To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

ALKOHOLIZM i inne uzależnienia - Detoks dla duszy, ciała i umysłu

Thomasson - Śro 05 Paź, 2016 14:20
Temat postu: Detoks dla duszy, ciała i umysłu
Chciałem poruszyć zagadnienie zamienników. Nie jako jakiegoś innego uzależnienia ale jako substytutu dla alkoholu. Bo alkohol to tylko objaw choroby.

Łatwo jest zauważyć jakiś zamiennik gdy jest on jeden i jest destruktywny dla normalnego funkcjonowania. Gorzej gdy zamienników jest kilka o małym natężeniu. Dla mnie najlepszym sposobem jest odstawienie substancji/czynności i obserwowanie siebie.

Jakiś czas temu odstawiłem telewizję, gazety i ogółem środki masowego przekazu. Nie wiem co się dzieje na świecie, może było trzęsienie ziemi, albo nowa wojna wybuchła. Nie wiem, u mnie teraz deszcz pada i ta wiedza mi wystarcza. Zauważyłem że moje życie stało się ważniejsze, bardziej znaczące. Wcześniej myślałem że ważne rzeczy dzieją się gdzieś daleko, w Moskwie lub Waszyngtonie.

Muzyki i książek odstawić nie umiem albo nie chce. Ale muzykę zmieniłem na taką bez słów. Zero tolerancji dla głupich tekstów. Książki też czytam nie byle jakie.
Łatwo sobie umysł zaśmieścić zbędnym informacjami. No i jeszcze potrzeba dostarczania różnych treści może być próbą tłumienia własnych nieprzyjemnych myśli. Przyłapałam się na tym kilka razy.

Klasyką gatunku są oczywiście słodycze, i inne produkty zawierające dużo cukrów prostych. Dostałem kiedyś zielone światło na taki zamiennik od psychiatry jako remedium na depresję. Odstawiłem kilka tygodni temu, a pomogły mi techniki wyniesione z terapii. Lista zysków i strat itp. Nie myślałem że to będzie takie ciężkie.

O nikotynie to chyba mówić nie muszę, każdy wie co jest pisane na opakowaniu.

Kolejnym, chyba najtrudniejszym zagadnieniem, są relacje z ludźmi. Czy jestem istotą społeczną? Czy potrzebuje uwagi, zainteresowania i aprobaty innych ludzi? Czy umiem nawiązywać relacje i czy umiem też rozwiązywać? Tutaj konkretnych odpowiedzi nie mam, jestem w trakcie badania siebie pod tym względem.

A jak to jest u was? Jeśli dla kogoś to zbyt intymne to spoko, nic na siłę. Interesuje mnie temat zależności i jego wpływu na zdrowie, poczucia spełnienia.

Jo-asia - Śro 05 Paź, 2016 14:46

Cobyś się nie uzależnił, od bycia niezależnym ;)
Thomasson napisał/a:
Czy jestem istotą społeczną? Czy potrzebuje uwagi, zainteresowania i aprobaty innych ludzi? Czy umiem nawiązywać relacje i czy umiem też rozwiązywać?

nie na poziomie potrzeb, nie na poziomie zależności
a tak, na poziomie człowieczeństwa

Ogólnie wygląda to na wychodzeniu z tych "zależności" i potem dopiero na tworzeniu ich na nowych "zasadach". Nic co ludzkie nie jest mi obce. :)
Nawet informacje polityczne. Są. To nie oznacza, że mają na mnie wpływ.

Ostatnio przyjaciel podpowiedział mi kurs.. zobacz, może Ci podejdzie :)
https://www.pallava.dhamm...67.0.html?&L=15

Thomasson - Sob 08 Paź, 2016 19:12

Jo-asia napisał/a:
Ogólnie wygląda to na wychodzeniu z tych "zależności" i potem dopiero na tworzeniu ich na nowych "zasadach"

Możesz to rozwinąć, na jakich nowych zasadach?
Jo-asia napisał/a:
Ostatnio przyjaciel podpowiedział mi kurs.. zobacz, może Ci podejdzie

Bardzo fajna sprawa i chętnie bym się udał na takie odosobnienie. Normalnie to nie małe pieniądze kosztuje, a tu co łaska))) Tylko ja już praktykuje anapanasati i nie chce mieszać. No ale też nikt by mi tam do umysłu nie zaglądał.

To jest ok, ale później wraca się do rzeczywistości, i efekt często się rozmywa. Myślałem bardziej o detoksie w stylu Ramadanu, gdzie łączy się wszystko z codziennością.

