Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
KLER wg Kiwi
Autor Wiadomość
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Śro 26 Paź, 2022 12:55   



Aborcja była, jest i będzie. Historia odwiecznych sporów wokół aborcji i głosy kobiet, które się na nią zdecydowały.

Przez stulecia o aborcji decydowali głównie mężczyźni, tak jest do dziś. Katarzyna Wężyk oddaje głos kobietom, które usunęły ciążę. Ich szczere opowieści obnażają zafałszowanie aborcyjnej rzeczywistości w Polsce. Autorka pyta, dlaczego zdecydowały się na zabieg. Jak go zrobiły, w kraju z tak restrykcyjnym prawem, tak bardzo piętnującym przerywanie ciąży. I jak się wtedy czuły. Historie Polek zestawia z opowieściami Amerykanek stojących po obydwu stronach barykady. Wężyk przygląda się również historii aborcji: jak kobiety radziły sobie w czasach, gdy mogły liczyć tylko na zioła i akuszerki, a za zabieg groziły surowe kary. Sprawdza, jak aborcja stawała się narzędziem władzy nad rozrodczością, cwanym wytrychem dla podejrzanych praktyk politycznych, przedmiotem językowych manipulacji i kondensatorem złych emocji. A także tworzy nieoczywiste świadectwo, tego, jak dziś „*ku****” kobiety wychodzą na ulice w obronie swoich praw.

Po przeczytaniu tej książki rodzi się pytanie: czy ideologie wykorzystywane by uzasadnić zakaz aborcji przed wiekami różnią się od tych używanych dziś przez ludzi, którzy chcą odebrać kobietom prawo do decydowania o swoim ciele i życiu.



Książka przełamuje tabu milczenia wokół aborcji, rozwiewa mity narosłe wokół zabiegu przerywania ciąży. Dostarcza informacji o prawnych uregulowaniach i metodach aborcji (wyjaśnia w jakich okolicznościach zabieg jest legalny i z użyciem jakich środków najczęściej się go przeprowadza). Publikacja ma na celu przybliżyć młodemu czytelnikowi sytuacje, w jakich kobiety decydują się podjąć trudną decyzję o przerwaniu ciąży oraz możliwe społeczne konsekwencje takiego wyboru m.in. wykluczenie społeczne, poniżenie, przemoc (psychiczna i fizyczna), izolacja.



[Historia przesłana mailowo]
Oczekiwanie na wynik było straszne, a świadomość tego, że jest taka organizacja jak Wasza i że mogę się do Was zwrócić o pomoc, była dla mnie bardzo dużym wsparciem, za które z całego serca dziękuję. Robicie naprawdę coś wielkiego dla kobiet, które są przerażone i zagubione w sytuacji, w jakiej się znalazły. Mając dziecko głęboko niepełnosprawne, wiem, jak fasadowe są “działania państwa” i jakakolwiek pomoc w zapewnieniu dostępu do rehabilitacji, świadczeń medycznych czy godnego życia. Niestety deklaracje dotyczą tylko ochrony życia poczętego, a po urodzeniu “problem” najlepiej zamknąć w domu, żeby nikogo nie raził… Byłam naprawdę przerażona wizją takiego życia w podwójnym wymiarze, a Federa była dla mnie pocieszeniem i wierzyłam, że mi pomoże.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystko i życzę Paniom wszystkiego, co najlepsze! Oburzające dla mnie jest stwarzanie kobietom tylu trudności w wyegzekwowaniu tego, co im się należy, a wręcz próby odebrania nam prawa wyboru…

Mam nadzieję, że doczekamy czasów, kiedy kobiety nie będą musiały przechodzić tej gehenny.
 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Czw 27 Paź, 2022 19:09   

LILIT - pierwsza żona biblijnego Adama

https://www.youtube.com/watch?v=tW1-qvKpujU

Kto wymyślił MONOTEIZM - czyli Mojżesz vs Echnaton

https://www.youtube.com/watch?v=IuM3W_6-y50
 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Nie 06 Lis, 2022 17:55   

7 toksycznych treści wychowania katolickiego. „Krzywda, która boli tak, że rozpieprza od środka”

https://oko.press/7-toksycznych-tresci-wychowania-katolickiego-krzywda-ktora-boli-tak-ze-rozpieprza-od-srodka/



Problem z Kościołem nie polega na tym, że piękną religię miłości niszczą pazerni księża zaangażowani w politykę. Przemoc, przekraczanie granic, to nie dewiacja, w którą wpadł główny nurt Kościoła, ale porządek wprost wynikający z dogmatów - pisze Halszka Bezkurkow
Czytasz OKO regularnie? Rozważ wsparcie nas dobrowolną darowizną. Możemy działać tylko dzięki Tobie. Wesprzyj nas

„To twoja wina, że tamten człowiek był torturowany. Nieważne, że masz siedem lat i nie miałeś szans zrobić niczego naprawdę złego. Popełniłeś zbrodnie, przez które komuś wbijali gwoździe w dłonie. Rytuał spowiedzi wyrabia to poczucie winy od ósmego roku życia. Nagle raz w miesiącu należy poddać swoje życie szczegółowej analizie i wymyślić wszystko, co powinniśmy byli zrobić lepiej, posługując się szczegółowymi listami grzechów.

