WSPÓŁUZALEŻNIENIE - moja historia...końca nie widać....
Vejda - Wto 06 Kwi, 2010 11:02 Temat postu: moja historia...końca nie widać.... Witam wszystkich, po przekopaniu prawie całego forum i ja postanowiłam w końcu napisać. Moje życie to obecnie taki mały chaos, który powoli staram się uporządkować ale nie zawsze udaje mi się postąpić tak jak powinnam bo górę nade mną bierze moje współuzależnienie i moje DDA. Postaram się w miarę zwięźle przedstawić swoja historię. Tak jak wspomniałam jestem DDA (mój ojciec jest trzeźwym alkoholikiem, po terapii, od prawie 15 lat) i żyje w prawie 7 letnim związku z osobą uzależnioną od alkoholu i również DDA (w jego domu oboje rodzice nadal piją). Niedługo minie pół roku jak po jednej z kolejnych awantur po alkoholu zerwałam zaręczyny i dotarło do mnie w końcu co wyprawiam ze swoim życiem. Wydawało mi się,że osiągnęłam swoje dno upokorzenia...Zaczęłam szukać pomocy i trafiłam do ośrodka leczenia uzależnień i współuzależnień w swoim mieście. Od kilku miesięcy uczęszczam na spotkania Alanon i na terapię indywidualna gdzie staram się zrobić porządek ze sobą. W końcu uświadomiłam sobie, że TYLKO i WYŁĄCZNIE ze sobą ten porządek mogę zrobić. Nie zawsze podoba mi się to co usłyszę na terapii, właściwie to rzadko wielokrotnie wychodząc miałam ochotę już nigdy nie wrócić i dalej udawać, że sama sobie ze wszystkim poradzę ale staram się podchodzić to tego z pokorą i pracować nad sobą, chociaż ciężko mi bardzo...Wiem,że będąc DDA i tyle lat żyjąc według znanych mi schematów zachowań i myślenia, nie da rady tak po prostu odciąć się od nich jednym szybkim bezbolesnym cięciem, ale chyba liczyłam,że będzie mi łatwiej. Co więcej zaczynając terapię liczyłam też na to po cichu,że zmieniając siebie (podobno wg mojego byłego narzeczonego zmieniłam się strasznie - na gorsze...) stanie się cud i on tez zechce coś zmienić w swoim życiu, ale tak się nie stało, właściwie to jest coraz gorzej...Pomału stawiam kolejne granice i staram się ze wszystkich sił być konsekwentna i stanowcza (nie zawsze mi się to udaje, upadam ale zaraz podnoszę się i próbuję dalej) staram się walczyć z moim wybujałym Ego, które za cel postawiło sobie zbawienie i opiekę na drugim człowiekiem - to jest chyba dla mnie najtrudniejsze, bo dalej daje się zaplatać w sieć manipulacji, obietnic bez pokrycia - on próbuje pic kontrolowanie, obwiniania, choć mechanizmy choroby są mi już dobrze znane... Tego nie rozumiem, widzę co się dzieje i nie potrafię powiedzieć stop, już dosyć, dopóki nie weźmiesz swojego życia w swoje ręce (mieszkamy oddzielnie, praktycznie wszystko za niego robi jego mama inie mowie tylko o sprzątaniu, gotowaniu czy praniu, ona nawet lekarza mu załatwia i leki kupuje wiedząc,ze pije), i zamiast gadać i obiecywać nie zaczniesz działać, nie mamy o czym rozmawiać...Nie potrafię tego zrobić, chociaż on mi mówi,że na terapie nie pójdzie, że nie ma takiej opcji...Jestem jedyna osobą w jego otoczeniu, która z nim nigdy nie siadała do kieliszka i to jest smutne...gdzieś w tej mojej główce utworzyła się iluzja, że go uratuję, dręczą mnie wyrzuty sumienia,że wcześniej nie zareagowałam tak jak powinnam, może nie zaszło by to tak daleko, z drugiej strony bez końca powtarzam sobie jedno zdanie "on nie przez ciebie pije i nie dla ciebie przestanie!!!!".
Przepraszam za ten bełkot ale dzisiaj mam ten gorszy dzień właśnie, trzy dni był trzeźwy i wczoraj mieliśmy mała sprzeczkę o *p****, dzisiaj miałam nadzieję wszystko obgadać na spokojnie ale ubiegł mnie i poszedł się napić, wcześniej mnie o tym informując oczywiście. Mieliśmy się dzisiaj spotkać ale jedna z granic jakie postawiłam było, że nie spotykam się i nie rozmawiam z tobą kiedy jesteś pod wpływem alkoholu, nawet najmniejszej ilości...mam zamiar się tego trzymać. Zastanawiam się,kiedy ja w końcu zacznę trzeźwo myśleć i jak daleko sięga moja tolerancja na niego i uzależnienie od negatywnych emocji i moje współuzależnienie...ech, ciężkie to wszystko..czasami mam wrażenie ,że zapadam się jeszcze głębiej, zamiast się odbijać.
pozdrawiam!!
Klara - Wto 06 Kwi, 2010 11:23
Witaj Vejdo!