Jo-asia - Nie 09 Paź, 2016 11:57

Thomasson napisał/a:
Bardzo fajna sprawa i chętnie bym się udał na takie odosobnienie. Normalnie to nie małe pieniądze kosztuje, a tu co łaska))) Tylko ja już praktykuje anapanasati i nie chce mieszać. No ale też nikt by mi tam do umysłu nie zaglądał.

To jest ok, ale później wraca się do rzeczywistości, i efekt często się rozmywa. Myślałem bardziej o detoksie w stylu Ramadanu, gdzie łączy się wszystko z codziennością.

Nie praktykuję niczego konkretnego. Medytacja dla mnie, kończy się snem.
Na kurs się zapisałam, dostałam.. nie wiem czy z niego skorzystam. Jeszcze mam tydzień.
Zapisałam się głównie aby wejść w całkowitą pustkę, ciszę i zobaczyć jak to jest. Pod kierunkiem.. Bo ogólnie sama sobie jestem sterem, żeglarzem i okrętem.
Po to aby "łatwiej" było mi o uważność w codzienności. Moje wątpliwości, teraz rozbijają się o "czy mi to jest potrzebne", czy aby to nie jest kolejne "katowanie" siebie.
Thomasson napisał/a:
Możesz to rozwinąć, na jakich nowych zasadach?

w sumie, teraz odpisując Ci uświadamiam sobie, że to jest moja praktyka uważności, na codzień.
Każdego człowieka, który w jakiś.. obojętnie jaki.. sposób mnie do siebie przyciąga, traktuję jako siebie. Co rozumiem przez to sformułowanie.. Wchodząc w interakcję np rozmowę (inaczej związek, na najprostszym poziomie) dowiaduję się czegoś o sobie. Związek polega na wymianie. Dla mnie to oznacza, odpowiedzi takiej jaka we mnie w tym momencie się pojawia, jaką we mnie dana osoba wywołuje. Tego, skutkiem jest wzrost wiedzy (świadomości) we mnie. Ja w ten sposób odkrywam siebie. Odnajduję zależności, ukryte mechanizmy czy myśli. Odkłamuję siebie. Pozbawiam się, mechanizmów obronnych. Otwieram się. :)

Gabi74 - Pon 10 Paź, 2016 12:14

Thomasson napisał/a:
Bo alkohol to tylko objaw choroby.

racja, objaw pewnej pustki, którą za wszelką cenę chce się wypełnić.
w moim przypadku to klasyczne zamienniki słodycze, kawa, jedzenie, seks.
z różnym natężeniem. jako kobieta, mam trochę może inaczej, czasem bardziej intensywnie, bo hormony. wtedy jeszcze trudniej jest mi się oprzeć.
Czuję, jak istotne jest to co napisała Jo-asia o uważności.
Jak przestaję być uważna to pochłaniam duuuużo więcej wszystkiego. j

Thomasson - Pon 10 Paź, 2016 22:37

Joasia. Też zauważam swoje zachowanie w relacjach i to jest najlepszy nauczyciel. Rzeczy martwe i inne zjawiska nie dają tyle emocji co drugi człowiek. Kiedyś działałem na takiej zasadzie: jeśli inni mnie zaakceptują to będę mógł zaakceptować sam siebie, więc muszę robić wszystko aby nie stracić akceptacji innych, nawet uciekając się do przemocy, oszustwa i manipulacji. Dzisiaj zmierzam do zasady: akceptuje siebie więc inni mogą zakończyć ze mną relacje, nie podając nawet przyczyny. Oni są wolni, i ja też jestem wolny.

Gabi. Brak uwaznosci to 99% moich problemów.

staszek - Pon 10 Paź, 2016 22:50

Thomasson napisał/a:
Dzisiaj zmierzam do zasady: akceptuje siebie więc inni mogą zakończyć ze mną relacje, nie podając nawet przyczyny