Źródłem największego zła i nieczystości jest twoje własne ciało. Ten niepokój i obrzydzenie zostaje w wyuczonych odruchach na lata.

Miłość w katolicyzmie jest przede wszystkim autodestrukcyjna. Nie ma większej miłości niż oddanie za kogoś życia, nie wolno opuszczać przemocowych relacji, poświęcenie i umniejszanie siebie prowadzą do świętości.

Może to zabrzmi trywialnie, ale z Kościoła katolickiego wyszłam z przekonaniem, że coś ze mną nie tak, że nie umiem kochać” – napisała na FB Halszka Bezkurkow. Za jej zgodą publikujemy to bardzo osobiste i zarazem wnikliwe świadectwo wychowania katolickiego jakie odebrała, prób buntu i wreszcie wyjścia z Kościoła. Zachęcamy do dyskusji.

To będzie najdłuższy post w ostatnich miesiącach i chyba dla mnie najtrudniejszy.

Chcę w nim powiedzieć o krzywdzie, co zawsze jest niekomfortowe, krzywdzie, która boli tak, że rozpieprza od środka.

A równocześnie mam poczucie, że wiele osób przeczyta ten post, nawet jeśli przytakując ogólnej wymowie, to jednak z poczuciem, że mówienie o zwykłym katolickim wychowaniu w kategoriach przemocy jest przesadą. Przecież to doświadczenie większości osób w tym kraju i większość z nich nie widzi w tym żadnej krzywdy. Wcale mnie to nie dziwi.

Dostrzeżenie własnego zranienia praktykami, które w naszym społeczeństwie uznaje się za oczywiste, zajęło mi kilkanaście lat.

Wychowanie w kościele katolickim jest też doświadczeniem różnorodnym. Czym innych jest dorastanie w religii sprowadzonej do sporadycznych kulturowych rytuałów, a czym innym, kiedy uczysz się modlić rano, wieczorem i przed każdym posiłkiem, a rodzinne przyjęcia kończy wspólne śpiewanie apelu jasnogórskiego. Inne doświadczenie będzie mieć mężczyzna, kobieta i osoba queerowa. Różny jest też kościół „Tygodnika Powszechnego” od kościoła Radia Maryja, ale doświadczenie wychowania w „lepszym” kościele, o którym będę pisać, niekoniecznie jest mniej krzywdzące.

Bo wbrew głosom powszechnym wśród liberałów,

problem z Kościołem katolickim nie polega na tym, że piękną religię miłości niszczą pazerni księża zaangażowani w politykę. Przemoc, przekraczanie granic, to nie dewiacja, w którą wpadł główny nurt kościoła w Polsce, ale porządek wprost wynikający z dogmatów tej instytucji.

Dlatego moje doświadczenie wychowania religijnego nie jest z pewnością uniwersalne, ale nie jest też zupełnie wyjątkowe. Wynika z samego kanonu katolickiej doktryny i nie wierzę, żebym była jedyną osobą, która widzi je po latach jako przemocowe.

Poniżej moja (niewyczerpująca tematu) lista siedmiu toksycznych praktyk i nauk w wychowaniu katolickim.
1. Patriarchat i hierarchia. Koloratka tylko dla mężczyzn

Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że Kościół katolicki jest największym strażnikiem patriarchatu w naszej kulturze. Zarówno w samym nauczaniu, często sprowadzającym kobietę do funkcji rozrodczych i wprost nakazującym poddanie się woli mężczyzny, jak i w strukturach władzy czy niemal niewolniczej, służebnej pracy sióstr zakonnych.

Warto jednak pamiętać, że nawet na tym zupełnym marginesie Kościoła, gdzie pojawiają się krytyczne głosy o poniżaniu kobiet w tej instytucji, nawet w tych bardzo rzadkich przypadkach, kiedy pyta się je o zdanie, kobieta nigdy nie staje w debacie o doktrynie, kwestiach społecznych czy nawet swojej roli i swoich prawach na równi z mężczyzną.

Kobieta w Kościele katolickim nie ma mocy stanowienia prawa ani przekazywania bożego głosu. Tę rolę i autorytet a priori mają wyłącznie rozliczni mężczyźni niepotrzebujący żadnych kwalifikacji poza koloratką.

Są oni przyzwyczajeni do wypowiadania ostatecznych sądów na tematy, które w żaden sposób ich nie dotyczą, i sprzeciw, w szczególności młodszych kobiet, traktują z emocją, którą można opisać jako coś między duszpasterską troską a pobłażaniem.

Kościół katolicki jest strukturą ściśle hierarchiczną w najgorszym wydaniu. Nieważne jak głupim i podłym człowiekiem byłby lokalny ksiądz, wierni, nawet jeśli przemogą wyuczony respekt, nie mają żadnej mocy, aby zrzucić go ze stanowiska. Mogą jedynie kornie zwrócić się do mężczyzny wyższego od niego hierarchią, który, w zależności czy mamy do czynienia ze zwykłą podłością, czy przestępstwem ściganym z urzędu, zaleci wiernym wyrozumiałość lub dyskrecję i skieruje przestępcę do kolejnej parafii.

