To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...

WSPÓŁUZALEŻNIENIE - Jak postępować?

Ambiwalencja - Pon 20 Sty, 2014 11:19
Temat postu: Jak postępować?
W Przywitalni napisałam kilka słów o sobie. A w szeregach koalkoholików chciałabym odnaleźć trochę praktycznych porad, sugestii.
On wydzwania z detoxu i prosi o moje odwiedziny, tymczasem ja w najbliższym czasie takowych nie planuje, jestem zmęczona, nie chcę. On się oburza, bo "co mi takiego zrobił, że nie chce z nim rozmawiać" - pyta. W zaledwie 4 dniu pobytu na detoksie była u niego jego mama i nasza 5 letnia córka. Nie widziała taty przeszło dwa tygodnie, w trakcie których on miał ciąg. Zaraz po nim został przyjęty do ośrodka leczenia.
Nie wiem, czy nawet jeśli zechcę - powinnam za, powiedzmy, 3 tygodnie pojechać, czy to nie zaszkodzi trwającej już wówczas terapii? On wbrew mojej postawie żywi przeświadczenie, że po odwyku przyjmę go z powrotem, chyba jest pełen nadziei, że się uda. Chyba dlatego tak chciał żebym przyjechała, bo poczuł ze traci kontrolę nade mną, wszak złożyłam pozew o alimenty, czemu wielokrotnie wyrażał sprzeciw.
Może i ze względu na dzieci, powinnam ten raz spróbować jeszcze cos posklejać, skoro nigdy wcześniej on się nie leczył. Myślę nad tym. Czy na odwyku uda im się przekonać go do uczestnictwa w AA, kontynuowania terapii poza ośrodkiem ? Jeśli nie, to chyba stratą czasu jest w ogóle rozważanie kwestii czy się uda. Piszę tutaj, bo pewnie niejedna osoba z wątku wspoluzaleznionych miała podobne rozterki i dylematy... Pozdrawiam

Klara - Pon 20 Sty, 2014 11:32

Ambiwalencja napisał/a:
prosi o moje odwiedziny, tymczasem ja w najbliższym czasie takowych nie planuje, jestem zmęczona, nie chcę

Moim zdaniem, masz rację. Sam pił, to niech sam trzeźwieje. Jest dorosły i nie musisz go trzymać za rączkę, żeby się nie czuł samotny.
Ambiwalencja napisał/a:
złożyłam pozew o alimenty

:brawo: Nie wycofuj się nawet wtedy, gdybyś zdecydowała się ponownie z nim zamieszkać.

Jacek - Pon 20 Sty, 2014 11:37

Ambiwalencja napisał/a:
Może i ze względu na dzieci, powinnam ten raz spróbować jeszcze cos posklejać

tak :tak: jak najbardziej
ale broń boshe ,tak od razu go przyjmuj w ramiona
powiedz jemu szczerze,,że to jego ostatnia szansa
ze jest sprawa o alimenty,następna będzie o rozwód
i nie przyjmuj go do siebie,daj jemu czas na przemyślenie
ja tego czasu nie miałem,była sprawa o alimenty i zaraz o rozwód
i odeszła ...z dziećmi
a ja mimo tego miałem cichą nadzieję
dostałem czasu aż dwa lata - na przemyślenie ,, jak się okazało
bo wróciła po tych dwóch latach
a mnie się odechciało picia

Ambiwalencja - Pon 20 Sty, 2014 13:31

Jacek napisał/a:
powiedz jemu szczerze,,że to jego ostatnia szansa
ze jest sprawa o alimenty,następna będzie o rozwód


Rozwodu u mnie nie będzie, bo nie ma małżeństwa. Już nie wiem ile było tych 'ostatnich' szans, nie wiem więc czy się zastanowi nad moim rozprawianiem, ale myślę, że przekaz wzmocni choćby fakt, że w końcu wystąpiłam o te nieszczęsne alimenty. To, że podejmę pomoc w grupie wsparcia. To, że mam wokół siebie bliskich ludzi dających mi wsparcie - nie boję się rozstania z nim, boje się popełnić błąd. Za dużo błędnych wyborów już dokonałam.
Jacku Twój przykład mnie krzepi, dziękuję za wskazówki. Osobiście nie znam żadnego trzeźwego alkoholika, za to wielu czynnych. Chciałabym wierzyć, że rzeczywiście się da. Obawiam się tylko trochę, że 'mój' alkoholik nie jest pogodzony z tym, że musi definitywnie rozstać się z alkoholem; że nigdy nie będzie pić w sposób kontrolowany. Póki co, on chyba to lubi - pić, szlajać się, jakaś jego część najwyraźniej lubi taki tryb życia. Pod wpływem alkoholu nie ma wstępu ani do mnie, ani do swojej mamy, więc sypia wówczas gdzie się da. Wraca po tripie, myje się, przebiera i udaje, że wszystko jest w porządku.
Zastanawia mnie jak to jest, że potrafi, nie mając pieniędzy powstrzymywać się od picia nawet przez 3 tygodnie, albo w trakcie między ciągami wypić np. piwo (kilka razy taka sytuacja miała miejsce i go nie pociągnęło). Wówczas żyje na mój rachunek, chodzi do pracy, planuje co kupi - zrobi po wypłacie, a jeśli następnego dnia dostaje premie w kopercie, albo wypłatę to przy najbliższej okazji zapija i cokolwiek ze sobą ma, czy jest to 100 czy 1000 zł - wraca goły i wesoły w towarzystwie koleżanki-padaczki, która go niestety coraz częściej nęka. Wtedy domaga się praw, chce widywać dzieci, decydować o nich, kiedy nie ma nic poza sobą do zaoferowania. Kocha je i kocha mnie, tak twierdzi - ale czynami tego nie dowodzi, nie ponosi za nas żadnej odpowiedzialności, ani materialnej ani emocjonalnej. Wykorzystuje moje uczucia, to że kiedy jest trzeźwy, to w końcu mu ulegam, odpuszczam i staram się tych kilka-kilkanaście dni stwarzać dzieciom pozory normalności, sobie chyba trochę też, ale wtedy się okazuje, że się duszę oczekiwaniem na zapicie.


Klara napisał/a:
Moim zdaniem, masz rację. Sam pił, to niech sam trzeźwieje. Jest dorosły i nie musisz go trzymać za rączkę, żeby się nie czuł samotny.


Nie pojechałam na widzenie w niedziele, mimo że od piątku dzwonił dwadzieścia kilka razy. Odebrałam w końcu i powiedziałam, że nie przyjadę, rzucił słuchawką. Pojechała jego mama z naszą córką, zawieźli mu jedzenie, ubrania, książki. Córce kazał przekazać, że za mną tęskni. Powiedział jej, że przyjedzie na urodziny, które ma w lutym - jeszcze nawet nie zaczął terapii, a już planuje przepustkę. Na razie zaprzestał dzwonienia, mama dosadnie wytłumaczyła mu, że skoro nie odbieram za drugim i trzecim razem, to najwyraźniej zwyczajnie nie chcę z nim rozmawiać.

pietruszka - Pon 20 Sty, 2014 13:40

Utkwiło mi w pamięci, że według pewnych amerykańskich pomysłów zaleca się, by podjąć się czegoś takiego jak rekonstrukcja rodziny (czyli wspólnego zamieszkania) :shock: nie wcześniej niż po dwóch latach od podjęcia abstynencji i leczenie przez alkoholika. I w sumie, biorąc pod uwagę, moje własne doświadczenia - w tym jest pewien sens... Sama nie wspominam najlepiej tego pierwszego okresu trzeźwienia mojego Pietrucha. Szczęściem, że zajęłam się w tamtym okresie sobą, swoim zdrowieniem, bo zostałyby ze mnie pewnikiem nędzne resztki...
Ambiwalencja - Pon 20 Sty, 2014 14:31

To bardzo cenne wskazówki, wobec tego co piszecie - mimo wszystko nie powinnam zaraz po odwyku o niczym inwazyjnym decydować - jak choćby o jego powrocie do mieszkania z nami. Wiem, że w praktyce - jeśli nie będzie pić, będzie z nami spędzać większość wolnego czasu, ale chce mieć też jakąś przestrzeń dla siebie, na spotkania z moimi znajomymi, jeszcze z czasów sprzed związku, którzy przyjeżdżając do mnie choćby raz na 3 miesiące lubią rekreacyjnie napić się piwa, mimo że ja tego nie robię. Wiem że w naszej kulturze mnóstwo ludzi tak spędza czas i nie zacznę nagle szukać sobie nowych znajomych w kręgach abstynencyjnych, bo cenie sobie tych wieloletnich. Nie chce się stresować tym, że ktoś przyjeżdża do mnie i czy przypadkiem nie kupi sobie piwa czy dwóch. Przeraża mnie wizja zawężenie świata do jego osoby, bo niestety moja najbliższa rodzina i zaprzyjaźnione osoby piją małe ilości ale przy większości towarzyskich spotkań, okazji i nie wiem jak to miałoby wspólnie funkcjonować.
szika - Pon 20 Sty, 2014 15:11

cześć Ambiwalencjo...
ja Ci powiem tak: mój dom jest czysty od alkoholu... jest to jeden z najważniejszych warunków jakie postawiłam w moim domu...
teraz w Twojej sytuacji to takie trochę "gdyby babcia miała wąsy" jednakże jesli zakładasz jeszcze ewentualność bycia z Twoim mężczyzną należałoby wziąć pod uwagę jakieś rozwiązania w tej kwestii...
u mnie jest tak, że czasem gdy moje dzieci chcą sobie zrobić imprezkę z alkoholem to umawiamy się jakoś, że ja wybędę z domu... albo z kolei oni planują na wtedy gdy wiedzą że ja gdzieś wyjadę...
natomiast dla pozostałej rodziny i znajomych spotkanie bez alkoholu nie stanowi żadnego problemu, wszyscy wiedzą o co kaman i nikt się ani nie domaga, ani nie burzy..
owszem bywa, że w domu alkoholika jednak imprezki alkoholowe się odbywają i alkoholik jakoś sobie z tym radzi, jest to jednak wbrew zaleceniom terapeutycznym...