Dobrze że się do nas odezwałaś
Vejda napisał/a: | wczoraj mieliśmy mała sprzeczkę o *p****, |
Sprzeczka o *p****, to stały repertuar alkoholika, który zamierza popić.
Mój mąż mawiał, że do tego "każdy powód jest dobry".
Nie przejmuj się pijanym gościem! Żyj swoim życiem
yuraa - Wto 06 Kwi, 2010 11:24
Witaj Vejdo.
moze i chaotycznie napisałaś ale z ciekawością przeczytałem. wniosek jaki mi się nasunął:
masz wiedzę z terapii, z Alanonu a jak masz ją zastosowac w praktyce to kicha z tego wychodzi. cały czas kręcisz się wokół jego picia, ponosząc straty, bo zgrzytanie zębami i złość na siebie to też strata.
dziś go pogoniłas bo sobie wypił , za trzy dni przyjdzie trzeźwy i z nową nadzieją go przyjmiesz.
a jak znowu zechce mu się pic to Cię poinformuje jak dzis i pójdzie bo wie że znowu będzie mógł wrócić.
tylko Ty tracisz z powodu jego picia, on nie ponosi żadnych konsekwencji
sabatka - Wto 06 Kwi, 2010 11:47
witaj
Vejda - Wto 06 Kwi, 2010 11:50
Dziękuję wam, za miłe powitanie, To prawda,żadnych konsekwencji nie ponosi a ja nie potrafię się zdobyć na ostre ciecie i chyba nawet ostatnio odkryłam dlaczego...Mieliśmy kilka cichych dni ostatnio (wściekłam się bo znowu dałam się zmanipulować - tym razem wziął mnie na litość, a on szczebioczący zakomunikował mi,że idzie się napić z kolegami) i w ciągu tych cichych dni, dopóki trawiłam złość i rozpamiętywałam to co się stało (nawet nie wiem czy byłam bardziej zła na to,że pije czy na to, że dałam się zmanipulować) to jakoś się trzymałam,kiedy nerwy i emocje opadły, zaczęło się...duszności, bóle i zawroty głowy, tysiące myśli nakierowanych na niego, nawet jak na siłę próbowałam się zając czymś innym to tylko na chwile udawało mi się zapomnieć, tak jakby wychodził ze nie wszystkimi otworami ciała, jak trucizna...Ja wiem jak to brzmi ale tak się właśnie czułam, pomyślałam wtedy,że podobnie musi się chyba czuć człowiek na odtruciu, dopóki alkohol czy jakakolwiek inna substancja krąży w organizmie to jako tako się trzyma , kiedy zaczyna jej brakować to wariuje...Trwało to jakieś dwa dni, i w sumie ciekawa byłam jak to się dalej potoczy, jak się będę czuć, ale na trzeci dzień się odezwał, powtórzył się typowy scenariusz, przeprosiny, a nawet płacz-to mnie zawsze bierze =/, na koniec obietnica zmiany i co?...... dolegliwości minęły jak ręka odjął =/ Z przerażeniem stwierdziłam,że chyba nie tylko jestem współuzależniona ale wręcz uzależniona od niego emocjonalnie.
sabatka - Wto 06 Kwi, 2010 11:53
Vejda napisał/a: | ale wręcz uzależniona od niego emocjonalnie. |
to nie jest dobre dla ciebie ani zdrowe.
może spróbuj powoli odciąć tę pępowinke. nie emocjami ale wiedzą działaj i konsekwentnie
yuraa - Wto 06 Kwi, 2010 11:58
gdzieś na innym forum przeczytalem kiedyś że współuzależniona "pije" wraz ze swoim partnerem. "pije" wirtualnie i ma normalne objawy odstawienne.
Twój post to potwierdza.
tylko Ty możesz przestać
Vejda - Wto 06 Kwi, 2010 12:03
Wiem o tym sabatko, staram się, ale kiepsko mi to wychodzi =/ im bardziej próbuje robić coś samodzielnie, np planuje jakiś wyjazd (finansowo jestem całkowicie niezależna, mieszkamy tez oddzielnie) tym na większy opór napotykam, moje pokłady współczucia są moim największym wrogiem w tym momencie, prawie za każdym razem daje się złapać.On dokładnie wie gdzie uderzyć, żeby mieć mnie w garści, twierdzi, ze mnie nic nie obchodzi, że się nim nie interesuje, ze jestem bezduszna....opowiada jakieś bzdury wspólnym znajomym, tzn przedstawia swój punkt widzenia, pijany punkt,ze ja mu wielką krzywdę robię...a ja robię mu krzywdę chyba właśnie taką szarpaniną, dając się złapać i stwarzając mu mimo wszystko parasol ochronny, nieustanną możliwość powrotu...
yuraa to by się zgadzało...