Wychowanie w wierze katolickiej zawsze wiąże się ze zinternalizowaniem całego bagna patriarchatu, w którym potem grzęźnie się przez lata po opuszczeniu instytucji Kościoła.
„Występuje w obronie Kościoła w Polsce”. Uczeń ma zostać „apostołem wiary”. Tego uczy religia w szkole
Przeczytaj także:
„Występuje w obronie Kościoła w Polsce”. Uczeń ma zostać „apostołem wiary”. Tego uczy religia w szkole

31 marca 2019
2. Poczucie winy oderwane od kontekstu, spowiedź jako akt przemocy

To twoja wina, że tamten człowiek był torturowany. Nieważne, że masz siedem lat i nie miałeś szans zrobić niczego naprawdę złego. Popełniłeś zbrodnie, przez które komuś wbijali gwoździe w dłonie. Wprawdzie był wszechmogący, więc sam wybrał tę powolną agonię, ale to jest twoja, dziecko, wina i powinnaś być mu dozgonnie wdzięczna, bo nigdy nie uda ci się tego długu za nie wiadomo co konkretnie spłacić.

Poczucie winy jest jedną z najbardziej destrukcyjnych emocji. Odgrywa pewną rolę w regulowaniu relacji społecznych, kiedy przekroczymy czyjeś granice i powinniśmy, w konkretnej sytuacji, naprawić wyrządzoną szkodę.

Ale poczucie winy oderwane od kontekstu, przekonanie, że nigdy nie postępujemy wystarczająco dobrze, jest toksyczne i wyniszczające psychiczne. A właśnie taką winą posługuje się Kościół.

Obarcza nas grzechem pierworodnym zanim mogliśmy podjąć jakąkolwiek świadomą decyzję i nakazuje wdzięczność, że tę winę za zbrodnie, których nie popełniliśmy, z nas zdejmuje.

Rytuał spowiedzi wyrabia to poczucie winy od ósmego roku życia. Bo nagle przepraszanie i zadośćuczynienie przestaje być aktem empatii kiedy wyrządziliśmy komuś krzywdę.

Nagle raz w miesiącu należy poddać swoje życie szczegółowej analizie i wymyślić wszystko, co powinniśmy byli zrobić lepiej, posługując się szczegółowymi listami grzechów.

I nie wolno stwierdzić „wszystko zrobiłam tak dobrze, jak mogłam, a jak coś nie wyszło, to trudno”, bo to już grzeszenie pychą. Jak można nie widzieć przemocy psychicznej w zmuszaniu kilkuletnich dzieci do opowiadania swoich osobistych spraw, swoich niby-zbrodni obcym mężczyznom?

Oczywiście, osobom wierzącym rytuał spowiedzi nieraz przynosi ulgę, ale jest to ulga, która nigdy nie byłaby potrzebna bez wyuczonej winy. To znany mechanizm manipulacji.

Wmówione poczucie winy, od którego uwolnić może tylko sam wmawiający, to typowy element przemocy zatrzymujący ofiary w toksycznych relacjach.

Moja mama czasem wspomina, jakim byłam perfekcyjnym dzieckiem: „Tylko dom, szkoła, kościół”. A jakoś równo, w każdy pierwszy piątek miesiąca szłam wymienić tę samą listę wykroczeń, że byłam niedostatecznie miła, niedostatecznie pomagałam, niedostatecznie skupiałam się na modlitwie. Poczucia winy za absolutnie wszystko nie umiem się wyzbyć w swoich relacjach do dziś.
3. Afirmacja cierpienia. Święte tortury, praktyki umartwiania

Już o tym pisałam, ale napiszę raz jeszcze, bo to moim zdaniem jeden z najbardziej toksycznych elementów katolickiego wychowania. Kościół katolicki fetyszyzuje cierpienie. Zbawienie w dogmacie katolickim przychodzi przez uświęcone tortury, które z niewiadomego powodu były wszechmogącemu bogu potrzebne, żeby wybaczyć nam niepopełnione jeszcze występki.

Te święte tortury [Jezusa Chrystusa] stanowią absolutne centrum katolickiej wiary, to one są ostatecznym dowodem bożej miłości. Dlatego nie należy unikać cierpienia doświadczanego w życiu codziennym.

Życiorysy świętych pełne są praktyk umartwienia, czyli celowego zadawania sobie cierpienia, które traktowane jest jako modlitwa i praktyka zbliżająca do boga.

Przeraża mnie, że nie ma w przestrzeni publicznej głosów wskazujących jak toksyczna jest ta narracja z punktu widzenia zdrowia psychicznego. W cierpieniu nie ma nic chwalebnego. Odczuwanie cierpienia jest sygnałem obronnym, informacją, że ktoś albo coś robi nam krzywdę. Narracja Kościoła katolickiego wpajana od dziecka nie tylko niszczy naturalny mechanizm rozumienia własnych granic, dostrzegania, że dzieje się coś złego i trzeba powiedzieć „nie”.

Zaburza też empatię jako intuicyjny fundament wyborów etycznych, bo czyjeś cierpienie też przestaje być dla nas sygnałem, że robimy coś złego, skoro może być nieuniknione w wypełnianiu boskiego planu.