Ambiwalencja - Pon 20 Sty, 2014 15:33

Owszem, na razie to gdybanie ale jednak rzecz jest istotna. Jest jeszcze czas by się tym zaprzątać w teorii, ale mnie to interesuje w kontekście dezorganizacji życia towarzyskiego, które dopiero co zaczęłam jakoś odnawiać.
szika rozumiem założenie i znajome są mi owe zalecenia terapeutyczne, stąd moje zakłopotanie w sprawie.
Widzisz, u mnie wygląda to tak, że mieszkam w piętrowym domu jak kamiennica (z klatką schodową i osobnym pokojem z kuchnią na każdym piętrze) oprócz mnie i moich dzieci, a okazjonalnie mojego A., w pozostałych piętrach domu mieszka moja dorosła siostra z narzeczonym oraz rodzice z młodszą siostrą. Możemy się nie widywać, jeśli nie chcemy, natomiast przychodzą święta, urodziny itp. Wszyscy oni lubią pić alkohol i nie ma takiej możliwości, żeby przestali to robić na wszystkich rodzinnych imprezach, czy zwyczajnie w weekendy, ze względu na A. Za całe zaniedbanie, którego względem mnie i dzieci dopuszcza się od tylu lat mój A. moja rodzina i on, średnio się tolerują, szczególnie ten antagonizm występuje na linii mój tata - A. przy czym butna wrogość jest ze strony A. do mojego taty, chyba ze względu na moje poważanie jego zdania. A. chciałby mieć w moich oczach taką pozycję, jaką ma mój tata. Tymczasem tata potrafi swoje zdanie przemilczeć, nie okazać tego co o postępowaniu A. uważa. Jeśli wprost pytam, waży słowa by mnie nie napuszczać, podjudzać, a jedynie skłonić do ewentualnej refleksji. Bez zbędnych komentarzy, tylko merytorycznie odpowiadając w temacie.
Tak czy siak moja rodzina i A. praktycznie obchodzą się łukiem, a ja jestem między młotem a kowadłem, bo przychodzi np. sylwester, mój A. akurat ma okres niepicia, więc jest u mnie (wymusza na mnie spędzenie sylwestra z nim wzbudzaniem poczucia winy i obowiązku uczynienia tego) moja rodzina spędza czas piętro niżej, razem, moja córka chce tam być z dziadkami, ciociami, wujkiem, bo jest fajnie, a w domu nuda.
A. chce oglądać serial, bo coś trzeba robić skoro się, jak A., nie lubi sylwestra, toteż ja także mam nie lubić i nie obchodzić. A. jest pozbawiony autorytetów, wychował się bez ojca (btw alkoholika). Jest niewierzący, nie lubi świąt, nie lubi dzielenia się opłatkiem, ma krytyczny stosunek niemal do wszystkiego, tylko kiedy jeszcze pił w domu, przynosił alkohol i szedł do moich rodziców, to nic z tych rzeczy szczególnie mu nie przeszkadzało, a teraz ostentacyjnie wyraża swoje niezadowolenie i z premedytacją nie uczestniczy w rodzinnych imprezach z mojej strony.
Druga rzecz to są odwiedziny nasze u moich przyjaciół, będę musiała je odbywać sama, bo nie mogę oczekiwać, że jadąc do kogoś zaprzyjaźnionego na kilka dni, cały pobyt i nawyki podporządkuje on A. Mówię tutaj o naprawdę bliskich relacjach, zaledwie z kilkoma osobami takowe utrzymuje. Trudno mi tutaj się rozwodzić nad złożonością problemu, bo A. jest abstrahując od nałogu, dość trudną osobą i jestem w stanie stwierdzić, jak wielu trudności będzie nastręczać okiełznanie tej sprawy, choć trudno to w kilku zdaniach wyrazić.

szika - Pon 20 Sty, 2014 15:43

Ambiwalencja napisał/a:
a ja jestem między młotem a kowadłem, bo przychodzi np. sylwester, mój A. akurat ma okres niepicia, więc jest u mnie (wymusza na mnie spędzenie sylwestra z nim wzbudzaniem poczucia winy i obowiązku uczynienia tego

tutaj to widać jak szwankuje Wasza komunikacja... ja nie wyobrażam sobie partnera do czegokolwiek zmuszać :) ani on mnie :)

Ambiwalencja - Pon 20 Sty, 2014 15:44

szika napisał/a:
tutaj to widać jak szwankuje Wasza komunikacja...
bardzo szwankuje.
olga - Pon 20 Sty, 2014 16:05

Kobitko ja mam rade dla Ciebie............on niech sobie trzeźwieje (bądź nie bo nie wiadomo co będzie). Ja jestem bardzo sceptyczna bo takie mam doświadczenia. Zostaw go samemu sobie dokładnie tak jak napisała moja przedmówczyni kilka postów wyżej - sam pił sam musi trzeźwieć. Ty zajmij się sobą i dziećmi. Co będzie dalej okaże się za kilkanaście miesięcy. Wtedy będzie czas na zastanawianie się jak układać relacje między soba. Teraz jest jak w powiedzeniu " Jeszcze Maciek w d..... już mu kaszkę studzą".
pietruszka - Pon 20 Sty, 2014 16:18

a w razie czego - to on ma przede wszystkim nauczyć się dbać o siebie...
Ambiwalencja - Pon 20 Sty, 2014 23:32

A mnie cholera, jak tą ćmę do ogarka cięgle ciągnie ku sabotowaniu własnych celów, na ślepo, nierozsądnie. Pisałam w cudzym wątku, że wątpliwości choć czasem wskazane i pożyteczne, podstępną są bestią. Służą niejednokrotnie tylko temu, by poszukiwać oczekiwanej odpowiedzi, tak długo, aż się w końcu przytrafi. Choćby była głosem aprobaty niknącym wśród krzyku zaprzeczenia - to ją się słyszy niczym szept wprost do ucha.
Tak chyba mam z tymi odwiedzinami, choć póki co mam tylko gorycz i złość w sobie, zatrzymuję się intuicyjnie nad tymi głosami, które pobrzmiewają o zagrożeniu wynikającym z porzucenia osoby, która u progu leczenia stawia sobie nas jako filar motywacji do życia w trzeźwości. Asekuracyjnie więc próbuję się przygotować merytorycznie dla siebie samej, gdybym przed sobą wywołana do odpowiedzi wytłumaczyć miała, po co tam właściwie jadę. Na wypadek, gdybym znając siebie i swe stare zwyczaje - zechciała, uznała to za wskazane. A jednak należałoby może porzucić te myśli.