sabatka - Wto 06 Kwi, 2010 12:05
ty robisz krzywde sobie i on ci też ropbi krzywde. znajdz sobie jakiś wolontariat np mops czy schronisko dla psów a od niego odetnij się całkowicie na jakiś czas choć na tyle żeby sobie w głowie poukładać
beata - Wto 06 Kwi, 2010 13:06
Vejda napisał/a: | on nie przez ciebie pije i nie dla ciebie przestanie!!!!". | I to zdanie powinnaś wyryć sobie w głowie i często je sobie powtarzać.Tak często,aż w to uwierzysz i to zrozumiesz,bo jak na razie widzę,że to są tylko słowa....i nic więcej,nadal się obwiniasz za Jego picie,nadal kręcisz się wokół butelki. Vejda napisał/a: | gdzieś w tej mojej główce utworzyła się iluzja, że go uratuję, dręczą mnie wyrzuty sumienia,że wcześniej nie zareagowałam tak jak powinnam, może nie zaszło by to tak daleko, | Słuchaj...a może gdybyś poznała Go w przedszkolu,to byś Go uchroniła przed chorobą alkoholową i nigdy by nie zaczął pić? Przepraszam za cyniczne słowa,ale nie mogłam się powstrzymać.
Vejda....zajmij się sobą,a On niech sobie radzi sam...chociaż dopóki mamusia będzie Go we wszystkim wyręczać,to chyba nigdy sam się nie podniesie.Za wygodne życie ma.
A tak w ogóle...to witaj na forum.Cieszę się,że z Nami jesteś.
Klara - Wto 06 Kwi, 2010 13:12
Vejda napisał/a: | staram się, ale kiepsko mi to wychodzi |
Dopóki alkoholik mówi że się stara, a w rzeczywistości nie odstawia alkoholu, dopóty pije.
Jeżeli więc jesteś AŻ TAK uzależniona od tego manipulanta, to analogicznie do uzależnienia alkoholowego powinnaś pewnie uciąć kontakty z tym człowiekiem. Po prostu ODSTAWIĆ go całkowicie, tak jak alkoholik który ma dość, odstawia alkohol.
Przez jakiś czas cierpi, ale stopniowo przychodzi ulga i życie nabiera kolorów.
Jacek - Wto 06 Kwi, 2010 13:42
czołem Vejda
widzę że fachowo się tobą zajęły panie
w razie czego jestem tuż obok
Vejda - Wto 06 Kwi, 2010 13:43
Dzięki,macie rację,muszę się w końcu na to zdobyć i co więcej trzymać się tego. Nie wiem czy dam radę =/ w ten kołowrotek uzależnienia i współuzależnienia wplatane są tez różnorakie uczucia, które ja dopiero uczę się rozpoznawać i z nimi żyć. Nie wiem czy moje pewne zachowania wynikają z miłości czy może litości, która znowu jest wynikiem manipulacji, gubię się w tym wszystkim czasem. Ale chyba tak jak Klaro napisałaś, najlepszym sposobem byłoby całkowite odcięcie się, i z perspektywy czasu ocenienie co jest dla mnie dobre a co nie, bez użalania się nad sobą i obwiniania za całe zło tej drugiej osoby, która przecież tez jest zaburzona. Ja chyba czasami tak robię nawet, w w chwilach jego trzeźwości, a raczej abstynencji bo o trzeźwości to chyba nie można mówić, bardziej podświadomie niż świadomie próbuje mu dokopać...Łapie się na tym, w każdym razie. Chyba tak długo grałam rolę ofiary i zbawiciela na zmianę, ze próba wyrwania się choćby na chwilę z tego układu jest dla mnie zbyt przerażająca. Dla niego zresztą tez bo widzę jak się męczy,z jednej strony chciałby mieć spokój i komfort picia, który ja mu zabieram od jakiegoś czasu a z drugiej jego nieśmiałe próby zakończenia (tylko po pijanemu) tego związku kończą się jego płaczem, ale nie wiem czy jest to płacz za mną czy za wygodą, którą ze mną ma jakby nie było...tak czy inaczej łapie się na to zawsze...Pewne jest jedno, jako DDA obydwoje dążymy do pełnej akceptacji i bezwarunkowej miłości pomieszanej z kontrolą, mamy wobec siebie oczekiwania, które na chwile obecna nie mogą zostać spełnione (on się leczyć nie zacznie a jak nie przestanę walczyć, sama już nie wiem o co bo z dnia na dzień mam coraz mniej złudzeń i wraz z postępem mojej terapii narasta we mnie frustracja,że ja coś robię, działam, a on nic nie chce zmienić i ja go do tego nie zmuszę..). Najgorsze jest to,że ja zdaje sobie z tego sprawę i chyba tylko ja jestem w stanie to uciąć, mimo to działam jak sparaliżowana =/ (strach przed konsekwencjami , odpowiedzialnością za te decyzję...?) A chciałoby się tak w białych rękawiczkach, pozamiatać pod dywan i jeszcze najlepiej żeby wyszło na moje hehe ale nie da się, zawsze ktoś ucierpi...
Klara - Wto 06 Kwi, 2010 14:19
Wejda, być może to czytałaś, ale tak na wszelki wypadek: http://komudzwonia.pl/viewtopic.php?t=962
Vejda napisał/a: | strach przed konsekwencjami , odpowiedzialnością za te decyzję...? |
Przepraszam, czego się boisz?
