WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Gdy dorosłe dzieci wyfruwają z gniazd...
szika - Pią 22 Lis, 2013 15:24 Temat postu: Gdy dorosłe dzieci wyfruwają z gniazd... Zakładam temat bo mam pewien problem i powiem uczciwie nie wiem co robić.
Mam dorosłą córkę, ma 21 lat, syna 24 lata. Relacja pomiędzy rodzeństwem jest fatalna. Syn raczej do córki odnosi się z szacunkiem, ale córka wobec brata ma wiecznie jakieś ale... gdy mówi o nim zawsze mówi z wielka pogardą, przy nim nie, ale do mnie jak jest rozmowa na jego temat, wyraża się obelżywymi słowami, łącznie z sarkazmem, że w piwnicy na sankach po pijaku niedorobiony. Wykazuje przy tym swego rodzaju finezje wręcz. Wiele razy prosiłam aby nie mówiła tak przy mnie o bracie, a moim synu, bo to przecież mój syn i obraża takimi słowami również mnie i ojca. Nie dociera... Tak ogólnie to z córką wydaje mi się, że mamy dobry kontakt, często rozmawiamy, ale gdy próbuję na cokolwiek zwrócić jej uwagę, np żeby pilnowała porządku w kuchni to sa fochy, równiez pogardliwe odpychanie, że się wiecznie czepiam...
Ja myślałam, że ona juz tak ma i sie tym specjalnie nie przejmowałam, ale wydarzyło się cos co wprawiło mnie w pewien niepokój.
Moja córka jest bardzo przywiązana emocjonalnie do siostry mojego męża, jest między nimi nie az tak duża róznica wieku, bo owa cioteczka ma jakieś 32 lata.. Cioteczka od zawsze zabierała córkę na wczasy, do siebie (ma duży dom) na kilka dni, lub na całe tygodnie. Córka spędza z nią duzo czasu, jeździ gdy tylko jest okazja, bo cioteczka mieszka pod Wrocławiem. Córka niestety nie pracuje więc ma na to czas.
Dwa dni temu miałam okazję rozmawiać ze szwagierką przez telefon. Odkąd rozstaliśmy się z mężem nasz kontakt jest sporadyczny. Pokłóciłysmy się z córką i obraziła sie, spakowała i pojechała do ciotki. Ze szwagierką rozmawiałyśmy własnie o tym co z tym fantem zrobić, między innymi tez o pogardzie jaką moja córka demonstruje wobec brata. Rozmowa niby normalna, ale pewne słowa szwagierki jakoś tak mi utkwiły w głowie i nie wiedziałam co to jest. Oświeciło mnie dzisiaj, że ciocia mówiła na temat nieodpowiedzialności mojego syna w sposób bardzo krytyczny, praktycznie nie dała sobie powiedziec, że chłopak młody i popełnia masę błędów, ale że przeciez pracuje, zarabia, rodzine utrzymuje.
Co do córki to również zorientowałam się z tej rozmowy, że ciocia wie o niej znacznie więcej niż ja, czyli młoda się zwierza.
Ton wypowiedzi cioteczki równiez był dziwny, zreszta nie pierwszy raz, mówiła do mnie jakby rozmawiała z gówniarą, niby grzecznie ale z poczuciem wyższości... ale to moze byc moje wrażenie, w kazdym razie ja się źle czułam.
Dlaczego temat w tym dziale?
Otóż moja szwagierka bardzo mocno jest zaangażowana w sprawy innych. Zawsze gotowa do pomagania, zawsze o wszystkich wszystko wie. Pare lat temu żaliła się na picie mojego męża (byłego już), cioteczka bardzo przezywała płakała, mówiła, że już nie wie co ma robić, że szkoda jest jej brata, że nie spi po nocach i myśli jak mu pomóc zeby przestał pić. Ja mówiłam, niech zostawi go w spokoju, bo nic nie jest w stanie zrobić i wydawało mi się, że sprawa jest załatwiona. Ale jednak docierały do mnie strzępy informacji, że stale kołki mu na głowie ciosa o picie, że dzwoni, pilnuje go, mąż już rzadko ją odwiedza.
Nie wiem na pewno ale wydaje sie być osoba współuzaleznioną.
To co uderzało mnie w naszej rozmowie to to, że wiele słów, okresleń, pogardliwe podejście do mojego syna, wiele rzeczy było uderzająco podobne do tego co mówi moja córka. Jest to dowodem, że ciotka ma na nią duzy wpływ. Dotarło do mnie, że to co ja tłumacze córce nie dociera bo być może "krecią robotę" czyni ciocia - wielki autorytet córki, córka ją uwielbia.
Teraz jest taki pomysł, że córka zamieszka u ciotki. Z jednej strony sie ciesze, bo we Wrocławiu łatwiej o prace, może by wreszcie zaczęła cos ze sobą robić... Z drugiej martwię się o córkę... Chociazby taki tekst ze strony ciotki: "ja to mam żal do R (mój zięć - chłopak córki) bo najpierw coś X (córce mojej) obiecywał, a potem zapomniał" ... Mnie aż zastrzeliło, bo ja nigdy nie śmiem się wtracac co tam dzieci sobie miedzy soba ustalają, nie moja sprawa, ich zycie ich związek... no ale ciocia... hmmm...
Inny pomysł, że żeby córka jechała do zięcia do Niemiec, ale cioteczka ma bardzo duzo przeciwko "ona tak bedzie siedziała w domu na utrzymaniu R i nadal nie bedzie pracowała, nadal sie bedzie marnowała przy garach"...
Co o tym mysleć?
pterodaktyll - Pią 22 Lis, 2013 15:30
szika napisał/a: | Mam dorosłą córkę, ma 21 lat, syna 24 lata. |
szika napisał/a: | Co o tym mysleć? |
Masz dorosłe dzieci, możesz myśleć co chcesz, a sprawy najlepiej zostawić własnemu biegowi.
Ja mam również dorosłe dzieci, nieco starsze od Twoich i nie ma mowy żebym się wtrącał w ich decyzje i życie. Ich matki zresztą też już dawno przestały....
Klara - Pią 22 Lis, 2013 15:52
pterodaktyll napisał/a: | Masz dorosłe dzieci, możesz myśleć co chcesz, a sprawy najlepiej zostawić własnemu biegowi. |
Myślę tak samo.
Moja córka już na studiach przestała mnie "słuchać"
szika - Pią 22 Lis, 2013 16:02
Ja właśnie dokładnie tak samo myślę, oczywiście tak na rozum, ale obawiam się tego jak córka wróci i nadal ma być tak samo jak było... każda próba rozmowy na temat dokładania się do rachunków kończy się awanturą... Dopóki zięć był w kraju, pracował w fabryce, zarabiał znacznie mniej - nie było problemu, dokładali się do rachunków bez dyskusji, ale odkąd wyjechał nie dostałam ani grosza, a córka gdy delikatnie próbuje o tym rozmawiać, żeby poszła do pracy, że jest dorosła i że nie na tym życie polega aby gnić w łóżku do 14-ej popołudniu.... zawsze kończy się to źle, wydziera się "co mam na d*** zarobić żeby ci dawać kasę?", krzyczy, złości się, potrafi walnąć "idź stąd, daj mi spokój" i zamyka się w pokoju...
Od tygodni nie może się wybrać do bezrobocia żeby się zarejestrować i mieć zdrowotne, jak mówię że to wazne to żebym sie nie wtrącała...
Klara - Pią 22 Lis, 2013 16:05
To lepiej dla niej będzie, jeśli zostanie u ciotki.
Ta jej przecież wiecznie nie będzie utrzymywała i pogoni do roboty, a jeśli córcia wróci do Ciebie postaw jej warunki na których może U CIEBIE mieszkać.
pterodaktyll - Pią 22 Lis, 2013 16:07
szika napisał/a: | córka gdy delikatnie próbuje o tym rozmawiać, żeby poszła do pracy, że jest dorosła i że nie na tym życie polega aby gnić w łóżku do 14-ej popołudniu.... zawsze kończy się to źle, wydziera się "co mam na d*** zarobić żeby ci dawać kasę?", krzyczy, złości się, potrafi walnąć "idź stąd, daj mi spokój" i zamyka się w pokoju.. |
Proponuję Ci żebyś poczytała sobie tematy Babety35 (chyba 35) Wypisz wymaluj Twoja sytuacja z tym, że ona już dawno zrobiła z tym porządek......
szika - Pią 22 Lis, 2013 16:16
Najchętniej to bym wolała, żeby rzeczywiście tam została, niech szuka pracy, niech robi co chce... Ze mną jest fajnie jak się "nie czepiam"... ona gotuje, sprząta, pierze, ogólnie domem się zajmuje, tylko, że ja dziękuję płacic za wszystko, wolę sobie sama posprzatać i poprać niż za takie "usługi" utrzymywać pannicę... wydaje mi się, że skoro zięć daje jej na papierosy i ogólnie na jej potrzeby to niech daje i na dom... a nie, że chcą miec prawa dorosłych i przywileje dzieci... ogólnie to wiem, że najlepiej dla niej i dla mnie żeby sie wyprowadziła... choć nie powiem - serce matki boli, że nie jestem takim autorytetem dla córki jak ciotka, która wtrąca sie we wszystko...no ale na to wpływu pewnie juz mieć nie będę...
Najchetniej to bym jej nie przyjeła juz do domu i może to brzmi okrutnie ale tak mi podpowiada intuicja... natomiast martwię się, że "pójdzie" z deszczu pod rynnę do nadopiekuńczej ciotki
Maciejka - Pią 22 Lis, 2013 16:20
Do nadopiekunczej ciotki? JJesli ciotce to pasuje to czemu nie?
Jest takie powiedzenie ; goście po 3 dniach [ tu pada brzydkie słowo] niefajnie pachną . Na jak długo tam pojedzie czas pokaze, może to nie taki poroniony pomysł....
Klara - Pią 22 Lis, 2013 16:20
pterodaktyll napisał/a: | Proponuję Ci żebyś poczytała sobie tematy Babety35 |
Znalazłam. To jest ten temat:
http://www.komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=5002
szika - Pią 22 Lis, 2013 16:24
Klara, dzięki ... na pewno poczytam ...
szika - Pią 22 Lis, 2013 16:30
pierwsze uderzające podobienstwo - przebyta w dzieciństwie cięzka choroba
szika - Pią 22 Lis, 2013 16:47
To wszystko jest jeszcze dla mnie bardzo świeże, przedwczoraj szok gdy wróciłam z pracy a tu mieszkanie wyczyszczone dokładnie ze wszystkich jej rzeczy, kosmetyki, *p****, nie wiem jak ona to przewiozła do Wrocławia, no wszystko... płakałam cały wieczór
Wczoraj uspokoiłam się i zaczęłam o tym bardzo pozytywnie myslec... ale... zmartwiła mnie ta rozmowa z cioteczką... nie była przyjemna ta rozmowa ... mój spokój zmącił sie ponownie...
szika - Pią 22 Lis, 2013 16:48
sorki za słówko... to z emocji... chodziło o drobiazgi... na szczeście robocik wyłapał...
