Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
"Pożądane" współuzależnienie?
Autor Wiadomość
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
  Wysłany: Czw 28 Mar, 2013 02:58   "Pożądane" współuzależnienie?

Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie taka myśl: przecież współuzależnienie jest bardzo pożądaną formą przystosowawczą w społeczeństwie. No może uściślę: współuzależnienie jest potrzebne społeczeństwu. Spełeczeństwu - podkreślę - ale nie nam, jednostkom: Tobie, czy mi, czy Twojej żonie, czy mężowi, matce czy ojcu.

Wiadomo - człowiek jest zwierzęciem stadnym. Nie jesteśmy przygotowani do życia w pojedynkę, dlatego wiążemy się w rodziny, klany, mniejsze czy większe społeczności, państwa, a nawet związki ponadpaństwowe. Po co? Po to by jednostkom było lepiej. Ale... tu też jest kruczek. Nie zawsze to, co dobre dla jednostki jest dobre dla społeczeństwa i odwrotnie: to, co dla ogółu korzystne może być szkodliwe nawet dla jednostki, czasem nawet dla dobra całej społeczności "opłaca się" wyeliminować jednostkę w bardziej lub mniej humanitarny sposób.

Jak to się ma do współuzależnienia, według mnie? Otóż dla grupy, nawet dla rodziny, czy całego społeczeństwa współuzależnienie nie jest wcale aż tak bardzo dysfunkcyjne, jakby się mogło wydawać. To całkiem sprawny mechanizm przystosowawczy, który minimalizuje straty, jakie pociąga za sobą alkoholizm. Oczywiście straty dla grupy, bo to co się dzieje z zaplątanymi w problem jednostkami - to całkiem inna sprawa.

Popatrzcie - czynny alkoholik wcześniej czy później zaczyna zachowywać się aspołecznie, rzuca pracę, albo go zwalniają, robi długi, których nie spłaca (a zatem na jego kredytach nie da się zarobić), utrata zdrowia pociąga za sobą coraz większe koszty, itd... Trudno nie zauważyć, że chora jednostka staje się coraz większym ciężarem dla społeczeństwa.

Kiedyś był to mniejszy problem, ot wycieńczony alkoholem organizm szybciej się poddawał i że tak powiem okrutnie - następowała szybsza eliminacja naturalna jednostek słabszych, mniej "przydatnych' społecznie, mniej dostosowanych, mniej stabilnych emocjonalnie - tak jak w naturze - jednostki słabsze, wrażliwsze z reguły żyją krócej, natura sama się rządzi prawami ewolucji. Wystarczy się cofnąć sto, czy dwieście lat wstecz - naprawdę nieliczni dożywali 60-70 i więcej lat. Zaś wcale nierzadkie są wpisy w księgach metrykalnych młodych z dzisiejszego punktu widzenia) 30 latków, których dopadło delirium tremens, czy jako przyczynę ksiądz wpisywał wręcz pijaństwo. Alkoholicy rzadko dożywali spokojnej starości.

Dziś mamy mimo wszystko lepszą medycynę, a przede wszystkim rozwinięty system wsparcia społecznego osób chorych: są renty, domy opieki społecznej, pomoc materialna, finansowa. No i żyjemy znacznie dłużej. Czynni alkoholicy żyją dłużej też. I w tym momencie okazuje się, że współuzależnienie jest przydatne. Bo skoro nie da się wyeliminować, że tak powiem brutalnie, problemu w sposób naturalny, to niech chociaż da się maksymalnie wykorzystać przydatność alkoholika w społeczeństwie. I ciągnie wówczas taka współuzależniona tego swojego alkoholika na swoich plecach. Najważniejsze, by był przydatny zawodowo, a więc płacił podatki, kupował (także i alkohol, patrz akcyza 8| ) i znów płacił podatki. No to współuzależniona dba, by tej pracy nie stracił, ratuje na kacu, dzwoni do szefa, by go nie zwolnił, kryje, wyszukuje mu oferty pracy, itd... Zwróćcie uwagę, jak bardzo wraz z rozwojem współuzależnienia rozwijają się cechy przydatne społecznie: na przykład nadkontrola nad "niepoprawną" jednostką, skłonność do zatrzymania trudnych spraw w czterech ścianach, co zwalnia społeczeństwo z odpowiedzialności. Ba nawet płacenie długów alkoholika przez współuzależnioną jest korzystne społecznie (nieważne w końcu kto zaciąga zobowiązania, ważne, że ktoś płaci).