Thomson,miałem podobnie,dzisiaj dla mnie nie ważne jest, jak ktoś się będzie czuł.Najważniejsze jest dla mnie żebym Ja się dobrze czuł. :)

ankao30 - Wto 11 Paź, 2016 02:37

Zaczynając pracę nad sobą też tak podchodziłam, żeby tylko mnie inni zaakceptowali. Ale jakoś dotarło szybko, że to ja mam zrobić że sobą porządek i u mnie praca ta dała, iż zaczęłam od akceptacji siebie. Nie ukrywam, forum też pomogło mi w tym bardzo. Od początku pracy nad sobą, czułam się tu, że idę pod prąd. Czasem wątpiłam, lecz szukałam czemu. Udawało mi się znaleźć odpowiedzi, zwątpienie minęło szybko, zrozumiałam, że najważniejsza jestem ja, tzn. akceptacja siebie, swoich decyzji, swojego działania, choć nie jest ono zgodne z innymi. To pomogło mi, niby takie na przekór ale z wiarą, że tak ma być. Nawet nie wiem kiedy się zaakceptowałam. Przestałam się porównywać i zwracać uwagę na innych, oczywiście w sensie akceptacji. Już nie czuję strachu co, kto o mnie myśli, bowiem i tak tego nigdy nie wiedziałam tylko tworzyłam swoje teorie. Dziś już tego nie robię i dobrze mi z tym.
Jo-asia - Wto 11 Paź, 2016 13:34

Thomasson napisał/a:
Joasia. Też zauważam swoje zachowanie w relacjach i to jest najlepszy nauczyciel. Rzeczy martwe i inne zjawiska nie dają tyle emocji co drugi człowiek. Kiedyś działałem na takiej zasadzie: jeśli inni mnie zaakceptują to będę mógł zaakceptować sam siebie, więc muszę robić wszystko aby nie stracić akceptacji innych, nawet uciekając się do przemocy, oszustwa i manipulacji. Dzisiaj zmierzam do zasady: akceptuje siebie więc inni mogą zakończyć ze mną relacje, nie podając nawet przyczyny. Oni są wolni, i ja też jestem wolny.

tak, to jest skuteczne na początku :)
Po akceptacji takiej ogólnej, samej siebie, zaczęło się wchodzenie w szczegóły.
Drugi człowiek, jest mi potrzebny aby odkrywać siebie. Uświadamiać siebie.
Poprzez relacje z drugim człowiekiem dochodzi do ujawniania się miejsc, które chcę przed sobą skryć.
Gdybym miała powiedzieć gdzie stosuję, jak stosuje detoks.. to właśnie, w ten sposób.
Nie unikając (asceza) a przyglądając się sobie. Swoim myślom i uczuciom w tych relacjach.
Drugą istotną sprawa jest ciało fizyczne. Mam skłonności destrukcyjne. Pięknie umiem wymuszać na sobie wszelką ascezę i dobrze się z tym czuć.. tylko, że to fałsz. To unikanie, przyjemności :) stąd staram się jak mogę, dawać ciału uwagę. Rozpieszczać je :)

Thomasson napisał/a:
Brak uwaznosci to 99% moich problemów.

świadomość braku u ważności.. to już bardzo dużo.
czy czasem doceniasz siebie?

Gabi74 - Wto 11 Paź, 2016 15:07

Joasiu co w takim razie znaczy według Ciebie gdy unika się ludzi?
Jo-asia - Wto 11 Paź, 2016 16:34

Ja jestem samotnikiem, introwertyczką. Mnie duże grupy na dłuższą metę.. męczą,. Nie służą mi.
Cenie sobie ciszę, spokój. Dotyczy to również najbliższych. Ale to nie jest unikanie.. taka jest moja natura.
Gabi74 napisał/a:
Joasiu co w takim razie znaczy według Ciebie gdy unika się ludzi?

lęk przed spotkaniem siebie :)

Thomasson - Śro 12 Paź, 2016 00:42

Czy doceniam siebie? Nie wiem czym jest to "ja" które mam doceniać. Słyszałem kiedyś taką definicje poczucia wartości: doświadczanie siebie jako kompetentnego do pokonywania problemów, oraz zdolnego do odczuwania szczęścia. W myśl tej definicji kompetencje społeczne mają wpływ na moje poczucie wartości. Mówiąc inaczej, akceptacja ze strony innych ludzi jest potwierdzeniem tychże kompetencji. Nie jestem za bardzo przekonany do tej definicji. Pamiętam z terapii tabelkę: mocne strony, osiągnięcia, możliwości. Można poczuć się docenionym jak się to zrobi ale dla mnie to za bardzo w przeszłości i przyszłości wybieganie. Chyba to co próbuję ocenić jako wartościowe nie jest mną.