Jo-asia - Pią 22 Lis, 2013 22:26
szika napisał/a: | Wczoraj uspokoiłam się i zaczęłam o tym bardzo pozytywnie myslec... ale... zmartwiła mnie ta rozmowa z cioteczką... nie była przyjemna ta rozmowa ... mój spokój zmącił sie ponownie... |
A wiesz czemu?
co zrobiła cioteczka? Tobie?
odwróciła kota ogonem
odpowiedzialność zrzuciła na Ciebie, wywołała poczucie winy, a jeszcze do tego znalazła kozła ofiarnego.. Twojego syna
szika - Pią 22 Lis, 2013 23:02
Joasiu no własnie nie rozumiem jej postępowania, miesza w relacjach mojej córki pomiędzy mną, bratem, chłopakiem... niby dobra, uczynna, zawsze można na nią liczyć ale głaszcze po głowie moją użalającą się córkę, jaka ty biedna jestes - masz taką matkę okropną, brata do niczego i chłopak cie nie szanuje... co ją to obchodzi?
Nie wiem o co tu chodzi... ale opisze jeszcze taka sytuację... kiedyś, młoda miała 14 lat, w wszyscy w domu, kązdy czymś zajęty, ja w kuchni, syn ogląda telewizję z ojcem... córka przy kompie pisze na gg z ciotką... przychodzi do mnie do kuchni co jakiś czas, cos zagaduje, ja ją, normalny wieczór, nic sie nie dzieje... ja juz nie piłam... fakt - nasze małżeństwo było w gruzach, dzieci to na pewno mocno przezyły...
W domu był jeden komputer i jak juz porobiłam wszystko w kuchni, córka odeszła od kompa to siadłam posprawdzac pocztę... patrze a zapomniała zamknąć okienko gg swojej rozmowy z ciotką, nawet nie ścignęła na pasek ... nigdy nie czytałam dzieciom tego co piszą z innymi, nie kontrolowałam telefonów, szanowałam ich prywatność... ale patrzę, rzuciły mi się bardzo wulgarne słowa w oczy... siadam czytam i aż mi włosy dęba stanęły... było tam "ta franca teraz drze sie na mnie i wyzywa, niech szlag ją trafi, nienawidze jej.." i jeszcze cały szereg tego typu rzeczy... oczywiście było to o mnie... oniemiałam... nie wiedziałam co z tym zrobić... potem rozmawiałyśmy o tym ale nie wyjasniła czemu tak kłamała ciotce, nigdy sie tego nie dowiedziałam... czasami potem jeszcze docierały do mnie jakieś pogłoski, że moja córa fantazjujemalując obraz domu jako jednego wielkiego piekła...
czemu ona tak robiła/robi? na prawde nie rozumiem...
o co tu chodzi?
Jo-asia - Pią 22 Lis, 2013 23:16
szika napisał/a: | że moja córa fantazjujemalując obraz domu jako jednego wielkiego piekła... |
trudno wejść mi w jej skórę i chyba nie chcę nawet
ta zażyłość między nimi trwa lata.. i tylko one wiedzą co je łączy
zrozumieć?
ja mam sposób mają dobre intencje
jeśli tak ma im być lepiej.. ich wybór
zaufaj swojej intuicji.. jak Cię dotyka, mów o tym, jak masz inne zdanie.. mów je
bądź sobą.. czas wszystko wyjaśni
szika - Pią 22 Lis, 2013 23:31
Dziękuję Asiu... ja chyba sobie nie do końca jeszcze ufam, ciągle tego zaufania nabieram...
Tak sobie dzisiaj tłumaczyłam, po tym jak już tu napisałam i jak poczytałam trochę wątek Babety, że córka mogła gorzej trafić, np na jakąś patologie, złe środowisko a tak to może nie będzie tak źle... nie jestem w stanie tego ani przewidzieć ani niczemu zapobiec... szkoda mi młodej, bardzo bym chciała dla niej jak najlepiej, to chyba normalne, serce matki boli...
Awantura była własnie o kasę... córka dwa dni temu zniszczyła zlewozmywak, prawie nowy, specjalnie go zamawiałam, drogi (jak dla mnie) cieszyłam sie, że go mam... nowe meble, bo kuchnie całą zmieniałam, do dzis spłacam raty i jest mi ciężko, bo na dzień dzisiejszy mam z kasą krucho... w firmie kłopoty jak wszedzie...
Zniszczyła bo znów naukładała na suszarce do naczyń misterne kolumienki i spadła miska, ciężka, obtłukła zlew... \Myślałam że wyjde z siebie... na temat tej suszarki to już tyle razy prosiłam, żeby składac naczynia do szafek... wkurzyłam się, wyszłam z domu i zrobiłam rundke wokół osiedla... wracam i mówie "siadaj bedziemy rozmawiać"... chciałam postawić warunki jej mieszkania u mnie, że ma iśc do pracy i dokładać sie, zlew odkupić... ogólnie chciałam pogadać... ona że nie bedzie ze mną rozmawiała i wyszła, trzasnęła drzwiami od swojego pokoju, no to ja za nią i siadaj nie ma że boli... to ona mi drzwi przed nosem... no to ja nogę w drzwi i że nie odpuszczę, ma siadać w kuchni i gadamy... i tak szarpałyśmy się w tych drzwiach a ona że nie i koniec i wynoś sie... na to ja już nie wytrzymałam i że ma siadać licze do trzech bo inaczej porozmawiamy... dalej to samo ... no to ja "masz tydzień" już nie pamiętam dokładnie ale walnęłam wynocha...
Byłam wściekła to prawda, no nie wytrzymałam lekceważenia małolaty... czyli... wywaliłam ją niejako z domu.. bo na drugi dzień juz jej nie było jak wróciłam z pracy...
Jo-asia - Pią 22 Lis, 2013 23:46
szika.... zareagowałaś jak zreagowałaś
powiem Ci inaczej.. moja córka w podobny sposób, opuściła nasze mieszkanie
była w ciąży, choć po ślubie... ja byłam pijana..
dziś.. relacje nasze to niebo a ziemia
i nawet nie o nie, mi chodzi.., ważniejsze, że ona jest szczęśliwa
szika - Sob 23 Lis, 2013 10:40
Jo-asia napisał/a: | ja byłam pijana. |
hmmm.... no własnie...
a ja nie piję, a straciłam kontrole nad sobą... mam tu jeszcze duzo do zrobienia... mój błąd, że nie zażądałam wczesniej wyraźnie i konkretnie czego oczekuję tylko czekałam, az moje dziecko wyłowi spośród delikatnych uwag to czego oczekiwałam...
co do dorosłych dzieci to wiem, że jest mozliwość złożenia wniosku do sądu o zwrot poniesionych wydatków na utrzymanie lokalu od współmieszkańca... ma to klauzule wykonalności komorniczej... tak własnie wyprowadził sie mój syn - żadne rozmowy nie dawały efektów, więc zapowiedziałam, że to zrobię, po dwóch dniach już go (z jego dziewczyną) nie było... to było pare lat temu...
teraz ta sama właściwie sytuacja z córką... zwariować można z tymi dziećmi
pterodaktyll - Sob 23 Lis, 2013 10:48
szika napisał/a: | zwariować można z tymi dziećmi |
A może na dobry początek należałoby przyjrzeć się samej sobie. Nie masz pojęcia jak te moje dzieci "zmądrzały" jak tylko zacząłem słuchać co do mnie mówią, a nie tylko wysłuchiwać
szika - Sob 23 Lis, 2013 10:53
pterodaktyll napisał/a: | należałoby przyjrzeć się samej sobie |
a co ja napisałam Pterusiu ?
toż nic innego nie robię... tyle, że to co w nas często jest dla nas słabo widoczne - dlatego pytam tu Was i dziękuję za każdą uwagę
Jo-asia - Sob 23 Lis, 2013 10:59
szika napisał/a: | teraz ta sama właściwie sytuacja z córką |
czyli schemat?.. się powtarza
gdzieś czytałam i tak mi się to zapamiętało.. aby się uniezależnić, wpierw trzeba "znienawidzić"
mojej córce się to udało
Maciejka - Sob 23 Lis, 2013 10:59
szika napisał/a: | czasami potem jeszcze docierały do mnie jakieś pogłoski, że moja córa fantazjujemalując obraz domu jako jednego wielkiego piekła...
czemu ona tak robiła/robi? na prawde nie rozumiem... |
Tak mi to siedzialo od wczoraj i moje córki podobnie robiły i doszłam do wniosku, że z jednej strony chciały w jakiś sposób sprobowac tej dorosłości, zyć na własny rachunek a z drugiej bały sie tej wolności i samodzielności i odpowiedzialności. Jednak nadchodzi taki czas w życiu młodego człowieka gdzie po prostu trzeba zacząć życ na własny rachunek , taka jest kolej zycia. Dzieci odchodzą z domu gdzie się wychowały i fruna do swojego życia.
A takie gadanie , fantazjowanie to sposób nie wiem przekonania siebie , ze już czas na pewne decyzje, zmiany , chęć samodzielności, spróbowania smaku życia.
szika - Sob 23 Lis, 2013 11:06
Jo-asia napisał/a: | aby się uniezależnić, wpierw trzeba "znienawidzić" |
rany boskie to prawda! JA TO ROBIE DOPIERO TERAZ MAJĄC 42 LATA!
czyli ta nienawiść potrzebna!
no i prosze - kolejne moje przekonanie upada... że żyli długo i szczęśliwie jak w filmie, dzieci idą do dorosłości szanując i kochając rodziców...
miało byc o ciotce, a tu...
dziekuję Wam naprawdę z całego serca... no to mam gwoździa do zgryzienia ...
szika - Sob 23 Lis, 2013 11:12
już w zasadzie rozgryzłam i naprawde humor mi się poprawił a zeby jeszcze mam to chyba nie tak źle może jest tak, że ja to taka bestia, ze nic po łebkach, musi być do końca
szika - Sob 23 Lis, 2013 11:21
Pterusiu zgadzam sie jesli chodzi o wiedze o innych ludziach... czas zainwestowany we mnie samą jak na razie mi się "opłaca" ... a że wolniej mi to idzie niż innym to trudno, takie ludzie tez chcą zyć hahaha
BARBARA - Sob 23 Lis, 2013 13:21
szika napisał/a: | Jo-asia napisał/a: | aby się uniezależnić, wpierw trzeba "znienawidzić" |
rany boskie to prawda! JA TO ROBIE DOPIERO TERAZ MAJĄC 42 LATA!
czyli ta nienawiść potrzebna!
no i prosze - kolejne moje przekonanie upada... że żyli długo i szczęśliwie jak w filmie, dzieci idą do dorosłości szanując i kochając rodziców...
miało byc o ciotce, a tu...
dziekuję Wam naprawdę z całego serca... no to mam gwoździa do zgryzienia ... |
Szlko mam podobnie z synem, jeszcze się nie kłócimy ale mało brakuje. Do rachunków się dokładają , wprowadziła się do nas jego dziewczyna, większość wyżywienia tez kupują ale podstawowe potrzeby nawet pranie ich nie interesuje. Mówienie wprost nie pomaga, prożby też nie docierają. Mam już chęć pokazać drzwi
szika - Sob 23 Lis, 2013 14:37
Basiu to bardzo trudne sprawy - dzieci ... i te małe i dorastające i dorosłe...