Zresztą i inne, "mniej ekonomicznie" a społecznie przydatne przykłady: ciągnie żona czynnego alkoholika po lekarzach (przynajmniej jest szansa, że dłużej będzie w miarę dobrze funkcjonował), dba o jego ubrania, higienę, by za bardzo nie odstawał i nie raził reszty społeczeństwa, itd. Przecież taka współuzależniona to skarb społeczny, dobro narodowe. Nawet pójdzie do do drugiej pracy, by alkoholik mógł dalej funkcjonować i dalej płacić podatki (głównie w akcyzie).

No a gdzie dobro jednostki, czy choćby tej małej komórki społecznej, jaką jest ona i ich dzieci? No cóż... w społeczeństwie dobro jednostki jest mniej ważne od dobra ogółu.

Może dlatego w pewien sposób "wychowuje się" tabun potencjalnych współuzależnionych, karmi się je bajeczkami o romantycznej miłości, o tym, jak bardzo kobieta może mieć wpływ na ustatkowanie się mężczyzny. O tym, że jej rolą, jej zadaniem, jej poświęceniem się powinno być takie zachowanie. Że tak trzeba, należy, że musi, że powinna... A że cierpi? No cóż, ale nie cierpi jej dalsza rodzina, pracodawca, szpital, dom pomocy społecznej, wieś, miasto, gmina, państwo... Lepiej wykorzystać jednostkę...

Ale nie tylko ona jest urabiana społecznie... Podobnemu "praniu mózgu" ulegli jej sąsiedzi:,"powinna pani coś zrobić, jak mogła pani zostawić go na klatce, spać nie można było, jak się dobijał", jej teściowie: "gdybyś była inna, powinnaś lepiej dbać o niego", lekarz: "niech go pani przypilnuje", a nawet najbliżsi: "a jak sobie sama poradzisz? powinnaś, trzeba, koniecznie".

To smutne zobaczyć siebie w roli trybika w społecznej machinie. To smutne, ale taka świadomość budzi złość. A złość to bunt. Ale to dobra złość. Daje kopa do zmiany. Ja też jestem ważna, ja jako jednostka. A nie tylko współudziałowiec w płaceniu akcyzy, czy wspólodpowiedzialna za utrzymanie tzw. ładu społecznego. Która się ze mną buntuje? ;) 2ff3
 
     
staaw 
Uzależniony od Dekadencji


Pomógł: 125 razy
Wiek: 52
Dołączył: 18 Sie 2010
Posty: 9025
Wysłany: Czw 28 Mar, 2013 05:15   

Ja uważam że współuzależnienie może być korzystne dla społeczeństwa przez jedno-dwa pokolenia, dalej może być już tylko gorzej...

Co z tego że dziewczynka karmiona bajkami o romantycznej miłości będzie "leczyć" swojego męża, dbać o niego, kiedy w domu "wychowuje" następne pokolenie nieudaczników?
Nawet jeżeli heroicznym wysiłkiem zapewni im wykształcenie, to emocjonalnie pozostaną kalekami, zniewieściały trzydziestoletni chłopiec i dzielna dziewczynka która ze wszystkim da radę...

Skończyły się czasy kiedy byliśmy trybikami w społeczeństwie, właściwie ja widzę rozpad społeczeństwa, egoizm, konsumpcja i praca w korporacjach to rzeczy którymi skutecznie niszczymy nasze człowieczeństwo...

Sam zbyt dużo wycierpiałem (dla mojego "dobra" oczywiście :glupek: ) od współuzależnionych by rozumieć jaka to destrukcyjna dysfunkcja...

