam, zrobiło mi się lżej. Z natury jestem twarda baba, może nie tak energiczna, jak uparta. Postanowiłam zmienić swoje życie. Przy pomocy przyjaciół uciekłam z domu. Zabrałam część swoich rzeczy, zwierzaki i zostawiłam mężowi na stole list. Napisałam w nim to wszystko, czego nie miałam odwagi mu powiedzieć. Siostra wzięła mnie do siebie. W międzyczasie szukałam jakiegoś mieszkania.
Czułam się dobrze, choć tęskniłam do domu, ale poczucie wolności i niezależności rekompensowało mi ten żal. Dowiedziałam się od dawnej sąsiadki, że moj mąż pije - na całego. Od rana do wieczora. Codziennie zbierały się w naszym domu wszystkie wsiowe pijaki i balowali. Był wolny, robił, co chciał. Po czterech miesiącach przyszły Święta Bożego Narodzenia. Synowie przyjechali z Krakowa, do mojej siostry oczywiście. Moja teściowa, którą, nawiasem mówiąc, zawsze bardzo lubiłam, zła była na mnie, że odeszłam i namawiała moich synów, żeby spotkali się z ojcem. Starszy nawet dzwonił do męża. On jak zwykle był pijany i chłopcy powiedzieli, że nie pójdą. Mieli do niego straszny żal. Ja nie ingerowałam w to, bo to już byli dorośli ludzie. Pod wieczór w drugi dzień Świąt zadzwoniła do mnie dawna sąsiadka i powiedziała, że mój mąż jest w szpitalu. Znowu sobie zrobił to, co zawsze, w trakcie picia na oczach sąsiadów. Jeden na ten widok prawie zemdlał.Wezwali karetkę. Tym razem to było prawie skuteczne. Stracił mnóstwo krwi, bo przy lekarzu wyrwał sobie z brzucha ten nóż. Miał szok krwotoczny, nerki prawie przestały pracować. Pojechałam do szpitala i czekałam na koniec operacji. Lekarz ostrzegł mnie, że może umrzeć. Możecie wyobrazić sobie, co czułam. Czekałam, aż po operacji obudzi się. Nie poszłam jednak do niego. Nie mogłam. Musiałabym go pocieszać, a ja już nie chciałam tak żyć i nie chciałam go okłamywać. Nie poszłam do niego ani razu. Wiedziałam, że dochodzi do zdrowia, wszystko się goiło, kolejny raz mu się udało! Cieszyłam się, bo ciągle go kochałam. Pomyślicie pewnie, że byłam strasznie glupia.
Z tego szpitala dzwonił do mnie. Przepraszał, obiecywał poprawę. Ja jednak mówiłam tylko jedno słowo:TERAPIA. Wściekał się, przerywał rozmowę, ale byłam nieugięta, choć tak bardzo miałam ochotę pójść do niego i przytulić się. Nie poszłam.
Po wyjściu z oddziału chirurgicznego sam zgłosił się do szpitala na odwyk. Po miesiącu, jak wyszedł zapisał się jeszcze na terapię w przychodni. Tam trafił na terapeutkę Bożenkę - swojego anioła, która jako jedna z nielicznych umiała do niego przemówić. Przestał pić, chodził na zajęcia. Prosił, żebym wróciła. Wróciłam, bo na myśl, że jakaś obca baba miałaby teraz przyjść na gotowe to szlag mnie trafiał ( mój mąż to kawał przystojnego chłopa). Żyliśmy spokojnie pięć lat. Nie bylo łatwo, bo nieraz bywał nerwowy, wóda ciągnęła go, ale się nie dawał. Rok temu dostałam wylewu. Po tym opiekował się mną jak dzieckiem. Gotował mi obiady i codziennie woził je do szpitala oddalonego o 30 kilometrów, karmił mnie, mył i przebierał, zajmował się domem i nie pił. Trzymał się. Ja z czasem nauczyłam się z powrotem chodzić, tylko jedną rękę wciąż mam niewładną. Radzę sobie już jednak z samoobsługą. Przedwczoraj mój mąż po raz pierwszy napił się. Nie wiem zresztą, czy pierwszy . Ja wcześniej nic nie zauważyłam. Przedwczoraj to było tak widoczne, konkretne. Rzygał całą noc. Rano przepraszał i złorzeczył sobie. Przysięgał, że już nigdy. W te przysięgi to ja nie wierze. Podsuwałam mu pomysł meetingu lub spotkania z terapeutą. Nie chce słuchać. Twierdzi, że poradzi sobie i już! Nie mam w tym żadnego doświadczenia.
Stąd moja prośba. KOLEDZY ALKOHOLICY, PORADŹCIE! Wszystko opisałam dla lepszego zrozumienia sytuacji. Poradźcie, jak powinnam postępować, żeby nie przeszkadzać mu w utrzymaniu trzeźwości.Na razie siedzę cicho i nie zaczynam żadnych rozmów na ten temat. W domu spokój, tylko w nocy dręczą mnie koszmary.
Pozdrawiam serdecznie.
_________________
Nie potrafię zmienić mojego alkoholika. Mogę zmienić tylko siebie.
Ostatnio zmieniony przez Zoe Wto 18 Wrz, 2012 11:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
smokooka 
Uzależniony od netu