My sie też musimy nauczyć być rodzicami dorosłych dzieci, czy ktos nas tego uczył? jakie mamy wzorce? moja matka właziła nam do pokoju jak juz mieliśmy dwójke dzieci i sprawdzała co robimy o 23-ej w nocy...
Co do tego jeszcze co Asia napisała... tak w autobusie gdy wracałam z pracy pomyslałam, że skoro ta nienawiśc jest potrzebna to czemu ja sie nie wyzwoliłam gdy byłam dużo młodsza?
I tu z odsiecza przyszła mi Alice Miller i już chyba wiem...
Ważne jest co się z ta nienawiścią zrobi... ja się w niej pławiłam a jednoczesnie miałam ogromne, paraliżujące wręcz poczucie winy, że tę nienawiśc do matki odczuwam...
Gdy zaakceptować jednak tę nienawiśc, złośc, bunt, wściekłość, wykrzyczeć, pozwolić sobie na nią - przychodzi ulga i usamodzielnienie... wyzwolenie z jej sideł...
Tylko czy moja córa tak teraz zrobi? Pozwoli sobie? A jesli nie to czy mogę jej pomóc jakoś?
Jo-asia - Sob 23 Lis, 2013 14:42
szika napisał/a: |
Tylko czy moja córa tak teraz zrobi? Pozwoli sobie? A jesli nie to czy mogę jej pomóc jakoś? |
możesz...
akceptować ją.. taką jaka jest
jednocześnie nie obwiniając ani siebie ani jej
pozwolić jej decydować a siebie nie naginać tak.. aby się "przypodobać", "zasłużyć", czy "odpokutować"
pietruszka - Sob 23 Lis, 2013 14:51
Oamiętam, dziewczyny z terapii polecały sobie wzaejemnie książkę Ewy Woydyłło My, rodzice dorosłych dzieci Nie czytałam, bo mnie problem nie dotyczy. Patrzę tylko i wyłącznie z punktu widzenia dziecka. Sama musiałam nieźle się napracować, żeby się z domu wyprowadzić. Nawet ojciec wybłagał mnie, żebym zaliczyła kilka sesji z psychologiem, bo według niego byłam chora psychicznie , że chciałam się wyprowadzić Psycholożka na szczęście była mądrą kobietą i powiedziała mu (bo próbował i przekonać panią psycholog), żeby się ode mnie odpimpkował. Miałam 23 lata. Babcia zamawiała msze "o powrót wnuczki do domu", a matka powiedziała, że nie przestąpi progu mieszkania, które wynajęłam (no i dotrzymała słowa, odwiedziła mnie dopiero po trzech latach, kiedy byłam już "na swoim" ). No, ale według nich w tamtych czasach to grzeczne dziewczynki wyprowadzały się z domu rodzicielskiego pod skrzydła męża.
szika - Sob 23 Lis, 2013 16:15
Droga Moderator
a czy ten mój temat to tak na swoim miejscu jest? bo coś mi się widzi, że to nie o ciotce współuzaleznionej wyszło a o córce... nie wiem... tu zostanie? nie wiedziałam gdzie napisać wiec tu założyłam, ale jak trzeba to można przenieść dzie...
BARBARA - Sob 23 Lis, 2013 18:59
szika napisał/a: | My sie też musimy nauczyć być rodzicami dorosłych dzieci, czy ktos nas tego uczył? jakie mamy wzorce? |
Matką dorosłych dzieci to chyba dopiero teraz się uczę być, wzorca nie miałam żadnego praktycznie, matka nie miała czasu dla nas [była nas 6] ojca nie było całe dnie.
ostatni rok był dla mnie bardzo trudny, kompletnie nie umiałam się odnależc w tej roli, jeden syn już 2 lata jak się wyprowadził, teraz drugi wprowadził dziewczynę, curka też już samodzielna, ale u mnie to chyba ten syndrom opuszczonego gniazda zadziałał. Ja miałam 17 lat biorąc ślub a 18 wyprowadzając się z domu na swoje. Czasami nie umiem nawet być dorosłą córką dla matki, często reaguję na nią złością. Dopiero teraz zaczynam sobie układać relacje i z dziecmi i z rodzicami.
Jo-asia - Sob 23 Lis, 2013 19:19
I bardzo dobrze, że nie mam wzorców
mogę robić po swojemu.. tak jak czuję
szika - Sob 23 Lis, 2013 19:28
Asiu trafiłas w dziesiątkę a jaka satysfakcja
nawet jak się błędy popełnia ...
Maciejka - Sob 23 Lis, 2013 19:43
Dziewczyny polecam wam ksiażkę ; Byc matką dorosłych dzieci L. Mieścickiej- Mellibrudy . Książka bardzo dobra i a przerobienie jej pozwala przyjrzeć się sobie i pomaga jaką chcę byc matką dla moich dzieci i teściową dla zięciów lub synowych.
pietruszka - Sob 23 Lis, 2013 21:16
szika napisał/a: | a czy ten mój temat to tak na swoim miejscu jest? |
ano nie jest, ale przydałoby się (moim zdaniem) zmienić mu tytuł. Może "Gdy dorosłe dzieci wyfruwają z gniazd?) I przeniosłabym do Undergroundu? Co Wy na to?
Dziubas - Sob 23 Lis, 2013 21:20
szika napisał/a: | Droga Moderator
a czy ten mój temat to tak na swoim miejscu jest? bo coś mi się widzi, że to nie o ciotce współuzaleznionej wyszło a o córce... nie wiem... tu zostanie? nie wiedziałam gdzie napisać wiec tu założyłam, ale jak trzeba to można przenieść dzie... |
Jak najbardziej, bo to temat o Tobie, tylko jeszcze o tym nie wiesz
szika - Sob 23 Lis, 2013 21:25
Oczywiście zgadzam się
Dziękuję Pietruszko ze zechcesz to zrobić
Zmień tytuł bo ten nie pasuje wcale
pietruszka - Sob 23 Lis, 2013 21:26
Dziubas napisał/a: | Jak najbardziej, bo to temat o Tobie, tylko jeszcze o tym nie wiesz |
Myślisz Dziubas, że to współuzależnienie? hmmm...
Tytuł zmieniłam... i jednak przeniosę... Moim zdaniem bardziej dotyczy syndromu opuszczonego gniazda, choć z tym współuzależnieniem też ma ma po drodze, i z alkoholizmem i DDA, brakiem wzorców z domu rodzinnego... no bośmy tu wszystkie takie czubeczki....
Bo szukanie winnych poza sobą to chyba cecha i alko i współ. Alkoholik zwykle obciąża winą żonę, dzieci, szefa, pracę itd... Współuzależniona żona obwinia męża, kolegów, sytuację na rynku, państwo, teściów...
DDA i DDD obwiania rodziców...
Po drodze zdarzy się jakaś ciotka
Bo może tutaj nie o tę winę chodzi, a raczej o strach przed wzięciem na siebie odpowiedzialności? Osobiście dlatego wolę wpierw zmierzyć się z "byciem odpowiedzialną", a nie od razu moralnie się chłostać w poczuciu winy, albo co gorsza w poczuciu krzywdy... I tu się kłania po raz kolejny ów trójkąt dramatyczny Karpmana...
Klara - Sob 23 Lis, 2013 21:29
pietruszka napisał/a: | ano nie jest, ale przydałoby się (moim zdaniem) zmienić mu tytuł. Może "Gdy dorosłe dzieci wyfruwają z gniazd?) I przeniosłabym do Undergroundu? Co Wy na to? |
Nie bardzo umiem mieć odmienne zdanie od mojej Szefowej, ale zaryzykuję.
Wydaje mi się, że prócz ewentualnej zmiany tytułu nic więcej nie potrzeba zmieniać, bo według mnie, Szika jest współuzależniona, a w każdym razie ma wiele cech charakteryzujących ten syndrom.
Chyba że należałoby go przenieść ze względu na chęć zachowania dyskrecji.
szika - Sob 23 Lis, 2013 21:31
Córka tego forum nie czyta, nie interesowała się nim nigdy....
szika - Sob 23 Lis, 2013 21:32
Dziubas, no coś Ty taki tajemniczy... rany gadaj tu zaraz
pietruszka - Sob 23 Lis, 2013 21:40
Klara napisał/a: | Chyba że należałoby go przenieść ze względu na chęć zachowania dyskrecji. |
właśnie o tym bardziej pomyślałam.... I to nie tylko ze względu, na Ciebie, szika, ale i innych... Klara napisał/a: | Nie bardzo umiem mieć odmienne zdanie od mojej Szefowej, ale zaryzykuję. |
ja ci dam za te Szefową I wcale nie mamy tak odmiennego zdania... bo jeszcze tematu nie przeniosłam....
szika - Sob 23 Lis, 2013 21:43
to o co chodzi z tą dyskrecją? no nie jarze
margo - Sob 23 Lis, 2013 21:44
Właściwie to zastanawiałam się chwilę, czy w ogóle cokolwiek pisać w Twoim temacie Szika, bo w sumie z Twoją córką to chyba jedyne co mam wspólnego to to, że jesteśmy w tym samym wieku. Nie znam Twojej córki, więc może nie powinnam oceniać sytuacji, ponieważ patrzę przez swój pryzmat - ale jeśli mogę coś powiedzieć, to poradziłabym, abyś zostawiła sytuacje swojemu biegowi. Dziewczyna jest dorosła i... może to i dobrze, że się wyniosła? Czas pokaże, co z tego wyniknie. Ja też mam dość trudne relacje z moją mamą... z resztą można o tym poczytać w moim wątku w dziale DDA/DDD. Jestem jednak przekonana, że im bardziej ona by chciała mnie zmieniać, tym bardziej ja bym stawała okoniem. Cieszę się, że otworzyły mi się w końcu oczy i zaczęłam pracować nad sobą. Być może dla Twojej córki wyprowadzka do ciotki, która być może jest współuzależniona, otworzy jej jakoś też oczy? Moją życiową dewizą jest to, że nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko ma jakiś sens, nawet rzekome kryzysy. Wszytko zawsze do czegoś prowadzi. Do czegoś dobrego Trzymaj się!
pietruszka - Sob 23 Lis, 2013 21:57
szika napisał/a: | to o co chodzi z tą dyskrecją? no nie jarze | w Undergroundzie temat nie jest widoczny dla niezalogowanych...
szika - Sob 23 Lis, 2013 22:02
ok, tylko kogo oprócz mnie miałoby to chronić i od czego?
ja sie na wszystko zgadzam, ja ufam, że wiecie jak jest dobrze... tylko nie rozumiem
pietruszka - Sob 23 Lis, 2013 22:07
szika napisał/a: | miałoby to chronić i od czego? |
A świat się kręci tylko wokół Ciebie? A prawo do prywatności Twojej córki?
szika - Sob 23 Lis, 2013 22:14
nie chcę nikomu krzywdy żadnej robić... jesli sa przesłanki aby schować temat to ja się oczywiście zgadzam...
w zasadzie to po to go załozyłam bo potrzebowałam wsparcia w sytuacji kryzysowej, kryzys opanowany, wnioski wyciągnięte, ja sie uspokoiłam i w sumie to myślałam, że na tym zakończę... serio to mówie ...
pterodaktyll - Sob 23 Lis, 2013 22:16
pietruszka napisał/a: | przydałoby się (moim zdaniem) zmienić mu tytuł. Może "Gdy dorosłe dzieci wyfruwają z gniazd?) |
Bardzo dobry tytuł...
pietruszka napisał/a: | przeniosłabym do Undergroundu? |
Kategorycznie się sprzeciwiam.
