Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Teksty Osho
Autor Wiadomość
Mariusz85 
Małomówny
yuraa


Wiek: 39
Dołączył: 02 Wrz 2016
Posty: 20
Skąd: moderator
  Wysłany: Pią 02 Wrz, 2016 10:08   Teksty Osho

Teksty Osho to taki trochę buddyzm zen.
Trochę filozofia.
Polecam każdemu.
Niewierzącym również, gdyż w buddyzmie nie ma Boga ;)


Na zachętę do czytania krótki tekst tegoż mistrza:

Jeśli chcesz dotrzeć do siebie, żadnej drogi nie ma. Nie ma przestrzeni ani odległości. Już jesteś sobą, droga nie istnieje. Dlatego zen nazywany jest ścieżką bez ścieżki, bramą bez bramy. Bramy nie ma, to właśnie jest ta brama. Ścieżka bez ścieżki - ścieżki nie ma, a zrozumienie tego to właśnie ścieżka. Zen polega na wrzuceniu cię w twoją rzeczywistość. Nie trzeba niczego odwlekać. Żyj, spaceruj, kochaj, śpij, jedz, weź kąpiel. Bądź totalny. Pozwól się dziać wszystkiemu. Po prostu bądź. I nie usiłuj rozumieć, ponieważ wysiłek podjęty w tym celu, wysiłek podjęty z zamiarem zrozumienia, stwarza problemy. Stajesz się podzielony. Nie twórz problemów, bądź.


POTRZEBA BLISKOŚCI




Każdy obawia się bliskości, bez względu na to, czy jest tego świadomy, czy nie. Bliskość oznacza odkrycie się przed obcym. Wszyscy jesteśmy sobie obcy: nikt nie zna nikogo. Jesteśmy obcy nawet sobie samym, gdyż tak naprawdę nie wiemy kim jesteśmy.

Bliskość, zbliżenie się do kogoś obcego oznacza, że musisz odrzucić wszystkie mechanizmy obronne; tylko wtedy owa bliskość jest możliwa. Ale powstaje lęk, że gdy przestaniesz się "bronić"; gdy zrzucisz wszystkie maski jakie nosisz... kto wie, co zrobi z tobą ten obcy, ta druga osoba?

Wszyscy ukrywamy tysiące rzeczy - nie tylko przed innymi, ale nawet przed samymi sobą - gdyż byliśmy wychowani w chorym społeczeństwie, które narzuciło nam tysiące zahamowań, tysiące zakazów, nakazów, tabu. Stąd lęk przed obcym, bez względu na to, czy żyjesz z tą osobą dziesięć, dwadzieścia, czy trzydzieści lat - owa obcość nigdy nie znika. I czujesz się lepiej, gdy zachowujesz trochę dystansu i masz w zanadrzu swoje mechanizmy obronne, gdyż ktoś może wykorzystać twoją słabość, twoją podatność na zranienie. Tak, każdy, dosłownie każdy obawia się bliskości.

Ten problem staje się znacznie bardziej poważny, gdyż każdy PRAGNIE bliskości. Każdy pragnie bliskości, gdyż bez niej jesteś samotny we wszechświecie, żyjesz bez przyjaciela, bez ukochanej, bez kogokolwiek komu mógłbyś ufać, bez kogokolwiek przed kim mógłbyś odkryć swoje rany. A pamiętaj, że rany nie zabliźnią się, jeśli nie są odsłonięte. Gdy je zasłonisz, wypełnią się jedynie jeszcze większą ropą.

Bliskość jest podstawową potrzebą człowieka, więc każdy jej pragnie, ty też... ale jednocześnie pragniesz też, aby to ta DRUGA osoba się zbliżyła; aby się odsłoniła, odrzuciła swoje mechanizmy obronne, odkryła swoje rany, zerwała maski które nosi, odkryła swoją autentyczną osobowość, stanęła zupełnie "nago" przed tobą. A jednocześnie pragnąc bliskości, sam obawiasz się odrzucić swoje "obrony".

Jest to jeden z zasadniczych konfliktów pomiędzy przyjaciółmi, ukochanymi: nikt nie chce się odsłonić, stanąć w "nagości", zupełnie szczerze przed tym drugim. A oboje pragną bliskości...

Stąd, jeśli nie odrzucisz zahamowań i stłumień, którymi "obdarowali" cię twoi rodzice, twoje wychowanie, twoje społeczeństwo, twoja kultura i twoja religia, wtedy nigdy tak naprawdę nie zbliżysz się do nikogo. Ale to TY musisz przejąć inicjatywę, nie przerzucaj tego na tę drugą osobę.

Często, nawet gdy ktoś inny jest gotowy by obdarzyć cię swoją miłością... wtedy wycofujesz się. Pojawia się obawa: "tak, to piękne, ale jak długo będzie to trwać? Wcześniej, czy później będę musiał się odkryć". A miłość oznacza bliskość, miłość to dwie osoby zbliżające się do siebie, miłość to dwa ciała w jednej duszy. I pojawia się lęk, lęk o swoją duszę, swoje wnętrze... "przecież nie jestem doskonały, lepiej się ukryć, lepiej się nie odkrywać, niż narazić na odrzucenie"... I w ten sposób lęk przed odrzuceniem nie pozwala ci przyjąć miłości, nie pozwala ci zbliżyć się do innej osoby.

Co zatem robić? Pierwszy, podstawowy krok to akceptacja siebie samego, takiego jakim jesteś... odrzuć tradycję, która doprowadziła niemal cały świat do szaleństwa. Spójrz do wewnątrz i odrzuć wszystko, co zostało ci narzucone; wszystko co powoduje twój wstyd. Musisz zaakceptować swoja naturę, taką jaka jest, a nie taką jaka "powinna być". Nie nauczam żadnych "powinienem/nie powinienem". Wszystkie "powinienem/nie powinienem" to przyczyna choroby ludzkiego umysłu. Odrzuć wszystkie powinności bycia kimś ważnym, pobożnym, respektowanym... nie ma nic piękniejszego od bycia prostym i zwyczajnym, od bycia po prostu sobą. Możesz wyrażać siebie autentycznie i szczerze - stajesz się otwarty i ta otwartość pomoże innej osobie otworzyć się przed tobą. Twoja bezpretensjonalna, autentyczna prostota to zachęta dla bliskości, zaufania i otwartości ze strony drugiej osoby. Gdy znikają wszystkie "powinienem/nie powinienem", gdy nie musisz się już ukrywać i bać, wtedy pojawia się bliskość.

Kiedy pojawia się miłość, kiedy chcesz w nią głębiej wejść, powstaje następny problem. Wchodząc głębiej w miłość, tracisz swoje fałszywe "ja". I zaczynasz się bać, unikać głębi miłości, gdyż ta głębia jest jak śmierć. Zaczynasz tworzyć bariery między sobą a twoją ukochaną, gdyż kobieta wydaje się jak przepaść, przepaść przez którą możesz zostać wchłonięty. Powstałeś z kobiety, ona jest łonem, przepaścią... jeśli może dać ci życie, może dać ci też śmierć. Kobieta jest niebezpieczna, tajemnicza. Nie potrafisz żyć bez niej i jednocześnie nie potrafisz żyć z nią. Nie możesz się od niej oddalić, gdyż bez niej życie jest puste; nie możesz się do niej zupełnie zbliżyć, gdyż wtedy tracisz swoje "ja".

Ten konflikt jest typowy w każdej miłości. Zatem czynisz kompromisy: nie oddalasz się zbyt daleko, ale też nie zbliżasz się totalnie. Stoisz gdzieś w środku, balansując sobą... ale wtedy miłość nie może się pogłębić. Głębia miłości jest osiągalna tylko wtedy, gdy odrzucisz lęk i skoczysz z zamkniętymi oczami głową w przód.

Jest to niebezpieczne - miłość może zabić twoje ego, twoje "ja". Miłość to trucizna dla twojego fałszywego "ja". Miłość to życie dla ciebie prawdziwego, miłość to śmierć dla twojego ego. Musisz skoczyć. Musisz się zbliżyć i dosłownie rozpłynąć w kobiecie... ta bliskość to drzwi do boskości, do wieczności.