Ta afirmacja cierpienia kształtowała w dzieciństwie moją relację z moim ciałem i moją tożsamością. Podejmowanie wyborów wbrew sobie, tych, które intuicyjnie wydawały mi się najdalsze od tego, co chcę i czuję, wydawało mi się koniecznym elementem duchowego wzrostu. Żeby osiągnąć doskonałość, trzeba było klęczeć tak długo aż boli, w dni postne nie jeść nic, rezygnować z ulubionych rzeczy na rok, unikać dumy i satysfakcji ze swoich działań, wpajać sobie cechy, z którymi wewnętrznie się nie zgadzałam.

Dwanaście lat po opuszczeniu Kościoła bardzo powoli uczę się rozpoznawać własne cierpienie jako sygnał doznawanej krzywdy i wyznaczać swoje granice, ale idzie mi to opornie.

4. Ciało. Obsesja na punkcie seksualności, budzenie obrzydzenia i niepokoju

Kościół katolicki ma obsesję na punkcie seksualności. Stoi ona w absolutnym centrum jego nauk moralnych.

Wszystkie najgorsze grzechy potencjalnie „zagrażające” katechizowanym dzieciakom i nastolatkom dotyczą ciała, i nigdy nie chodzi tu np. o wrażliwość na drugą osobę, ale zawsze o złamanie jednego z długiej listy seksualnych tabu, których znaczenie często poznaje się na lekcjach religii.

Inne grzechy, te naprawdę dotyczące czyjejś krzywdy i cierpienia, wspominane są gdzieś na marginesie.
Katecheza o seksie. „Uczeń uzasadnia zło antykoncepcji i in vitro. Pracuje nad sobą w trosce o czystość”
Przeczytaj także:
Katecheza o seksie. „Uczeń uzasadnia zło antykoncepcji i in vitro. Pracuje nad sobą w trosce o czystość”

17 sierpnia 2019

Walka z pogardą, biedą, nierównościami, to zadanie dla chętnych nie rozliczane podczas spowiedzi, traktowane niemal zawsze jak bonusowe akty miłosierdzia podszyte pobłażliwą troską o „maluczkich”, nie jak elementarna sprawiedliwość społeczna. Dlatego, niezależnie jak postępujesz w sytuacjach prawdziwej krzywdy, czy opowiadasz się za wyrównywaniem szans, czy budujesz relacje z poszanowaniem granic i tożsamości drugiej osoby,

źródłem największego zła i nieczystości jest twoje własne ciało. Ten niepokój i obrzydzenie zostaje w wyuczonych odruchach na lata.

Nieważne jak rozpracujesz temat na poziomie intelektualnym, ile potrafisz opowiedzieć o ciałopozytywności i świadomej zgodzie na seks. Może kiedyś będę wreszcie odczuwać przyjemność i bliskość nie ryzykując zapadnięciem się nagle w rozpieprzające poczucie „nieczystości”? Ale nie mam tej pewności, bo toksyczne nauki Kościoła wżerają się w ciało, sterują emocjami jako fantomowe czucia dawno amputowanych „wartości”.
5. Ale przynajmniej religia miłości, nie?

O miłości w Kościele katolickim mogę powiedzieć tyle, że jest to rzeczywiście często używane słowo. Co więcej, Kościół ma u nas taki monopol językowy, że nikt znaczenia, które temu słowu nadaje, nie podważa. Co jednak nazywa się miłością w religii katolickiej? Co głosi najpopularniejszy slogan?

Bóg jest miłością. Tak, ten bóg, który obarcza nas winą za jakieś grzechy sprzed tysiącleci, żeby potem miłosiernie nas zbawić przez przyjęcie na siebie niepotrzebnych tortur. A my powinniśmy być za to wdzięczni.

Może to zabrzmi trywialnie, ale z Kościoła katolickiego wyszłam z przekonaniem, że coś ze mną nie tak, że nie umiem kochać.

Dopiero po latach zorientowałam się, że ta niezdolność dotyczy toksycznego rozumienia miłości wpojonego mi przez Kościół, z którym od dawna się przecież nie zgadzam. Bo miłość w katolicyzmie jest przede wszystkim autodestrukcyjna.

Nie ma większej miłości niż oddanie za kogoś życia, nie wolno opuszczać przemocowych relacji, poświęcenie i umniejszanie siebie prowadzą do świętości.

A we mnie wciąż tliło się jakieś poczucie granicy. Skoro nie zniszczyłabym siebie dla drugiej osoby, to nie spełniam warunków. Kościół uczy miłości toksycznej. Miłości, w imię której wywołujesz cierpienie, bo chcesz dla bliskiej osoby zbawienia wymagającego porzucenia jej niezgodnej z wymaganiami religii tożsamości, jej przekonań, jej bliskich relacji.