Żeglarz - Sob 23 Lis, 2013 22:29
Witaj Sziko,
przeczytałem cały wątek i co tutaj widzę?
Joasia napisała o nienawiści. Mi się wydaje, że raczej należałoby mówić o złości. O złości zrodzonej w dzieciństwie i młodości Twojej córki. Złości, która nie została poddana leczeniu, terapii. Prawdopodobnie stąd jej zachowanie.
Druga rzecz to strach.
Strach przed trudnymi (bardzo bolesnymi) emocjami występującymi w czasie trudnych rozmów z Tobą. Stąd jej ucieczka przed nimi i budowanie ściany między Wami, które Ty odbierasz jako lekceważenie.
Trzecia rzecz - ciotka.
Stała się w młodości Twojej córki jej powierniczką i bardzo dobrze, bo miała Twoja córka osobę, której mogła się zwierzyć, u której mogła wylać swój ból i złość. Co by było, gdyby nie miała gdzie tego zrobić? Swoją złość mogłaby skierować w swoją stronę. A ciotka? Nie dziwię się, że dała się wkręcić i staje po jej stronie. Prawdopodobnie brakuje jej wiedzy i umiejętności odnalezienia się w takiej sytuacji.
Czwarta sprawa - role poszczególnych osób.
Twoja córka przyjęła (została w nią wpasowana i nie umie z niej wyjść) rolę osoby pokrzywdzonej. Ty - naturalnie w Twojej sytuacji - funkcjonujesz w poczuciu winy. Ale równocześnie czujesz się pokrzywdzona z powodu tego, że tyle zrobiłaś dla swojej trzeźwości i nie zostało to docenione. Ciotka przyjęła rolę zbawcy słusznie pomagającego i wiedzącego lepiej.
Piąta sprawa - komunikacja.
Te wszystkie trudności emocjonalne powodują, że we wzajemnych relacjach nie potraficie się ze sobą porozumieć. Na wierzch prędzej czy później zupełnie nieświadomie wychodzą trudności z przeszłości.
Co z tym wszystkim można zrobić?
Po pierwsze, najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdybyście obie trafiły na terapię, w celu przerobienia tych emocji, które tworzą ścianę między Wami. Żeby wyjść z tych niezdrowych ról.
Po drugie - nauka komunikacji interpersonalnej. Po to, żeby komunikując robić to skutecznie.
Po trzecie - kochać i szanować mimo wszystko
Rozłąka zwykle dobrze robi obu stronom. Wydaje mi się, że u ciotki Twojej córce krzywda się nie stanie. Ja bym jej napisał, że ją kocham. A jak emocje opadną to bym podjął próbę rozmowy o wzajemnych relacjach. Być może dopiero po przerobieniu tego z terapeutą.
Życzę Ci Sziko mądrych decyzji i wszystkiego co najlepsze
PS. Pietruszko - moim zdaniem ten temat jak najbardziej może tu pozostać.
szika - Sob 23 Lis, 2013 22:37
napisałam... zaraz na drugi dzień z samego rana napisałam sms... że bardzo ją kocham i że przepraszam za moje zachowanie... że podejrzewam, że nie zrozumiała o co mi chodziło i ze mi przykro że w takiej formie to sie stało, że to ja nie wyrobiłam...że uszanuję każda jej decyzję i że wierzę że odnajdzie się w tej trudnej sytuacji... napisałam... teraz czekam... wiem, że bedziemy rozmawiać normalnie, bo zawsze duzo rozmawiałyśmy...
Żeglarz - Sob 23 Lis, 2013 22:38
szika napisał/a: | kryzys opanowany, wnioski wyciągnięte, ja sie uspokoiłam i w sumie to myślałam, że na tym zakończę... serio to mówie ... |
Kryzys to opanowany wg mnie nie jest. Tylko uspokoiłaś swoje emocje. Teraz to powinnaś popracować nad faktycznym jego zakończeniem. I potrwa to jakiś dwa lata Jak dobrze pójdzie
szika - Sob 23 Lis, 2013 22:43
Żeglarz napisał/a: | powinnaś popracować |
tylko jak? kolejna osoba tajemnicza... ja sie nie zgrywam, ja serio nie wiem o czym mówicie i domagam się wyjasnień..
Żeglarz - Sob 23 Lis, 2013 23:03
Napisałem powyżej.
Jeżeli rola dotycząca Ciebie, którą opisałem się zgadza, tzn. że masz do przepracowania na terapii np. poczucie winy. Jeżeli funkcjonujesz w poczuciu winy to masz też problem z poczuciem własnej wartości. Jeżeli te dwie sprawy występują, to przeszkadza Ci to w asertywnym funkcjonowaniu, a to powoduje problemy w komunikacji z innymi ludźmi.
Czy teraz jestem mniej tajemniczy?
szika - Sob 23 Lis, 2013 23:07
Żeglarz, bardzo Ci dziękuję za to co napisałeś... fajnie to tak ogarnąłeś ..
co do wyjaśnień, cóż... poczułam się dziwnie, przestraszona szczerze mówiąc, że jest coś co inni widzą a ja na to pozostaję ślepa, a do tego tak złowrogo zabrzmiały te dwa lata... bo ja akurat własnie przymierzam się żeby zrezygnować z terapii... raz, że mam już dość, dwa że nie bardzo wiem do kogo miałabym się udać... wydałam juz kupę kasy na to a efekty mam w zasadzie dopiero jak sama zaczęłam porządnie pracować trzy miesiące temu... osiągnęłam dno i mam poczucie, że się od niego własnie odbijam... i że niewiele mi zostało... tak zreszta też powiedziała moja terapka...
szika - Sob 23 Lis, 2013 23:08
Żeglarz napisał/a: | Czy teraz jestem mniej tajemniczy? |
teraz już lepiej jestem trochę w szoku i widocznie trzeba mi czasu, przespię się i inaczej będę na to patrzeć i może więcej zrozumiem...:)
Żeglarz - Sob 23 Lis, 2013 23:30
szika napisał/a: | efekty mam w zasadzie dopiero jak sama zaczęłam porządnie pracować trzy miesiące temu... |
szika napisał/a: | osiągnęłam dno i mam poczucie, że się od niego własnie odbijam... i że niewiele mi zostało... |
To wg mnie jest dopiero początek drogi.
O terapii uzależnionych porozmawiaj w dziale dla uzależnionych.
Ja jestem współuzależniony i mam doświadczenia od tej strony.
Pozdrawiam,
szika - Nie 24 Lis, 2013 08:31
Żeglarz napisał/a: | To wg mnie jest dopiero początek drogi.
O terapii uzależnionych porozmawiaj w dziale dla uzależnionych.
Ja jestem współuzależniony i mam doświadczenia od tej strony.
|
Jesli chodzi o współuzaleznienie to rzeczywiście nawet nie liznęłam terapii. Jestem pod opieką terapeutów od ponad ośmiu lat. Najpierw alko przez ponad dwa lata, potem byłam odsyłana od Annasza do Kajfasza do ośrodków w dwóch miastach wojewódzkich w mojej okolicy. Wszedzie miałam pracować nad dzieciństwem, ale albo mnie usunięto z terapii jako jeszcze niegotową, albo sama odeszłam z innej grupy ze względu na fatalną terapeutkę, zreszta grupa ta nie ukończyła rocznej terapii, bo się rozleciała. W tymże samym ośrodku inna terapeutka uznawana za wielki autorytet w dziedzinie pracy z DDA, z która miałam indywidualne spotkania odesłała mnie na terapię dla par, tez do ponoć świetnego fachowca. Z tej terapii równiez nic nie wyszło, bo mój partner stwierdził, że męczy go ta terapia i nie chce.
W międzyczasie przeszłam solidny trening asertywności, warsztaty, indywidualna terapia i tu juz nie mam potrzeby przepracowywania czegokolwiek.
Dzięki pracy wielu lat udało mi się nawiązać kontakt z dziecmi, który gdy piłam straciłam kompletnie.
Od siedmiu lat jestem z przemocowcem, DDD. Stale i sukcesywnie byłam poddana przemocy psychicznej i pomimo ewidentnych strat moralnych nie byłam w stanie od niego odejść.
Nigdy nigdzie nie padło nawet słówko współuzaleznienie, on jest abstynentem, nie stosował przemocy fizycznej.
Dopiero tu na forum, w dziale DDA, gdy pracowałam nad moimi błędnymi przekonaniami, wpajanymi mi w patologicznym domu od małego, sprowokowały mnie wypowiedzi userów do ujawnienia, jak mój związek wyglądał. Mówiąc delikatnie "puściłam parę", a to zaledwie była kropla w morzu tego co mnie w tym związku spotykało przez lata, a nawet ta odrobina faktów wzburzyła czytających mój wątek.
Rozpetała się burza, zostałam skonfrontowana z sama ze sobą i po raz pierwszy padło słowo wspóluzaleznienie. Owszem identyfikuję się z wieloma współuzaleznionymi, z ich uczuciami, błędnymi przekonaniami, tak zyłam przez lata. Widze wiele podobieństw.
W sierpniu tego roku osiągnęłam dno w moim zwiazku, byłam na skraju wyczerpania, bliska samobójstwa.
Sama odkryłam liczne podobieństwa uczuć i emocji jakie odczuwałam w związku do tych z domu rodzinnego. Sporządziłam listę tych podobieństw, naliczyłam blisko 20 i skłoniło mnie to do zatrzymania sie nad dzieciństwem.