Kobieta ma podobny problem. Im bardziej zaczyna zbliżać się do mężczyzny, ten tym bardziej stara się od niej uciec i znajduje tysiące wymówek by się oddalić. Zatem kobieta musi czekać, a czekanie to następny problem: jeśli kobieta nie przejmuje inicjatywy, wygląda to na obojętność, a obojętność może zabić miłość. Nic nie jest bardziej zabójcze dla miłości niż obojętność. Nawet nienawiść jest lepsza, gdyż jest przynajmniej pewnym rodzajem relacji miedzy dwojgiem osób. Miłość może przetrwać nienawiść, ale nie znosi obojętności. I stąd kobieta ma trudności; jeśli przejmuje inicjatywę, mężczyzna ucieka, gdyż większość mężczyzn nie znosi kobiet, które podejmują inicjatywę. Mężczyzna czuje, że zbliża się przepaść, więc lepiej uciec, zanim będzie za późno. Tak właśnie powstają donżuani. Krążą od jednej kobiety do drugiej, wypełnieni lękiem, że przepaść może ich wchłonąć. Donżuani nie są prawdziwymi kochankami, choć na nich wyglądają - każdego dnia nowa kobieta. Donżuani to przestraszeni ludzie, obawiający się bliskości.

Zatem kobieta również stoi pośrodku; tak jak mężczyzna między lękiem przed przepaścią a pragnieniem bliskości, tak kobieta między przejęciem inicjatywy a obojętnością. Obie sytuacje są złe, to zwykłe kompromisy. A kompromisy nie pozwalają rozkwitnąć miłości. Kompromisy nie pozwalają niczemu rozkwitnąć. Kompromisy to kalkulacja, spryt... potrzebne w biznesie, ale nie mające nic wspólnego z miłością. Więc zaryzykuj, odrzuć bariery swojego ego i skocz... skocz w prawdziwą bliskość, skocz w prawdziwą miłość.

Na początku miłość ma barwę seksu. Jeśli jest płytka, pozostanie do tego seksu zredukowana; tak naprawdę to nie będzie żadna miłość. A bez miłości seks sprowadza życie do prymitywnego, wręcz obrzydliwego poziomu. Seks może być piękny, gdy towarzyszy mu miłość. Sam w sobie jest obrzydliwy. To tak jakby najpiękniejsze oczy najpiękniejszej kobiety wyjąć z oczodołów. Pozbawione ciała, nawet najpiękniejsze oczy są obrzydliwe.

Bliskość w stosunku do jednej kobiety lub mężczyzny jest dużo lepsza, niż mnogość relacji partnerskich. Może ta mnogość jest zabawna, ale powierzchowna - nigdy nie zdołasz rozwinąć się wewnętrznie. Miłość to nie sezonowy kwiatek, potrzeba jej wiele czasu by rozkwitła. Każdy mężczyzna ma w sobie pierwiastek kobiecości, każda kobieta ma w sobie pierwiastek męskości. Jedyny sposób, aby się o tej jedności przekonać, to bycie w głębokiej bliskości. Postaraj się bliskości rozkwitnąć tak bardzo, jak to tylko możliwe. Pozwól rozkwitnąć zaufaniu, odrzuć wszystkie bariery dzielące cię od drugiej osoby.

Według mnie, uduchowienie oznacza ciepło, miłość i bliskość. Źródłem ciepła jest kobieta. Jej miłość i oddanie, połączone z intelektem mężczyzny; jej serce połączone z głową mężczyzny, mogą uczynić cud...

Dzielcie się swoja miłością, swoimi sercami. Pragnę, aby kobieta i mężczyzna rozwijali się wspólnie, w głębokiej harmonii i poczuciu nieograniczonej bliskości. Tylko w ten sposób możemy zmienić świat.
_________________
Srutu tutu
Majtki z drutu
Ostatnio zmieniony przez Mariusz85 Pią 02 Wrz, 2016 10:14, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Mariusz85 
Małomówny
yuraa


Wiek: 39
Dołączył: 02 Wrz 2016
Posty: 20
Skąd: moderator
  Wysłany: Pią 02 Wrz, 2016 10:09   

SAMOTNOŚĆ




Moja cała praca polega na tym, żeby zburzyć wszystkie kłamstwa, które cię otaczają i nie zastępować ich niczym – po prostu zostawić cię nagiego we własnej samotności. Tylko w samotności możesz znaleźć prawdę – bo to ty jesteś tą prawdą.

Człowiek nie nauczył się jeszcze, jak poznać piękno samotności. Zawsze tęskni za kimś, zawsze pragnie być z kimś – z przyjacielem, z żoną, z mężem, z dzieckiem... z kimś. Stworzył więc społeczności, kluby, partie, ideologie, kościoły. U podstaw tego tkwi potrzeba, by jakoś zapomnieć o własnej samotności. Będąc powiązanym z tak wieloma tłumami próbujesz zapomnieć o czymś, co pojawia się natychmiast po zapadnięciu ciemności – o tym, że urodziłeś się samotny, że umrzesz samotny, że cokolwiek robisz – jesteś samotny.

Samotność jest czymś esencjonalnie związanym z twoim istnieniem i nie ma sposobu, by tego uniknąć. Ludzie boją się samotności i robią wszystko by jej uniknąć. Pójdą do kina na kiepski film, obejrzą mecz piłki nożnej... czy widzieliście coś bardziej idiotycznego? Kilku idiotów przerzuca piłkę na drugą stronę boiska, kilku kolejnych idiotów odrzuca ją z powrotem... a miliony innych idiotów gapi się na to, jakby działo się coś niezmiernie ważnego. W tłumie czują się lepiej i zdrowiej, gdyż wokół jest tylu podobnych ludzi. Każdy wspiera każdego by nie czuć się szalonym.

Wystarczą trzy tygodnie całkowitej izolacji: żadnych gazet, telewizji, radia, żony, męża, dzieci. Trzy tygodnie bez religii, społeczeństwa, klubów, uniwersytetów... pojawi się lęk, dosłownie oszalejesz. Będziesz zdumiony, widząc siebie w zupełnej samotności. Zrozumiesz, że to co robiłeś przez całe swoje życie, było niczym innym, jak tylko zakrywaniem dziur i ran własnego istnienia, zakrywaniem ich pięknymi kwiatami. Ale kwiaty nie uleczą ran. Być może odkryte rany mogą się zabliźnić. Zakryte, wypełniają się coraz większą ropą. Samotność to odkrywanie samego siebie. Osamotnienie to tęsknota za innymi, dopominanie się o innych, uzależnienie od innych. Stąd, ktoś inny ma nad tobą władzę, a ty masz władzę nad kimś innym. Osamotnienie jest słabością. Samotność jest siłą.

Jesteśmy sobie obcy. Być może spotkaliśmy się i żyjemy razem, ale nasza samotność jest zawsze z nami. Przestań uciekać od siebie samego i zatapiać się w różnych rodzajach narkotyków, relacji, religii. Nie przerzucaj własnych problemów na innych. Każdy musi sam rozwiązywać własne problemy, a nie ma ich zbyt wiele wszystkie są wynikiem jednego, którego nie rozwiązałeś dotychczas. Problem ten tkwi w tym, jak wejść we własną samotność bez lęku? Moment, w którym wejdziesz we własną samotność bez lęku, będzie tak pięknym i ekstatycznym doświadczeniem, że nie istnieje nic, z czym mógłbyś to porównać.

Zaakceptuj samotność radośnie, wejdź w nią tak głęboko, jak to tylko możliwe. Im głębiej się znajdziesz, tym odleglejsze staną się wszystkie problemy. Nie ma już potrzeby potrzebować, nie ma potrzeby być potrzebnym. I chwila gdy dotkniesz samego centrum własnego istnienia będzie oznaczała, że dotarłeś do domu.
_________________
Srutu tutu
Majtki z drutu
 
     
Mariusz85 
Małomówny
yuraa


Wiek: 39
Dołączył: 02 Wrz 2016
Posty: 20
Skąd: moderator
Wysłany: Pią 02 Wrz, 2016 10:10   

RELIGIE


Koncepcja boga w starych religiach wynika z lęku. Ludzie wierzą w boga, bo nie potrafią ufać sobie samym. Potrzebują postaci ojca, wielkiego tatusia. Są ciągle dziecinni, potrzebują kogoś, kto dałby im odwagę i zapewnił ochronę. Po prostu boją się zostać sami. W momencie, w którym zaufasz sobie i będziesz sobą – odkryjesz, że bóg nie istnieje.