Co by było, gdybyś jemu, temu dorosłemu chłopu w krótkich gaciach powiedziała: Masz dwa tygodnie (tydzień, miesiąc - *niepotrzebne skreślić ) i jeżeli w tym czasie nie podejmiesz terapii, odchodzę od Ciebie. Jeżeli tego nie zrobisz, to znaczy, że nie zależy Ci na związku.
Czy wtedy mogłabyś sobie powiedzieć, że go skrzywdziłaś?
Jak długo chcesz być dla niego drugą mamą? Czy nie zasługujesz na NORMALNEGO partnera?
rufio - Wto 06 Kwi, 2010 14:46
To sie nie uda - nie ma jak na razie perspektyw na to aby Vejda się odcieła - jeszcze nie jej czas - jak dostanie po nosie - dosłownie to moze wtedy ."Szkoda" ze ja nie poznałem takiej miłej pani kiedy pilem - pił bym do dzisiaj albo juz nie mógłbym pisac takich pierdół - powaznych pierdół . Vejda masz wybór i tylko taki zaden inny
Jestes z nim do swoich dni ostatnich i przestań zawracac gitare osrodkom - terapeutom i sieciom albo majac na uwadze wiedzy która juz masz i wkrótce jescze nabedziesz dasz mu siana i zaczniesz zyc - nie mozna miec ciastko i zjeść ciastko - chyba ze......... - zafundujemy sobie dwa ciastka - ale to juz inna para kaloszy .prsk
KICAJKA - Wto 06 Kwi, 2010 17:17
Witaj Vejdo Litość i manipulacja rządzą Twoim życiem mimo terapii i całej wiedzy,która już masz.Dokąd będziesz na to pozwalać nie będzie szansy dla Twojego lepszego jutra.Jedyna szansa odciąć się i zostawić z problemem samego(choć trudno będzie jeśli mamusia dba o synusia -wiem,bo sama to przerabiałam).Życzę podejmowania mądrych i konsekwentnych decyzji.
beata - Wto 06 Kwi, 2010 19:50
Vejda napisał/a: | ,muszę się w końcu na to zdobyć | Zamień słowo muszę na ...chcę. Nie lubię słowa muszę
beata - Wto 06 Kwi, 2010 20:45
A wiesz Vejdo,że matkując Mu...pomagasz Mu pić?Masz tego świadomość?
Vejda - Wto 06 Kwi, 2010 21:42
Dzięki za porządnego kopniaka w tyłek!!! chyba tego mi było trzeba, wyobraziłam sobie siebie za 10, 20 lat i wcale mi się nie spodobało to co zobaczyłam. Nie jestem wcale taka słaba przecież i ZASŁUGUJĘ na normalne, spokojne życie, nawet jeśli nie potrafię się (narazie) w nim odnaleźć. Nie chce nikomu matkować i to prawda, że w ten sposób pomagam mu dalej pić. Odbyłam rozmowę (właściwie to był monolog, patrzył i chyba nie wierzył w to co słyszy,a ja, że to mówię,w końcu... ale postawiłam wszystko na jedna kartę i wyszłam, nie czekając na to co odpowie bo wiem jak by to się skończyło, jak zwykle...), ma miesiąc na pójście na terapie, jeśli się tego nie podejmie, odchodzę i niech się dzieje co chce....dam radę!!!!!!!!!! Lepsze to niż życie w wiecznym zawieszeniu i strachu, trzeciej możliwości nie ma...
jeszcze raz, dzięki wam!
Mysza - Wto 06 Kwi, 2010 21:47
Vejda napisał/a: | niech się dzieje co chce....dam radę!!!!!!!!!! |
Witaj Vejdo
pewnie że dasz
beata - Wto 06 Kwi, 2010 22:05
Vejda napisał/a: | dam radę!!!!!!!!! | Jasne,że dasz.Ja w to wierzę.
Vejda - Pią 16 Kwi, 2010 12:33
Witajcie, po krótkiej przerwie postanowiłam wrócić,żeby się pochwalić, że nadal trwam w swojej raz podjętej decyzji już (albo dopiero) 10 dzień. Od tamtej rozmowy nie widziałam się ze swoim alko, niestety on nie daje mi spokoju (może dwa dni się nie odzywał) teraz dzwoni bez przerwy (nie odbieram) pisze straszne smsy (nie odpisuję) typu "zabije się jeśli do mnie nie wrócisz" , "zniszczyłaś mi życie" " jesteś bez serca" "nie kochasz mnie i nigdy nie kochałaś", "myślisz, że znajdziesz sobie kogoś kto nie pije?'za chwilkę, "znajdź sobie kogoś lepszego" zdarzają się tez wyzwiska i groźby (nie wiem czy pije czy nie). Boję się że zacznie przychodzić do mnie pod prace, jeśli będzie pijany to chyba wezwę policje bo przecież nie będę się z nim szarpać, tym bardziej, że on potrafi być agresywny =/ i to mnie przeraża. Nie wiem kiedy (i czy w ogóle) do niego dotrze,że dopóki nie zacznie czegoś ROBIĆ ze swoim życiem to na wspólne ze mną nie ma szans. Wydaje mi się,że szanse są małe bo jego całe otoczenie pije, łącznie z najbliższymi plus jest uzależniony od swojej matki strasznie...Poza tym to nastawia wspólnych znajomych przeciwko mnie, opowiada o mnie jakieś bzdury, że mi odbiło, że się zrobiłam "wielka pani" i,że na pewno nie chodzi mi o alkohol, przykre jest to trochę...Chyba powinnam wykasowywać te smsy bez czytania, bo tylko się stresuję... Pozdrawiam i trzymajcie za mnie kciuki proszę bo łatwo mi nie jest!!!!