Z ta listą, w desperacji, szukając jakiejkolwiek pomocy trafiłam na to forum 30 sierpnia.
Moja terapka tę listę nie powiem aby zlekcewazyła, ale na terapii tylko ją przeczytałam i nic więcej. Poddałam się tu na forum samoanalizie mając wsparcie wielu userów, którzy mi pomagali.
Przez ostatnie prawie trzy miesiące zrobiłam dla siebie więcej niż kiedykolwiek wczesniej, doznałam wielu przemian, zaczęłam odczuwac emocje mojego dziecka wewnetrznego, odkryłam skąd było nieuzasadnione poczucie winy, z którym nie mogłam sobie przez lata poradzić i wiele wiele innych.
Nie wiem dlaczego odsyłasz mnie do działu uzaleznienia, ten problem mam poukładany, uwazam, że alkoholizm był jedną z przykrywek na problemy emocjonalne.
Nie uważam abym była na poczatku drogi. Jak widac powyżej moja droga terapeutyczna jest tak długa, że mnie samej już sie od tego niedobrze robi. Samo to, że strarałam się napisac najkrócej jak się da a i tak wyszło dużo niech będzie dowodem, że lata całe starałam się sobie pomóc.
Niestety okazało się, że ja już "wykorzystałam" limit bezpłatnej pomocy na NFZ i od prawie roku musze za wizyty płacić po 70 złotych za godzinę. Nie zrezygnowałam.
Moje dzieci w międzyczasie dorosły, ale brały udział w sesjach rodzinnych z moja terapeutką. Potem syn i synowa dostali szansę, mogli miec terapię jako moja rodzina w ośrodku uzaleznień za darmo, poszli po parę razy i nie kontynuowali.
Córka na samą propozycję skorzystania zawsze reagowała agresywnie, że nie jest jej to potrzebne. W tej sprawie nic już więcej nie mogę zrobić, bo dzieci są dorosłe.
To tak mniej więcej tyle w odpowiedzi na Twoje posty Strazniku, na parwdę jestem Ci bardzo wdzięczna że zechciałes wyrazić swoją opinię, poświęciłeś mi swój czas i uwagę.
Zapytałam "jak?" bo wyobraziłam sobie, że podsuniesz mi pomysł co jeszcze mogłabym, miałabym zrobić?
Ps. Dodam, że obecnie mój zwiazek mozna powiedziec nie istnieje. Dziś mija 5 tygodni zerowego kontaktu, choc wiem, że jestem kontrolowana. Jestem gotowa na odejście od niego gdyz "ogłosiłam bezsilność" wobec jego deficytów, tak dłużej nie chcę żyć. Mam zamiar kasować kazdy list, sms od niego nie czytając nawet, nie dam sie ponownie wciągnąć. Ja sama cieszę się, że jak pojawia sie u mnie głód przemocy nade mną potrafie to zobaczyć i radze sobie podobnie jak z alkoholem sobie radziłam.
Mam to forum i jest mi tu dobrze. Pomaga mi.
Maciejka - Nie 24 Lis, 2013 18:10
Rozmawiałam wczoraj ze swoją córką i ona powiedziała takie zdanie ; To kiedy ja/ my mamy sie nauczyc samodzielności i odpowiedzialności za swoje decyzje jak nie teraz póki jesteśmy w liceum.
Powiedziała mi tez , że dorosłe dzieci a mianowicie takie ok 20 lat mają trudne relacje ze względu na nadopiekuńcziść rodziców takie wcinanie się i kontrolowanie rodziców na kązdym kroku , nie dając dorosłej pannie już bądź co bądź luzu i wolności czyli zamiast traktować ją jak osobę dorosłą traktują ją jakby miałą co najmniej 6-8 lat mniej . Sprawa wynikła przy rozmowie o pewnym problemie wynikłym w jej pokoju w internacie także nie chodzi tu o moje dzieci.
margo - Nie 24 Lis, 2013 19:11
Perełka ma racje, odczuwam to w tej chwili na własnej skórze. Mam te 20 i 2 na karczku, a moja własna matka traktuje mnie jak małe dziecko. Na hasło "wyprowadzka" jest prawie histeria... Jeszcze całkiem niedawno mi powiedziała, że "jak dziewczyna w moim wieku może o tej godzinie szlajać się po mieście" (godzina 20...) - ona będąc w moim wieku bawiła już dwójkę dzieci. Ja staram się krok po kroku coraz bardziej uniezależniać... Trudne to jest, gdy na hasło - to ja będę się dokładać do rachunków - rodzina robi ogromną awanturę, sama nie wiem skąd. Przecież to normalne, że jak dziecko zarabia to wspiera rodzinę... Obserwując jednak mojego młodszego brata widzę w nim Twoją córkę - choć jest on trochę młodszy, ma 18 lat dopiero, to jednak mają wiele wspólnego. Nie chce się uczyć, nie chce pracować, tylko brać brać brać i tylko należą mu się przywileje i prawa, żadnych obowiązków... Jak widać po moim przykładzie i mojego brata w różne strony może się rozrastać taka sama sytuacja...
Maciejka - Nie 24 Lis, 2013 19:21
Pamietam jak moja najstarsza córk awyfruwała z gniazda co prawda tylko do liceum ale pamietam jak ona bardzo chciaął byc samodzielna a ja się potwornie bałam ; jak ona sobie poradzi sama w obcym dużym mieście i wtedy na pomoc przyszłą mi terapia przerabiaąłm na indywidualnej co to znaczy byc matką dorosłych dzieci. Na początku był szok, jak ona ma tylko 16 lat a tu " dorosła" jaka ona dorosła to jeszcze dzieciak ale powoli pozwalałam jej na coraz większą swobodę , podejmowanie decyzji i ponoszenie ich konsekwencji. Za jakiś czas wpadła mi w ęce ksiązka; My rodzice dorosłych dzieci i wtedy sobie przerobiłam i poczucie winy za niepowodzenia ziecii oswoiłam się z tym , że dzieci wyfruwają w świat to normalna kolej rzeczy taka jest kolej życia. Jako rodzic mam więcej czasu dla siebie , mogę rowijać swoje zainteresowania, pasje , życ tak jak chcę bez wiecznego biegania wokół dzieci i lubię tę swoją samość , nie czuję się samotna jestem sama bo tego chce i myśle co zmienić w żuciu , może wygladzie, może wybrać sie do kosmetyczki , zmienić fryzurę i zauważyłam , że jakoś otoczenie tak jakos przyjaźniej reaguje.
Maciejka - Nie 24 Lis, 2013 19:24
Jak kolejna córka oświadczyła wyjeżdżam do pracy to nie było we mnie bólu ani pustki tylko zgoda i przyzwolenie na to i życzylam jej powodzenia i kibicowałam jej powiedziałam tez , ze jestem , że zawsze będę chocby nie wiem co.
margo - Nie 24 Lis, 2013 19:26
Ta... a ja codziennie mam kilka telefonów od mamy, jak idę na imprezę, to muszę dać znać, że wychodzę NA imprezę, w trakcie imprezy telefon jak się bawię, kto tam jest, kiedy wrócę i koniecznie dać znać jak już wrócę z imprezy tam, gdzie będę spać, nawet jakby to była 4 rano. Oczywiście wychodząc na imprezę dostaje tekst typu: tylko nie wracaj za późno, bo ja rano idę do pracy. Ja: no i co z tego? Ona: no przecież będę czekać, aż wrócisz... ehhh... chyba wygaszę ten post, bo śmiecę swoimi głupotami w cudzym temacie..
Maciejka - Nie 24 Lis, 2013 19:30
Nie wiem jak autorka ale moim zdaniem twoje wpisy margo są cenne bo pokazują problem z drugiej strony.
szika - Nie 24 Lis, 2013 19:58
Margo pytałas wczesniej czy wypada abys pisała w moim temacie. Alez oczywiście że pisz, sorki, że wcześniej nie zareagowałam na Twoją wypowiedź.
jedna rzecz:
margo napisał/a: | Przecież to normalne, że jak dziecko zarabia to wspiera rodzinę.. |
tu nie chodzi o wspieranie, ja na prawdę dzięki Bogu wsparcia od dzieci nie potrzebuję a nawet nie chcę! zbyt dobrze wiem co to znaczy gdy rodzice wykorzystują swoje dzieci, bo moja matka do dziś wiecznie "siedzi" w moim portfelu, co zatruwało mi życie...
to nie chodzi o pomoc dla mnie..
dorosłe dziecko ma płacić ZA SIEBIE... ja tak uwazam... nawet gdybym miała tyle pieniedzy żeby stac mnie było na to, to i tak dla samego dziecka dobrze jest jak wie, czuje na własnej skórze, że życie kosztuje, prąd, woda, gaz, internet, ogrzewanie to nie bierze się znikąd, a odkąd jest dorosła ma obowiązek za siebie płacić...
to nie jest tak, że moja córka to leń, domagający się daj, daj, daj...
szkołę skończyła bardzo dobrze, z nauką nigdy nie było problemu, po szkole krótko pracowała w fabryce, potem cięzko było jej cokolwiek znaleźć... pół roku, do sierpnia, w tym roku, miała staż u mnie w firmie i nie migała się od pracy, robiła wszystko jak się należy, dużo się u mnie nauczyła, bo i księgowość, i zamówienia, dostawy, faktury i obsługa klienta, wszystko robiła, a i mopem nie pogardzała, jak trzeba było...
Problem pojawił się pare miesiecy temu, gdy zięc pojechał do pracy do Niemiec...
Przestali dokładać się a mieli umówione ze mną niewiele, bo zaledwie 200 złotych, rachunki w całości wynoszą 600zł.
Nie wiem, załamała się tym wyjazdem chłopaka czy co, że kompletnie odpuściła. Nie szukała pracy, twierdziła, że czeka, że pojedzie do Niemiec do niego. Leżała całymi dniami w łóżku, raz czy dwa razy w tygodniu namawiałam ją żeby jechała ze mna do firmy, żeby w ogóle wyszła z domu, co zreszta robiła. Ale i tak prawie nie jadła, nie dbała o siebie. W domu owszem posprzątane, poprane, ale ona jakby oklapła sama w sobie. Wszelkie próby zahaczenia chociażby o prace, żeby sobie cos znalazła na jakiś czas chociaż, kończyły się złością z jej strony "daj mi spokój, nie wtrącaj się".