Ambiwalencja - Pon 20 Sty, 2014 23:41

Kolejną nockę zarywam siedząc na forum. Dzieci śpią smacznie, póki mały żarłok o cyca nie zawoła. W domu robi się zimno, że gile z nosa lecą. Brak ogrzewania centralnego i kuchenne piece węglowe starego typu mają to do siebie, że pomieszczenie szybko się wyziębia, a ja dziś palaczem byłam kiepskim, w piecu wygasało, bo się tu zaczytywałam w chwilach między czytaniem córce wierszyków, karmieniem, przewijaniem i piastowaniem ogólnym synka :)
A takie miałam ambitne zamysły, żeby wszystko dziś ogarnąć, sprzątanie, obiad, forum, palenie jak trza, nawet 3 wiadra węgla i dwa worki drewna z upiornej piwnicy na górę przydarłam, tak chciałam hajcować sprytnie, a tymczasem borem lasem zimno mnie do łóżka gna, a w telefonie forum mi się w Operze niezadowalająco wyświetla ;)

Jacek - Wto 21 Sty, 2014 00:23

Ambiwalencja napisał/a:
Zastanawia mnie jak to jest, że potrafi, nie mając pieniędzy powstrzymywać się od picia nawet przez 3 tygodnie,

ja zaobserwowałem,trzy rodzaje ciągów biernych alkoholików
pierwszy to taki co ma ciąg ,powiedzmy miesiąc,,a potem z trzy miesiące przerwy
drugi to taki co sączy ,w małych ilościach,ale przez cały dzień i tak co dzień
ja mówiąc ze wstydem,zaliczam się do tej trzeciej grupy
co dzień,dużo i na umór
co nie znaczyło że nie miałem przerw
lecz one były makabrycznie mylnie odbierane,,gdyż wtenczas odbierałem to że ja to kontroluję,co często dumnie podkreślałem
a dziś po prostu to odbieram jak chory mój rozum wtenczas to odbierał
no możliwe że ten twój ,by się zaliczał do tych pierwszych

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 00:32

Jacek, kiedy pracował z czynnymi alko, pił codziennie po pracy, alkohol przynosił do domu. Potem poniekąd wymusiłam na nim zmianę trybu, bo przez kilka miesięcy się pałętał bez pracy i perspektyw. Nagle, po 2 latach osiąganych przerw w piciu nie dłuższych niż 2 dniowe, okazało się że potrafi nie pić tydzień, potem dwa, potem WOW - trzy tygodnie. Ale za to, jak już zaczął, to płynął przez dni kilka. Najdłuższe jego cugi trwały 2-3 tygodnie, tak, że pił od jednego zgona do drugiego, z ciągłymi urywanymi filmami, nie myjąc się, śpiąc po ławkach, klatkach, melinach, zastawiając w lombardzie co się da, zaciągając chwilówki bez zamiaru spłaty, biorąc nowe telefon na abonament i zrazu go spieniężając, sępiąc pieniądze pod sklepami - zgroza. Wszystko to chlubnie w czasie mojej drugiej ciąży. Czyli równo rok temu.
Jacek - Wto 21 Sty, 2014 00:43

Ambiwalencja napisał/a:
zastawiając w lombardzie co się da, zaciągając chwilówki bez zamiaru spłaty, biorąc nowe telefon na abonament i zrazu go spieniężając,

jak ja lubiłem z dumą się unosić ze nic z domu nie wynoszę
a dziś to widzę inaczej
gdyż w dzień wypłaty ,po spłaconych długach ,następną część przechlana a reszta pogubiona
to nie była kradzież,wynoszenie z domu,a ile chleba za to by było???
ale to widzę dziś

olga - Wto 21 Sty, 2014 07:21

Ambiwalencjo pióro masz lekkie i przyjemne do czytania ale manipulujesz sobą ile wlezie. Zaraz Ci wyjaśnie co mam na myśli: jesteś z nim emocjonalnie mocno związana i pierwszym, najważniejszym krokiem jest odcięcie się od niego.
pietruszka - Wto 21 Sty, 2014 10:26

Ambiwalencja napisał/a:
Potem poniekąd wymusiłam na nim zmianę trybu

i wiesz co jest najgorsze? Kiedy zdarzy się najmniejsza zmiana, choćby najdrobniejsza, dla nas to woda na młyn. Może jednak mamy wpływ, może jednak się zmieni, może coś zrozumie, może potrafi, może przejrzy na oczy... I tak mija kolejny rok, dwa lata, piec lat, dwadzieścia, całe życie...

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 11:34

olga, jestem młodsza i mniej doświadczona więc przyjmuje Twoją opinię do wiadomości, bo najpewniej jest trafna, choć uświadamia mi jak wiele pracy mam do wykonania.
Dziś dzwoniłam do poradni leczenia uzależnień i współuzależnień, celem umówienia się na terapię współuzależnienia. Po odsyłaniu z jednego numeru na drugi i kilku próbach docelowego połączenia, miły pan zapytał, czy chodzi o terapię indywidualną, a uzyskawszy moje potwierdzenie polecił zadzwonić nazajutrz o 9.00, kiedy to ma być jego koleżanka, z którą uzgodnię termin.
Jestem bardzo poruszona i rozemocjonowana tym. Nie wiem czy w ogóle zdołam coś powiedzieć, czy tylko się będę tam trząść jak galareta, swoim zwyczajem. Trudno mi się rozmawia na emocjonujące mnie tematy, bo trzewia mi przetrząsa i język jakoś się dziwnie trzęsie i głos drży, widać to wówczas gołym okiem, ale terapeuci niejedno już widzieli.


pietruszka napisał/a:
Kiedy zdarzy się najmniejsza zmiana, choćby najdrobniejsza, dla nas to woda na młyn.


Racja, jednak ja nie miałam aspiracji, by oduczyć go picia, chciałam poprawić komfort życia mój oraz dziecka, tego które już było na świecie i tego, które się nań miało lada moment pojawić. Miałam wyraźną chęć nie oglądania go pod wpływem alkoholu, ażeby mi się nikt po nocy zaczepnie po domu nie pałętał, budząc dzieci i mnie.
To mogę. Mogę wpływać na to w jakich warunkach mieszkam i czy pod swoim dachem toleruję jego pijaństwo i swój, wywoływany nim szał.
W prawdzie ja wciąż funkcjonowałam w permanentnym stresie, w ciągłym oczekiwaniu na kolejny cug - kolejną wypłatę i wówczas doprowadzała mnie do granic osłupienia jego dziecinnie oczywista, mało zmyślna i mało subtelna taktyka, mianowicie - chęć wynalezienia byle pretekstu do kłótni, aby tylko mieć powód do zapicia. A jak nie udało się, to i tak zapijał, tylko wtedy nie miał pretekstu dającego się zgonić na mnie.
Cokolwiek nie uczynię, póki on nie zacznie leczyć się faktycznie, rzetelnie pracować nad sobą, nie mam pływu na jego trzeźwienie. Ja to rozumiem, ale nie umiem tego wniosku przeprowadzić w życiu codziennym i mam tu na myśli wyobrażenie sobie naszych relacji po jego powrocie z odwyku. Już widzę to jego pełne wyrzutu spojrzenie, że go oszukałam, że mówiłam, że po odwyku jeszcze spróbujemy.
A przecież nie wiedziałam, kiedy to mówiłam, (zresztą przyparta do muru), że takie błyskawiczne próby scalenia rodziny mogą co najwyżej szybko skierować go z powrotem na drogę picia. Powtarzam w kółko, że nic mu nie jestem winna, a jednak czuje się zobowiązana nawet przed sobą, mieć dla siebie racjonalne wytłumaczenie każdej powziętej względem A. decyzji. I każda z tych decyzji jest gruntownie przeze mnie rozpatrywana w kontekście konsekwencji, jakie on poniesie i jak będzie się z tym czuł, co o tym będzie myślał. Staje mi przed oczami ta jego dobra strona, kiedy się stara w rodzinie funkcjonować, choć i wtedy jego postawa pozostawia wiele do życzenia.

Tak czy inaczej uważam, że wymuszenie zmiany w systematyczności picia, odebranie mu kluczy, nie wpuszczenie go do siebie raz, drugi i trzeci pod wpływem alkoholu, ustalenie wyraźnego ograniczenia dało mi kilka spokojnych miesięcy.
Dla siebie i dzieci coś tym osiągnęłam. Mój syn zdaje się kilka razy przez krótką chwilę oglądał ojca pod wpływem alkoholu. Nie był świadkiem żadnych szamotanin, awantur. Córka, która już wiele rozumie, zna istotę problemu też odetchnęła, teraz widuje ojca wyłącznie trzeźwego, który wówczas stara się spędzać z nią jakoś tam czas.

olga - Wto 21 Sty, 2014 11:48

Ambiwalencja napisał/a:
Już widzę to jego pełne wyrzutu spojrzenie, że go oszukałam, że mówiłam, że po odwyku jeszcze spróbujemy.

Przecież nie musisz widzieć jego spojrzenia jeśli go nie przyjmiesz ale i tak zrobisz jak będziesz uważała. Stawiam milion, że go przyjmiesz. Każda z nas ma pewną drogę do przebycia na końcu ktorej jest to przysłowiowe dno. Od niego mozna sie odbić i niektóre z tego korzystają a inne nie.
Ambiwalencja napisał/a:
czuje się zobowiązana nawet przed sobą, mieć dla siebie racjonalne wytłumaczenie każdej powziętej względem A.

Ja ciebie rozumiem. Chcesz zrobić wszystko co tylko możesz żeby mu pomóc. Też tak robiłam. Dopiero jak wykorzystałam wszystkie mozliwe środki - poddałam się. Wiedziałam, że nie będę miała wyrzutów sumienia. Tylko, że dopiero teraz wiem, że ta "pomoc" wcale pomocą nie była a udręką dla mnie samej i dzieci :bezradny:
Ambiwalencja napisał/a:
Dziś dzwoniłam do poradni leczenia uzależnień i współuzależnień, celem umówienia się na terapię współuzależnienia.