Tomoe - Pią 16 Kwi, 2010 12:39
Vejda napisał/a: | Chyba powinnam wykasowywać te smsy bez czytania, bo tylko się stresuję... |
Jasne, że wykasowywać. A najlepiej zmień numer swojego telefonu. I rzeczywiście - natychmiast wzywaj policję, gdyby cię nachodził w miejscu pracy.
Kiedy do niego dotrze że to koniec?
Wtedy, kiedy się zorientuje, że jego manipulacje już na ciebie nie działają i że nic już od ciebie nie zyska.
beata - Pią 16 Kwi, 2010 12:42
Vejda napisał/a: | Pozdrawiam i trzymajcie za mnie kciuki proszę bo łatwo mi nie jest!!!! | No jasne,że będę trzymać.Bardzo mocno.
I cieszę się,że pomimo trudnej sytuacji trwasz w Swoim postanowieniu.
Jeśli teraz po tych dziesięciu dniach ustąpisz Mu...napiszę szczerze....wyjdziesz w Jego oczach na idiotkę,której zdecydowanie odbiło.Już nigdy nie weźmie Cię na poważnie.Będzie wiedział,że wcześniej czy później dasz Mu się urobić. Vejda napisał/a: | Boję się że zacznie przychodzić do mnie pod prace, jeśli będzie pijany to chyba wezwę policje bo przecież nie będę się z nim szarpać, tym bardziej, że on potrafi być agresywny =/ i to mnie przeraża. | Zdecydowanie to jes dobry pomysł.Bardzo dobry.
Właściwie po co czytasz te esemesy?Tylko się przez to nakręcasz niepotrzebnie.
Vejda - Pią 16 Kwi, 2010 13:02
Tak zrobię Tomoe, nie będę tego czytać tylko od razu do kosza, jak dalej będzie mnie nękać to zmienię numer. beatko dzięki za kciuki i wiedz, że nie mam zamiaru ustąpić, z dnia na dzień tylko utwierdzam się w swojej decyzji, ale to prawda, jest mi łatwiej kiedy całkowicie się odcinam, nie czytam, nie słucham, nie myślę o nim tylko zajmuję się swoimi sprawami. W ciągu dnia jest ok, tylko wieczorami czasami nachodzą dziwne myśli, on jedzie po moim poczuciu winy ale staram się je odganiać bo to źli doradcy. Jak tylko włącza mi się guzik "litość" lub źle przeze mnie pojmowana miłość czytam swój dziennik, który prowadzę od kilku miesięcy a w którym dzień po dniu zapisywałam nasze relacje. Jak tylko zaczynam "zapominać" dlaczego podjęłam taką decyzję to czytam te moje zapiski i jest lepiej bo za nic w świecie nie chcę żyć tak jak to było to do niedawna.
beata - Pią 16 Kwi, 2010 13:09
Vejda napisał/a: | W ciągu dnia jest ok, tylko wieczorami czasami nachodzą dziwne myśli, on jedzie po moim poczuciu winy ale staram się je odganiać bo to źli doradcy. Jak tylko włącza mi się guzik "litość" lub źle przeze mnie pojmowana miłość | Zajmij sobie czas wieczorem,aby nie myśleć.Np.aromatyczna kąpiel,przeczytanie książki,posłuchaj ulubionej muzyki,sprzątaj,pierz gotuj....no jednym słowem zajmij się czymś,aby nie myśleć. Vejda napisał/a: | Jak tylko zaczynam "zapominać" dlaczego podjęłam taką decyzję to czytam te moje zapiski i jest lepiej bo za nic w świecie nie chcę żyć tak jak to było to do niedawna. | Bardzo dobrze,ja tez czasem wracam do swoich zapisków z pamiętnika,aby...nie zapomnieć,nie cofnąć się tylko iść dalej.
milutka - Pią 16 Kwi, 2010 13:19
Vejda napisał/a: | Pozdrawiam i trzymajcie za mnie kciuki proszę bo łatwo mi nie jest!!!! | Vejda jesteśmy z tobą i pamiętaj,że robisz to wszystko dla siebie i myśl tylko o sobie a jeśli chodzi o smsy czy nie powinnaś ich pokazać na policji ...przecież to jest ewidentne zastraszanie Cię a przynajmniej zostaw je jako dowód ,że odgrażał Ci się .życzę Ci wytrwałości w postanowieniu i dużo dużo siły by to wszystko wytrzymać
KICAJKA - Pią 16 Kwi, 2010 13:49
Vejdo,życzę Ci wytrwałości i również trzymam kciuki abyś się nie dała złym lub źle rozumianym emocjom. Moja córka przerabiała podobny scenariusz przez pół roku ale się nie poddała,choć wiele osób od niej się odsunęło.Oczywiście zmieniła na co dzień numer telefonu a nękał wszystkich znajomych i rodzinę wokół.Jakimś cudem zablokował nam konta internetowe i puścił wirusa.Teraz jest dobrze,córcia szczęśliwa układa sobie życie na nowo z daleka od wszelkich uzależnień.Nie chce już za wszelką cenę zbawiać świata. Życzę powodzenia.