Właściwie... to jesteśmy nadal trybikami, tylko nie w tej maszynie co potrzeba, więc przy pomocy sztuczek odciąga się nas od rodziny byśmy mogli służyć mamonie...
_________________
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie :)
Ostatnio zmieniony przez staaw Czw 28 Mar, 2013 05:18, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Klara 
Uzależniony od Dekadencji


Pomogła: 264 razy
Dołączyła: 24 Lis 2008
Posty: 7861
Wysłany: Czw 28 Mar, 2013 08:16   

pietruszka napisał/a:
Może dlatego w pewien sposób "wychowuje się" tabun potencjalnych współuzależnionych, karmi się je bajeczkami o romantycznej miłości, o tym, jak bardzo kobieta może mieć wpływ na ustatkowanie się mężczyzny. O tym, że jej rolą, jej zadaniem, jej poświęceniem się powinno być takie zachowanie. Że tak trzeba, należy, że musi, że powinna...

Mnie się wydaje, że te przekonania powoli przechodzą do przeszłości, bo i romantyzm jako epoka i system wartości kończy swoje długofalowe oddziaływanie.
Biblioteka moich rodziców, dopiero w czasach słusznie minionych zaczęła się zapełniać ambitniejszymi pozycjami. Gdy dotarłam do ich zasobów z czasów międzywojennych, znajdowały się w nich wyłącznie byle jakie romansidła idealizujące to (w gruncie rzeczy porypane) życie.
Panny wychowane na czymś takim nie mogły postępować w inny sposób.
Wszystko jednak wskazuje na to, że zachodzą zmiany i jeśli nawet któraś da się wciągnąć w destrukcyjny związek, to po wieku współ. wchodzących choćby na nasze forum i po ich niedługim stażu w związku widać, że dość szybko otwierają im się oczy.
Chciałabym mieć rację :oops:
_________________
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami." /przysłowie japońskie/
 
     
smokooka 
Uzależniony od netu


Pomogła: 100 razy
Wiek: 52
Dołączyła: 22 Lut 2012
Posty: 4059
Wysłany: Czw 28 Mar, 2013 08:19   

pietruszka napisał/a:
Która się ze mną buntuje?
Ja! Ja!
Bardzo mądre przemyślenia Pietruszeczko, doświadczyłam również bycia trybikiem.
Dodałabym jeszcze nieporozumienia związane z wagą Kościoła w naszej kulturze. Jednak jak się porozmawia z księdzem od serca - można się rozstać, można się nawet rozwieść. A w świadomości społecznej zostaje "niesienie krzyża".
Te wszystkie normy, przyjęte pokoleniami też przyczyniają się do patologizacji współuzależnieniowo uzależnieniowej.
W mojej rodzinie widać to książkowo. Całe pokolenia wplątane w machinę zaburzeń przystosowawczych...
_________________
Nie mąć tego co przejrzyste. (by Kami)
:smok: :oczyska: ka
 
     
pannamigotka 
(konto nieaktywne)

Pomogła: 33 razy
Wiek: 59
Dołączyła: 14 Lip 2012
Posty: 1416
Wysłany: Czw 28 Mar, 2013 08:25   

Ja się nie zgadzam z jednej prostej przyczyny- leczenie alkoholików i ich rodzin- i nie mówię tylko o terapiach dla uzależnionych i współuzależnionych, to mała kropla, chodzi o schorzenia spowodowane nadużywaniem alkoholu- znaczenie przewyższa wpływy z akcyzy :)
Żaden rząd jednak nic z tym nie zrobi, ponieważ wpływy z akcyzy są natychmiast- kiedy rządzą- a leczenie i koszty z tym związane jest rozłożone w czasie, a nawet gdyby wprowadzono prohibicję ;) to leczenie tych alkoholików, którzy już istnieją i tak pochłonęłoby określone koszty.
I alkoholicy i współuzależnione są więc mało wartościowymi obywatelami- często chorują, niewiele pracują (ja pracować, jak się trzeba biednym misiuniem zająć i jak tu pracować, jak trza się napić), często korzystają z opieki MOPSU.
Może i krótkofalowo to jest ok co piszesz, bo pani zadzwoni do szefa raz czy dwa, że męża boli brzunio i nie przyjdzie do pracy, ale na dłuższą metę to nie zadziała, jak będzie chciał to będzie pił, a pani współuzależniona nie zatrzyma procesu postępu choroby.
Mało tego, pani współuzależniona będzie rodziła dzieci (przecież jak zobaczy takie słodkie małe to z pewnością rzuci picie, no tożby nie rzucił) i te dzieci powielą schemat.