Unikanie ludzi. Ja nie unikam ludzi, lubię rozmawiać, nawet z obcymi w miejscach publicznych. Lubię ludzi. Mam telefon nabity numerami z których czasem korzystam, na fb sporo znajomych, czasem umawiam się na spotkania. Ale nie ma inicjatywy z drugiej strony, mój telefon ma tylko wykonane połączenia, nie ma nie odebranych, lub odebranych. Wkurza mnie to bo jak się z ludźmi spotykam to jest ok, a potem jest cisza. Nie mam nikogo do stałych, bądź takich prawie codziennych kontaktów. A nie mam poczucia żeby brakowało mi kompetencji, wiem co to szczerość, lojalność, szacunek. Coś jest we mnie, co ludzi odpycha a nie bardzo wiem co. No albo to świat już do końca oszalał...

olga - Śro 12 Paź, 2016 06:15

Ludzie nie dbaja o pielegnowanie znajomosci, kolezenstwa...nie mowie tu o przyjaznibo przyjaciel ma chec I czas zeby sie spotkac I pogadac. Ludzie skrywaja sie pod pretekstem braku czasu wynikajacego z zapracowania, wlasnych klopotow dnia codziennego, ktorych nie chca pokazywac zeby nie okazac sie slabym....o czym tu gadac jak nawet sasiedzi na klatce nie mowia dzien dobry (mnie po trzech I pol roku zapomnieli....)
Gabi74 - Śro 12 Paź, 2016 07:35

Jo-asia napisał/a:
lęk przed spotkaniem siebie :)


dziękuję, że to napisałaś.
magicznie to zabrzmiało dla mnie.
boję się przejrzeć w oczach innych ludzi.

Gabi74 - Śro 12 Paź, 2016 07:49

Thomasson napisał/a:
Coś jest we mnie, co ludzi odpycha a nie bardzo wiem co.

a może, Thomasson, w tamtych ludziach jest coś nie tak?
z moich obserwacji wynika, że ludzie na pewno chętniej sie spotykają kiedy np. mają w tym jakiś interes.
I z całą pewnością łatwiej jest znaleźć znajomych kiedy się melanżuje w szerokim tego słowa znaczeniu.

Thomasson - Śro 12 Paź, 2016 10:57

Olga. Podpisuję się pod całym Twoim postem. Mogę dodać że często przyczyną jest związek / partnerstwo. Gdy byłem w małżeństwie to nie potrzebowałem innych/nowych ludzi. Więc miłość może powodowć egoizm, co za ironia. Ja znam przyczyny swojej sytuacji: najpierw ćpanie, później małżeństwo, i kręcenie się po AA. Mitingi to też spotkania towarzyskie, ale trochę sztuczne. Jestem tam młodszy o połowę, nie moje pokolenie.

Gabi. Światem rządzą interesy :( U mnie jest duża przestrzeń na nowe znajomości i mam interes aby ją wypełnić. Ogółem to ja staram się ciepło myśleć o innych, bo wiem że krytykanctwo jest mocno nie dojrzałe. Nie czuję uraz do innych, ani zazdrości. Przeszkadza mi że tylu ludzi pędzi za hajsem i nie potrafią się zatrzymać. Może kończą się czasy prawdziwych przyjaźni, a nadchodzi era znajomych na profilu. W Japonii już są aplikacje zastepujace żywego człowieka, a podobno Japonia o krok przed nami jest.

Gabi74 - Śro 12 Paź, 2016 11:41

Na szczęście nie trzeba ślepo nadążać za tym co świat ofiaruje. Ale nadać wszystkiemu własną jakość. Ciekawe, że np. kręcą nas nowe, szybkie samochody, ale jak jedzie jakiś klasyk to prawie każdy się za nim obejrzy.
Może na wszystko trzeba czasu i czasem trzeba dłużej poczekać na zaspokojenie potrzeby, jak w Twoim przypadku, bliskich osób.
Ja ostatnio odkryłam w sobie potrzebę właśnie bliskości innych osób (nie mówię tu o relacjach miłosnych damsko-męskich), ale takich z rodziną, znajomymi, przyjaciółmi. Zaskoczyło mnie to, bo nie zdawałam sobie z tego sprawy. To odkrycie spowodowało, że z większa uwagą podchodzę do tych związków, które już istnieją. Skupiam się bardziej na nich. A wcześniej to rozglądałam się i ubolewałam, że nie poznaję nikogo nowego.