Tego, jak wyglądają prawdziwe, zdrowe uczucia nauczyłam się w środowisku queerowym. To tam zobaczyłam miłość opartą na radykalnym poszanowaniu tożsamości i granic drugiej osoby, na wyrażaniu własnych, na kochaniu tego, kim osoba jest zamiast przycinania jej według religijnych wzorców. I okazało się, że jednak umiem.
6. Gaslighting*, czyli wątpliwości to brak pokory

Kiedy miałam 13 lat, pierwszy raz zaczęło mi się coś w doktrynie katolickiej poważnie nie zgadzać. Wtedy jeszcze nie w przemocowych postulatach społecznych, ale na fali pierwszych zainteresowań filozofią, w jednym z dogmatów na temat natury człowieka. Kiedy przedstawiłam swoje argumenty na spotkaniu grupy religijnej, nikt nie podjął ze mną dyskusji.

Usłyszałam, że brakuje mi pokory.

I chociaż czułam wewnętrzny bunt przeciwko takiej ocenie, jego zduszenie i praktykę korności przyjęłam jako zadanie duchowe na kilka kolejnych lat. W Kościele katolickim stosowanie psychicznej manipulacji dla utrzymania wątpiących członków jest codziennością.

Pytania można zadawać tylko pretekstowo, jako praktykę w potencjalnych dyskusjach z niewierzącymi. Jeśli prowadzą do realnego zwątpienia, osobę próbuje się zatrzymać poprzez wywołanie poczucia winy (przypowieść o niewiernym Tomaszu mówi wszakże wprost, że najbardziej błogosławiona wiara to ta, która nie oczekuje oparcia w faktach), wykorzystanie emocji wywołanych załamaniem dotychczasowego światopoglądu, wmawianiem wiary.

Kilka lat później po raz kolejny spróbowałam porozmawiać z księdzem (celowo wybrałam akademicki, apostolski zakon jezuitów!) na temat praktycznie już utraconej wiary, konfrontując go z pogańskimi źródłami poszczególnych sakramentów.

Nie podjął dyskusji, spotkała mnie jedynie pobłażliwa, autorytarna ocena, że “skoro przyszłam z nim rozmawiać, to znaczy, że w głębi duszy wierzę”.

To był mój ostatni dzień w Kościele katolickim, ale nie ostatni raz, kiedy członkowie Kościoła zaprzeczali moim wyrażonym wprost uczuciom i przekonaniom.

Od bliskich osób usłyszałam, że w kościele byłam szczęśliwsza, że powinnam praktykować ze względu na szacunek dla pamięci moich nieżyjących już wtedy babć, że tak naprawdę wierzę, tylko sobie wymyślam. A utrzymywanie kogoś w toksycznym środowisku przez manipulację, wywoływanie poczucia winy i podważanie czyichś emocji i rozumowań leży niepokojąco blisko gaslightingu.

[*Gaslighting to manipulacja psychologiczna, która polega na budzeniu w jakiejś osobie poczucia, że coś jest z nią nie tak, podważania jej przekonań, tak, by stopniowo przejmować kontrolę nad jej widzeniem rzeczywistości. Nazwa wywodzi się od nazwy sztuki teatralnej a potem filmu z Ingrid Bergman jako ofiarą przemocy „Gaslight” – w Polsce tłumaczonego jako „Gasnący płomień” – od red.]
Stanisław Obirek uważa, że abp Charles Scicluna nie doprowadzi do dymisji polskkiego episkopatu.
Przeczytaj także:
Jak dokonać apostazji

29 października 2020
7. Sacrum i tabu

To mój trzeci post o Kościele w ostatnich miesiącach i za każdym razem przed publikacją czuję niepokój. Wszyscy w tym kraju zostaliśmy nauczeni, że Kościół można krytykować tylko w bardzo ostrożnych słowach, ponieważ uczucia religijne znaczą więcej niż odbieranie wolności, tożsamości i zdrowia psychicznego.

W debacie publicznej Kościół zachowuje się jak dzieciak z osiedla, który kopie cię bez ostrzeżenia, a kiedy próbujesz się bronić, oznajmia, że mama zabroniła go popychać.

I my pozostajemy w bezsilnej złości, bo tak jak w dzieciństwie było wiadomo, że nie wolno przeciwstawiać się czyimś rodzicom, tak teraz wiemy, że

nie wolno naruszać czyjegoś sacrum, choćby nam tym sacrum łamali kości.

Nie jest mi też łatwo mówić o swoich emocjach, bo taki głos w debacie publicznej nie istnieje. Nie mówimy o zwykłej przemocowości katolickich praktyk, ledwie udaje nam się czasem wypomnieć prawdziwe zbrodnie, jak systemowe ukrywanie przestępstw seksualnych.

Ale chyba właśnie dlatego, jeśli ktoś z was czuje te doświadczenia i emocje, o których piszę, podejmijcie temat, puśćcie to dalej, napiszcie o swojej krzywdzie. Bo naprawdę nie wierzę, żeby moje doświadczenie było jednostkowe, bo czuję, że jeśli ja boję się mówić o nim w kategorii przemocy, to ten głos może być komuś jeszcze potrzebny.