Wszystkie religie opierają się na wierze, że istnieje życie po śmierci i należy poświęcić obecne dla przyszłego. Twierdzę, że trzeba poświęcić przyszłe dla obecnego, bo to jest wszystko, co masz: tu-i-teraz.

Żyć życiem w całej jego totalności, żyć z taką pasją i intensywnością, że każdy moment staje się wiecznością – to powinno być celem religii. Nie mówię nic o niebie, o piekle, o nagrodzie i karze. Po prostu: odrzuć przeszłość – jej już nie ma. Odrzuć przyszłość – jeszcze nie nadeszła. Odrzuć te wszystkie śmiecie. Skoncentruj całą energię tu-i-teraz. Przeżyj ten moment tak intensywnie jak potrafisz, a poczujesz życie. Nie ma innego boga oprócz takiego życia.

Nie chcę, abyś odrzucił ego – jestem świadomy jak sprytne ono jest: może odgrywać odrzucenie siebie i wtedy mówisz: “spójrz, jestem nadzwyczajny, odrzuciłem ego”. I w ten sposób ego wraca tylnymi drzwiami. Staraj się zrozumieć te sztuczki ego, bądź ich świadomy, a ego samo zniknie. Gdy pojawia się światło, ciemność znika: nie ucieka, gdyż w ogóle nie istnieje – jest tylko brakiem światła. Ego to ciemność, światło to uważność.

Jestem przeciwny wszystkim religiom, gdyż żadna z nich nie jest prawdziwą religią. Gdyby były prawdziwymi religiami, istniałaby tylko jedna religia. Religijne doświadczenie jest prawdą i gdy ją odkryjesz, zrozumiesz, że ona nie jest chrześcijańska, mahometańska czy buddyjska: ona istnieje poza czasem i przestrzenią, jest niematerialna.

Powód, dla którego popieram miłość, może się wydać dziwny: prawdziwa religia zaczyna się tam, gdzie znika miłość i odkrywasz, że jesteś tak samotny, jakim byłeś zawsze i zawsze będziesz. Możesz oszukiwać swoją samotność przyjaźnią, miłością, pieniędzmi, władzą. Gdy ciągle masz nadzieję, że miłość jest wieczna – nie dojrzałeś jeszcze do religii. Tylko porażka miłości może pokazać ci, że “inni to piekło”. Tylko porażka miłości może skierować cię do wewnątrz. Przez fiasko miłości rozumiem punkt, gdzie pragniesz połączyć się z kimś innym i nagle odkrywasz uniwersalne prawo: ciała mogą się połączyć, istnienia – nie. Wtedy możesz stać się zgorzkniały i wrogi wobec miłości, ale będzie to pseudoreligia. Powinieneś być bezgranicznie radosny, że odkryłeś podstawowe prawo, że inni to niebo, a nie piekło. Nagle jesteś wdzięczny innym ludziom za to, że umożliwili ci zrozumienie faktu, iż niemożliwe jest połączenie się z innymi istnieniami i dali ci szansę zwrócenia się do wewnątrz.

Wskakując w głąb siebie, zanurzasz się w egzystencję i w tym samym momencie czujesz bezgraniczną jedność ze wszystkim. Nie jest to coś, o czym musisz myśleć. To robią pseudoreligie – mówią: “Myśl, że jesteś jednym ze wszystkim...”, “Skoncentruj umysł na...”. I zaczynasz w to wierzyć. Więc nie zaczynaj od myśli, że wszystko jest boskie lub jest bogiem. To śmiecie. Po prostu skocz w głąb siebie i nie pytaj mnie, co tam znajdziesz, bo skupisz się na mojej odpowiedzi. Skocz, a poczujesz. Skocz, a doświadczysz. Prawdziwa religia to doświadczanie prawdy.
_________________
Srutu tutu
Majtki z drutu
 
     
Mariusz85 
Małomówny
yuraa


Wiek: 39
Dołączył: 02 Wrz 2016
Posty: 20
Skąd: moderator
  Wysłany: Pią 02 Wrz, 2016 10:11   

OŚWIECENIE


Osho,

mówisz nam, abyśmy żyli tu‑i‑teraz, bez celów... a jednocześnie wabisz nas opowiadaniem o ekstazie, oświeceniu, wolności i spełnieniu. Wygląda to na sprzeczność.

Proszę o wyjaśnienie.




Nie ma w tym żadnej sprzeczności; jest to zwykły fakt. Lecz umysł ma skłonność do stwarzania problemów tam, gdzie one nie istnieją. Umysł to maszyna do produkcji problemów.

Gdy mówię, że ekstaza jest wspaniała; gdy mówię, że oświecenie jest błogością – nie mówię tym samym o przyszłości, nie wabię cię, lecz po prostu stwierdzam fakt.

Gdy mówię, abyś żył tu‑i‑teraz, bez żadnych celów, pokazuję ci sposób, jak oświecenie może się wydarzyć już teraz.

Oświecenie nie jest odległym celem. Jest teraźniejszą szansą. Możesz ją zmarnować, choć nie jest od ciebie oddalona. Jesteś pogrążony w głębokim śnie. Możesz ją zmarnować. Nie oznacza to, że musisz ciężko pracować, aby osiągnąć oświecenie. Oznacza to jedynie, że nie jesteś świadomy tego, co otacza cię już teraz.

Ciągle opowiadam o oświeceniu, ponieważ bez niego jesteś martwy; bez niego tylko udajesz, że istniejesz – tak naprawdę nie istniejesz wcale. Bez niego ciągle coś przegapiasz.

Ale pamiętaj – nie tworzę celu dla twoich pragnień. Oświecenie nigdy nie może być celem. Musisz to zrozumieć. Nirwana nie może być celem twoich pragnień.

Wyjaśnię ci to. Kiedykolwiek czegoś pragniesz – stajesz się napięty. Pragnienie jest przeszkodą. Kiedykolwiek czegoś pragniesz, wtedy oczywiście pragniesz w przyszłości. Jak możesz pragnąć w teraźniejszości? W teraźniejszości nie ma wystarczająco dużo miejsca dla istnienia pragnienia. Ono może istnieć jedynie w przyszłości. Pragnienie może być zainteresowane jedynie czymś w przyszłości: czymś, czego jeszcze tu nie ma. To, co już tu jest, nie może być przedmiotem pragnienia. Możesz się tym zachwycać, ale nie możesz tego pragnąć. Możesz tym żyć, możesz to wytańczyć, ale nie możesz tego pragnąć.

Dlatego wszyscy buddowie mówią: „Bądź pozbawiony pragnień”.

Lecz ludzkim problemem jest to, że rozumiemy to zdanie tak: „Uczyń stan bez pragnień swoim celem”.

Zamieniamy wszystko w cel. Cokolwiek pojawi się w umyśle, jest natychmiast zredukowane do celu i powstaje problem. Umysł od razu pyta: „jak?” – jak to osiągnąć, jak to zdobyć, jak się tym stać? I znów przegapiłeś.

Gdy buddowie mówią: „Bądź pozbawiony pragnień”, nie starają się tym samym postawić przed tobą celu. Mówią po prostu: „Spójrz, zajrzyj do swoich pragnień, zrozum je, zrozum ich daremność. Zajrzyj głęboko, przeniknij je i samo to przenikanie ci pomoże – pragnienie zniknie”.

Jeśli jesteś w stanie zrozumieć całkowitą daremność pragnienia, czy będziesz wtedy pytał, jak je odrzucić? Jeśli zrozumiesz całkowitą daremność pragnienia, ono samo odpadnie.

Ciągle pytasz „jak?”, ponieważ ciągle się powstrzymujesz, ciągle chcesz odłożyć to na później. Ciągle myślisz, że coś ci przeszkadza: „Może się mylę, może nie podejmuję wystarczających wysiłków, może idę w złym kierunku...”

Ciągle masz nadzieje.