Vejda - Pią 16 Kwi, 2010 17:24
KICAJKO ,milutko dziękuję wam za wsparcie!!!
smsy zatrzymałam, tak na wszelki wypadek, i powiedziałam, paru zaufanym osobom o groźbach, to dziwne jest ale teraz, po odejściu boje się go bardziej niż jak byliśmy razem i tez przecież przeżyłam swoje. Mam nadzieje,że on tylko tak mnie straszy żeby znowu uzyskać nade mną kontrolę, na zasadzie tonący brzytwy się trzyma i,że nie posunie się dalej. (to od początku zresztą był problem w tym związku, całkowity brak zaufania z jego strony do mnie i ciągłe kontrolowanie mnie, na każdym kroku, nawet na trzeźwo, przerażał mnie tym zawsze, a ja głupia jeszcze tłumaczyłam się choć nie miałam z czego byleby tylko nie wpadł w furie...czasami zastanawiałam się nawet czy to z powodu alkoholu, czy on po prostu taki jest =/)
KICAJKO to cudownie, że twoja córka poradziła sobie z tak trudna sytuacją, ze mną jest podobnie, pozostała mi dosłownie garstka znajomych (mogę policzyć na placach jednej ręki), którzy widzieli co się naprawdę dzieje. Reszta odwróciła się ode mnie, on oczywiście wypłakuje się w ich rękaw, a oni wierzą w każde jego słowo i jak to było do tej pory poklepują po plecach i siadają z nim do kieliszka. Myślę sobie jednak, że z czasem się z tym pogodzę i że lepiej mieć ta garstkę naprawdę obiektywnych, sensownych i trzeźwych osób wokół siebie niż tłumy zakłamanych.
Jakoś pomału wybrnę z tego, mam nadzieję
Klara - Pią 16 Kwi, 2010 19:09
Vejda napisał/a: | całkowity brak zaufania z jego strony do mnie i ciągłe kontrolowanie mnie, na każdym kroku, nawet na trzeźwo, przerażał mnie tym zawsze |
Vejda, może nie było "zwykłe" konrtolowanie? http://www.we-dwoje.pl/ze...ykul,10372.html
Vejda - Pią 16 Kwi, 2010 19:23
Klaro myślałam o tym, ale to by oznaczało,ze on już był uzależniony kiedy się poznaliśmy i z czasem wszystko się tylko bardziej pogłębiało i komplikowało po prostu...A ja pięknie się przystosowałam =/ Pewnie tak było - chodzi mi o Zespół Otella, ale ja mając jeszcze klapki na oczach wierzyłam w jego słowa kiedy mówił, że on zazdrosny był "od zawsze" w poprzednich związkach też, że taki jest, i, że nie potrafi nad tym panować. Przerażało mnie to okropnie i chociażby jak przypomnę sobie nasze wspólne wyjścia gdziekolwiek a potem awantury i pretensje bo "ktoś na mnie spojrzał" albo oskarżanie, że ja się na kogoś patrzę, wymyślanie niestworzonych historii, to nigdy, przenigdy nie chce tego horroru znowu przezywać. Nie wiem też co to właściwie jest "zwykłe" kontrolowanie, ono chyba w każdej formie, jeśli jest nieuzasadnione, jeśli zaufanie nie zostało podważone. wprowadza chaos do związku - czy jest również problem alkoholowy czy nie.
Nie będę się oszukiwać, alkohol w jego życiu a potem naszym wspólnym był zawsze, ale na początku wszystko wyglądało niewinnie (picie towarzyskie, z czasem okazje były coraz cz częstsze a z w końcu nie trzeba było mieć okazji żeby pić cały weekend i niemalże codziennie w ciągu tygodnia, po pracy...) i nie wiem kiedy przekroczone zostały granice...
Klara - Pią 16 Kwi, 2010 19:41
Vejda napisał/a: | Nie wiem też co to właściwie jest "zwykłe" kontrolowanie |
Szczerze mówiąc, ja też nie wiem, ale chciałam jakoś odróżnić jakąś zazdrość powiedzmy o osobę kochaną od zazdrości chorobliwej. Jeżeli Twój partner tego nie kontroluje, powinien się leczyć, ale mam nadzieję, że to już nie jest Twój problem.
Vejda napisał/a: | na początku wszystko wyglądało niewinnie |
Alkoholizm jest chorobą progresywną, więc byłaś po prostu nieświadomą niczego obserwatorką jej rozwoju.
Vejdo, zadbaj o siebie! WYŁĄCZNIE O SIEBIE!
Vejda - Pią 16 Kwi, 2010 19:50
Cytat: | mam nadzieję, że to już nie jest Twój problem | Na szczęście już nie...