:brawo:

Jacek - Wto 21 Sty, 2014 11:49

Ambiwalencja napisał/a:
Trudno mi się rozmawia na emocjonujące mnie tematy, bo trzewia mi przetrząsa i język jakoś się dziwnie trzęsie i głos drży,

mnie w wypowiedziach się zdarza jąkać ,nie będąc w pełni ,czy dobrze się wypowiadam
po spotkaniu z alkoholem,zauważyłem ,że on mnie wspomaga w tym
no a zaś to wszystko poszło w złym kierunku,i trudno się mnie było go wyzbyć
no przecież pomagał no nie???
no a na gdzieś pierwszych spotkań metingowych AA - ktoś przeczytał Desiderate ,gdzie utkwiły mnie te słowa
Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa, masz prawo być tutaj i czy jest to dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jaki być powinien.
od tamtej pory,wspomagały mnie,i zawsze je sobie powtarzam ,gdy bym zwątpił w swe prawo bycia takim jakim jestem
nawet gdy bym się jąkał

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 12:30

Jacek, jak widać większość z nas z czymś się zmaga, grunt to radzić sobie.
olga, aż milion ? To dość marnie ukazuje moje szanse na wytrwanie we właściwej decyzji :mysli: :bezradny:

szika - Wto 21 Sty, 2014 12:38

każda decyzja jest właściwa :) ważnę żeby była decyzją a nie uległością lub przymusem :)
pietruszka - Wto 21 Sty, 2014 14:38

Ambiwalencja napisał/a:
Jestem bardzo poruszona i rozemocjonowana tym. Nie wiem czy w ogóle zdołam coś powiedzieć, czy tylko się będę tam trząść jak galareta, swoim zwyczajem. Trudno mi się rozmawia na emocjonujące mnie tematy, bo trzewia mi przetrząsa i język jakoś się dziwnie trzęsie i głos drży, widać to wówczas gołym okiem, ale terapeuci niejedno już widzieli.

Od razu podpowiadam - na pierwsze spotkanie z terapeutą, czy miting Al-anon -jak najmniej makijażu, szczególnie tuszu do rzęs, a i weź koniecznie lusterko :smieje:

Po wyjściu z poradni przeszłam pół miasta, ludzie się za mną oglądali, to polazłam do pierwszego kiosku Ruchu i kupiłam sobie pierwsze lepsze lusterko - całą buzię miałam umazaną od tuszu i od łez... Pamiętam, że lusterko było różowe i z jakimś Pokemonem :smieje:

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 14:46

Właśnie się zastanawiałam nad tym, ale nie chciałam pytać, żeby nie wyjść na pustaka, który się o makijaż martwi ;)
Dziś mam wyjątkowo kiepski dzień, już chce iść na tą cholerną terapie, bo mnie zżera od środka wszystko.

Klara - Wto 21 Sty, 2014 15:03

Ambiwalencja napisał/a:
już chce iść na tą cholerną terapie, bo mnie zżera od środka wszystko.

Zanim pójdziesz na pierwsze spotkanie, możesz skoczyć na mityng i tam dasz ujście emocjom.

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 16:12

Klara, pierwszy raz w grupie al-anon jutro :) Teściowa tez chce pójść. Trochę się stresuje, ale też bardzo na to czekam.

Co do makijażu, może szkoda, bo jednak makijaż dodaje mi pewności siebie, po prostu dobrze się czuję, kiedy wiem, że wyglądam tak jak chcę. Wezmę lusterko i przybory coby się podpicować w razie potrzeby :p ;)

pietruszka - Wto 21 Sty, 2014 16:13

Ambiwalencja napisał/a:
już chce iść na tą cholerną terapie,

niestety w różnych poradniach jest różnie z czasem przyjęcia... czasem i miesiąc i dłużej oczekiwania... mitingi są za to zwykle dostępne "od ręki"

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 19:35

pietruszka, jeśli będzie bardzo długi czas oczekiwania, to spróbuję jeszcze w drugim sąsiadującym mieście. A samo ustalenie terminu będzie dla mnie krzepiące.

A. dziś przez swoją mamę przekazał mi prośbę o telefon, której nie zamierzam spełnić, a która skutecznie sknociła mi popołudnie, bo oto okazuje się, że nie wydzwania, bo wyczerpał kartę do automatu. A ja, głupia myślałam że szanuje moją wolę i temu sobie odpuścił. Chyba mu się bardzo mierzi ten detox skoro mając mnóstwo jedzenia i smakołyków, książki - i tak rości sobie prawo do nagabywania mnie o kontakt.

olga - Wto 21 Sty, 2014 20:10

Marzy mu sie ciepłe łóżeczko i żona co będzie mu nadskakiwać, dzieci w pobliżu czyli pozory posiadania domu i rodziny a głowce pojawi się myśl - nic sie nie dzieje, wszystko jest ok., wszystko poszło po mojej myśli a teraz trzeba ten sukces oblać. :hura:
szika - Wto 21 Sty, 2014 20:58

a ja napiszę od siebie, z mojego punktu widzenia, osoby współuzaleznionej ale i uzaleznionej...(że nie wspomne DDA)
trochę dziwnie mi się tu czyta ten wątek, bo własciwie nie wiadomo o co chodzi... może ja tego nie rozumiem? jesli moje wątpliwości będą nie na miejscu to z góry sorry i prosze mnie upomnieć...

przede wszystkim podstawowe pytanie się rodzi..
czy Ty Iza coś w ogóle do niego czujesz? kochasz go? chciałabyś z nim być?
piszesz, że nie chcesz, że chcesz skończyć to zatem po co utrzymujesz kontakt z jego matką? czy ona wie że podjęłas decyzję że rozstajesz się z nim?
wreszcie czy Ty rzeczywiście chcesz się z nim rozstać? jestes tego pewna???

bo jesli nie (ja czytam między wierszami, że jednak chyba nie) to może lepiej by było nie składać deklaracji o decyzji co do której nie jestes do końca przekonana?
w końcu to ojciec Twoich dzieci jak by nie było... jednak mimo braku ślubu jesteście rodziną, choć losy Wasze sa pokręcone...

sytuacja gdy alkoholik idzie na odwyk nie wymusza jednocześnie wyrzucenia go z domu... czy nie byłoby wysoce słuszne skoncentrowac się na sobie i nauczyć się nie koncentrowac na jego chorobie?

odpowiedz uczciwie sama sobie: czy nie chcesz go odwiedzić ani rozmawiac z nim przez telefon bo tak rzeczywiście masz w środku, głęboko, taka Twoja jest wola czy może jednak przemawia chęc odwetu "bo ty mi tyle narobiłeś przykrości to teraz cierp"...

ja jestem z tej drugiej strony (również)... pamiętam z mojej terapii jak alkoholicy stawali na rzęsach aby utrzymac abstynencję, walczyli z głodami alkoholowymi, sama przez to przechodziłam około roku... jak trudno było się pozbierać do kupy, lęki i bezsenność, huśtawki emocjonalne... świat się zawalił i nie wiedziałam jak ja sobie z tym wszystkim poradzę? ludzie na grupie płakali, bali się jak bezbronne dzieci, wszyscy zagubieni.. podstawowe czynności życiowe sprawiały trudność...
a żony - te które nie odeszły a pozostały ze swoimi mężami, jeździły po nich jak po łysych klaczach... "masz za swoje" i dawaj wylewać swoje żale i złośliwości i kłody pod nogi na kazdym kroku...

te małżeństwa, które się rozpadły (spośród moich znajomych z grupy) to rozpadły się nie przez to że on trzeźwiał, ale przez to, że to współuzaleznione połówki nie wyrabiały w nowej sytuacji, bo... nic ze sobą nie robiły lub niewiele...
odejście nie jest antidotum na trzeźwienie alko, choć nie zaprzeczam, że gdy alko zapija to wywalenie go z domu jest słuszne...wcale nie musi rodzina znosić tego, nie należy mu wtedy pomagać, a postawic granicę... on ma wiedziec gdzie się udac po pomoc i z niej skorzystać, jak nie to trudno - płynie...

ja na szczęście nie miałam takiej sytuacji... rany boskie az mi skóra na plecach cierpnie co by było gdybym ja poszła na terapię a mąż by mnie wywalił z domu, a mógł przecież... ale nie zrobił tego...
nie pomagał mi to fakt, w ogóle nie bardzo interesował się moim trzeźwieniem, ale mi nie przeszkadzał (az tak bardzo) przynajmniej w tym co zaczęłam robić ze sobą...
fakt on sam jest uzalezniony, ale dla mnie na tamten moment było ważne, że w ogóle był ...