Gdy przyjrzysz się naturze pragnienia, zrozumiesz, że ono jest jak horyzont: pojawia się daleko stąd. Jeśli zaczniesz iść, horyzont będzie się przesuwał wraz z tobą. Gdy dojdziesz do punktu, o którym myślałeś, że tam właśnie styka się ziemia z niebem, okaże się, że tak nie jest. Znów horyzont jest tak samo oddalony. I gdy znów zaczniesz iść, horyzont będzie się przesuwał wraz z tobą. Odległość pomiędzy tobą a horyzontem będzie zawsze taka sama. Jeśli spojrzysz głęboko w naturę pragnienia, będzie ci łatwo to zrozumieć, ponieważ jest to fakt, a nie teoria na temat pragnienia.

Masz tysiąc dolarów. Umysł domaga się dwóch tysięcy. Mówi: „Jeśli nie podwoisz posiadanej sumy, jeśli nie będziesz miał dwóch tysięcy, to nie będziesz szczęśliwy”. Możesz zdobyć dwa tysiące dolarów, zmarnujesz na to dużo czasu, lecz pewnego dnia zdobędziesz te pieniądze. Ale w czasie, gdy zdobywałeś dwa tysiące dolarów, pragnienie przesunęło się do przodu. Teraz żąda czterech tysięcy.

W czasie, gdy zdobywałeś dwa tysiące, przyzwyczaiłeś się do większych wygód, teraz potrzebujesz ich więcej. Mieszkanie okazuje się zbyt małe, ten stary samochód, którym jeździłeś, staje się dla ciebie wręcz hańbą – trzeba go wymienić. A gdy będziesz zdobywał cztery tysiące dolarów, horyzont oddali się znowu i zażąda ośmiu tysięcy.

Pomiędzy pragnieniem a spełnieniem, odległość pozostaje ta sama, nigdy się nie zmienia, nawet o centymetr. Zarówno żebrak jak i król są w tej samej sytuacji. Jeśli przyjrzysz się odległości pomiędzy pragnieniem a spełnieniem, zobaczysz, że zarówno pragnienie jak i spełnienie jadą na tym samym wózku.

Zrozumiane, pragnienie samo odpada – odpada samorzutnie. To nie ty je odrzucasz, więc nie ma pytania „jak?”. A gdy pragnienie odpada, pojawia się stan bez pragnień. Nie musisz czynić wysiłków, aby ten stan się pojawił. Nie musisz ciężko pracować, aby ten stan osiągnąć. To nie jest cel.

Gdy znika pragnienie... nieobecność pragnienia jest bezpragnieniowością. Wyjaśnię to w inny sposób. Gdy używam słowa „bezpragnieniowość”, wtedy myślisz, że jest to coś przeciwnego pragnieniu. Nie jest. Bezpragnieniowość nie jest przeciwieństwem pragnienia. Bezpragnieniowość jest po prostu nieobecnością pragnienia, a nie jego przeciwieństwem. Gdyby była przeciwieństwem, mogłaby stać się celem. Nie jest przeciwieństwem. Nie możesz uczynić z niej celu.

Miłość nie jest przeciwieństwem nienawiści. Gdyby była przeciwieństwem nienawiści, wtedy w miłości ciągle istniałaby nienawiść, ciągle płynąłby ukryty strumień nienawiści. Autentyczna miłość nie jest przeciwieństwem nienawiści. Miłość buddów nie jest przeciwieństwem nienawiści. Jest po prostu nieobecnością nienawiści.

Współczucie nie jest czymś przeciwnym gniewowi. Gdy znika gniew, pojawia się współczucie. Współczucie jest nie po to, aby o nie walczyć; nie jest przeciwne gniewowi. Gdy znika gniew, pojawia się współczucie. Współczucie jest twoją naturą.

Bezpragnieniowość jest tobą. Gdy znikają wszystkie pragnienia i gdy zostajesz sam, wtedy, w tej pięknej samotności, czystej samotności, kryształowej samotności... jest bezpragnieniowość. Nie ma nawet śladu pragnienia... żadnego celu, nie ma dokąd biec.

Wtedy po raz pierwszy przeżywasz życie takie, jakie jest. Po raz pierwszy słychać twoją pieśń, która rozbrzmiewa na całą egzystencję. Po raz pierwszy jesteś zdolny, aby świętować.

Nazywa się to oświeceniem, nirwaną.

Nirwana nigdy nie może być celem. Gdy nie masz żadnego celu, wtedy przychodzi do ciebie nirwana. Nigdy do niej nie dąż. Gdy do niczego nie dążysz, wtedy nirwana przychodzi do ciebie sama. Jeśli chcesz posłużyć się innym językiem, możesz użyć słowa „bóg”.

Nie podążaj do boga. Nie można podążać do boga. Gdzie dojdziesz? On jest albo wszędzie, albo nie ma go nigdzie. Dokąd pójdziesz?

Nie możesz zamienić boga w przedmiot. Nie możesz wystrzelić strzały swojego pragnienia do tarczy boga. Bóg jest albo wszędzie – jak zatem zrobisz tarczę? – albo nigdzie, i wtedy też nie możesz zrobić z niego tarczy.

Nikt nigdy nie dotarł do boga. Gdy zaprzestajesz wszelkiego docierania; gdy odrzucasz ten cały nonsens osiągania, wtedy nagle bóg przychodzi do ciebie sam. A gdy przychodzi – przychodzi zewsząd, ze wszystkich stron. Po prostu wstępuje do ciebie poprzez każdą cząstkę twojego istnienia. To nie ty docierasz do niego – to on przychodzi do ciebie.

Kiedy ludzie mówią mi, że szukają boga, odpowiadam im: „Proszę, nie wysilajcie się. Ta podróż jest daremna. Po prostu odpocznijcie, poczekajcie i pozwólcie bogu samemu do was przyjść. Samo wasze poszukiwanie jest przeszkodą”.

Umysł poszukujący to umysł spięty. Poszukujący umysł nie zna wytchnienia. Poszukujący umysł jest zawsze poza domem... wędruje, błądzi, gdzieś się tuła.

Jeśli cię odwiedzę – myślisz, że cię zastanę? Możesz być zupełnie gdzieś indziej. Zawsze jesteś zupełnie gdzieś indziej. Gdziekolwiek wydajesz się być – nie ma cię tam.

Gdy siedzisz w kościele, siedzi tam jedynie twoje ciało. Możesz być w sklepie, możesz być w biurze, możesz być w fabryce. Gdziekolwiek jesteś, jest tam tylko twoje ciało, a twój umysł może być zupełnie gdzieś indziej – świat jest ogromny.

Nigdy nie ma cię tam, gdzie jesteś.

Bądź tam. Gdziekolwiek jesteś – bądź tam. Są to wrota do boskości i boskość wstępuje do ciebie.

Nirwana staje się koszmarnym snem, jeśli jej szukasz. Wtedy nawet nirwana jest najbardziej koszmarnym snem jaki istnieje.

Bogactwo może być zdobyte, jeśli go szukasz. Władza może być zdobyta, jeśli jej szukasz. Zajmuje to dużo czasu, wymaga wiele wysiłku i jest bezużyteczne, ponieważ kiedy ją zdobędziesz, okaże się, że nie ma w niej nic. Ale możesz ją zdobyć. Jeśli jesteś wystarczająco obłąkany, możesz osiągnąć w tym świecie wszystko. Musisz tylko być wystarczająco obłąkany. Wtedy wygrasz, gdyż nikt nie będzie w stanie z tobą konkurować do momentu, kiedy nie nadejdzie ktoś bardziej obłąkany niż ty. W tym świecie możesz znaleźć wszystko czego pragniesz. Będzie to koszmarny sen, ale ten sen ma swój koniec.

Lecz ostatnim i ostatecznym koszmarnym snem jest nirwana. Gdy zaczniesz jej szukać, wtedy nigdy się nie pojawi, ponieważ jej najgłębsza natura uniemożliwia ci sięganie po nirwanę.

Zatem gdy mówię, abyś był tu‑i‑teraz, proszę tym samym, abyś pomógł nirwanie samej do ciebie przyjść. Bądź w domu. Po prostu czekaj. Wcześniej czy później usłyszysz jak bóg puka do twoich drzwi.

Jezus mówi: „Pukajcie, a będzie wam otworzone”.

Ja mówię: „Po prostu czekaj. Bóg sam zapuka. Ty tylko bądź czujny i otwórz drzwi, gdy usłyszysz pukanie”.