Jo-asia - Śro 12 Paź, 2016 11:54

Thomasson napisał/a:
Czy doceniam siebie? Nie wiem czym jest to "ja" które mam doceniać. Słyszałem kiedyś taką definicje poczucia wartości: doświadczanie siebie jako kompetentnego do pokonywania problemów, oraz zdolnego do odczuwania szczęścia. W myśl tej definicji kompetencje społeczne mają wpływ na moje poczucie wartości. Mówiąc inaczej, akceptacja ze strony innych ludzi jest potwierdzeniem tychże kompetencji. Nie jestem za bardzo przekonany do tej definicji. Pamiętam z terapii tabelkę: mocne strony, osiągnięcia, możliwości. Można poczuć się docenionym jak się to zrobi ale dla mnie to za bardzo w przeszłości i przyszłości wybieganie. Chyba to co próbuję ocenić jako wartościowe nie jest mną.

widzisz postępy własne, zmiany? takie zmiany, z którymi jest Ci prościej funkcjonować
docenienie to część akceptacji
ja wpierw zaczęłam doceniać innych
dziś i z zewnątrz docenianie do mnie przychodzi
dziś lubię to.. nie jest to miarą mojej wartości

co do tematu "ja", to temat rzeka.. jeśli chcesz pogadać, napisz
Thomasson napisał/a:
Unikanie ludzi. Ja nie unikam ludzi, lubię rozmawiać, nawet z obcymi w miejscach publicznych. Lubię ludzi. (...)Coś jest we mnie, co ludzi odpycha a nie bardzo wiem co. No albo to świat już do końca oszalał...

może w tym tkwi sekret?
Thomasson napisał/a:
Przeszkadza mi że tylu ludzi pędzi za hajsem i nie potrafią się zatrzymać.

Świadomość, że ja potrzebuję ludzi.. to też dużo. Wtedy, gdy ta potrzeba się odzywa a nie mogę jej zaspokoić, łatwiej uświadomić sobie.. poznać miejsce, które jest puste.
Dla mnie najtrudniejsze w tym było uczucie samotności i radzenie sobie z nim. I z drugiej strony, poprzez to uczucie, jego akceptację, przychodzi do mnie wiedza o sobie. :)

Tibor - Śro 12 Paź, 2016 12:41

Myślę że ludzie są tacy, jacy są. I to jest ich wolność wyboru. Kiedy zaakceptowałem siebie, poczułem się wolny to inni ludzie jakoś przestali mi przeszkadzać.
A jeśli przeszkadzają? To zadaje sobie pytanie dlaczego, i zawsze okazuje się, że problem jest we mnie.
Jeśli mi przeszkadzają to niewiele się różnię od siebie samego, kiedy piłem. Przecież wtedy też mi ludzie przeszkadzali, np: "Światem rządzą interesy", "Przeszkadza mi że tylu ludzi pędzi za hajsem", "W Japonii...", "Ludzie nie dbaja o pielegnowanie znajomosci", "skrywaja sie pod pretekstem braku czasu", "nawet sasiedzi na klatce nie mowia dzien dobry".
I ja też tak miałem. Piłem bo... Przy okazji 4 i 10 Kroku mam okazję się zastanowić nad sobą. Jeśli nadal tak widzę świat, to prawdopodobnie tylko nie pije.

smokooka - Śro 12 Paź, 2016 13:02

Tibor napisał/a:
A jeśli przeszkadzają? To zadaje sobie pytanie dlaczego, i zawsze okazuje się, że problem jest we mnie.


Jest nawet takie hasło "co cię dotyka to cię dotyczy"

Tibor prezentujesz bardzo ortodoksyjny pogląd, zahaczający o oceniactwo wcześniejszych wypowiedzi, zobaczyłam w tej wypowiedzi Twojego egona stęsknionego pochwał.
Zdaję sobie sprawę że też w jakimś sensie oceniam teraz Ciebie.
Daję sobie przestrzeń na pozostanie człowiekiem z jego wadami i zaletami, czasem "coś" mi przeszkadza w ludziach czy konkretnym ludziu i nie walczę z tym w sobie. Nie planuję za życia zostać aniołem bez skazy.
Jestem jaka jestem i nie świadczy to mam nadzieję o zahamowaniu rozwoju osobistego, duchowego. Mam rosnącą świadomość tego kim jestem, w jakim kierunku chcę podążać, akceptuję swoje przywary, małość, ale i zalety i to co szlachetne. Lubię siebie jaką się staję. Uważam że mam prawo czasem ponarzekać albo się lenić. Dążę do spokoju myśli i emocji wewnątrz mnie i czasem się wznoszę a czasem potykam o własne nogi.