p/s widzę, że też nie mogłaś spać. Ja też, ale już jestem na nogach :/
Ostatnio zmieniony przez pannamigotka Czw 28 Mar, 2013 08:26, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
staaw 
Uzależniony od Dekadencji


Pomógł: 125 razy
Wiek: 52
Dołączył: 18 Sie 2010
Posty: 9025
Wysłany: Czw 28 Mar, 2013 08:40   

Klara napisał/a:
pietruszka napisał/a:
Może dlatego w pewien sposób "wychowuje się" tabun potencjalnych współuzależnionych, karmi się je bajeczkami o romantycznej miłości, o tym, jak bardzo kobieta może mieć wpływ na ustatkowanie się mężczyzny. O tym, że jej rolą, jej zadaniem, jej poświęceniem się powinno być takie zachowanie. Że tak trzeba, należy, że musi, że powinna...

Mnie się wydaje, że te przekonania powoli przechodzą do przeszłości, bo i romantyzm jako epoka i system wartości kończy swoje długofalowe oddziaływanie.
Biblioteka moich rodziców, dopiero w czasach słusznie minionych zaczęła się zapełniać ambitniejszymi pozycjami. Gdy dotarłam do ich zasobów z czasów międzywojennych, znajdowały się w nich wyłącznie byle jakie romansidła idealizujące to (w gruncie rzeczy porypane) życie.
Panny wychowane na czymś takim nie mogły postępować w inny sposób.
Wszystko jednak wskazuje na to, że zachodzą zmiany i jeśli nawet któraś da się wciągnąć w destrukcyjny związek, to po wieku współ. wchodzących choćby na nasze forum i po ich niedługim stażu w związku widać, że dość szybko otwierają im się oczy.
Chciałabym mieć rację :oops:
_________________
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie :)
 
     
Marc-elus 
Uzależniony od netu


Pomógł: 69 razy
Wiek: 45
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 3665
Wysłany: Czw 28 Mar, 2013 08:41   

Pietrucho....
Cały "system" jest nastawiony na "dobro stada", z tym że to dobro też służy nie stadu, tylko.... czemuś wyżej.

Wczoraj widziałem w sklepie jak kobieta przy kasie przypominała swojemu facetowi że setki nie kupił.... gęś chce mieć spokojne popołudnie, więc trzeba knura napoić.
Nawet byli podobni do tych zwierząt.

To nie system nas więzi, tylko my sami. Z wygody.... ideały idą precz, pełny brzuch, kredyt, mieszkanie, samochód, i milion innych bzdur.

Alko pod dywan, współ jest zadowolona, żyć, nie umierać....
 
     
Żeglarz 
Gaduła



Pomógł: 31 razy
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 991
Wysłany: Czw 28 Mar, 2013 10:52   

Ach Ty przekorna kobieto :lol2: (to do Pietruszki :) )
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Czw 28 Mar, 2013 23:18   

Klara napisał/a:
Chciałabym mieć rację :oops:

ja też chciałabym... ale obawiam się, że rozwijają się i inne dysfunkcje inne uzależnienia: narkotyki, dopalacze, internet, hazard... procent leczących się alkoholików i współuzależnionych jest chyba jednak nadal... dość maleńki, gdyby nagle zaczęliby się leczyć wszyscy potrzebujący :shock:

Klara napisał/a:
to po wieku współ. wchodzących choćby na nasze forum i po ich niedługim stażu w związku widać, że dość szybko otwierają im się oczy.

fakt, że dzięki Internetowi dostęp do wiedzy jest znacznie dziś ułatwiony, sama kilka lat temu słowo współuzależnienie zobaczyłam dopiero na forum, gdy zaczęłam szukać pomocy. Wcześniej to słowo było mi nieznane, teraz słychać je nawet w popularnych serialach. To akurat dobry znak.

pannamigotka napisał/a:
alkoholicy i współuzależnione są więc mało wartościowymi
obywatelami- często chorują, niewiele pracują


za to szybko umierają i nie trzeba im płacić emerytur, a poza tym łatwiej nimi rządzić...