On puka ciągle, bezustannie, lecz ciebie nie ma tam i nie słuchasz, i nie słyszysz. Ciebie nie ma tam i nie otwierasz drzwi. Gość czeka przy drzwiach, lecz w środku nie ma gospodarza.

Bądź gospodarzem. To jest to, co nazywam byciem tu‑i‑teraz. Oznacza to po prostu: bądź gospodarzem dla życia, bądź gospodarzem dla egzystencji. Bądź dostępny, a wszystko ci się przydarzy, niczego nie będziesz pozbawiony. Nic, oprócz pragnienia, nie jest w stanie ci przeszkodzić. Nic, oprócz twojej bezustannej gonitwy tu i tam, nie jest w stanie ci przeszkodzić. Tylko odpocznij przez chwilę.

Gdy mówię odpocznij, myślę o odpoczynku tu‑i‑teraz. Nie odkładaj tego na później, gdyż kto potrafi odpocząć jutro?

Będę ciągle wychwalał piękno ekstazy, ale nie zrozum mnie źle. Nie próbuję cię wcale przekonywać, że powinieneś osiągnąć nirwanę. Ona nie jest celem. Nie może zostać zamieniona w cel. Nie może stać się przedmiotem pragnienia. Ona jest dostępna. Tylko popatrz. Uważnie spójrz. Życie jest nadzwyczajnie cudowne. Zalewa cię zewsząd.

Nazywam to medytacją. To jest to, co w zenie nazywa się zazen – po prostu siedzenie, nieskończone czekanie... obserwowanie, bycie czujnym i uważnym, niezmierzanie donikąd... i nagle – cud cudów: to, czego szukałeś i nie mogłeś znaleźć, nagle się przydarza.

Nie ma w tym sprzeczności, lecz umysł będzie ciągle jej szukał, ponieważ jeśli nie znajdzie sprzeczności, nie będzie miał żadnej funkcji do spełnienia. Umysł najpierw kreuje problem, potem usiłuje znaleźć tego problemu rozwiązanie. Nie pozwól umysłowi kreować problemu tam, gdzie żaden problem nie istnieje.

Słyszałem anegdotę o pewnym lekarzu, do którego przyszła przeziębiona baba. Lekarz poradził:

– Ta noc będzie bardzo zimna. O północy niech pani pójdzie nago nad jezioro i do niego wskoczy.

Wzburzona baba krzyknęła:

– Chyba pan oszalał! Jestem przecież przeziębiona, a jezioro w nocy będzie lodowate! Nabawię się zapalenia płuc!

Na co lekarz ze stoickim spokojem wyjaśnił:

– Niech się pani nie martwi. Nie mam żadnego lekarstwa na przeziębienie, ale mam za to doskonałe lekarstwo na zapalenie płuc, więc mogę je łatwo wyleczyć. Niech pani tylko zastosuje się do mojej porady...



Umysł najpierw kreuje problemy, a potem dostarcza rozwiązania tychże problemów. Czy widzisz ten nonsens?

Odetnij umysł przy samym korzeniu. Nie pozwól mu kreować problemu – oto właściwe rozwiązanie. W przeciwnym wypadku umysł sam zacznie dostarczać ci rozwiązania.

Przede wszystkim, sam problem był fałszywy. Jak zatem rozwiązanie może być prawdziwe? Jeśli rozwiązujesz fałszywy problem, wtedy rozwiązanie też będzie fałszywe. Wtedy zaczynasz się cofać. I aby znaleźć rozwiązanie, umysł zacznie znów kreować nowe problemy. Wtedy znowu muszą zostać dostarczone rozwiązania. I tak bez końca.

Gdy twój własny umysł nie potrafi dostarczyć ci rozwiązania, wtedy szukasz większych umysłów i udajesz się do filozofów – ludzi, którzy mają głowy wypełnione teoriami, doktrynami, świętymi księgami. Jeśli nie znajdujesz własnego rozwiązania, wtedy szukasz znawców i oni dostarczają ci owych rozwiązań.

Ale znawcy jeszcze nigdy nikomu nie pomogli. Filozofia liczy sobie pięć tysięcy lat, w ciągu których nie dostarczyła nawet jednego rozwiązania jakiegokolwiek problemu. Wręcz przeciwnie: sama stworzyła dużo więcej problemów.

Odetnij sam korzeń.

Kiedykolwiek umysł usiłuje wykreować problem, sprawdź, czy nie jest to kolejny podstęp. Według mnie, życie jest bardzo proste i nie zawiera żadnych problemów.

Nie twierdzę, że życie nie jest tajemnicą.

Twierdzę, że życie nie jest łamigłówką, którą możesz rozwiązać.

Życie jest tajemnicą ogromną, ale bardzo prostą. Możesz ją przeżyć, możesz się nią cieszyć, możesz się w niej zatopić... otwierają się jedne drzwi po drugich... niekończąca się podróż wypełniona odkryciami... czekają na ciebie coraz wspanialsze objawienia...

Ale nie jest to łamigłówka, którą możesz rozwiązać. Im bardziej się w życie zagłębiasz, tym bardziej niepoznawalne się staje. Im lepiej wiesz, tym lepiej wiesz, że nie wiesz.

Przychodzi taki moment, kiedy cała wiedza wydaje się bezsensowna. Jest to moment, gdzie świadomość przechodzi przeistoczenie – od filozofii do religii; od bezużytecznych, stęchłych teorii do wiecznie żywego źródła życia.

Życie jest tajemnicą i nie próbuj jej rozwiązywać – ona nie ma żadnego rozwiązania.

Umysł ciągle próbuje rozwiązywać. Odetnij korzeń.

Kiedykolwiek umysł próbuje kreować problem, wtedy przypatrz się, czy jest to naprawdę problem.

To taka prosta rzecz, którą powtarzam. Bądź tu‑i‑teraz, a przydarzy ci się oświecenie. Już się przydarzyło – musisz je jedynie rozpoznać. Przydarzyło się nawet przed twoimi narodzinami. Przydarzyło się równocześnie z twoim życiem. Sama twoja egzystencja jest oświecona. Wystarczy zwrot do wewnątrz, przemiana i rozpoznanie.

Rozpoznanie jest możliwe tylko wtedy, gdy zwrócisz się do wewnątrz tu‑i‑teraz. Jeśli ciągle będziesz ścigał cienie, wtedy nie będziesz miał ani czasu, ani miejsca, aby skierować się do wewnątrz. Na zewnątrz jest cała przyszłość, a wewnątrz jest teraźniejszość.

Teraźniejszość nie jest częścią czasu. Teraźniejszość jest wiecznością. Jest teraz – wieczna. Jest wewnątrz ciebie.

Gdy skierujesz się do wewnątrz, zaczniesz się śmiać.

Jest powiedziane, że gdy Bodhidharma osiągnął oświecenie, zaczął się śmiać, zaczął ze śmiechu tarzać się po ziemi. Wokół zgromadzili się uczniowie i zapytali: „Co się stało? Oszalałeś?” Wyglądał rzeczywiście niesamowicie. Przez dziewięć lat po prostu siedział i nikt nigdy nie zauważył nawet cienia uśmiechu na jego twarzy, był bardzo poważnym i surowym człowiekiem.

Przez dziewięć lat nieprzerwanie patrzył na ścianę... przez dziewięć lat siedział pod ścianą i na nią patrzył. Przez dziewięć lat nawet nie odwrócił się, aby z kimś porozmawiać – bardzo poważny człowiek. Zdecydował, że nie podniesie się, zanim nie odkryje, czym jest prawda.

Tradycja mówi, że obumarły mu nogi. Dziewięć lat to sporo, być może rzeczywiście obumarły mu nogi. Ale nie w tym rzecz. Jedno jest pewne: nogi symbolizują aktywność, ruch, pragnienie, cel – nogi to wszystko symbolizują. Z pewnością, w ciągu tych dziewięciu lat, cele zniknęły. Nie było dokąd pójść. Cała motywacja, całe pragnienie osiągania zniknęło. Z pewnością nogi obumarły.