Tibor - Śro 12 Paź, 2016 13:18

smokooka napisał/a:
Tibor prezentujesz bardzo ortodoksyjny pogląd, zahaczający o oceniactwo wcześniejszych wypowiedzi

Czy tak jest? Całkiem możliwe. Ortodoksyjny? Hmm... wśród moich znajomych, tych trzeźwiejących spotykam się z opiniami, że jestem zbyt łagodny. Prawdopodobnie zależy to, w jakim środowisku akurat bedę przebywał, takie będą opinie.
smokooka napisał/a:
zobaczyłam w tej wypowiedzi Twojego egona stęsknionego pochwał.

To oczywiście też możliwe. Raczej kierowało mną: pamięta wół, jak cielęciem był. Nie nie pamięta, ale właśnie dlatego, że pamiętam.
smokooka napisał/a:
Nie planuję za życia zostać aniołem bez skazy.

Ani ja. Pamiętam jednak kiedy używałem tych słów. Kiedy niewiele robiłem lub nie chciało mi się robić czegoś w kwestii trzeźwienia częstokroć podkreślałem, że nie mam zamiaru być świętym. Dziś też mając na uwadzę, że pamiętam jak byłem cielęciem, dzielę się własnym doświadczeniem, aby kolejni nie powielali tych błędów.

A czy ktoś z tego skorzysta? To już nie moje ;)

Thomasson - Śro 12 Paź, 2016 13:50

Tibor. Fajnie ułożyłeś te cytaty, wyglądają jak całość.
Chcesz powiedzieć Tibor że już nie dostrzegasz na świecie cierpienia, biedy nędzy, zarazy i ku***wa? Moim zdaniem program nie służy temu abym był znieczulony jak skała ani głupkowato radosny. Moje postawy dawniejsze i dzisiejsze nie są dla mnie miarą do oceniania trzeźwości innych. A dyskusja tutaj nie ma charakteru terapeutycznego. Raczej wymieniamy się spostrzeżeniami na temat naszej rzeczywistości.

Tibor - Śro 12 Paź, 2016 16:57

Dziękuję Ci za ten post Thomasson. To dziś drugi znak jaki otrzymałem.
Wiesz, chyba przestałem dostrzegać to, co nazywasz k'two. Wydaje mi się, że odkąd sam przestałem zajmować się k'twem, przestałem je dostrzegać. Przestałem również dostrzegać nieuczciwość, wrogość, kłamstwo, niesprawiedliwość i pewnie jeszcze wiele innych. Przestałem chyba też dostrzegać cierpienie. Wydaje mi się, że to zależy ode mnie czy ja do swojego domu (do siebie, do serca) wpuszczę cierpienie czy miłość. Słyszałem, że kilka tygodni lub miesięcy temu jakaś bomba zabiła kilkaset syryjskich dzieci. Nie mam telewizora, bo zdecydowałem, że nie chcę wpuszczać do swojego domu "zła". Poza tym mogę sobie zadać pytanie czy mogę coś poradzić na to, czy mogę zrobić coś JA, by takich sytuacji na świecie nie było. Może mogę, a może nie. Nie wiem. Ale mogę kochać swojego sąsiada, uśmiechnąć się do ekspedientki w sklepie, powiedzieć pani na poczcie Miłego Dnia. Mogę innemu sąsiadowi bez nóg, pomóc przy wejściu po schodach. I te rzeczy robię. Próbuje karmić w sobie dobro, a zarazem głodzić k'two.

Inna sytuacja z dzisiaj. Byłem rano z kolegą alkoholikiem w kinie na filmie "Wołyń". Być może wiecie z historii co nieco.
Była tam taka scena; równocześnie w dwóch miejscach na Wołyniu są odprawiane msze prawosławne. W jednym kościele ksiądz (pop) mówi o pojednaniu i miłości, w drugim inny kapłan nawołuje do wolnej Ukrainy i poświęca kosy oraz topory... potem ci ludzie z tego drugiego kościoła (cerkwii) idą mordować Lachów.
I z tego też wziąłem coś dla siebie. Jestem tym, czym się karmię. I wcale nie chodzi o to co myślę, co przerabiam, nad czym pracuje itd, ale co robię. Konkretnie jak działam. Czy działam na rzecz "dobra" czy na rzecz "zła". Tym się staje i tak postrzegam świat, ludzi wokół mnie.