Pomogła: 100 razy
Wiek: 52
Dołączyła: 22 Lut 2012
Posty: 4059
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 11:43   

Zoe napisał/a:
Ja jednak mówiłam tylko jedno słowo:TERAPIA.


Zoe, a Ty? Twoja terapia?


Podstawową rzeczą jest nie dbanie w żaden sposób o trzeźwość męża, oddanie jemu odpowiedzialności za cały ten proces. On i tak zrobi to, co będzie chciał i jak będzie chciał. Ty możesz i tego Ci życzę - zadbać o siebie, o swój spokój, o swoje zrozumienie tego wszystkiego co się działo i dzieje w Twoim związku.
Wszystkiego o metodach, sposobach, trikach dowiesz się właśnie na terapii dla współuzależnionych lub/oraz na mitingach Al-anon.
_________________
Nie mąć tego co przejrzyste. (by Kami)
:smok: :oczyska: ka
 
     
Jo-asia 
Upierdliwiec
miłośniczka


Pomogła: 59 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 10 Sie 2012
Posty: 2955
Skąd: Katowice
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 11:50   

Zoe napisał/a:
Pomyślicie pewnie, że byłam strasznie glupia.

pomyślałam, że bardzo go kochasz :)
jestem pełna podziwu, dla Ciebie, Was.
Nie, mnie radzić.
Jednak, trzymam kciuki i powodzenia, jestem pewna, że i tym razem dasz radę. :)
Cytat:
Nie potrafię zmienić mojego alkoholika. Mogę zmienić tylko siebie.

myślę, że to zdanie jest kluczem, Twoim kluczem
_________________
...Jak tak płaczę, to mi lepiej i przestaje mnie dobijać nieuchronność przemijania.. 3r23
Ostatnio zmieniony przez Jo-asia Wto 18 Wrz, 2012 11:52, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Zoe 
Małomówny


Wiek: 65
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 14
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:05   

Smokooka, pytasz o moją terapię. Przeszłam terapię dla współuzależnionych w przychodni, sześć lat temu. Teraz jestem w kontakcie, luźnym wprawdzie, ale jednak, z grupą Al-Anon w swoim środowisku.W czwartek właśnie wybieram się na meeting.
Myślę o sobie. Proszę o pomoc z zakresu wiedzy o mechanizmach nawrotów bo tak po prawdzie stara żem już i nie mam takiej odporności, jak dawniej. Chciałabym po prostu maksymalnie zaoszczędzić sobie nerwów.I nie robić głupstw.
Dzięki Wam za dobre słowo. Jak zawsze trzymacie mnie przy równowadze psychicznej.Pozdrawiam serdecznie.
_________________
Nie potrafię zmienić mojego alkoholika. Mogę zmienić tylko siebie.
 