I pewnego dnia, nagle ten człowiek tarza się po ziemi ze śmiechu – wydaje się, że oszalał. Ludzie musieli myśleć, że dziewięć lat siedzenia i gapienia się w ścianę doprowadziło Bodhidharmę do szaleństwa. Ale dlaczego się śmiał? Śmiał się z całej absurdalności i bezsensowności tego, że wszystko, czego szukał, było zawsze w nim, ale nie był tego świadomy.

Twój skarb jest z tobą. Twój skarb jest w tobie już teraz. Nie widzisz tego, ale ja to widzę. Bycie ze mną to okazja, abyś ty też zobaczył to, co ja widzę w tobie już teraz.

Gdy do mnie przychodzisz, jesteś dla mnie wartościowy. Gdy do mnie przychodzisz, widzę nadchodzącego buddę. Nie jesteś tego świadomy.

Chciałbym pokłonić się tobie nisko i dotknąć czołem twoich stóp... ale może to być dla ciebie niebezpieczne, więc opieram się tej pokusie. Już teraz jesteś obłąkany i mógłbyś stać się obłąkany jeszcze bardziej. Lecz naprawdę mam ochotę pokłonić się przed tobą.

Już teraz jesteś tam, gdzie chciałbyś być, gdzie pragnąłbyś być. Jesteś pełny. Widzę jak zakwitł twój kwiat, kwitł zawsze, ale twoje oczy błądziły gdzieś indziej.

Zatem gdy mówię o oświeceniu, stwierdzam jedynie prosty fakt dotyczący twojego istnienia. Nie daję ci celu, którego masz pragnąć. Mówię tylko, abyś był tu‑i‑teraz, ponieważ właśnie w ten sposób będziesz w stanie ujrzeć rozkwit swojego jestestwa.

Nie ma żadnej sprzeczności. Jeśli tak ci się wydaje, przypatrz się jeszcze raz. Twój umysł cię oszukał.

Odetnij umysł przy samym korzeniu.
_________________
Srutu tutu
Majtki z drutu
 
     
Jacek 
Uzależniony od Dekadencji
...jestem alkoholikiem...


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 7326
Skąd: Pyrlandia
Wysłany: Pią 02 Wrz, 2016 11:04   

Mariusz85 napisał/a:
Stąd, jeśli nie odrzucisz zahamowań i stłumień,

a byłeś na meetingu AA-owskim ???
tam już pierwszy krok mówi o tym aby nie tłumić ni hamować a przyznać swoim do tej pory właśnie tego co opisujesz - masek,zahamowań itp
Mariusz85 napisał/a:
Po prostu bądź. I nie usiłuj rozumieć,

gdy bym se tak bez przemyśleń i zrozumień,to bym nie był tu gdzie jestem
_________________
"Boże pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies.."
... (Janusz L Wiśniewski )
:skromny: :pies:
 
     
Mariusz85 
Małomówny
yuraa


Wiek: 39
Dołączył: 02 Wrz 2016
Posty: 20
Skąd: moderator
Wysłany: Pią 02 Wrz, 2016 11:46   

Jacek napisał/a:

a byłeś na meetingu AA-owskim ???
tam już pierwszy krok mówi o tym aby nie tłumić ni hamować a przyznać swoim do tej pory właśnie tego co opisujesz - masek,zahamowań itp


setki razy


Jacek napisał/a:
gdy bym se tak bez przemyśleń i zrozumień,to bym nie był tu gdzie jestem


Zle to zrozumiales.
Masz nie rozmyslac- DLACZEGO JESTEM CHORY A INNI NIE?
DLACZEGO JA?
CZEMU BLA BLA BLA...
Po prostu bądź taki jaki jesteś -zaakceptuj to.
_________________
Srutu tutu
Majtki z drutu
 
     
Mariusz85 
Małomówny
yuraa


Wiek: 39
Dołączył: 02 Wrz 2016
Posty: 20
Skąd: moderator
Wysłany: Pią 02 Wrz, 2016 12:15   

To są cytaty Osho wzięte z jego wywiadów.
na podstawie wywiadów jest kilkadziesiąt książek (sam kilka kupiłem).
A konkretnie te cytaty pochodzą ze strony internetowej:
http://foof.most.org.pl/
_________________
Srutu tutu
Majtki z drutu
 
     
Jacek 
Uzależniony od Dekadencji
...jestem alkoholikiem...


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 7326
Skąd: Pyrlandia
Wysłany: Pią 02 Wrz, 2016 20:27   

Mariusz85 napisał/a:
Zle to zrozumiales.

skąd taki pomysł???
Mariusz85 napisał/a:
Masz nie rozmyslac- DLACZEGO JESTEM CHORY A INNI NIE?
DLACZEGO JA?

przenigdy tak nie podchodziłem do swojej choroby :nie:
no cheba że gdy jeszcze nadużywałem alkohol to w strefie podświadomym - moja obrona automatycznie podpowiadała mnie to o czym piszesz
widzisz Mariuszu,ja nie mam nic przeciwko w co ty tam wierzysz
ale czy Ty to rozumiesz co tam piszesz???
widzisz Mariuszu,ja też kiedyś byłem młody i interesowałem się filozofią zen
i już samo w sobie Twoje słowa są sprzeczne - spójrz
Mariusz85 napisał/a:
Po prostu bądź taki jaki jesteś -zaakceptuj to.

wiesz może co to jest "żal po stracie"
gdy bym nie przemyślał ,gdy bym wtenczas tego nie zmienił ,a zaakceptował bo taki wtenczas byłem - to na pewno bym nie poznał tego forum
a już na pewno bym ciebie nie poznał ,a wyglądaż na przyjemnego rozmówcę
oczywiscie wyjaśniam swoją myśl - rozumuje że Ty to tu wypisujesz ż myślą o sposobie na życie drogi ku trzeźwości
i stąd te moje sprzeczności
ale spoko może mnie jeszcze przekonasz :skromny:
_________________
"Boże pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies.."
... (Janusz L Wiśniewski )
:skromny: :pies:
 
     
Mariusz85 
Małomówny
yuraa


Wiek: 39
Dołączył: 02 Wrz 2016
Posty: 20
Skąd: moderator
Wysłany: Sob 03 Wrz, 2016 09:09   

Witaj Jacku- fajnie, ze tez interesowales sie filozofią Zen :)
Również "wyglądasz" na sympatyczną osobę ;)
Tekst na dzisiaj- źródło to samo.

ŻYJESZ W KAJDANACH!

Nie reprezentuję żadnego Boga, nie jestem niczyim przedstawicielem. Po prostu reprezentuję samego siebie. Mogę mówić autorytatywnie o swoim doświadczeniu, ale to nie może być apodyktyczne wobec ciebie. Gdybym powiedział: “Uwierz mi, jeśli uwierzysz – raj jest twój. Jeśli będziesz wątpił – spłoniesz w piekle...”, wtedy byłoby to apodyktyczne wobec ciebie.

Nie obiecuję ci żadnego raju, ani nie straszę cię żadnym piekłem. Moje słowa nie czynią cię niewolnikiem, nie mogę dawać ci żadnych przykazań, nie mogę niszczyć twojej wolności i odpowiedzialności za samego siebie. Mogę cię zapraszać i dzielić się swoim własnym doświadczeniem. Mogę być gospodarzem, a ty moim gościem.

Nie odrzucam niczego w twoim życiu, akceptuję cię totalnie takiego jaki jesteś, i znajduję sposoby, aby uczynić cię bardziej harmonijną całością.

Ludzie którzy mnie otaczają, nie są moimi wyznawcami, nie jestem niczyim przywódcą. Przywódca to odpowiednie słowo w polityce, gdzie największy idiota przewodzi mniejszym idiotom. Nie potrzebuję żadnych wyznawców i podkreślam, że nie powinieneś wpadać w pułapkę bycia wyznawcą, gdyż wtedy nigdy nie będziesz autentycznie sobą, nie będziesz zdolny do samodzielnego rozwoju. Musisz zrozumieć, że każda jednostka jest tak niepowtarzalna, że jeśli zaczniesz kogoś wyznawać, wtedy automatycznie zaczniesz go naśladować. Wtedy stracisz swoją tożsamość. Wtedy nie będziesz już sobą, lecz kimś innym. Wtedy staniesz się sztuczny, zakłamany, rozdwojony.