Obaj z kolegą wyciągnęliśmy różne wnioski. Ja raczej te, jakie miał w zamyśle reżyser W.Smardzowski czyli pojednanie. Ukazana rosnąca nienawiść i przestroga do czego może doprowadzić. Kolega z kolei stwierdził, że nienawidzi Ukraińców.

Jestem tym czym się karmię.

Thomasson - Śro 12 Paź, 2016 21:46

Joasia, w czym tkwi sekret? Bo nie zrozumiałem. Może być też tak że jestem trochę za dobry, a to może być odbierane jako słabość. Ale nawet orangutan dzieli się pożywieniem ze swoimi ziomkami. Poza tym myślę że prawdziwa siła bierze się z łagodności, a nie z przemocy.

Czy zauważam zmiany w sobie? Tak szybko się zmieniam że sytuacja życiowa nie dotrzymuje mi kroku. Finansowo bardzo słabo stoje, a czuję się bardzo bogaty. To od środka. Myślę że pełna akceptacja to pełne oświecenie, więc dobrze że mam świadomość swoich braków, bo nie spoczywam na laurach i nie chodzę dumny jak paw. Siadam w medytacji i widzę swój bałagan w głowie. Wiem że to naturalne i nawet najwięksi kozacy też tak mają. Dlatego pieniądze nie są dla mnie wyznacznikiem siły.

Tibor. Po cienkim lodzie chadzamy, oceniając i krytykując. Ale to jeszcze nie cierpienie. Ja też nie mam tv, ani gazet nie czytam. Fakty to fakty, gdy gwałcą kobietę zbiorowo w autobusie to nie można zasłaniać oczu pełną akceptacją. Albo inaczej, akceptacja to nie bierność. Podobnie jak widzę drobne grzeszki normalnych ludzi, to nie idę na nich z ogniem i mieczem, ale też nie udaje że nie dostrzegam. Wszyscy niszczymy planetę, ale czy to znaczy że nikt nie ma prawa już mówić o ekologii, żeby nie wyjść na hipokryte.

"Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół" Tak pisał klasyk, Saint-Exupéry. Jeśli jemu wolno to mi też :-P

Tibor - Śro 12 Paź, 2016 22:09

Ok. Wiem (chyba), że niewiele wiem. Mogę podzielić się tylko własnym doświadczeniem, bo ono jest namacalne. Nie miałem akurat sytuacji, że na moich oczach gwałcą w autobusie kobietę więc nie wiem jakbym się zachował.
Jo-asia - Pią 14 Paź, 2016 19:08

Thomasson napisał/a:
Joasia, w czym tkwi sekret? Bo nie zrozumiałem. Może być też tak że jestem trochę za dobry, a to może być odbierane jako słabość. Ale nawet orangutan dzieli się pożywieniem ze swoimi ziomkami. Poza tym myślę że prawdziwa siła bierze się z łagodności, a nie z przemocy.

Czy zauważam zmiany w sobie? Tak szybko się zmieniam że sytuacja życiowa nie dotrzymuje mi kroku. Finansowo bardzo słabo stoje, a czuję się bardzo bogaty. To od środka. Myślę że pełna akceptacja to pełne oświecenie, więc dobrze że mam świadomość swoich braków, bo nie spoczywam na laurach i nie chodzę dumny jak paw. Siadam w medytacji i widzę swój bałagan w głowie. Wiem że to naturalne i nawet najwięksi kozacy też tak mają. Dlatego pieniądze nie są dla mnie wyznacznikiem siły.

raczej miałam na myśli to, że jeśli nie akceptujesz takiego stylu życia... to Ci ludzie sami się do Ciebie nie będą garnąć :)
Skoro daje sobie prawo do własnej drogi, światopoglądu.. to innym daje to samo prawo. I nie według moich praw ;) tylko ich własnych.
Nie uważam, że do "porządku w głowie", dochodzą wyłącznie Ci co zajmują się duchowością. Taka droga, jest mnie potrzebna. Innym może być zupełnie nie po tej drodze.
Ani ja ani oni nie są z tego powodu gorsi czy lepsi.

Pieniądze nie są wyznacznikiem "oświecenia". Skuteczność działania, wyrażania siebie w materii, tak.

Tibor - Sob 15 Paź, 2016 15:47

smokooka napisał/a:
Tibor napisał/a:
A jeśli przeszkadzają? To zadaje sobie pytanie dlaczego, i zawsze okazuje się, że problem jest we mnie.