Dzięki serdeczne , właśnie tylko to mam zamiar robić, w końcu, po tylu latach, dbać o siebie
Jacek - Pią 16 Kwi, 2010 19:58
Vejda napisał/a: | Chyba powinnam wykasowywać te smsy bez czytania |
pamiętam,gdy mnie żona zostawiła to ten przywilej z komórkami dopiero wchodził
i nie każdego w ten czas było na ten luksus stać
dlatego ja musiałem się pofatygować z buta na jaki kol wiek kontakt z żoną
a miałem go co tydzień w piątki lub soboty
zależało to od szefa jak mnie z budowe puszczał na weekend
a chodziłem po moje dzieciaczki,które zabierałem do siebie na weekend
no a kontakt z żoną przy tej okazji polegał na poleceniu żony przy tej okazji
jakie córy miały zadania do odrobienia i nakaz aby nie chodziły głodne
później już zanikły bo widziała że się do tego stosuję
a z kolei mojej strony,za każdym razem padało tylko jedno zdanie
"proszę wróć" i żadnego straszenia z mej strony nie było
i nie znudziło mnie się używać tych słów przez dwa lata
nawet gdy już zaczynałem powątpiewać
ułatwiłem jej tym nawet sytuację końcową
gdyż żona czekała,po tych dwóch latach na te słowa
no i się zgodziła
Vejdo w twoim przypadku a raczej twego mena ,będzie to coraz zadziej
aż w końcu całkiem zagaśnie to jego uczucie miłości po przez straszenie
ja daje temu trzy miesiące,a potem może raz jeszcze po pół roku mu się przypomni
Vejda - Nie 02 Maj, 2010 13:47
Witajcie, podczytuje was regularnie i staram się wyciągać wnioski =) u mnie w porządku, tzn trwam przy swoim, smsów nie czytam, ale dostaje je jeszcze...z innych numerów też, ostatnio nawet taki, ze pójdzie się leczyć i , że zrozumiał swój problem...Nie wiem co o tym myśleć, nie chce dać się znowu nabrać na puste słowa i obietnice, on doskonale wie gdzie zgłosić się po pomoc bo pokazałam mu drogę palcem. Wydaje mi się ,że to kolejna próba manipulacji mną...przecież dopiero co ubliżał mi i groził a tam gdzie mieszka warunki do picia ma komfortowe...nie ufam mu...
Klara - Nie 02 Maj, 2010 15:11
Vejda napisał/a: | ostatnio nawet taki, ze pójdzie się leczyć i , że zrozumiał swój problem. |
Witaj Vejdo
W Twoim wypadku interesujący byłby czas przeszły...... dokonany - "byłem na leczeniu, zacząłem trzeźwieć"... itd.
Trzymaj się
verdo - Nie 02 Maj, 2010 15:33
Klara napisał/a: | Witaj Vedo |
....Klarrrrrrrra!!! aaaaaaaaaaaa gdzie RRRRRR.......Zaczynaja nas mylic......
Klara - Nie 02 Maj, 2010 15:52
verdo napisał/a: | .Klarrrrrrrra!!! aaaaaaaaaaaa gdzie RRRRRR |
Już poprrrrrrrrrrrrrrawiłam
Vejda - Nie 02 Maj, 2010 16:12
Tak tez myślę Klaro ale to co mi napisał chyba już i tak nie jest aktualne bo nie minęła godzinka od mojego wpisu a moje miłe wolne majowe popołudnie zostało zakłócone telefonem od jego mamusi, która nie przebierając w słowach stwierdziła, że to ja zmarnowałam jej synkowi życie i ,że powinnam była zabraniać mu pić (pomijam fakt, że gdy poznałam go to już pił często...) =/ stwierdziła, że to, że on pił i pije nadal to wszystko MOJA WINA i, żebym wzięła na siebie odpowiedzialność!!!!. Szczeka mi opadła i do tej pory jestem lekko roztrzęsiona prawdę mówiąc ale starałam się zachować zimna krew i gdy już mi wszystko wykrzyczała co miała do wykrzyczenia powiedziałam, żeby przestała mnie obwiniać i zwalać na mnie odpowiedzialność bo alkoholizm to choroba w której nie ma winnych i ja nie miałam na to wpływu. Jedyne za co czuje się odpowiedzialna to za siebie i za to,że tkwiłam w tym tak długo i wierzyłam w obietnice i puste słowa bez pokrycia, że dawałam sobą manipulować i nie dawałam mu odczuć skutków picia ale to się zmieniło i ja zmieniam swoje życie na lepsze. Powiedziałam, że każdy jest odpowiedzialny za siebie i, ze jej syn wie doskonale gdzie ma się zgłosić o pomoc...