Nie jestem zbawicielem, nie mogę uwolnić cię z kajdan, którymi się spętałeś. Możesz to zrobić tylko ty sam. Ale ty kochasz swoje kajdany i chcesz, abym cię z nich wyzwolił – to absurd. Jeśli ja mogę widzieć – ty też możesz widzieć. Jeśli ja mogę odczuwać – ty też możesz odczuwać. Oczywiście będziesz widział i odczuwał w swój własny sposób. Poezja która powstanie, będzie nie moją, lecz twoją własną poezją.

Nie istnieje żadna skrzynka z nalepką “Tutaj Jest Prawda” – skrzynka, którą pewnego dnia znajdujesz, otwierasz, widzisz jej zawartość i mówisz: “Wspaniale! Znalazłem prawdę!”. Nie istnieje żadna taka skrzynka.

Nie daję ci doktryny. Nie jestem nauczycielem. Traktuj mnie jako poetę, trubadura, tancerza. To będzie bliższe prawdy.

Wiele z naszych problemów wynika z tego, że nigdy się im nie przyglądamy, nigdy nie skupiamy się nad nimi, by odkryć czym naprawdę są. Istnieje piękna przypowieść o młodym lwie, który wychowywał się wśród stada owiec. Naturalnie myślał, że sam też jest owcą. Pewnego dnia stary lew przechodząc obok stada owiec, zauważył tam młode lwiątko. Nie mógł uwierzyć własnym oczom: piękne lwiątko w samym środku stada potulnych owieczek, które wcale się go nie bały, a ono samo zachowywało się jak one. Stary lew podbiegł w kierunku młodego, który – podobnie jak wszystkie owce – zaczął uciekać. Gdy w końcu został złapany, rozbeczał się jak owca. Stary lew poprowadził go nad najbliższy staw i zmusił do spojrzenia na odbicie w wodzie... młode lwiątko ujrzało swoje własne oblicze i nagle... zaryczało jak prawdziwy lew. Stary lew nie mówił: “naśladuj mnie”, “masz tu dziesięć przykazań i stosuj się do nich”, “rób to, nie rób tamtego”. Nie robił nic takiego, po prostu pokazał młodemu jego prawdziwe oblicze, aby sam mógł rozpoznać w sobie nie owcę, lecz lwa. Nagły ryk lwa ... przemiana – nie jesteś już żadnym chrześcijaninem, hinduistą, buddystą, mahometaninem – jesteś sobą.

Moja cała praca polega na tym, żeby zburzyć wszystkie kłamstwa, które cię otaczają i nie zastępować ich niczym – po prostu zostawić cię nagiego we własnej samotności. Tylko w samotności możesz znaleźć prawdę – bo to ty jesteś tą prawdą.

Człowiek nie nauczył się jeszcze, jak poznać piękno samotności. Zawsze tęskni za kimś, zawsze pragnie być z kimś – z przyjacielem, z żoną, z mężem, z dzieckiem... z kimś. Stworzył więc społeczności, kluby, partie, ideologie, kościoły. U podstaw tego tkwi potrzeba, by jakoś zapomnieć o własnej samotności. Będąc powiązanym z tak wieloma tłumami próbujesz zapomnieć o czymś, co pojawia się natychmiast po zapadnięciu ciemności – o tym, że urodziłeś się samotny, że umrzesz samotny, że cokolwiek robisz – jesteś samotny.

Samotność jest czymś esencjonalnie związanym z twoim istnieniem i nie ma sposobu, by tego uniknąć. Ludzie boją się samotności i robią wszystko by jej uniknąć. Pójdą do kina na kiepski film, obejrzą mecz piłki nożnej... czy widzieliście coś bardziej idiotycznego? Kilku idiotów przerzuca piłkę na drugą stronę boiska, kilku kolejnych idiotów odrzuca ją z powrotem... a miliony innych idiotów gapi się na to, jakby działo się coś niezmiernie ważnego. W tłumie czują się lepiej i zdrowiej, gdyż wokół jest tylu podobnych ludzi. Każdy wspiera każdego by nie czuć się szalonym.

Wystarczą trzy tygodnie całkowitej izolacji: żadnych gazet, telewizji, radia, żony, męża, dzieci. Trzy tygodnie bez religii, społeczeństwa, klubów, uniwersytetów... pojawi się lęk, dosłownie oszalejesz. Będziesz zdumiony, widząc siebie w zupełnej samotności. Zrozumiesz, że to co robiłeś przez całe swoje życie, było niczym innym, jak tylko zakrywaniem dziur i ran własnego istnienia, zakrywaniem ich pięknymi kwiatami. Ale kwiaty nie uleczą ran. Być może odkryte rany mogą się zabliźnić. Zakryte, wypełniają się coraz większą ropą. Samotność to odkrywanie samego siebie. Osamotnienie to tęsknota za innymi, dopominanie się o innych, uzależnienie od innych. Stąd, ktoś inny ma nad tobą władzę, a ty masz władzę nad kimś innym. Osamotnienie jest słabością. Samotność jest siłą.

Jesteśmy sobie obcy. Być może spotkaliśmy się i żyjemy razem, ale nasza samotność jest zawsze z nami. Przestań uciekać od siebie samego i zatapiać się w różnych rodzajach narkotyków, relacji, religii. Nie przerzucaj własnych problemów na innych. Każdy musi sam rozwiązywać własne problemy, a nie ma ich zbyt wiele wszystkie są wynikiem jednego, którego nie rozwiązałeś dotychczas. Problem ten tkwi w tym, jak wejść we własną samotność bez lęku? Moment, w którym wejdziesz we własną samotność bez lęku, będzie tak pięknym i ekstatycznym doświadczeniem, że nie istnieje nic, z czym mógłbyś to porównać.

Zaakceptuj samotność radośnie, wejdź w nią tak głęboko, jak to tylko możliwe. Im głębiej się znajdziesz, tym odleglejsze staną się wszystkie problemy. Nie ma już potrzeby potrzebować, nie ma potrzeby być potrzebnym. I chwila gdy dotkniesz samego centrum własnego istnienia będzie oznaczała, że dotarłeś do domu.

Rodzice, nauczyciele, księża... wszyscy oni pragnęli zrobić z ciebie coś zgodnego z ich własnym wyobrażeniem. Nikt nie zostawił cię samego. Nikt ci nie ufał. Ja tobie ufam. Chcę, abyś rozwijał się zgodnie z własną autentycznością i wiem, że posiadasz wystarczające zdolności, by samodzielnie odkryć życie, miłość i śmiech. Kto może wskazać ci drogę? Droga zasadniczo nie istnieje. Jesteś zawsze celem, Gdy ktoś przychodzi do mnie i pyta o drogę, wtedy myślę tak: “Oto przybył następny szaleniec”. I muszę wymyślać drogi, które nie są drogami. Nie prowadzą nigdzie, gdyż nie ma dokąd iść. Każdy już tam jest.

Wymyślam ścieżki i sposoby tylko po to, aby cię zmęczyć, wyczerpać; abyś pewnego dnia – zupełnie wyczerpany – po prostu porzucił wszelkie poszukiwania. Wyczerpany padasz na ziemię... wyczerpany wszystkimi drogami i metodami, wyczerpany samym szukaniem... i nagle ogarnia cię spokój, który wykracza poza rozumienie. I będziesz się śmiał, gdyż było to przecież zawsze dostępne, ale ty ciągle gdzieś biegłeś. Wszystkie drogi prowadzą GDZIEŚ. Prawda jest TUTAJ, żadna droga nie może doprowadzić cię do samego siebie.

Samo w sobie, życie jest czystą kartką i staje się tym, co na niej namalujesz. Możesz namalować cierpienie, możesz namalować szczęście. Człowiek jest całkowicie wolny. I to jest jego piękno i chwała. Musisz sam siebie stwarzać, wszystko zależy od ciebie. Możesz stać się Buddą, albo Adolfem Hitlerem. Możesz mordować albo medytować. Możesz stać się wspaniałym rozkwitem świadomości albo możesz zamienić się w zautomatyzowanego robota. Ale pamiętaj! Jesteś za to odpowiedzialny – ty, tylko ty, i nikt poza tobą. Życie nie jest ani cierpieniem, ani szczęściem. Życie to czysta kartka i trzeba wykazać się dużą artystyczną inwencją.