28 października 2022
Karol. Człowiek, który nie był wyjątkiem. O odpowiedzialności Jana Pawła II za tuszowanie pedofilii

https://oko.press/karol-czlowiek-ktory-nie-byl-wyjatkiem-o-odpowiedzialnosci-jana-pawla-ii-za-tuszowanie-pedofilii/



Pionierskie wobec polskiego Kościoła dziennikarskie śledztwo Marcina Gutowskiego ws. odpowiedzialności Jana Pawła II za przestępstwa seksualne duchownych odsłania obraz papieża jako człowieka Kościoła, uwikłanego w watykańską parantelę władzy
Nie mamy bogatego właściciela, udziałowców ani sponsorów. Rozwijamy OKO dzięki pasji, zaangażowaniu i Waszemu wsparciu. Bez Was to nie byłoby możliwe. WSPIERAM >>>

Były rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego ks. Andrzej Szostak, pytany przez Marcina Gutowskiego o swoją bliską relację z papieżem, odpowiada szeroką frazą: „Kiedy odwiedziłem go w Castel Gandolfo, Jan Paweł II poszedł do spowiedzi. Czyli, wbrew spiżowemu wizerunkowi, jaki wystawił mu Kościół powszechny i Kościół w Polsce, Karol Wojtyła popełniał grzechy. I błędy” – wyłuszcza swoją myśl ksiądz-filozof. „Ale czy także błędy pobłażliwości wobec seksualnych przestępców w sutannach, kosztem ich ofiar?” – dopytuje się dziennikarz. I idzie jeszcze dalej, bo docieka, czy Jan Paweł II nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia. Ale tu kończą się możliwości dziennikarstwa śledczego. Bo źródło, ks. prof. Szostak, uczciwie przyznaje: „Nie wiem”.

Mimo to książkowa i filmowo-dokumentalna wersja dziennikarskiego śledztwa jest precedensem. Przenika ono przez szczelne mury Kościoła i jego rzymskiej centrali.

Przez wieki strzegły ją wysokie mury papieża Leona. Później watykańskie tajemnice dla dobra Kościoła, przy okazji dla rodzaju ludzkiego, chroniła dyskrecja. W przypadku Watykanu o zwielokrotnionej sile. Co wynikało z kulturowo bliskiej kościelnej centrali politycznej kulturze włoskiej, zawierającej także elementy mafijnej omerty.

Co jeszcze bardziej istotne, strukturalna nieufność Watykanu wywodziła się z prokuratorskiej podejrzliwości wobec świeckiego państwa, odkąd dynastia sabaudzka zjednoczyła wszystkie kraje włoskie, pozbawiając papieża wielkiego terytorialnie Państwa Kościelnego (1870). Przez cały wiek XX dystans Kościoła katolickiego do zewnętrznego świata wzmacniały obawy przed ideologiami i prądami kulturowymi: liberalizmem, marksizmem, a w końcu sekularyzacją. Od Stolicy Apostolskiej po wiejską parafię urzędnicy Boga wszelkich szczebli czujnie stali na baczność, zewsząd węsząc niebezpieczeństwo.

Jan Paweł II
Przeczytaj także:
„Bielmo”. Dlaczego Jan Paweł II tolerował przestępstwa seksualne księży?

26 października 2022

Eklezjalna tożsamość wypalana kwasem solnym

Najdoskonalej ilustruje to tajna instrukcja watykańska „Crimen sollicitationis”. Od 1922 roku określała ona proceder wewnętrznego i utajnionego postępowania w przypadku oskarżenia księży o aktywność seksualną, co rozciągnięto na każdą formę przestępstwa na tle seksualnym.

To ta instrukcja umożliwiała przeniesienie po cichu seksualnego drapieżcy w sutannie do innej parafii, diecezji, innego państwa, a nawet na inny kontynent (najczęściej przepastny afrykański). Utajniony egzemplarz każdy biskup ordynariusz przechowywał w sejfie. Procesy również przebiegały w formie utajnionej, a ich uczestnicy, w tym ofiara, także dziecko, składali przysięgę zachowania tajemnicy pod karą ekskomuniki. Ujawnił ją ks. Thomas Doyle, za pontyfikatu Jana Pawła II ekspert od prawa w nuncjaturze w Waszyngtonie, gdy wybuchł skandal w diecezji bostońskiej. Za „zdradę” pozbawiono go wszelkich stanowisk kościelnych (2003).

„Instrukcja służyła wyłącznie ochronie sprawców przestępstw, unikaniu skandali, wyłączała perspektywę ofiary i utrudniała pracę państwowemu wymiarowi sprawiedliwości“ – punktował hipokryzję tajnego pisma Dole.

Odpowiedzialny za seksualny skandal w Bostonie kard. Bernard Law uniknął sprawiedliwości w USA, uciekł do Watykanu, gdzie Jan Paweł II obdarzył go zaszczytem zarządcy papieskiej bazyliki Santa Maria Maggiore. Papież widział w nim wiernego człowieka Kościoła, który w przeciwieństwie Dole’a nie zdradził swojej instytucji, tylko zadziałał zgodnie z papieską wolą i „Crimen sollicitationis”, zamiatając pod dywan pedofilię. Bo Jan Paweł II funkcjonował jako człowiek Kościoła.