     
olga 
Uzależniony od netu



Pomogła: 77 razy
Dołączyła: 01 Wrz 2011
Posty: 4353
Skąd: Hagen
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:09   

:kciuki: Szkoda, ze takie rzeczy sie zdarzaja, ze nie ma jak w bajce "żyli długo i szczęśliwie". Ja nic nie doradzę, bo wywaliłam alko z domu i mam święty spokój, ale Tobie nie napiszę:zrób tak. Zrobisz jak bedziesz uważała. :buzki:
 
     
smokooka 
Uzależniony od netu


Pomogła: 100 razy
Wiek: 52
Dołączyła: 22 Lut 2012
Posty: 4059
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:10   

Rozumiem, że Twoją lawinę emocji wywołał mąż zapiciem? Martwisz się znów, wspomnienia wróciły?
_________________
Nie mąć tego co przejrzyste. (by Kami)
:smok: :oczyska: ka
 
     
piotr7 
Gaduła


Pomógł: 9 razy
Wiek: 70
Dołączył: 10 Kwi 2012
Posty: 949
Skąd: lubuskie
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:10   

Jeżeli Twój mąż nie decyduje się na powrót na terapię to ma raczej niewielkie szanse na utrzymanie trzezwości .Jeżeli nie chodził na mitingi i nie utrzymuje kontaktu z trzezwiejącymi alkoholikami to sam raczej nie da sobie rady .
Mi się nie udało .
Twoje podejrzenia że to raczej nie pierwszy ,w ostatnim czasie ,jego kontakt z alkoholem są w pełni uzasadnione .
W jego przypadku terapia i jeszcze raz terapia. Ta sądzę .
 
     
olga 
Uzależniony od netu



Pomogła: 77 razy
Dołączyła: 01 Wrz 2011
Posty: 4353
Skąd: Hagen
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:13   

Przypomniała mi sie moja terapka. Ona jest żona niepijącego alkoholika. Facet nie pił 12 lat. Zapil. Ona wyprowadziła sie natychmiast z domu i zerwała kontakt. On chlał jeszcze dwa miesiące i zgłosił sie na odwyk. Nie pije dwa lata. Czy to recepta? Nie wiem, ale w tej sytuacji pomogło.
 
     
Marc-elus 
Uzależniony od netu


Pomógł: 69 razy
Wiek: 45
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 3665
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:13   

Zoe napisał/a:
Poradźcie, jak powinnam postępować, żeby nie przeszkadzać mu w utrzymaniu trzeźwości.Na razie siedzę cicho i nie zaczynam żadnych rozmów na ten temat.

Przecież nie Ty utrzymywałaś jego trzeźwość, nie przez Ciebie się napił.
Siedząc cicho, możesz jedynie oczekiwać na ciąg dalszy. Nie ma co prorokować, ale raczej będzie:
Zoe napisał/a:
Podsuwałam mu pomysł meetingu lub spotkania z terapeutą. Nie chce słuchać. Twierdzi, że poradzi sobie i już!

Nikt nie jest wstanie jasno powiedzieć jak rozbroić mechanizmy, które jak widać działają....
Nie jesteś w stanie go zmusić do terapii czy AA, a to byłoby dla Niego najlepsze.
A może poszukać tej Jego terapeutki, Pani Bożenki? Ma do Niej zaufanie.....
 
     
Marc-elus 
Uzależniony od netu


Pomógł: 69 razy
Wiek: 45
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 3665
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:19   

Zoe, apropos powrotu na terapie czy do AA.....
Gdy zapiłem(nie raz) i miałem pójść na terapie, żeby opowiedzieć o tym, przed terapeutką i grupą, ciężko mi było. Jakiś rodzaj wielkiego wstydu, pomieszanego z.... sam nie wiem czym. Tak działa właśnie chore myślenie.
Nie wiem czy jesteś w stanie mu uświadomić, że to nie wstyd przyznać się do zapicia - to odwaga.
Wstyd i głupota nic z tym nie zrobić.

