staaw
Uzależniony od Dekadencji
Wiek: 52 Dołączył: 18 Sie 2010 Posty: 9025
|
Wysłany: Wto 18 Gru, 2012 21:09 Stanisław Lem
|
|
|
Fragment "Dzienników gwiazdowych" o katechizacji kosmitów...
- Niechże pan więc słucha. Już pierwsi odkrywcy Urtamy nie mogli nachwalić
się jej mieszkańców, potężnych Memnogów. Panuje przeświadczenie, że te rozumne
istoty należą do najbardziej uczynnych, łagodnych, dobrotliwych i
przenikniętych altruizmem stworzeń w całym Kosmosie. Licząc więc na to, że na
takim gruncie doskonale przyjmie się ziarno wiary, wysłaliśmy do Memnogów ojca
Orybazego mianując go biskupem in partibus infidelium. Przybyłego na Urtamę
przyjęli Memnogowie tak, że trudno sobie życzyć czegoś lepszego; otaczali go
macierzyńską opieką, szanowali, wsłuchiwali się w każde jego słowo,
odczytywali mu z oczu i spełniali natychmiast każde życzenie, wprost pili
wygłaszane przezeń nauki, jednym słowem, oddali mu się całkowicie. W listach,
które mi pisywał, nie mógł się ich nachwalić, nieszczęśliwy...
Tu ojciec dominikanin strzepnął rękawem habitu łzę z powieki. - W tak
sprzyjającej atmosferze ojciec Orybazy nie ustawał dniem ani nocą głosić zasad
wiary. Wyłożywszy Memnogom historię Starego i Nowego Testamentu, Apokalipsę i
Listy apostolskie, przeszedł do żywotów świętych; szczególnie wiele żaru
włożył w opiewanie męczenników pańskich. Biedak... to zawsze była jego słabość...
Przemagając wzruszenie ojciec Lacymon ciągnął drżącym głosem:
- Prawił im przeto o świętym Janie, który zdobył światłość wiekuistą, kiedy
go żywcem ugotowano w oleju, o świętej Agnieszce, co dałą sobie głowę dla
wiary odciąć, o świętym Sebastianie, przeszytym mnogimi strzałami, który
cierpiał srogie katusze, za co w raju przywitały go pienia anielskie, o
młodziankach świętych ćwiartowanych, duszonych, łamanych kołem i palonych
małym ogniem. Męki te przyjmowali z zachwytem, pojmując, że zyskują tak
miejsce po prawicy Pana Zastępów. Kiedy opowiedział im wiele podobnych,
godnych naśladowania żywotów, zasłuchani w jego słowach Memnogowie jęli
spoglądać na siebie, a największy z nich zagadnął nieśmiało:
- Wielebny kapłanie nasz, kaznodziejo i ojcze czcigodny, powiedz nam
proszę, jeśli tylko zechcesz zniżyć się do niegodnych twych sług, czy dusza
każdego, kto gotów jest na męczeństwo dostaje się do nieba?
- Niewątpliwie tak, synu mój! - odrzekł ojciec Orybazy.
- Taak? To bardzo dobrze... - powiedział przeciągle Memnóg. - A czy ty,
ojcze duchowny, pragniesz dostać się do nieba?
- Jest to moim najgorętszym życzeniem, synu.
- A świętym chciałbyś zostać? - pytał dalej wielki Memnóg.
- Synu zacny, któż by nie chciał nim zostać, ale gdzie mnie tam,
grzesznemu, do tak wysokiej godności; trzeba wytężać wszystkie siły i dążyć
nieustannie w największej pokorze serca, aby wstąpić na tę drogę...
- Więc chciałbyś zostać świętym? - upewnił się Memnóg raz jeszcze,
spozierając zachęcająco na towarzyszy, którzy nieznacznie unieśli się z miejsc.
- Oczywiście, synu.
- No to my ci pomożemy!
- W jaki sposób, miłe owieczki? - spytał z uśmiechem ojciec Orybazy,
albowiem radowała go naiwna gorliwość wiernej trzódki.
Na to Memnogowie delikatnie, lecz mocno wzięli go pod pachy i rzekli:
- W taki sposób, drogi ojcze, jakiego nas właśnie nauczyłeś!
Za czym najpierw zdarli mu z grzbietu skórę i namaścili to miejsce smołą,
jak to zrobił kat Irlandii świętemu Hiacyntowi, potem odrąbali mu lewą nogę,
jak to poganie uczynili świętemu Pafnucemu, następnie rozpruli mu brzuch i
wsadzili weń wiecheć słomy, jak to się przydarzyło błogosławionej Elżbiecie
normandzkiej, za czym wbili go na pal, jak Emalkici świętego Hugona, połamali
mu żebra, jak Tyrakuzanie świętemu Henrykowi z Padwy, i spalili go powolutku
na małym ogniu, jak Burgundzi Dziewicę Orleańską. Potem zaś odsapnęli, umyli
się i jęli łzy ronić rzewne za swym utraconym pasterzem. Na czym właśnie
zastałem ich, albwiem objeżdżając wszystkie gwiazdy diecezji wstąpiłem do ich
parafii. Kiedy usłyszałem, co się stało, włosy wstały mi na głowie. Załamawszy
ręce krzyknąłem:
- Niegodni zbrodniarze! Mało dla was piekła! Czy wiecie, żeście wydali
dusze na wieczne potępienie?!!
- A jakże - odparli szlochając - wiemy!
Ów największy Memnóg wstał i tak mi powiedział:
- Czcigodny ojcze, wemy dobrze, że będziemy potępieni i męczeni do końca
świata, i musieliśmy toczyć straszne walki duchowe, zanim powzięliśmy ten
zamiar, jednakowoż ojciec Orybazy nieustannie powtarzał nam, że nie ma takiej
rzeczy, której dobry chrześcijanin nie uczyniłby dla swego bliźniego, że
należy oddać mu wszystko i na wszystko być dlań gotowym; tak więc
zrezygnowaliśmy z największą rozpaczą ze zbawienia myśląc tylko o tym, by
najdroższy ojciec Orybazy zyskał koronę męczeńską i świętość. |
_________________ Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie |
|