Ja się do spraw dzieci od dawna nie wtrącam. Faktem jest, że we własnym domu czułam się trochę niezręcznie, bo wszędzie było widoczne to, że moja córka jest gospodynią. W kuchni ona układała po swojemu, łazienka również w jej władaniu, ogólnie o czesci wspólne dbała, ale ja nie czułam sie u siebie. jesli byłam w domu, to najchetniej siedziałam u siebie zamknieta w moim pokoju, a oni aktywnie korzystali z mieszkania. Gotowali, sprzatali, harmider, rozmowy, ja się usuwałam na bok, czasem cos zagadałam co słychać. Na pewno nie jestem nadopiekuńczą matką, bo mam fioła na tym punkcie aby dawac dzieciom żyć ich własnym życiem, ponosic konsekwencje błędów itd.
Bardziej bym powiedziała, że za duzo pomogłam synowi (mąż mój, ojciec dzieci równiez tak uważa, bo razem pomagaliśmy) ale tylko dlatego, bo jest tam małe dziecko, synowa jest sama z wnuczką, syn również pracuje w Niemczech, obaj z zięciem sa tam razem. A za duzo? Bo np pomagałam popłacic rachunki jak wyłączali im prąd telefon czy internet, bo nie tyle z braku pieniędzy, co przez niefrasobliwość zapominali a potem panika pomocy. Oczywiście każdą kwote mi zwracano, ale sam fakt, że dzwoniłam na posterunek energetyczny, żeby jeszcze dzis włączono prad u synowej, bo to matka z małym dzieckiem... no nie wiem, wtedy myslałam, że dobrze robię, ale teraz już nie wiem sama. W każdym razie wyłączenia się skończyły, zaczeli pilnować płacenia i jakos ucichło, ostatnio synową pytałam, to powiedziała, że teraz już nawzajem się pilnują żeby było na czas. I daj im Panie Boże.
O to moja córka była zawsze zła i mi to wypominała, że pomagam jej bratu, że za dużo, że powinnam olać kompletnie, nie powiem o to były sprzeczki, gdzie wyraźnie mówiłam, że to moja sprawa czy i jak pomagam, nie jej.
Te ostatnie miesiące to było tylko palenie papierosów, spanie do oporu, taki marazm, osłabł kontakt między nami, osłabło porozumienie.
Ja wszystko rozumiem, tęsknotę, problemy z chłopakiem itd itp, no ale koszty życia są! Skoro zięć zarabia prawie dwa razy tyle co ja, pospłacał sobie kredyty, daje córce na fajki i na co tam ona chce, to niech płaci rachunki jak przedtem, tymbardziej, że zjeżdża co dwa tygodnie, co tydzień do nas do domu, pralka chodzi na okrągło, a córa piecze cista, gotuje mu i dogadza.
I o to nie dogadałyśmy się, o to sie pokłóciłyśmy, o to mam żal do córki, że nie chciała jak człowiek wysłuchac mnie czego ja oczekuję. Wyszło jak wyszło usłyszała wynocha i wyniosła się.
szika - Nie 24 Lis, 2013 20:12
jeszcze odpowiedź na posty Żeglarza...
ja nie mam poczucia winy, jedynie co to uwazam, że niedobra była forma z mojej strony, moja wściekłość... nie wyzywałam ani nie byłam wulgarna, ale może powinnam była poczekac az opadnie moja złośc po zniszczeniu zlewu i wtedy kolejny raz podjąc rozmowy..
ale, że się wyniosła, czy że ją wyrzuciłam z domu nie czuję się winna, może to i dla niej lepiej skoro tutaj nie mogła się pozbierać sama ze soba...
ja wiem, że córki nie straciłam, emocje opadną i będziemy normalnie rozmawiac, będzie przyjeżdżała choćby do dwóch kotów które kocha bardzo...
ja jej zyczę jak najlepiej, ale nie mam zamiaru urządzac jej zycia... uważam, że młodzi powinni być razem, tymczasem ciotka jakby zagarnęła młodą... tu się tylko obawiałam czy dobrze się stało... no ale już to przegryzłam, że niech robi jak uważa, i jest mi lżej, że krzywda jaka się tam jej nie stanie...
Może sama zobaczy, że to nie jest dla niej dobre i zdecyduje co inne? Nie wiem...napisałam jej w tym sms na nastepny dzień rano, że zawsze może na mnie liczyc...
ale poczucia winy nie mam... jedynie co to czuję się trochę dziwnie, wiem, że stare moje przekonania pchałyby mnie tu w nadodpowiedzialnośc za tę sytuację, ale nie... i z tego tak na razie niesmiało się cieszę bo wiem, że przez pryzmat poczucia winy robiłam różne niedobre rzeczy, teraz poprostu oddaję sprawy własnemu biegowi, zostawiam, czas pokaże...
margo - Nie 24 Lis, 2013 20:15
Szika, z tym płaceniem to raczej mówiłam o swojej sytuacji, że ja chciałam się dokładać, a spotkałam się z całkiem dziwną reakcją. Wiesz... tak z mojej perspektywy sobie myślę, że może ona czuć się w jakiś sposób... oszukana. Że tak jak mówisz - zajmowała się całym domem, rządziła nim, płaciła za swoje rachunki i inne takie, była gospodynią. Teraz ma gorszą chwilę... może potrzebowała właśnie jakiejś rozmowy, zrozumienia. Może poczuła, że robiła TYLE a w zamian usłyszała "wynocha"? Nie wiem teraz na ile też nie włącza się tutaj moja perspektywa osoby współuzależnionej... Więc może lepiej nie brać moich słów całkiem serio, bo wiadomo, opcji może być wiele. Mówię Ci, jak JA osobiście bym się poczuła w takiej sytuacji. Tyle, że ja z moją mamą w ogóle nie rozmawiam i każde jej pytanie o moje życie prywatne powoduje u mnie skok adrenaliny. Właściwie to mojej mamie zwierzyłam się dwa razy w życiu i w obu sytuacjach wykorzystała to całkiem perfidnie przeciwko mnie Także trudno mi powiedzieć, czy chodziło jej o potrzebę rozmowy z Tobą, z matką o tym, jak ona się czuje gdy jej chłopak wyjechał... Ale jak mówię - to tylko moja perspektywa... Ja gdy rozchodziłam się z moim poprzednim facetem warczałam na cały dom, żeby się ode mnie odwalili. Myślę, że moment, kiedy ktoś się nie rozstaje a wyjeżdża wzbudza jeszcze większe frustracje... że niby jest, a go nie ma... i głupie myśli do głowy przychodzą... Tak myślę.
szika - Nie 24 Lis, 2013 20:33
Witaj Duszku w moich skromnych progach
Do Margo ... tez o tym myslałam, co napisałas, proponowałam pare tygodni temu, chyba ze dwa razy że pomogę znaleźć pomoc, psychologa, było "nie potrzebuję" .. cóż więcej mogłabym? przestałam o tym mówić... do mnie zawsze mogła przyjść z problemem, zreszta przychodziła, ale zawsze z innymi, a to że koleżanka zazdrosna jej paskudzi, a to, że jedna na druga gdzies tam plotki jakies, takie różne sprawy, ale nie jej własne, jakby bardzo chciała uchodzić w moich oczach za samodzielną w swoich sprawach... nigdy nie nalegałam, żeby się zwierzała...
Ale nie może być tak, tak uwazam, że dziewczyna ma kryzys i w domu jest terror, nie można sie odezwać bo jest "dobra, daj mi spokój", nie można zwrócic uwagi, bo jest od razu opryskliwa... Kryzys kryzysem, ale nie usprawiedliwia to jej fatalnego zachowania wobec mnie... To jej zycie i to ona ma się z nim uporać, ale oczekuję aby odzywała się do mnie grzecznie, nic więcej...
margo - Nie 24 Lis, 2013 20:40
Szika, daj jej po prostu czas, żeby sama to sobie poukładała. Skoro nie chce Twojej pomocy, to nic nie zrobisz. Ja też jestem taka trochę "zosia - samosia" - "poradzę sobie sama z całym życiem" ... Wyprowadziła się i może tam będzie miała chwilę na przemyślenia. No i tą ciotką to też bym się aż tak nie przejmowała. Skoro dziewczyna się wyprowadziła, to była to jej decyzja a Ty nie masz w tym ani winy ani przyczyny... tak chciała, tego potrzebowała. Jest dorosła, głowa do góry, zajmij się sobą, ona sobie musi poukładać. Ja wiele bym dała za możliwość wyprowadzki... trudno jednak pogodzić stała pracę ze studiami dziennymi... zrezygnowałam niedawno z pracy z moim byłym... więc jestem teraz bez środków... Nie mogę się jednak doczekać, aż opuszczę dom, żeby w końcu zająć się sobą. Pozdrawiam
szika - Nie 24 Lis, 2013 20:51
Dziękuję Margo
Twoje słowa są pocieszające ...bom znękana ostatnimi miesiącami
w sumie podziwiam, że chciałas dokładac się do rachunków, ja sie musiałam upominać, ciekawe gdybym się nie upomniała to czy dostałabym cokolwiek...
Tak, mam nadal wiele przed sobą, chcę skończyć co zaczęłam, nie zostawię pracy nad sobą... dzieciństwo, wpojone szkodliwe przekonania, toksyczny związek... to wszystko to kawał roboty dla mnie...
pocieszam się również tym, że jak to mówią, gdy matka szczęsliwa to i dzieci szczęsliwsze, więc czas i energia, które inwestuję w siebie, pomimo wielu przeciwności, nie pójda na zmarnowanie, dadza tylko korzyści
margo - Nie 24 Lis, 2013 20:54
szika napisał/a: | bom znękana ostatnimi miesiącami |
skup się na sobie, ona jest dorosła, poradzi sobie jakoś, na pewno, nie ma co pisać czarnych scenariuszy
szika - Nie 24 Lis, 2013 21:04
Cieszę się z jeszcze jednej rzeczy... pierwszego dnia czułam złość, ogromną złość, wściekłość... miałam do córki żal, że wszystkim dookoła wytyka błędy a sama jak ma...
Ale cieszę się bo mi przeszła złośc a przyszło zrozumienie sytuacji... Wczoraj w autobusie jak wracałam z pracy tak sobie pomyslałam, że ta jej złość, nienawiść sa jej potrzebne i że to dobrze, że je odczuwa... a skoro dobrze, to ja to uszanuję najlepiej jak potrafię... bo sama zaczęłam swoją złość szanować, a uczucia te dobrze jak się pojawiają i wychodza na zewnatrz, bo tak jak Żeglarz napisał, mogła agresję skierowac przeciwko sobie...
Tak sobie wyobraziłam, że dobrze, niech nawet klnie na czym świat stoi na mnie, niech wyzywa i żali się ciotce, co mi tam ciotka, córka ważniejsza...