Urodziłeś się wolny, ale żyjesz w kajdanach. I zaakceptowałeś te kajdany bardzo chętnie i radośnie, gdyż są zrobione ze złota. Kajdany władzy, prestiżu, powszechnego poważania – wszystkie są pokryte pięknymi kwiatami. I pragniesz ich więcej, coraz więcej, bo myślisz, że one cię zdobią; myślisz że są celem życia i jego znaczeniem.

Problem nie tkwi w tym, jak osiągnąć wolność. Wolność jest twoją wewnętrzną naturą. Nie musisz jej osiągać. Problem tkwi w tym, jak pozbyć się kajdan: przede wszystkim musisz rozpoznać i zrozumieć, że kajdany są kajdanami, a nie ozdobą. Więzienie jest więzieniem, a nie domem. Istnieje tysiąc rodzajów kajdan. Wleczesz je za sobą z nadzieją, że jakoś dociągniesz do cmentarza. Wydaje się, że na tym świecie, ulgę i odpoczynek możesz znaleźć tylko w grobie. Gdziekolwiek indziej się znajdziesz – znowu kajdany, znowu więzienie. Nazwy się zmieniają, kształty się zmieniają... chrześcijanin staje się hinduistą, hinduista chrześcijaninem, ale to tylko zmiana więzienia – tak naprawdę nie ma żadnej przemiany, żadnej wolności. To tylko zmiana starych kajdan na nowe. Nie pytaj jak osiągnąć wolność – pytaj jak ją utraciłeś. Urodziłeś się wolny, jak zatem stałeś się niewolnikiem? Urodziłeś się jako ludzkie istnienie jak stałeś się chrześcijaninem, mahometaninem, hinduistą?
_________________
Srutu tutu
Majtki z drutu
 
     
Jacek 
Uzależniony od Dekadencji
...jestem alkoholikiem...


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 7326
Skąd: Pyrlandia
Wysłany: Sob 03 Wrz, 2016 10:20   

Mariusz85 napisał/a:
fajnie, ze tez interesowales sie filozofią Zen :)

no może nie tak do końca,no i fakt że to było kiedyś
jako młody chłopak (pewnie jak każdy młody chłopak) interesowałem się walkami wschodu
a że za tamtych czasów (komuny) no na półkach w księgarniach był wybór literatury taki jaki był
więc nie był za wielki ,no to brałem co przypominało moje zainteresowanie w tym kierunku
jak pamiętam to dokładnie miało tytuł "trzy filary zen"
i co z niej wyciągnąłem no to te oddechy (znaczy się nie jestem już pewny czy akurat z tej książeczki)
polegały na sposób życia,czyli ,odstresowaniu,uspokajaniu
siadało się i liczyło oddechy a myśl jaką kolwiek się odrzucało i skupiało jedynie na liczeniu tych wdechów i wydechów
przeco dziś wiem że nie papieros uspakaja,a nim zaciąganie - tak swobodny głęboki oddech a raczej ich kilka uspakaja
podobnie się ma gdy człek nie może zasnąć i liczy baranki
takowe skupienie na barankach spowalnia i uspakaja oddech i to on pozwoli zasnąć w spokoju
i takie tam :mgreen:
powiem ci jeszcze jedną ciekawostkę
gdy wkraczałem na drogę ku trzeźwości,a podkreślę ze nie jestem z tych co lubią dużo czytać
to jednak dla chcącego bardzo trzeźwości (dla siebie) poszukiwałem literatury na ten temat
niestety znowuż peszek ,same braki w księgarniach w kioskach (jakże licznych w tamtych czasach)
ale w takiej małej księgareczce no może taki sklepik z gazetami papierosami i książkami
wypatrzyłem ciekawy dla siebie tytuł
polecam
"Jak przestać się martwić i zacząć żyć"
autora Dale Carnegie
no i tak zamiast literatury AA-owskiej se czytałem o życiu i ich zamartwianiu
może to siła wyższa tak podziałała
co bardziej mnie pozwoliło na zrozumienie że alkohol w kieliszku to jedynie przedmiot
a ja go nie ruszę zanim sam nie zdecyduje
co za tym idzie - że choroba ma nie w kieliszku a we mnie i tam mam się zająć i trzeźwieć
no cóż to tyle :skromny:
_________________
"Boże pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies.."
... (Janusz L Wiśniewski )
:skromny: :pies:
 
     
Mariusz85 
Małomówny
yuraa


Wiek: 39
Dołączył: 02 Wrz 2016
Posty: 20
Skąd: moderator
Wysłany: Sob 03 Wrz, 2016 10:29   

Jacku- ja kiedyś szukałem odpowiedzi na moje problemy w ksiazkach więc przeczytałem ich setki... (głównie psychologicznych, ale też filozoficznych).
Tę którą podałeś również czytałem.
Aktualnie "odstawiłem" książki- nie znajdę tam odpowiedzi, ale krótkie teksty lubie poczytać ;)
_________________
Srutu tutu
Majtki z drutu
 
     
Jacek 
Uzależniony od Dekadencji
...jestem alkoholikiem...


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 7326
Skąd: Pyrlandia
Wysłany: Sob 03 Wrz, 2016 10:37   

Mariusz85 napisał/a:
Aktualnie "odstawiłem" książki- nie znajdę tam odpowiedzi,

noo jasne że nie znajdziesz
za to znajdziesz je w sobie :tak:
a w książkach i u drugiej osoby,znajdziesz jedynie sugestie ( a wykorzystanie tych że,no to już zależy od Ciebie)
na ten przykład "ja" mimo wiedzy o oddechu i szkodliwości paleniu - ciągle pale ,nie robię nic w tym kierunku aby zaprzestać
_________________
"Boże pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies.."
... (Janusz L Wiśniewski )
:skromny: :pies:
 
     
Mariusz85 
Małomówny
yuraa


Wiek: 39
Dołączył: 02 Wrz 2016
Posty: 20
Skąd: moderator
Wysłany: Sob 03 Wrz, 2016 11:34   

Cytat:
a w książkach i u drugiej osoby,znajdziesz jedynie sugestie ( a wykorzystanie tych że,no to już zależy od Ciebie)


Dokładnie- to niesamowite jakimi lustrami są inni ludzie...

Cytat:

na ten przykład "ja" mimo wiedzy o oddechu i szkodliwości paleniu - ciągle pale ,nie robię nic w tym kierunku aby zaprzestać


Ja rownież ciągle palę a rzucamod 2013 roku ;)
Ale powoli, powoli...
Jak to mówią : "DAJ CZAS CZASOWI".
Na razie muszę stąpać twardo w trzeźwości od alkoholu, benzodiazepin i opioidów oraz regularnie brać leki na borderline ;)
_________________
Srutu tutu
Majtki z drutu
 
     
Jacek 
Uzależniony od Dekadencji
...jestem alkoholikiem...


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 7326
Skąd: Pyrlandia
Wysłany: Sob 03 Wrz, 2016 11:41   

Mariusz85 napisał/a:
ciągle palę a rzucamod 2013 roku ;)

to jak z tym Australijczykiem - co se kupił nowy bumerang a starego nie może wyrzucić
ciągle wraca :mgreen:
Mariusz85 napisał/a:
Jak to mówią : "DAJ CZAS CZASOWI".

nuu w tym przypadku,to cheba bym już miał czas aby w te ich mówienie zaniechał :skromny:
Mariusz85 napisał/a:
Na razie muszę stąpać twardo w trzeźwości od alkoholu

a pochwalisz się ile to już???
_________________
"Boże pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies.."
... (Janusz L Wiśniewski )
:skromny: :pies:
 
     
Mariusz85 
Małomówny
yuraa


Wiek: 39
Dołączył: 02 Wrz 2016
Posty: 20
Skąd: moderator
Wysłany: Sob 03 Wrz, 2016 12:06   

Nie, bo ostatnio dałem ciała ( w moim temacie powitalnym jest wszystko opisane).
Odstawilem leki na borderline twierdząc, że diagnoza była zła a ja jestem mądrzejszy od terapeutów od lekarzy i po 2 tygodniach od odstawienia leków zacząłem się ciąć , brać leki i pić alkohol...
_________________
Srutu tutu
Majtki z drutu
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,65 sekundy. Zapytań do SQL: 13