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 21:33

Olgo taka jego postawa wskazuje jakby wyrachowanie - nie sądzę żeby A. był aż taki perfidny. Choć może źle Twój post rozumiem. Może masz, na myśli, że alkoholik czynny po prostu taki ma tok rozumowania, sposób działania 'pod siebie', jak to się odbywa w całym tym stwarzaniu sobie optymalnych warunków do picia.
Ah, całymi dniami się tym zadręczam, co dalej, co robić. Jak się zachować po odwyku.
Koniec końców jest to młody jeszcze chłopak, jest DDA, jest z rodziny rozbitej, z przemocą, ma więc pokaźny bagaż i te swoje demony z przeszłości i teraźniejszości, których nie potrafi ujarzmić, ale ma też dwójkę małych dzieci, z którymi relacje może bez przeszkód wzmacniać, ja bowiem nigdy, przenigdy córki nie nastawiałam przeciwko niemu, (syn nic nie kuma jeszcze) może jeszcze wygrać swoje życie, jest dla kogo. Są tutaj przecież tacy, którym się udało. Gdyby tylko zrozumiał, że musi odbyć jeszcze tą terapię pogłębioną po odwyku, dołączyć do AA żeby chcieć i wytrwać.

Klara - Wto 21 Sty, 2014 21:40

To jest trudna sprawa, bo nigdy nie wiadomo, które wyjście jest lepsze, bo jeden uzna miękkie lądowanie za normę (bo zawsze tak było), a innemu pomoże to trzeźwieć.
Różnica między Tobą Sziko a A. jest taka, że Ty poszłaś na leczenie z własnej potrzeby, a on - pod presją sytuacji w której się znalazł i po prostu (tak mnie się wydaje) powinien wreszcie ponieść konsekwencje swojego picia i może udałoby mu się wreszcie dorosnąć, choć nie wiadomo, czy mama mu na to pozwoli.
Właśnie! Pamiętajmy, że ma mamę, która go zawsze i tak ratuje z opresji, a teraz wozi jedzonko i pieniądze.
W sytuacji, gdyby Iza go nie przyjęła, łatwiej byłoby też uniknąć tego "jeżdżenia jak po łysych klaczach".

szika - Wto 21 Sty, 2014 21:47

Duszek, Duszku z opowiadań na grupie, z rozmów z moją terapeutką ale i z kontaktów osobistych, znam poprostu osobiście partnerki moich kumpli... jesli mam być szczera to oczywiście nie wszystkie, ale z niektórymi to nie dało się porozmawiać :(
przykładowo spotkanie towarzyskie, zabawa, balety a dziewczyna stale skupiona na nienawiści i narzekaniu na swojego alkoholika...wiem, wiem... może to oburzać... no ja mam takie doświadczenia i o nich piszę...

nie generalizuję oczywiście, każdy przypadek jest inny.. o to mi chodzi, żeby własnie tak do tego podchodzić... indywidualnie...

Iza pisałam o decyzji, teraz napiszę może trochę wyraźniej...

dlaczego to wazne? przerabiałam to i wiem... podejmowanie decyzji o odejściu w emocjach, gdy kipi żal, wściekłość, wyrzuty, jest o tyle niebezpieczne, bo gdy minie ten stan, spotkacie się i okaże się, że jednak zalezy Ci właśnie na nim bo... bo np ma wspaniałe poczucie humoru... to taki pierwszy lepszy przykład... i ulegniesz i porozmawiasz z nim na spokojnie i miło spędzicie razem parę godzin to może się po tym pojawić poczucie winy, że nie dotrzymałas danej sobie obietnicy, albo co ja powiem dziewczynom na grupie bo przeciez tak się zarzekałam... a z pozycji poczucia winy zaczynamy my - współuzależnione robić różne rzeczy przeciwko sobie...

brak decyzji na ten moment tez jest w porządku, tez jest ok... masz prawo być zagubiona i nie wiedzieć zwyczajnie czego chcesz... decyzja wtedy może wyglądać tak: "na ten moment nie wiem co zrobię, czy odejdę, czy będziemy dalej próbować być razem, nie wiem, potrzebuję czasu, chcę się zając sobą, decyzję ostateczną podejmę gdy będę na to gotowa" ... i na tym pozostać w tym momencie... realizować plan: terapia, mitingi itd... tak też jest ok...

szika - Wto 21 Sty, 2014 21:54

Klaro własnie ta mama tu martwi :(
ale własnie czyż nie lepiej by było pozostać z nią w kontakcie i iść w jednym kierunku zwłaszcza, że mama wyraża wole zmian w sobie? chce iśc kobieta na al-anon przecież...
nie wiem tak kombinuję... tyle, że jesli koniec z facetem to i mamą i nie interesuję się niczym co z nimi związane...
jesli zawieszam decyzję na później i czekam co z tego wyniknie to już zupełnie inna para kaloszy... wtedy to jest ok... działam bez poczucia winy, zgodnie z planem i planu sie trzymam...
zamiast walczyć ze sobą godze się z własnym niezdecydowaniem, lękiem, niewiedzą ... tak może być lżej... mnie tak było lżej...

Klara - Wto 21 Sty, 2014 22:06

szika napisał/a:
ale własnie czyż nie lepiej by było pozostać z nią w kontakcie i iść w jednym kierunku zwłaszcza, że mama wyraża wole zmian w sobie?

Mnie chodzi nie o to, że ona jest zła, bo z tego co pisze Iza, to nie wynika.
Na terapii i na grupach Al-Anon mówi się o twardej miłości, o tym że (wbrew temu co piszesz) alkoholik powinien mieć raczej twarde lądowanie, żeby przestał być Piotrusiem Panem, żeby nikt go w końcu nie ratował, żeby musiał zacząć robić to sam.
Tu: "Zaczarowane koło zaprzeczeń" jest to jasno wyłożone.

szika - Wto 21 Sty, 2014 22:09

Duszek, dokładnie tak jest jak napisałas...
też Cię bardzo lubię :buziak:

niestety taka jest ta choroba, alko czasem nie wie sam że to nawrót... - i tu kłania się bezsilność, że czy alko będzie pił czy nie to nie mamy na to żadnego wpływu...
i na tę bezsilnośc przychodzi czas - czy sie mylę?
nie miałam terapii dla współuzaleznionych, ale tak czuję że tak to własnie jest w procesie zdrowienia...

szika - Wto 21 Sty, 2014 22:14

Klara napisał/a:
alkoholik powinien mieć raczej twarde lądowanie

alez oczywiście, że tak Klaro, jedno drugiemu nie przeczy i się nie wyklucza...
no ja chyba miałam twarde lądowanie... mąż pił i w domu śmierdziało piwem a ja się skręcałam w głodzie... pewnie to inne lądowanie... ale według mnie to mi bardzo pomogło, że nikt sie ze mną nie obchodził jak z jajkiem, wręcz przeciwnie... nikt sie nie interesował, mąz namawiał żebym dała sobie spokój z terapią bo to wstyd, a rodzina była oburzona co ja sobie znowu wymysliłam, jaki alkoholizm???? ... a ja wbrew wszystkiemu i wszystkim i pomimo wszystko trzeźwiałam... bo chciałam... choć nie powiem, miałam rózne momenty i wcale to łatwo nie przyszło...

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 22:28

Ja tu się pocę nad odpowiedzią, a tymczasem Wy już roztrząsacie jej warianty ;)

Po pierwsze rzeczywiście naczelnym moim problemem jest to, że sama nie do końca wiem, czego chcę. Dlatego właśnie zamierzam rozpocząć terapię oraz dołączyć do grupy wsparcia. Jestem rozdarta i miotam się między sprzecznościami. Stąd mój login, stąd te niejasności w obrazie całego wątku. Chyba właśnie chciałabym mieć ten czas na zajęcie się sobą i podjęcie decyzji, bez presji tego, że moje odrzucenie -choćby chwilowe po odwyku - spowoduje nawrót, zgnębi go.

szika oczywiście, że wiele do niego czuje - wiele dobrego i ogrom złego. Na zawsze będzie ojcem moich dzieci, nie wiem jak to jest być z nim gdy jest dobrze, choćby dlatego warto spróbować, żeby mieć szansę się dowiedzieć. Kiedyś się w nim zakochałam, więc może gdzieś tam jest to coś nadal i w nim i we mnie.
Marzę o stworzeniu zgodnej rodziny, ale na drugim końcu tego kija jest ogrom żalu i pretensji, z którymi muszę nauczyć się jakoś radzić. Muszę też najpierw widzieć realne szanse na powodzenie tych wszystkich wspaniałych wizji rodziny, która dźwiga się z dna innymi słowy chcę jeszcze spróbować, ale kiedy taka próba w ogóle będzie miała sens.
Obawiam się bardzo, że A. jest po prostu jeszcze niegotowy na zaprowadzenie zmian, dlatego boję się popełnić błędu rozbudzenia w sobie złudnych nadziei. Boli mnie, że on wciąż skupia się wyłącznie na sobie. Patrząc po wieku trzeźwych alkoholików, wiele wskazuje na to, że chyba większości trzeba więcej lat, by coś zrozumieć choćby przez utratę. A ja nie chcę tych lat tracić razem z nim.