Fetyszyzacja tej instytucji, roszczącej sobie prawo do wyłącznego depozytu spuścizny założyciela religii, przybrała groteskowe wymiary. Od struktury samej hierarchii (od papieża, przez kardynała, arcybiskupa, biskupa, wszelakie szczeble prałatów, kanoników po szarego plebana), po gradacje świątyń (od bazyliki większej, mniejszej, katedry, konkatedry, po kościół farny, parafialny, rektorat itp.), nie mówiąc już o przyozdabianiu się duchownych w tytuły, zawołania, herby, czy stroje. Wypalało to jak kwasem solnym wszystkim członkom tej struktury eklezjalną tożsamość. O czym rzecz jasna żydowski założyciel religii, przemierzający na bosaka w I wieku Palestynę w ogóle pojęcia nie miał.
Outsider z Krakowa wchłania kulturę kurii

Jan Paweł II wchłonął opary klerykalizmu, oddychał nimi – jak lwia część katolickich duchownych. Mechanizm ten jeden polskich katolickich felietonistów z PRL Stefan Kisielewski pointował następująco: „Z każdego psa wyhodowanego pod szafą musi wyrosnąć jamnik”. Owszem, zdarzały się wyjątki jak ks. Doyle. Karol Wojtyła wyjątkiem nie był. Dlatego można w ciemno założyć, że jako ordynariusz w Krakowie, do wyboru na głowę Kościoła (1978), w pełni stosował instrukcję „Crimen sollicitationis”. Na co może są jeszcze dokumenty w krakowskiej kurii, choć, jak wiadomo, w takich sprawach przezorni kurialiści sprawy załatwiali na gębę.

Owszem, konsultowana przez Gutowskiego Anna Ostrowska, która prywatnie poznała Karola Wojtyłę, ujawniła, że posiadał on kilka wcieleń: wrażliwego poety-filozofa, aktora teatralnego, starszego kolegi. Ale w ich rozmowach w Watykanie – to ona informowała go o skandalu seksualnym poznańskiego abp. Juliusza Paetza (2003) – rozpoznawała w nim człowieka instytucjonalnego Kościoła, który osobowościowo „otwarty”, w tej akurat materii „murował” dostęp do siebie. Tu do głosu dochodziła dominująca wśród kleru eklezjalna tożsamość.

Wejście na szczyt katolickiej hierarchii w przypadku Karola Wojtyły tylko ją spotęgowało, skoro w Watykanie rozstrzygano zagadnienia o najważniejszym, bo globalnym znaczeniu dla Kościoła. Wkroczenie outsidera z Krakowa, spoza kościelnej komando-centrali (rzymskiej kurii), przymusiło zarazem dotychczasowego kardynała do krakania obowiązującego w przysłowiowym stadzie wron. A w rzymskiej kurii karty rozdawała włoska parantela władzy. Dziś już wiadomo, że wieloma sieciami powiązana ze skorumpowaną chadecją premiera Giulio Andreottiego, mafią i antykomunistyczną lożą P2.

Watykańska „racja stanu” wymagała dalszego stosowania instrukcji „Crimen sollicitationis”. Aż do wpadki z Marcialem Macielem Degollado. Upublicznienie w USA przestępstw seksualnych religijnego psychopaty, hołubionego przez papieża, sprowokowało w końcówce pontyfikatu Jana Pawła II do wyłamania się z eklezjalnej lojalności i tak nieprzynależącego do klanu włoskich purpuratów niemieckiego kardynała Josepha Ratzingera. Przykład jego, a także kolejnego następcy, zmuszonych do zmierzenia się z kryzysem Kościoła powszechnego, ilustruje, co dzieje się z papieżem, który nie idzie na pasku rzymskiej kurii. Benedykt XVI abdykował, Franciszek przy próbach wcielenia połowicznych reform gryzie ścianę. I był już ofiarą próby usunięcia go z urzędu.

Jan Paweł II bezdyskusyjnie „rację stanu” rzymskiej kurii przyjął za swoją.

Ciąży na nim nie tylko odpowiedzialność za krycie pedofilii w Kościele, bo nawet wtórne staje się główne pytanie dziennikarskiego śledztwa: „co i ile wiedział”, skoro woluntarystycznie akceptował w pełni „Crimen sollicitationis”. Ale, zgodnie z regułą tajności watykańskich posunięć, jest też integralnie odpowiedzialny za niejasne związki rzymskiej kurii z półlegalnymi strukturami. Wierzchołkami tej sieci pozostają spektakularne, a niewyjaśnione incydenty: zamach na niego i trop prowadzący do Watykanu (1981), śmierć przez powieszenie na londyńskim moście bankiera katolickiego banku Ambrosiano Roberta Calviego (1982), uprowadzenie nastoletnich obywatelek Watykanu Emanueli Orlandi i Mirelli Gregori (1983) i podwójny mord na szwajcarskich gwardzistach (1998).

Mimo to śmierć Jana Pawła II (2005) skłoniła wierchuszkę Kościoła, w istocie najwyższych hierarchów, zawdzięczających mu kariery, do dalszego zdyskontowania pontyfikatu. Wprawdzie medialnie skoncentrowanego na swojej osobie, ale magnetyzującej tłumy, zwłaszcza młodzieży. Przyjęło to potem formę turbo-beatyfikacji i turbo-kanonizacji, pomimo głosów krytyki pochodzących z zewnątrz, a nawet z wewnątrz Kościoła. Także te niejasne procedury wyniesienia na ołtarze opisuje Marcin Gutowski. I tradycyjnie potyka się o kościelną kulturę (prze)milczenia.