Pomyślałam czy do niej nie napisać że ją rozumiem i popieram, niech wywrzeszczy tę złość z psem na spacerze (tam ma warunki, bo wokół domu szczere pola) albo w inny sposób... ja wiem jaką mnie ulgę sprawiło pozwolić sobie na złość... napisać żeby nie czuła się winna o te uczucia, żeby sobie na nie pozwoliła...
jak myślicie? nie wiem czy zrozumie... popuka sie po głowie "matce odwaliło"...
margo - Nie 24 Lis, 2013 21:09
szika napisał/a: | jak myślicie? nie wiem czy zrozumie... popuka sie po głowie "matce odwaliło"... |
ja Ci nie powiem... ja nie na tym etapie ja dopiero zaczynam terapię
szika - Nie 24 Lis, 2013 21:11
co byś pomyślała gdybyś takiego smsa w takie sytuacji od matki dostała, wiedząc że matka w terapii? spróbuj Marguś ...
Duszek - Nie 24 Lis, 2013 21:13
szika napisał/a: | Witaj Duszku w moich skromnych progach |
Witaj, witaj.
Od dawna Cię podczytuję więc właściwie jestem tu stale
margo - Nie 24 Lis, 2013 21:17
wiedząc, że matka w terapii i ja bym była w terapii to bym starała się zrozumieć... gdybym ja była nie w terapii to bym rzeczywiście pomyślała "chyba jej się w głowie przewraca" znając jej poprzednie zachowania... ale od czegoś trzeba zacząć. Jakbym widziała zmiany w niej, że na prawdę coś się dzieje... to na pewno sama bym się tym zaraziła. Tak myślę. Uważam też, że przecież terapia nie jest tylko po to, żeby myśleć inaczej, ale żeby działać inaczej, żyć inaczej... z innymi ludźmi znaczy się. Robić to, co zgodne z naszym sumieniem (oczywiście tym zdrowym, a nie na przykład w moim przypadku współuzależnionym i ciągle winiącym się o wszystko...) Ale wybór należy do Ciebie! Ja nie mogę Ci powiedzieć ani w tą, ani w tamtą. Nie jestem też Twoją córką... mogę tylko mówić, jak JA bym się zachowała i to też tylko w domyśle... To takie zakładanie na sucho...
szika - Nie 24 Lis, 2013 21:36
Wszystkim dziękuję za wypowiedzi i zachęcam... jestem wdzięczna za zainteresowanie, to forum dużo mi dało i daje...
napisac coś w tym stylu? czy poczekać aż przyjedzie? zadzwonić i porozmawiać?
myślałam, żeby kupić jej książkę Pawlikowskiej, ja jestem ta książką zauroczona, kończe własnie "W dżungli podświadomości"... to się świetnie czyta, nie ma bełkotu terapeutycznego i wszystkich tych trudnych słów, powolutku opowiedziana historia przebudzenia...
ksiązkę kupię synowej, już widziała u mnie tę książkę i zachwyciła się, że ją mam, obiecałam pożyczyć, ale postanowiłam jej kupić, żeby miała swoją jak zechce to kupi sobie dalsze części, albo pożyczy ode mnie, zobaczymy...
Żeglarz - Nie 24 Lis, 2013 21:57
Witaj,
współczuję Tobie trudnych przeżyć.
Widzę, że doświadczenie terapeutyczne masz ogromne. W związku z tym wiedzę na pewno też. Mimo tego jednak masz trudności z radzeniem sobie ze swoimi emocjami. Czy wiesz, gdzie tkwi tego przyczyna? Niewłaściwi terapeuci? Niewłaściwe Twoje podejście do terapii? Za mało determinacji we wprowadzaniu zmian?
Być może sytuacja obecna, w której nie masz przy sobie swoich "wyzwalaczy" czyli partnera, a także córki, pozwoli Tobie na wyciszenie się.
Pytałaś, co możesz zrobić? Chyba nie ma prostego rozwiązania. Można by powiedzieć - wdroż w życie to czego nauczyłaś się na terapii oraz treningach asertywności.
Życzę Ci skuteczności
szika - Nie 24 Lis, 2013 22:46
Żeglarz napisał/a: | doświadczenie terapeutyczne masz ogromne. W związku z tym wiedzę na pewno też | nie wystarcza skoro
Żeglarz napisał/a: | masz trudności z radzeniem sobie ze swoimi emocjami |
pytasz czy niewłaściwi terapeuci, podejście, za słaba determinacja...
nie wiem, ale ja mam teraz taki etap, że wszystko uważam za właściwe i potrzebne... to co kiedyś pochłaniało mnie na całe tygodnie dzis staje się dla mnie doświadczeniem wartym uwagi i wniosków... może to tez nie jest jeszcze takie dobre, ale wydaje się bliższe prawdy...
Również to, że czasami czuję się bezradna uważam za właściwe, nie musze wszystkiego wiedziec, mam prawo błądzić, pytać, szukać rozwiązań, nabierać zaufania do siebie nawet jeśli to potrwa jeszcze... a i tak nigdy nie będe doskonała...
Tak, teraz czuję się bezradna, niepewna, nie wiem czy w jakikolwiek sposób mogę córce pomóc, czy lepiej odpuścić i zostawić... czekać i nie robić nic...
Żeglarz - Nie 24 Lis, 2013 23:08
Czekanie to nie jest nie robienie niczego. To jest bardzo dobry sposób w sytuacji, gdy nie ma się pewności jak postąpić.
Jak od siebie odpoczniecie, to dobrze Wam zrobi. Moim zdaniem u Cioci jest bezpieczna i nie powinnaś się o nią martwić.
Czy nie jest przypadkiem tak, że jesteś zazdrosna o to, że z Ciocią ma dobry kontakt? Jeżeli tak jest to tym bardziej nic nie rób, bo motywacja Twoja do działania, mogłaby się okazać nie właściwa, a co za tym idzie, samo działanie też nie byłoby dobre.
szika - Nie 24 Lis, 2013 23:17
Tę zazdrość przerabiałam na terapii dawniej, pare lat temu, to prawda, byłam zazdrosna, wydawało mi się kiedyś, że jestem fatalną matką skoro dziecko ma powiernika innego niż ja... ale wyleczyłam się z tej zazdrości...
zresztą... takie małe wydarzonko
pare lat temu jak była jeszcze nastolatą, była u ciotki akurat, dostałam od niej smsa
"jesteś najlepszą mamą na świecie"
jakby można było oprawić smsa w ramki to ten już by był oprawiony
do dziś mam tę komórkę z tym smsem
Żeglarz napisał/a: | Czekanie to nie jest nie robienie niczego |
dałeś mi do głowy, dziękuję
szika - Śro 27 Lis, 2013 21:49
wciąż cisza ze strony Córki... zięć przyjechał z Niemiec w weekend, ale tylko wpadł po kluczyki do swojego auta, którym ja teraz jeździłam, bo moje u mechanika i pojechał do Wrocka ...
dziś dzwonił Syn z Niemiec z zapytaniem co tam XXX wyprawia, że słyszał, że sie wyprowadziła... ja że tak, to prawda, wyprowadziła się do ciotki... na to on, że słyszał od ziecia, że mieszkania szukają tu w Polsce, w naszym mieście... więc chyba u ciotki nie bardzo Córce pasuje... hmmm... w pierwszej chwili zrobiło mi się smutno, że u mnie 200 to nie dało rady, ale tysiąc na wynajem się znajdzie...
Ale to tylko chwila była... zaraz pomyslałam sobie, jak ja byłam młoda, zakochana, ile ja bym dała za swój własny kąt...
No nic... nie dzwonię, nie narzucam się, tak sobie pomyslałam, że teraz akurat to Ona chyba nie za bardzo mnie potrzebuje i moich smsów... podejmuje wazne decyzje o sobie... dam jej spokój...
szika - Nie 01 Gru, 2013 08:00
Mam fatalny zjazd w dół. Przedwczoraj dowiedziałam się, że syn z rodziną pojedzie na wigilię do Wrocławia do ciotki, ma tam pojechac równiez mój mąż i jego rodzice... plan jest taki, nigdy tak jeszcze nie było, że rodzina spędzi świeta razem tam.
Dotychczas, przez te lata od kiedy rozstaliśmy się z mężem, było tak, że najpierw siadaliśmy z dziećmi u mnie, potem dzieci jechały do ojca i dziadków, mąż mieszka u dziadków.
Moja mama nie obchodzi wigilii od bodajże 20 lat, nie siada do stołu z nikim.
Syn z synową i wnuczką przed wyjazdem do Wrocławia pojada jeszcze pomodlić się z rodziną synowej, zatem wigilia u rodziny synowej będzie musiała być wystarczająco wcześnie.
Dotarło do mnie wczoraj, że wszystkie gwiazdy na niebie i ziemi wskazują na to, że nikt nie będzie miał zwyczajnie możliwości ani czasu żeby do stołu usiąść .... ze mną
23 lata wstecz święta to były przygotowania, szaleństwo w kuchni, zakupy, prezenty, choinka, potem błogi odpoczynek i świętowanie. Radośnie, rodzinnie, miło. A teraz nie będzie z kim usiąść do stołu:(
Najpierw myslałam sobie, że to fajnie, wreszcie odpadną mi te szalone przygotowania, zmęczenie, potem objadanie się, że sobie odpocznę na spokojnie, bo przed świętami w firmie szaleństwo również, zawsze skonana wracałam z pracy.
Ale żadne próby pocieszenia się nie dają ulgi, płaczę i smucę się. Do tego dobiło mnie czytanie tych ostatnich wątków o wyzdrowieniu z alkoholizmu:(
Boję się tych świąt, jak ja sobie poradzę?
Córka nie chce ze mną rozmawiać, pisałam do niej, zięć zabrał z domu rękawiczki i czapke bo nie wzięła, kupiłam jej krem do rąk, prosiłam przekazać. Nie chciała żebym zadzwoniła chociaż żeby pogadac czy coś jeszcze jej trzeba
Klara - Nie 01 Gru, 2013 10:28
Sziko, a co by się stało, gdybyś wyjechała sobie.... na przykład w góry i tam spędziła Wigilię?
szika - Nie 01 Gru, 2013 10:58
Klara napisał/a: | gdybyś wyjechała sobie.... na przykład w góry i tam spędziła Wigilię? |
taki był wstępny plan z moim byłym, teraz równiez o tym myslałam, niestety "tryb oszczędnościowy" mam właczony na maksa od ponad miesiąca, ponieważ niewesoło mam finansowo..
ale uwaga, dostałam sms od córki z zapytaniem czy może wracać do domu...
odpisałam, że pewnie, że tak, nie wiem tylko czy się zgodzi na ustalenie zasad, oczywiście zapraszam do negocjacji zanim się zdecyduje ostatecznie...
sprawdzian przede mną, trzymajcie za mnie kciuki... o ile dojdzie do rozmów nie moge teraz odpuścić, musze się spiąć i zmobilizować aby zdrowo tę sytuację rozwiązać...