Póki co, nie widzę też rozsądnej potrzeby rozmowy z nim, choć oczywiście chciałabym go wspomóc bardzo, bo pewnie przeżywa koszmar. Skoro jednak nawet nie rozpoczął jeszcze terapii, a jak słusznie zauważyła Klara całe to zaciągnięcie się na nią i pobudki uczynienia tego są grubymi nićmi szyte - to po co mamy rozmawiać ? Przecież na razie nic się nie zmieniło. On wciąż myśli tak jak myślał, wciąż ma zaburzony krytycyzm. Wciąż jest egocentryczny do bólu.
Nie wiem czy powinnam wspierać go w terapi, czy lepiej dla jej powodzenia, a więc także dla niego, będzie jeśli przejdzie ją z dala ode mnie. Jeśli ja też nie funkcjonuje właściwie w naszym układzie, to czy przypadkiem moje z nim kontakty nie zakłócą terapii w ośrodku zamkniętym?
Czy przypadkiem nie dlatego nie zaleca się, by mieli ze sobą telefony komórkowe, ażeby wpływy z zewnątrz nie sprowadzały nań starego stanu rzeczy?
Chcę wiedzieć, czy właśnie obecny czas powinnam poświęcić na rozpoczęcie pracy nad sobą, by właśnie nie zostać w tyle i w przypadku naszego ponownego bycia razem, nie być przyczyną gnicia trzeźwości, gnicia relacji, właśnie jako ta, która niewiele ze sobą robi.
Chciałabym po prostu postąpić właściwie, a obawiam się, że działanie, kolejny raz pod wpływem emocji i uczuć, ze szlachetnych, romantycznych pobudek uczyni tutaj więcej złego, niż dobrego.

Kolejna sprawa - m.in. Jacek podaje z własnego doświadczenia, że około 2 lat potrzeba na rzeczywiste nauczenie się trzeźwości czy też rozpoczęcie trzeźwienia mentalnie.
Jeśli ja od razu zapewnię mu właśnie ciepłe gniazdko i jak falochron ściągać będę na siebie wszystkie grzmoty jego słabości i nieporadności, to jak na tym wyjdzie cała nasza czwórka? Czy to nie będzie kolejny raz strata czasu?
Ponadto widzę ogrom trudności w naszej komunikacji i mam świadomość wszystkich czynników zapalnych w naszej życiowej sytuacji, które to wspólne bytowanie będą najprawdopodobniej pogarszać, przynajmniej w stopniu takim, jak to miało miejsce dotychczas. Samo zachowanie trzeźwości to tylko początek, toteż ta racjonalna część mnie buntuje się, nie chce kontynuować dłużej toksycznego układu, którego picie nie jest jedynym problemem.
Nie wiem, czy te wszystkie poświęcenia, których będąc z nim muszę się dopuścić - dadzą mi kochać go i spać spokojnie. Czy wyrzuty nie będą mnie zżerały od środka. Wiem, że za dużo analizuję zawczasu, ale to forum może mi chyba ku temu służyć, krzywdy nikomu nie wyczyniam. Odpowiedzi na część tych pytań mogę w końcu poznać z czasem, spokojnie próbując z nim sklejać rodzinę od nowa. Nie ma pośpiechu, wiem o tym.

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 22:33

Jego mama jest babcią moich dzieci, bardzo kocha swoje wnuki, a gdyby nie my - byłaby sama jak palec, nie zamierzam zatem, nawet rozstając się z A., zrywać z nią kontaktu. Mamy dość dobre relacje. Obie dbamy, by tak było i staramy się sobie pomagać, pamiętać o sobie. Jestem osobą dążącą do zgodnego otoczenia.

Ona zna moje zdanie i rozterki w tej sprawie i jak wielokrotnie podkreśla - uszanuje każdą moją decyzję. To jej syn, chciałaby by był zdrowy i szczęśliwy, wie, że jest dobrym chłopakiem lecz z drugiej strony potrafi wczuć się w moją skórę, bo sama kiedyś rozstała się z alkoholikiem, ojcem A. Myśli, że może gdyby nie czekała tak długo, aż ona i dzieci doznały traumatycznych przeżyć i jedyne wzorce jakie otrzymały były całkowicie dysfunkcyjne, wówczas dzieciom układałoby się lepiej w głowach i w życiu. Tymczasem każde z trójki jest niewydolne społecznie, z niezliczonymi zaburzeniami, w tym A. i jego brat są alkoholikami.

Ilona - Wto 21 Sty, 2014 22:39

Sugeruję tylko abyś nie szła z teściową na tę samą grupę terapeutyczną i al anon.
( z myślą:wszystko co powiesz może być użyte przeciwko Tobie).

szika - Wto 21 Sty, 2014 22:40

Ambiwalencja napisał/a:
Nie wiem czy powinnam wspierać go w terapi,

absolutnie nie! przeciez nawet nie potrafisz!
Ambiwalencja napisał/a:
Jeśli ja od razu zapewnię mu właśnie ciepłe gniazdko i jak falochron ściągać będę na siebie wszystkie grzmoty jego słabości i nieporadności

tego równiez absolutnie nie! przecież nigdzie to nie jest napisane...
Klara bardzo trafnie to napisała... nie wybawiać, nie dbać jak o jajko, nie chronić...
to trudna sztuka, ale można sie tego nauczyć...najlepiej w ogóle jego terapia sie nie intersować chyba, że sam zechce o tym porozmawiac...

rozmowa z nim nie musi, wręcz nie powinna być o terapii... jesli juz w ogóle by do niej doszło...
Ambiwalencja napisał/a:
Nie wiem, czy te wszystkie poświęcenia, których będąc z nim muszę się dopuścić - dadzą mi kochać go i spać spokojnie. Czy wyrzuty nie będą mnie zżerały od środka. Wiem, że za dużo analizuję zawczasu, ale to forum może mi chyba ku temu służyć, krzywdy nikomu nie wyczyniam. Odpowiedzi na część tych pytań mogę w końcu poznać z czasem, spokojnie próbując z nim sklejać rodzinę od nowa. Nie ma pośpiechu, wiem o tym.

jaka Ty mądrutka dziewczynka jesteś :pocieszacz: ;)

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 22:53

W rzeczywistości to on decydował kiedy jest u nas, a kiedy go nie ma, choć pozornie to moje przyzwolenie miało być decydujące.
Wiedział, że nie ma wstępu kiedy pije. Potem, po piciu zazwyczaj odbywało się to tak, że pod pretekstem widzenia z dziećmi przychodził i próbował ujarzmić moją złość, udobruchać mnie. Sprowokować do jakichkolwiek emocji względem siebie, choćby najbardziej wrogich, byle widzieć, że wciąż mnie 'rusza'. Zaczynało się od kłótni, a jak ja wyrzucałam mu wszystkie żale, to stawało mi się na duszy lżej i zawsze po kilku dniach odpuszczałam.
Wówczas następował ten sielankowy czas obiadków, wspólnego spędzania wolnych chwil, bo przyjeżdżał w tygodniu po pracy, albo przed i pod wieczór jechał do mamy, potem w soboty przyjeżdżał, zostawał na weekend, a w tygodniu czasem na noc. Wciąż jednak, ogólnie rzecz biorąc mieszkał oficjalnie u mamy. Kiedy np. ja wyjeżdżałam do przyjaciół (co ma miejsce zwykle raz na 2 tygodnie, czasem częściej) to nie było mowy, że on ten czas spędza sam u mnie. Córka również miała świadomość, że tata przyjeżdża w odwiedziny ale mieszka u babci.

szika - Wto 21 Sty, 2014 23:06

Tak było do tej pory, jak będzie? zobaczysz, zdecydujesz...
w sumie to nie taki zły układ... może dawać Wam szansę na dystans, gdyby któreś z Was go potrzebowało... wydaje mi się, że trudniej by mogło być gdybyście mieszkali razem w Waszej sytuacji...

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 23:13

Ilona mama A. powiedziała, że chce iść ze mną, ale nie wiem czy jako przewodnik, bo ja nie wiedziałam nawet gdzie jest ten adres, pod którym odbywają się spotkania Al-anon, a ona mieszka w tym mieście. Zaczęło się od tego, że mnie zawiezie na miejsce, a potem doszło, że może pójść ze mną.
Pomyślałam wówczas, że i jej by się przydała lekcja twardej miłości, więc dlaczego nie? Tyle, że grupy muszą być osobne, bo z założenia nie chcę mieszać rodziny z grupą, być może bowiem kiedyś przyjdzie czas porozmawiać mi na grupie o jej postawie, a nie chcę by czuła się dotknięta. Nie chcę też, by tego typu rozterki na grupie mnie ograniczały.
Nie wiem jeszcze jak w praktyce struktura tego Al-anon wygląda.
I wiadomo, przezorny zawsze ubezpieczony, a co teściowa, to teściowa ;) Grupa musi być osobna.

szika pisząc o wsparciu w terapii, źle się wyraziłam, mam na myśli po prostu odwiedziny w czasie jego pobytu w szpitalu, czy właśnie rozmowy telefoniczne.
Wszyscy w koło mi radzą, żeby go trochę przetrzymać i tak od razu nie lecieć tam na jego skinienie, nawet jeślibym chciała. Dać mu na trzeźwo zatęsknić. A ja g***o wiem i w tym gównie niewiedzy się taplam. Miotam się między radami wszystkich życzliwych i próbuję uniknąć samodzielnych decyzji, jak rasowy tchórz.