Uciekający przed dziennikarzem na warszawskiej ulicy postulator procesu prałat Sławomir Oder z budzącą podziw śródziemnomorską opalenizną, niczym papierek lakmusowy ucieleśnia ucieczkę urzędowych funkcjonariuszy Kościoła przed odpowiedzialnością za krzywdę ofiar molestowania seksualnego. W istocie jednak staje on w obronie własnej, konstytuującej eklezjalnej tożsamości. De facto – w obronie sensu własnego życia. Stąd też egzystencjonalne milczenie kardynała Dziwisza, watykańskich kurialistów, w tym pociągającego za sznurki za pontyfikatu Jana Pawła II kardynała Giovanniego Battisty Re. Organiczne milczenie żywiące się ofiarami kościelnej pedofilii. I praktykowane wbrew woli założyciela religii, który mówił: „Przyszedłem bowiem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”.
 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Śro 31 Sty, 2024 13:21   

Błogosławieństwo par homoseksualnych - papiez dal pozwolenie .

Dlatego ja uwazam ze wszystko jest umowne :
Tak jak kiedys nie po slubie , nie mozna bylo wynajac pokoju w hotelu
Tak jak kiedys - stwierdzono ze jestes czarownica , to ja najpierw torturowano a pozniej zabito
Tak jak kiesdys - trzeba sie bylo meza spytac o pozwolenie prowadzenia autka

Tak ze dzis tak, jutro inaczej .

Wczoraj szykanowano homo - dzis moga brac slub.

Dawno w Polsce ojcem chrzestnym mojej corki mial byc moj dobry znajomy ze Szwecji , w kosciele nie wydano pozwolenia bo on z religii protestant.

Dla ciekawosci ;
Protestantyzm

Odrębność tego wyznania od innych nurtów chrześcijańskich polega na odrzuceniu wszystkich doktryn dodanych do Pisma Świętego przez kościół. Za twórcę protestantyzmu uznaje się Marcina Lutra, który zapoczątkował nurt zwany reformacją. W jej wyniku odrzucono wszystkie aspekty i dogmaty świętości Marii. Protestantyzm uznaje ją za matkę Jezusa, jednak nie składa jej czci religijnej, która należy się tylko Bogu. Protestanci uznają tylko chrzest i eucharystię odrzucając sakrament Komunii Świętej i Bierzmowania. Nurt Kalwinistyczny odrzuca wszystkie sakramenty uznawane przez religię katolicką. W protestantyzmie funkcje kapłanów mogą pełnić również kobiety, co stoi w sprzeczności z doktrynami innych nurtów chrześcijaństwa.

Odrębność tego wyznania od innych nurtów chrześcijańskich polega na odrzuceniu wszystkich doktryn dodanych do Pisma Świętego przez kościół. Za twórcę protestantyzmu uznaje się Marcina Lutra, który zapoczątkował nurt zwany reformacją. W jej wyniku odrzucono wszystkie aspekty i dogmaty świętości Marii. Protestantyzm uznaje ją za matkę Jezusa, jednak nie składa jej czci religijnej, która należy się tylko Bogu. Protestanci uznają tylko chrzest i eucharystię odrzucając sakrament Komunii Świętej i Bierzmowania. Nurt Kalwinistyczny odrzuca wszystkie sakramenty uznawane przez religię katolicką. W protestantyzmie funkcje kapłanów mogą pełnić również kobiety, co stoi w sprzeczności z doktrynami innych nurtów chrześcijaństwa.
Ostatnio zmieniony przez kiwi Śro 31 Sty, 2024 13:22, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Sob 17 Lut, 2024 11:29   

 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Pon 19 Lut, 2024 10:38   

 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Wto 20 Lut, 2024 16:29   

 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Wto 20 Lut, 2024 16:31   

 
     
Maciejka 
Uzależniony od netu
dawniej perełka



Pomogła: 65 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 28 Sty 2013
Posty: 3812
Wysłany: Wto 20 Lut, 2024 16:31   

Kiwi z linkow przeszlas na filmy :bezradny:
_________________
[*] [*] [*]
 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Wto 20 Lut, 2024 16:34   

 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Wto 20 Lut, 2024 16:36   

 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Nie 10 Mar, 2024 10:50   

 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Nie 10 Mar, 2024 10:52   

 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Śro 20 Mar, 2024 10:34   

Nikt ze stolicy apostolskiej nie potepil Hitlera i nazistowskoch niemiec za ich zbrodnie - i ja jestem tego samego zdania juz od dawna . Az ciarki po plecach przechodza , ze Ci Papieze co maja byc tylko "miloscia " sa szatanstwem i korzystaja z ogromnego nieszczescia Zydow w czasie drugiej wojny swiatowej .
To zydowskim zlotem placono Stolicy apostolskiej za pomoc w ucieczce mordercow z obozow smierci i innych strasznych miejsc .
 
     
kiwi 
Trajkotka



Pomogła: 28 razy
Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1481
Wysłany: Śro 20 Mar, 2024 10:34   

 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,28 sekundy. Zapytań do SQL: 12