Jest nawet takie hasło "co cię dotyka to cię dotyczy"

(...)zobaczyłam w tej wypowiedzi Twojego egona stęsknionego pochwał.

"Szukajcie a znajdziecie".
Szukałem i znalazłem. BRAK TOLERANCJI Z MOJEJ STRONY.
Na wczorajszym mitingu to dostrzegłem. Sporo wypowiedzi narzekających na swój marny los usłyszałem i czułem, że zaczynam się gotować. Cisnęło mi się na usta "a co robisz, żeby było lepiej"? Powstrzymałem się od wypowiedzi, bo zrozumiałem, że to ja mam problem.

Być może następnym razem nieco więcej zrozumienia i serduszka okażę. Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem.

smokooka - Sob 15 Paź, 2016 21:31

Dziękuję, że zwróciłeś na to uwagę. Ja oczywiście nie potrafię pisać swoich spostrzeżeń bez emocji, tak po prostu książkowo, terapeutycznie, dlatego mogą być czasem odebrane jako atak, czepianie się. Nie umiem i w sumie nie wiem czy chcę się uczyć przekazywać takie uwagi akurat w suchy rzeczowy sposób. W końcu lubię swoją emocjonalność i tak naprawdę nie odpowiadam za to jak ktoś odbierze moje słowa, tym bardziej więc cieszę się że zapadły gdzieś i Tobie samodzielnie pozwoliły przyjrzeć się danemu zjawisku.
Tibor - Nie 16 Paź, 2016 08:08

To raczej przy okazji dziesiątego miesiąca, gdzie na spotkaniach AA jest omawiany osobisty i natychmiastowy obrachunek moralny, skłania mnie do tego typu przemyśleń częściej niż zazwyczaj.
Chcąc, niechcąc, przesiąkam tym co mówią inni i pewne rzeczy zapadają w mojej głowie :)

Thomasson - Wto 08 Lis, 2016 20:11

Odświże ten wątek.
Ostatnio zrobiłem sobie mały "detoks" od mojej przestrzeni życiowej. Całkiem spontanicznie, lub też pod wpływem impulsu nieświadomości. Pojechałem na koniec polski, do obcego miasta, aby spojrzeć z dystansem na pewne sprawy. Od razu na myśl przychodzi mi mechanizm ucieczki przed problemami, ale to nie tak. Nie opuszczałem swojej okolicy od ładnych kilku lat.

Okazało się że zmiana otoczenia wpływa u mnie na zmianę myślenia. Ale tylko nie znacznie. Pewne rzeczy tracą na swojej super ważności.

Obecnie zastanawiam się nad zakończeniem pewnych relacji. Jest to trudne. Przez lata leczenia nasłuchałem się o tym, aby zejść z innych ludzi, i pracować nad swoimi wadami. Opacznie rozumiałem że mam być grzeczny, łagodny, i bezkonfliktowy. W sumie te cechy nie są mi obce.
Projektowałem na pewne osoby rzeczy nie do końca zgodne z prawdą. Chciałem widzieć trwałość w zmiennym. Uznałem za moje coś co do mnie należeć nie może (przyjaźń i szacunek od kogoś). I gorzko się rozczarowałem... eh, życie. Dzisiaj te relacje zmierzają do wygaśnięcia. Okazało się że gdy ludźmi kieruje chęć korzyści, interesowność, to wtedy mają bardzo przyjazne nastawienie, angażują się i pamiętają. Wtedy mają czas i energię na wszystko. A gdy już "najedzą się do syta" to kierują swoją uwagę w inne klimaty. Oczywiście pisząc "ludzie" nie chce generalizowac, to jednostkowe doświadczenia. Można powiedzieć "co mnie dotyka to mnie dotyczy". Otóż nie, ja taki nie jestem, i chyba nigdy nie byłem.

To co najbardziej boli to moja głupota. Bo te relacje nie krzywdziły mnie wcale. To mój stosunek do tych relacji jest kluczowy. Próbowałem odnaleźć siebie, będąc kimś dla kogoś, ale tam wcale nie było mnie. To była moja zjawa, fatamorgana. Nie mam awersji względem tych osób, ani żalu. I teraz też chyba nie mam iluzji.

Nadzieja matką głupich!

ankao30 - Wto 08 Lis, 2016 21:58


Thomasson - Czw 10 Lis, 2016 17:56

Ładne.
Też takie sobie zrobiłem
... ale rozkleja się w kilku miejscach :(


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group