Prawdę mówiąc to chociaż wiem,że to wszystko bzdury to zabolało mnie to co powiedziała =/ i w głowie zakołatała myśl, że może gdybym odpowiednio wcześniej zareagowała to jego choroba nie pogłębiłaby się aż tak.... Ale to bzdura, prawda???????????
yuraa - Nie 02 Maj, 2010 16:20
po prostu matka, zatroskana matka, która szuka winnych że jej ukochane dziecko nie jest takie jak sobie wymarzyła. Moja matka do dzis mysli że pilem z powodów zawinionych przez moją żone. nie próbuję nawet tłumaczyć, ze źrodeł mojego alkoholizmu trzeba szukać już w dzieciństwie.
po prostu Matka. chciala dobrze, wychowywała jak umiała- wyrosło dwóch synów alkoholików (w tym jeden niepijący aktualnie)
Klara - Nie 02 Maj, 2010 16:26
Cytat: | gdybym odpowiednio wcześniej zareagowała to jego choroba nie pogłębiłaby się aż tak.... |
Też miewam takie myśli gdy zdarza mi się wracać do przeszłości.
Prawda jest taka, że każdy postępuje tak, jak potrafi w konkretnym czasie i nie ma co się zastanawiać, co by było gdyby....a przecież twoja zgoda lub niezgoda nie spowodowałaby tego, że alkoholik na stałe przestanie pić. Do tego potrzebna jest JEGO wola.
Równie dobrze mogłabyś powiedzieć, że jego matka źle go wychowała i dlatego wpadł w alkoholizm, a ona z pewnością (niezależnie od dzisiejszych słów, które też pewnie są wyrazem rozpaczy) chciała go wychować jak najlepiej.
Gdybyś wcześniej zareagowała, mogłabyś co najwyżej krócej się męczyć z alkoholikiem a to, czy on by przestał z tego powodu pić, wcale nie jest takie pewne.
Trzymaj się Vejdo!
Nie pękaj!
Wiedźma - Nie 02 Maj, 2010 16:39
yuraa napisał/a: | źrodeł mojego alkoholizmu trzeba szukać już w dzieciństwie. |
Może właśnie dlatego matki alkoholików tak chętnie obarczają winą na ich żony,
żeby broń Boże nie spojrzeć prawdzie w oczy i nie dopatrzyć się jakichś swoich błędów wychowawczych...?
Pewnie podświadomie jednak czują się winne i chcąc odwrócić uwagę od swojej "winy"
wskazują palcem na osobę najbliższą w kolejce, czyli synową.
Wiem, że wyszło mi tu uogólnienie, ale ja też w realu spotkałam się z kilkoma podobnymi przypadkami.
stiff - Nie 02 Maj, 2010 16:44
Vejda napisał/a: | stwierdziła, że to, że on pił i pije nadal to wszystko MOJA WINA i, żebym wzięła na siebie odpowiedzialność!!! |
Mogłaś ja spytać czy Ty męża masz, czy tez jej syna adoptowałaś, aby go wychować...
Ani ona, ani Ty nie możecie przerwać jego uzależnienia,
a jedynie zabrać mu komfort picia...
Vejda - Nie 02 Maj, 2010 17:21
stiff on nie jest moim mężem, ale mało brakowało, byliśmy o krok od ślubu ale po kolejnej awanturze po alkoholu odwołam wszystko....odkąd zaczęłam uczęszczać na terapię i zobaczył,że to nie przelewki, zaczął winę za wszystko zwalać na mnie =/ dosłownie za wszytko, i tylko gadał i pytał co ja zrobię jak pójdzie się leczyć.. oczywiści nie poszedł tylko pił dalej. W końcu zdobyłam się na odwagę i postawiłam ultimatum, ale on dalej swoje, pije, wypisuje do mnie bzdury...Najbardziej boli mnie to, że zwala na mnie odpowiedzialność za swoje życie, właśnie tak się czasami czułam, jakbym dostała niegrzeczne dziecko na wychowanie a nie partnera i ciągnęłam ten popsuty wózek. Dopóki ciągnęłam to byłam cacy jak przestałam to posypały się gromy bo jak tak można! Moja wina bo tkwiłam w tym, tylko o to mam do siebie pretensje, że zmarnowałam tyle czasu...
stiff - Nie 02 Maj, 2010 17:58
Vejda napisał/a: | że zmarnowałam tyle czasu... |
Wiec nie marnuj go więcej na walkę z wiatrakami,
a zajmij sie swoim życiem, żyj dla siebie tak, abyś była szczęśliwa...
czarna róża - Nie 02 Maj, 2010 22:31
Vejda..mnie też by zatrzęsło gdyby ktoś chciał zrzucic na mnie całą odpowiedzialnośc,rozum wie że to nieprawda,ale emocje i nerwy i tak nadszarpnięte.Teraz pomyśl o swoim życiu,zasługujesz na normalną rodzinę.
Małgoś - Pon 03 Maj, 2010 01:55
Tak sobie poczytałam cały wątek, bo jest prawie "mój"... I myślę sobie, że niestety każda z Nas ma podobny ból, tzn co zrobić by Jemu pomóc, ale siebie nie pogrążyć Bo mówi się, że krew nie woda, serce nie sługa.... ale gdzieś tam jakaś kontrolka Nam się zapala i czujemy, że nie tędy droga.. Tyle, że być kochającą mądrze nie jest łatwo, lekko i przyjemnie.... Cholera, i to mnie wkurza najbardziej
|
|