Klara - Nie 01 Gru, 2013 11:18
szika napisał/a: | dostałam sms od córki z zapytaniem czy może wracać do domu... |
szika napisał/a: | trzymajcie za mnie kciuki. |
Maciejka - Nie 01 Gru, 2013 11:33
olga - Nie 01 Gru, 2013 11:36
twarda miłość chyba,............ prawda?
pannaJot - Nie 01 Gru, 2013 11:41
Raczej stawianie granic...
smokooka - Nie 01 Gru, 2013 11:41
szika, oby było inaczej, czyli pozytywnych zmian Ci życzę
szika - Nie 01 Gru, 2013 13:14
Dziekuję Kochane Dziewczyny:)
Za godzinę będzie ze wszystkimi manelami ... a ja nie wiem czy się cieszę, trochę się boję:)
jestem do rozmowy przygotowana, a więc opłaty mam zamiar podzielić na trzy - ja jedną trzecią, oni dwie trzecie...
popsute jedzenie w lodówce, naczynia w szafkach, alkohol w domu, ogólnie ogarnęłam już i mogę siadac i rozmawiać...
ciotka napisała do mnie sms, że te dwa tygodnie truli jej o pracy... ja nie mam zamiaru... może inaczej się uda, bardziej po dobremu, jakoś spróbować wesprzeć ją w niepewności, sama jeszcze nie wiem...
w każdym razie oczekuję, że dzisiaj mi przedstawi plan awaryjny na wypadek rozstania z chłopakiem, co wtedy z opłatami i kosztami życia?
nie wiem... ale chyba spiszemy to na kartce, żeby nie było potem... umowa poprostu... zawsze będzie można się do takiej umowy odwoływać...
co Wy na to? spisać?
szika - Nie 01 Gru, 2013 13:26
szika napisał/a: | popsute jedzenie w lodówce, naczynia w szafkach, alkohol w domu, ogólnie ogarnęłam już i mogę siadac i rozmawiać... |
alez mi to wyszło hahaha
oczywiście mam na mysli sprawy do omówienia gdzie przedstawię jak ja sobie to wyobrażam od teraz ...
a wyszło że posprzatałam
szika - Nie 01 Gru, 2013 13:40
nie do wiary! od dwóch tygodni koty (mam dwa) żadnej reakcji na nieobecność córki, a teraz! jeden siedzi pod drzwiami i nasłuchuje! czeka! ale numer ...
Żeglarz - Nie 01 Gru, 2013 14:02
szika napisał/a: | a teraz! jeden siedzi pod drzwiami i nasłuchuje! |
Czy piszesz o sobie?
szika napisał/a: | Za godzinę będzie ze wszystkimi manelami ... a ja nie wiem czy się cieszę, trochę się boję:)
jestem do rozmowy przygotowana, a więc opłaty mam zamiar podzielić na trzy - ja jedną trzecią, oni dwie trzecie...
popsute jedzenie w lodówce, naczynia w szafkach, alkohol w domu, ogólnie ogarnęłam już i mogę siadac i rozmawiać...
ciotka napisała do mnie sms, że te dwa tygodnie truli jej o pracy... ja nie mam zamiaru... może inaczej się uda, bardziej po dobremu, jakoś spróbować wesprzeć ją w niepewności, sama jeszcze nie wiem...
w każdym razie oczekuję, że dzisiaj mi przedstawi plan awaryjny na wypadek rozstania z chłopakiem, co wtedy z opłatami i kosztami życia?
nie wiem... ale chyba spiszemy to na kartce, żeby nie było potem... umowa poprostu... zawsze będzie można się do takiej umowy odwoływać...
co Wy na to? spisać? |
Odnoszę wrażenie, jakbyś szykowała się do wyprawy wojennej.
Uważaj, żeby przez emocje nie spieprzyć tego.
Czy spisać? Jak, któraś ze stron nie będzie chciała dotrzymać umowy to żadne pisma nie pomogą. Przecież do sądu z tym nie pójdziesz.
Raczej zastanówcie się razem co czynić w sytuacji nie dotrzymywania ustaleń, tak żeby można było to konsekwentnie wprowadzić w życie.
Klara - Nie 01 Gru, 2013 14:17
Żeglarz napisał/a: | Raczej zastanówcie się razem co czynić w sytuacji nie dotrzymywania ustaleń, |
Piszesz, że finansowo nie stoisz ostatnio zbyt dobrze.
Czy córka wie jakie (bez szczegółów) masz dochody i jakie wydatki?
Jeśli nie, warto jej to uświadomić.
szika - Nie 01 Gru, 2013 14:19
Żeglarz napisał/a: | szika napisał/a:
a teraz! jeden siedzi pod drzwiami i nasłuchuje!
Czy piszesz o sobie? | też
będzie dobrze a nawet jak cos mi nie wyjdzie to trudno, no przecież się nie zastrzelę
tak sobie myślę, że przyjedzie już jako inna osoba, dojrzalsza
jeszcze ich nie ma... czekam, ale nie pod drzwiami ... robiłam to co zaplanowałam na dzisiaj... takie tam domowe sprawy... jedna osoba to nie nabrudzi więc dużo tego nie ma
ale nie powiem podekscytowana jestem tak radośnie podekscytowana
szika - Nie 01 Gru, 2013 14:23
Klara napisał/a: | Czy córka wie jakie (bez szczegółów) masz dochody i jakie wydatki?
Jeśli nie, warto jej to uświadomić. |
bardzo z grubsza wie, choć może nie do końca sobie zdaje sprawę... jak się ma działalność gospodarczą to obraca sie pieniędzmi, ale nie swoimi tak naprawdę, bo za wszystko trzeba płacić, a sumy bywają duże... cóż jesli niewiele z tego zostaje dla mnie... dzieki Klaro, myslę, że warto obojgu młodym uświadomić jak to wygląda..
obydwoje zaprosiłam do rozmów, i mam zamiar w trójkę rozmawiać, tak, żeby zięć przy tym był...
rozmowa będzie oni - ja
Żeglarz - Nie 01 Gru, 2013 15:18
szika napisał/a: | tak sobie myślę, że przyjedzie już jako inna osoba, dojrzalsza |
Za bardzo na to nie licz, żebyś się nie rozczarowała.
Jak emocje Ci wzrosną, to przełóż rozmowę na późniejszy czas, gdy już opadną.
Moim zdaniem, utrzymanie w ryzach emocji jest najważniejszym elementem potrzebnym do sukcesu.
I jak to w negocjacjach bądź elastyczna i dopuszczaj rozwiązania kompromisowe. Podejdź do tego jak do biznesu.
Pozdrawiam i życzę sukcesu.
szika - Nie 01 Gru, 2013 21:08
Obyło się bez niepotrzebnych emocji
Przyjechali pokłóceni, nie wiem o co, chyba o coś z bagażami. Przywitaliśmy się ale nie było jak od razu rozmawiać, bo cały rozgardiasz i bałagan się zrobił z tymi wszystkimi manelami, które do tego rozsypały się w przedpokoju.
Umówiliśmy się na 17-tą i zamknęłam się u siebie na popołudniową drzemkę.
Przedstawiłam swój plan, oboje zgodzili się na wszystko bez żadnego ale.
Zięć w którymś momencie gdy zakończyliśmy sprawy finansowe i o tych różnych drobnostkach zatruwających życie zięć powiedział, że oni mają taki plan, że jak XXX złapie jakąkolwiek robotę to chcą wynająć coś w mieście (moje mieszkanie jest 4 km od miasta), ale jeszcze chcą między sobą sie dogadać, więc to na razie taki plan. Spojrzał przy tym znacząco na córkę - chyba jakieś musiały być między nimi rozmowy o pracy. Ja, że oczywiście zrobią jak zechcą, ja pomogę w przeprowadzce i w urządzeniu się. Ogólnie jestem bardzo zadowolona, teraz tylko utrzymać te postanowienia, oczywiście ja się także zobowiązałam do większej systematyczności w sprzątaniu po sobie, córa żaliła się, że tylko ona wiecznie w kuchni sprząta
Zięć pojechał do Niemiec o 19-ej i się zaczęło Moja Miśka musiała mi wszyyyystko opowiedzieć, o wszystko wypytać, tematom nie było końca Teraz poleciała na spotkanie z koleżanką...
O rany nazareńskie niby to takie wszystko wydawałoby sie proste a ile to czasem nerwów kosztuje, takie dzieci Ale co ja bym bez nich zrobiła to ja nie wiem... no tak ich kocham, nie wyobrażam sobie żebym miała ich nie mieć Nie jest wcale łatwo być matką dorosłych dzieci, zwłaszcza tych takich wylatujących z gniazd
Klara - Nie 01 Gru, 2013 21:24
Pewnie u cioci nie było tak słodko, jak sobie wyobrażała?
mamaleonka - Nie 01 Gru, 2013 21:35
Witaj Sziko:) Tak sobie podczytuje Chciałam Ci powiedzieć , że cieszę się że potrafiłaś porozumieć się z córką w sposób w jaki chciałaś to zrobić.
mamaleonka - Nie 01 Gru, 2013 21:39
[quote="Klara"]Pewnie u cioci nie było tak słodko, jak sobie wyobrażała? [/quote Pewnie nie było skądś się wzięło to , że wszędzie dobrze alem w domu najlepiej.
szika - Nie 01 Gru, 2013 22:23
mamaleonka, witaj również
nawet nie wiecie jak to wspiera w takich trudnych chwilach gdy ktoś napisze życzliwe słowo bardzo dziękuję
o ciotkę nie pytałam i młoda nic nie opowiadała, jak zechce to opowie sama, nie wnikałam... na pewno nie rozstały się w żadnej kłotni bo opowiadała o planach na święta tak zupełnie normalnie, że pojadą tam na wigilię... u nas chyba zrobimy wcześnie na może 15-stą ... córa sama powiedziała żebym się o zakupy nie martwiła, że oni jak i syn z synową dołożą się albo coś kupią czy zrobią "mamo nie martw się"... no rozłożyła mnie na łopatki tym rozpłynęłam się z takiej dumy z córki, że sama z tym wyszła... dałabym radę sama tę wigilię sfinansować, ale to tak fajnie jak dziecko chce czuć się odpowiedzialne
Maciejka - Pon 02 Gru, 2013 08:08
Tak sobie pomyślałam , że te relacje między nami a dziećmi sa jak pogoda wszystko ma w nich miejsce i upał i ciepełko i i chłód a czasem i mróz ściśnie i przejdzie nie tylko lekki wiatr ale i huragan ale jak domy czyli matka czy dziecko sa wybudowane na miłości to wszystko przetrzymają i trudno je złamać , zniszczyc chociaż nieraz sie naginają ale suma sumarum opra się i burzom i upałom.
pterodaktyll - Pon 02 Gru, 2013 11:03
perełka napisał/a: | relacje między nami a dziećmi sa jak pogoda |
No to w tej nomenklaturze u mnie pogoda strefy śródziemnomorskiej
Maciejka - Pon 02 Gru, 2013 11:27
A u mnie naszej umiarkowanej zwłaszcza ostatnio.
|
|