Trzymaj się ciepło..... :pocieszacz:
 
     
olga 
Uzależniony od netu



Pomogła: 77 razy
Dołączyła: 01 Wrz 2011
Posty: 4353
Skąd: Hagen
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:22   

Ja bym się nie angażowała. Sam powinien do tego dojść. Z moich doświadczeń wynika, że chocby nie wiem ile energii włożyc w "pomoc" alkoholikowi nic to nie da. On musi chcieć. Do chcenia nie da sie nikogo zmusić.
 
     
Zoe 
Małomówny


Wiek: 65
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 14
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:23   

Z tą terapeutką to dobra myśl, tylko, że moj alko prosił, żebym nikomu o jego zapiciu nie mówiła.O terapeutce nawet mu wspominałam. Prosił, żebym ani jej ani nikomu więcej nie mówiła.Szczególnie dzieciom. Obiecałam, że nie powiem tym razem, ale następnym to już tak. Pewnie źle zrobiłam.
Ja tak czuję, że on bez pomocy sobie nie poradzi, choć dziś deklaruje coś wręcz przeciwnego. Jednak jak zapomni i uspokoi nerwy, to chęć napicia z pewnością wróci. Nie mam na to wpływu. Boję się tego, bo jestem stara, chora i niesprawna.
_________________
Nie potrafię zmienić mojego alkoholika. Mogę zmienić tylko siebie.
Ostatnio zmieniony przez Zoe Wto 18 Wrz, 2012 12:24, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
leon 
Trajkotka



Pomógł: 4 razy
Wiek: 62
Dołączył: 22 Lip 2012
Posty: 1744
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:24   

Marc-elus napisał/a:
Nie wiem czy jesteś w stanie mu uświadomić, że to nie wstyd przyznać się do zapicia - to odwaga.

Ja zapilem tydzien temu,wczoraj opowiedzialem wszystko terapce z detalami,nie czulem sie komfortowo,ale mimo moralnego dola,iskierka optymizmu sie pojawila...
_________________
I'm not beaten,I'm just going for a little walk
Magoichi Saika
 
     
olga 
Uzależniony od netu



Pomogła: 77 razy
Dołączyła: 01 Wrz 2011
Posty: 4353
Skąd: Hagen
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:28   

Zoe napisał/a:
moj alko prosił, żebym nikomu o jego zapiciu nie mówiła.


Nioooo, jaaa, komfort mu popsujesz. Trzymaj w tajemnicy i jeszcze sie wstydź.

Jak mu chcesz te terapkę załatwić? to bedą wizyty domowe czy w szpitalu? Przecież on będzie musiał tam sam iść. Będzie musiał? Pójdzie jak będzie chciał. Nic nie załatwiaj bo to i tak nic nie da. Sam poczłapie gdy go życie zmotywuje.
 
     
Marc-elus 
Uzależniony od netu


Pomógł: 69 razy
Wiek: 45
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 3665
Wysłany: Wto 18 Wrz, 2012 12:34   

Zoe napisał/a:
moj alko prosił, żebym nikomu o jego zapiciu nie mówiła

O proszę:
Marc-elus napisał/a:
ciężko mi było. Jakiś rodzaj wielkiego wstydu, pomieszanego z.... sam nie wiem czym. Tak działa właśnie chore myślenie.

Zobacz to: http://www.youtube.com/watch?v=902YkCaZfcM
I do tego drugą część: http://www.youtube.com/wa...&feature=fvwrel
Co zrobiła Jego żona?
Oczywiście, każdy jest inny......
olga411 napisał/a:
Z moich doświadczeń wynika, że chocby nie wiem ile energii włożyc w "pomoc" alkoholikowi nic to nie da. On musi chcieć. Do chcenia nie da sie nikogo zmusić.

Wszyscy to wiemy. Jednak są różne okoliczności. Jak to się dzieje, że niektórzy trafiają na terapie, a inni do końca życia "nie chcą"?
Mnie pogoniła rodzina a kropkę nad i postawiło to forum. Sam z siebie chyba bym nie poszedł.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,22 sekundy. Zapytań do SQL: 11