A pisząc o ciepłym gniazdku mam na myśli przyjęcie go po odwyku z powrotem. Chodzi o to, że nawet jeśli po odwyku oficjalnie on zostanie u mamy, a będziemy się widywać, to z czasem czas i częstotliwość wizyt uczynią jego mieszkanie u mamy tylko formalnym. Nie wiem, jak wprowadzić w życie to zawieszenie decyzji, bez powielania tej samej sytuacji co zawsze.

Rozumiem, co masz na myśli w kontekście powstrzymania się od deklaracji, z dotrzymaniem których mogę mieć problem. Ja wciąż dlatego podkreślam, że nie wiem co robić, że się miotam i że mam świadomość, że moje postanowienia są jak dotąd liche niczym gałązki na wietrze.
Masz rację, że później z wstydu przed przyznaniem, że postąpiłam inaczej mogę działać na szkodę sobie, np. okłamując grupę albo zaprzestając uczestniczenia w niej, czy tu na forum.
Z drugiej strony nie składam nikomu oficjalnej przysięgi, a żadna z decyzji, które rozważam nie jest ostateczna, nieodwracalna. Błądzić jest rzeczą ludzką. - o, widzisz, jaka żem teraz mądra ? :lol2:

szika - Wto 21 Sty, 2014 23:27

Ambiwalencja napisał/a:
Nie wiem, jak wprowadzić w życie to zawieszenie decyzji, bez powielania tej samej sytuacji co zawsze.

to naturalne, że się wahasz... to nowa sytuacja której nie znasz...
zawieszenie hmmm... jakby to...

ja to robię mniej więcej tak: dzisiaj nie wiem, nie jestem pewna, dzisiaj nie chcę, dziś czuję, ze to nie będzie dla mnie dobre, bo np targają mną emocje... zostawiam decyzję na (i tu ustalam sama ze soba jakis termin) dwa tygodnie, miesiąc... zobacze jak wtedy będe miała... podejme decyzję gdy będe pewna, że tak własnie chcę, że to w zgodzie ze mną...

jesli przemawia do Ciebie przetrzymać, jesli tak CZUJESZ że bedzie dobrze i tak podpowiada Ci rozsądek to tak zrób... przetrzymaj... ustal sama ze sobą kiedy znów nad tym pomyslisz...
o co mi chodzi... masz wtedy ten czas wolny od rozterek, troszke spokoju chociaz z tą jedna sprawą, która Cie tak męczy... dwa tygodnie, miesiąc zajmujesz się czymś innym, najlepiej sobą...

jego poprostu poinformuj "teraz nie chcę rozmawiać, przemyślę i zobaczę, może za dwa tygodnie zadzwonię do ciebie" i już...

Ambiwalencja - Wto 21 Sty, 2014 23:36

szika, Ty to dopiero jesteś mądra bestyja! Proste niby rzeczy mi piszesz, a ja sama na nie nie wpadłam :mysli: :oops:
Czytam Twojego posta i myślę sobie: - no dobra, sobie mam dać czas, sobie ustalić termin, ale co mam zrobić z nim, jego oczekiwaniem?
A tu, proszę, jak na zawołanie, ostatnie zdanie w prosty, acz praktyczny sposób zdaje się być wyczerpującym temat.

Klara czytam to Zaczarowane Koło... i wprawia mnie w osłupienie już sam początek - krótka charakterystyka osoby alkoholika - jak w pysk strzelił to mój A. Tylko wiek młodszy. Ciekawe co pomyślę, jak przeczytam opis roli, którą ja wzorowo odgrywam w szopce.

szika - Wto 21 Sty, 2014 23:51

mądra po szkodzie... niestety...
ja Twoją ambiwalencję doskonale rozumiem, bo sama tak sie motałam i jeszcze motam, choć już znacznie mniej i rzadziej... tu tylko na tym forum od sierpnia zadawałam mnóstwo pytań, bo sama nie wiedziałam o co mi chodzi? lata całe zyłam jakby mnie było dwie a czasem nawet trzy i nie wiedziałam której sziki posłuchać? bo żadna mi nie pasowała tak naprawdę... ale musze sie przyznać uczciwie - ja nie wiedziałam co sie zemna dzieje.. że to współuzaleznienie... zmyła polegała na tym, że mój men nie pije, jest reprezentantem z grupy sprawców przemocy emocjonalnej...
kochane te ludzie tutaj cierpliwie mi pomagali i pomagają :buzki:
mi forum bardzo dużo dało, u nas, w moim miescie nie ma grupy dla współuzaleznionych ani dda, ja mam tylko terapie indywidualną, płatną... ale to nie to co poczytać o doświadczeniach innych...
tego z decyzjami nauczyła mnie terapka i spraktykowałam... działa...

pietruszka - Śro 22 Sty, 2014 08:01

Ambiwalencja napisał/a:
próbuję uniknąć samodzielnych decyzji, jak rasowy tchórz.

na razie, to on jeszcze nie skończył terapii, nie wyszedł z zamkniętego ośrodka, gdzie niejako jest pod kloszem. Czy już można powiedzieć, że już definitywnie skończył z piciem? Chyba na to stanowczo za wcześnie. Może nawet za wcześnie sobie głowę zaprzątać, jak układać późniejsze życie?

Mój Pietruch robił terapię stacjonarną, więc go miałam cały czas "na głowie". Tego pierwszego okresu nie wspominam miło. To okres wielkich, nieprzyjemnych emocji, strachu, lęków, złości, wzajemnych żali ze strony obojga. On wpadał w dumę, ze tak ładnie trzeźwieje, i jeszcze go inni upewniali, jakim to jest bohaterem, a ja z zazdrości o to jego całe "bohaterstwo" miałam go po dziurki w nosie. Mnie wtedy nikt nie dawał orderów, pochwał, ze ja to wszystko wytrzymuję, itd... A i ta złość, o której wspominasz sziko - mnie to też dopadło :wstyd: Taki moment: "jak teraz jesteś trzeźwy" to mnie teraz słuchaj, w końcu jest szansa, że mnie usłyszysz, wcześniej chodziłeś otumaniony, teraz Ci powiem, jak to wszystko wyglądało rzeczywiście". Akurat, byłam w terapii, więc sobie z tą złością poradziłam mniej wylewnie, przy pomocy terapeutki, gdybym to wylała tak wprost na Pietrucha, cóż... do dziś bym sobie nie poradziła ze wstydem, tyle było tam nieprzyjemnych emocji...

Iza, to dobry moment na zrobienie czegoś ze sobą (Al-anon, terapia), bez względu na to, czy będziesz kiedyś z ojcem swoich dzieci, czy podejmiesz inną decyzję. Poukładanie sobie w głowie, zdobycie nowych umiejętności, i to wszystko, co możesz dostać dzięki własnej pracy nad sobą - to umiejętności, nowe przemyślenia, które przydadzą Ci się w relacjach z samą sobą, z alkoholikiem (nawet jeśli zostanie tylko relacja on - jako ojciec Twoich dzieci), z ewentualnymi przyszłymi partnerami, z dziećmi, z krewnymi, znajomymi, sąsiadami, itd... Osobiście nawet sama żałowałam, że nie zaczęłam terapii wcześniej, zanim Pietruch nie zaczął trzeźwieć, bo byłabym lepiej przygotowana na i taką okoliczność, gdy zmienia się tak wiele.

Nie wiem, czy miałabym odwagę pójść na miting z teściową. Dla mnie to było tak bardzo osobiste wydarzenie, że nie wiem, czy byłabym gotowa przeżywać to w czyjeś obecności, szczególnie osoby, której bałabym się oceny.

Jakkolwiek na moją "teściową" (bo my akurat też bez papierka) nie mogę narzekać w kwestii jej podejścia do leczenia Pietrucha, ale... nieraz bywał konflikt interesów. Dla mnie nie zawsze zdrowe było to samo, co zdrowe dla jej syna.