Marc-elus napisał/a:
To nie system nas więzi, tylko my sami. Z wygody.... ideały idą precz, pełny brzuch, kredyt, mieszkanie, samochód, i milion innych bzdur.

:tak:
no i same uzależnienia to zniewolenie... pytanie na ile świadome... :mysli:

Marc-elus napisał/a:
Alko pod dywan, współ jest zadowolona, żyć, nie umierać....

no jeszcze nie spotkałam zadowolonej "czynnej" współuzależnionej... ;) No chyba, ze taka maska, ale wystarczy spojrzeć w oczy i na zaciśnięte usta...

pannamigotka napisał/a:
p/s widzę, że też nie mogłaś spać. Ja też, ale już jestem na nogach :/

akurat wczoraj spałam w dwóch ratach kilka godzin przed północą, bo padłam po pracy, potem do rana, na badania i do pracy...
Ostatnio zmieniony przez pietruszka Czw 28 Mar, 2013 23:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Iwa 
Towarzyski


Dołączyła: 20 Lut 2013
Posty: 120
Wysłany: Pią 29 Mar, 2013 15:57   

Cytat:
Marc-elus napisał/a:
Alko pod dywan, współ jest zadowolona, żyć, nie umierać....

no jeszcze nie spotkałam zadowolonej "czynnej" współuzależnionej... ;) No chyba, ze taka maska, ale wystarczy spojrzeć w oczy i na zaciśnięte usta...


A ja z czymś takim się spotkałam;
Mąż tej kobiety nie żyje już ponad rok,a ona na samo jego wspomnienie dalej płacze... również jego teściowa...
Sama tego nie rozumie do końca...
 
     
Klara 
Uzależniony od Dekadencji


Pomogła: 264 razy
Dołączyła: 24 Lis 2008
Posty: 7861
Wysłany: Pią 29 Mar, 2013 17:33   

Iwa napisał/a:
ona na samo jego wspomnienie dalej płacze

A propos płaczu...
Przyczyny może są inne, ale tak mi się nasunęło.
Opowiadała mi psycholożka pracująca na oddziale paliatywnym, że któregoś dnia zwrócił się do niej pacjent z prośbą, żeby porozmawiała z jego żoną, która tak przeżywa zbliżające się rozstanie z nim, że nieustannie płacze.
Przypuszczam, że chory nigdy się nie dowiedział okrutnej prawdy; jego żona płakała nad okropnym życiem, które z nim miała :(
_________________
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami." /przysłowie japońskie/
 
     
Iwa 
Towarzyski


Dołączyła: 20 Lut 2013
Posty: 120
Wysłany: Sob 30 Mar, 2013 12:10   

Cytat:
A propos płaczu...
Przyczyny może są inne



Wiesz... mi się wydaje, że picie jej męża - to nie był dla niej alkoholizm, bo każdy facet w tej rodzinie ''lubi'' sobie wypić;
I jej łzy są naprawdę szczere...
Generalnie facet nie był zły... nikomu krzywdy nie zrobił; sąsiedzi i rodzina go szanowała, no, ale zawsze gdzieś tam w garażu popijał (nie upijał się często, ale popijał za dużo);
W gruncie rzeczy - był lepszym człowiekiem niż ona... no, ale w sumie nie mnie to oceniać - bo nie mieszkałam z nimi;
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Sob 30 Mar, 2013 13:55   

Czasem płacze się też z poczucia winy, że nie umiało się pomóc, z wiarą, że było jakieś inne wyjście... Czasem płacze się z ulgi... Czasem z tęsknoty, bo "mogło być inaczej"...
Nie wierzę w szczęśliwą rodzinę z problemem alkoholowym w tle... co nie znaczy, że alkoholik nie człowiek i czasem naprawdę szkoda, że jego dnem okazuje się wieko od trumny... choć im bardziej choroba się rozwija tym trudniej oddzielić człowieka od choroby... bo tym mniej człowieka... a więcej choroby...
_________________

 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,33 sekundy. Zapytań do SQL: 15