Maciejka - Śro 22 Sty, 2014 08:12

chciałam napisac co Pietruszka pochodź na Al- Anon , posłuchaj wypowiedzi innych co borykają się z podobnym problemem , pochodx na terapię i sama będziesz wiedziała jekie decyzje podejmowac . tu na forum tak naprawdę nikt nie zna twojej sytuacji i takie doradzanie zrób taki i tak czasem sa dobre dla radzacego ale nijak się mają do pytającego o radę. Pochodzisz na odpowiednie grupy i "nauczysz sie myslec samodzielnie" i podejmować trafne decyzje.
pietruszka - Śro 22 Sty, 2014 08:31

Acha... ja swoją decyzję tak "na serio" o zostaniu w związku podjęłam tak właściwie po roku czasu. Dałam sobie taki właśnie czas na podjęcie decyzji, czy chcę być dalej z Pietruchem (oczywiście pod warunkiem, że utrzymuje abstynencję i dalej się leczy). Potrzebowałam czasu, by zdobyć odpowiednią widzę o samej chorobie, o własnym współuzależnieniu - czy to miłość, czy tylko uzależnienie od drugiej osoby, o ewentualnych skutkach życia z alkoholikiem, nawet trzeźwiejącym. TERMIN na podjecie decyzji to fajna sprawa :tak: - mobilizuje do działania, a nie tylko dryfowania na powierzchni zdarzeń.
szika - Śro 22 Sty, 2014 09:30

pietruszka, ja jako alko dopowiem od siebie - rok wydaje się bardzo rozsądny :)
a póki co nie ma co deklarować, pisać scenariuszy, planować...
zająć się sobą i być w tym egoistyczną - dokładnie tak samo jak alkoholik... zadbać o siebie - nie o niego :)
trzymam kciuki :okok:

Ambiwalencja - Śro 22 Sty, 2014 10:37

wydzwaniam do tej poradni zgodnie z wczorajszymi wytycznymi od 9, jak prawdziwy upierdliwiec, nikt nie odbiera.
pietruszka - Śro 22 Sty, 2014 10:45

Ambiwalencja napisał/a:
nikt nie odbiera.

W mojej poradni (a to malutka poradnia) te kilka lat temu, nie było sekretarki, czy recepcjonistki i same terapeutki odbierały telefony, więc też trudno było się dodzwonić, bo co rusz miały jakieś spotkanie, czy grupę. Pamiętam, że zawsze starałam się wstrzelić o równej godzinie, by kogoś złapać albo... po prostu osobiście starałam się umówić. Teraz już jest recepcjonistka i jest o niebo lepiej.

A masz jakąś inną poradnię też w okolicy? No albo uzbrój się w cierpliwość :pocieszacz:

Ambiwalencja - Śro 22 Sty, 2014 12:11

:lol2: :lol2: Yipee ki-yay! :P Zapisana jestem, zapisana! Pierwsze indywidualne spotkanie 28.01. godz. 11.00!
Trochę mnie to przegoni, bo na 15.00 tego samego dnia muszę być na prześwietleniu stawów biodrowych w innym mieście z synem, ale moja nieoceniona mama na pewno przyjdzie mi z pomocą w tej sprawie i jakoś to logistycznie rozwiążemy. Cieszę się jak dziecko! :radocha: :radocha:
Dzwoniłam tam z 40 razy jak nic pietruszko :) :) Cierpliwość to, czy raczej narwanie - nie wiem. Może po prostu determinacja. Miałam właśnie dołożyć do pieca i myślę sobie, zanim to - zadzwonię jeszcze raz, 3 minuty do południa, czary mary i głos po drugiej stronie zabrzmiał :)

olga - Śro 22 Sty, 2014 12:12

Ambiwalencja napisał/a:
Zapisana jestem, zapisana!


:brawo:

pietruszka - Śro 22 Sty, 2014 12:23

Ambiwalencja napisał/a:
Dzwoniłam tam z 40 razy jak nic pietruszko :) :) Cierpliwość to, czy raczej narwanie - nie wiem. Może po prostu determinacja.

Brawo Iza :brawo:
Jak nic - determinacja - myślę, że to dobry prognostyk dla Ciebie :)

Do pieca jednak dołożyłaś? Żebyś nam nie zamarzła do tej terapii :rotfl:

yuraa - Śro 22 Sty, 2014 12:23

:okok:
Ambiwalencja - Śro 22 Sty, 2014 13:02

pietruszko dołożyłam zaraz po napisaniu tutaj posta ;) Teraz sprzątam, bo ta pomyślność dała mi kopa, może nawet choinkę w końcu rozbiorę. A. stroił ją z córką, a ja i mały pstrykalismy im zdjęcia, dobrze mi się to kojarzy :)
Już samo to, że A. chciał żebyśmy mieli pierwszą choinkę, "bo dzieci się będą cieszyć" zaskoczyło mnie.

Klara - Śro 22 Sty, 2014 14:59

Ambiwalencja napisał/a:
Zapisana jestem, zapisana! Pierwsze indywidualne spotkanie 28.01. godz. 11.00

Brawo Iza! :brawo:

Ambiwalencja - Śro 22 Sty, 2014 15:02

Dzięki wszystkim Wam za wsparcie :)
Ambiwalencja - Śro 22 Sty, 2014 23:42

Po pierwszym al-anon uczucia mam oczywiście mieszane - cała ja, wiecznie rozdarta, wiecznie w połowie tam, w połowie siam, już mi to bokiem wychodzi.
Lekko byłam oszołomiona :)

Jako, że nie ma żadnego oczywistego powodu takich odczuć, sądzę że były nim:
- nieumiejętność wylozenia w krótki, konkretny sposób swojego zdania. Czułam niedosyt i niedopowiedzenie, gubiłam wątek pozostali uczestnicy spotkania także.
- obawiam się, że będę sama sobie cenzorem ze względu na obecność mamy A. obok.

Zobaczymy jak będzie, powyższe, to tylko luźne odczucia, mogłabym ich wymienić znacznie więcej, podobnie obaw, ale nie będę ich sobie utrwalać przez pisanie, nie chcę się starym swoim zwyczajem martwić na zapas.
Grupa jest jedna. Teściowa i ja w niej.
Raz kozie śmierć, spróbuję.
Z logistycznego punktu widzenia to dobre rozwiązanie, gdyby teściowa nie jeździła ze mną samochodem, każdorazowo zajmowałoby mi to minimum 4h przy dobrym połączeniu autobusowym, a przecież mam w domu niemowlaka. Powroty byłyby problematyczne, bo mieszkam na odludziu, żeby dojść do domu musze przejść przez las, a póki zima i ciemno - to niebezpieczne.
Przez grupę zostałam bardzo miło przyjęta. Na koniec mnie jedna osoba nawet wycałowała, byłam zdziwiona. Druga, jak sponsor, dała swój numer telefonu, w razie kryzysu - dodała. Myślałam, że tak się robi tylko na AA.

pietruszka - Czw 23 Sty, 2014 07:10

Ambiwalencja napisał/a:
Na koniec mnie jedna osoba nawet wycałowała, byłam zdziwiona.

tylko jedna? :D Ludziska topnieją emocjonalnie na grupach,a przecież to jest właśnie potrzebne, odmrozić się emocjonalnie, pobyć chwilę w ludzkim cieple i życzliwości...

Ambiwalencja napisał/a:
Czułam niedosyt i niedopowiedzenie, gubiłam wątek pozostali uczestnicy spotkania także.


ano bo to nie konkurs krasomówczy, a jeśli chodzi o silne emocje, to nieraz i język kołowacieje i wkrada się chaos do wypowiedzi...


Pamiętam, ze moje pierwsze mitingi, na których nic jeszcze nie rozumiałam z programu, to było po prostu miejsce na wyciszenie, doładowanie akumulatorów, i właśnie takie rozmrażanie się emocjonalne. Najważniejsze było chyba jednak to, że wiedziałam, że jestem rozumiana.

olga - Czw 23 Sty, 2014 07:14

pietruszka napisał/a:
wiedziałam, że jestem rozumiana.

no właśnie, dla mnie to chyba było najważniejsze, to, że czułam, że jestem między swoimi - ludźmi, którzy wiedzą przez co przechodzę bo oni maja tak samo, to, że mogę mówić otwarcie, niczego nie ukrywać, nie bać sie oceny, obmowy, wysmiania

Ambiwalencja - Czw 23 Sty, 2014 12:47

Macie rację we wszystkim, co napisałyście. Ja już nie mogę się doczekać przyszłej środy i planuje w najbliższym czasie środowe wieczory poświęcać właśnie temu.
Program nie jest mi obcy, czytałam go już przed 2 laty, przy okazji lektury książki "Buty mojego męża". Wtedy też dowiedziałam się o istnieniu Al-anon, potem sięgnęłam po "Koniec Wspoluzaleznienia", zaczęłam szukać informacji, natomiast wprowadzanie programu w życie to magia dla mnie.
Za to, poczucie akceptacji i zrozumienia przyszło wczoraj od razu i jakby wisiało przede mną w powietrzu, na wyciągnięcie ręki. Emocje przy wypowiadaniu się są ogromne, na początku z ledwością potrafiłam wypowiedzieć tych kilka zdań o sobie, bo od razu zbierało mi się na płacz, mimo że przy ludziach raczej nie zdarza mi się płakać.

Linka - Czw 23 Sty, 2014 15:25

Ambiwalencja napisał/a:
na początku z ledwością potrafiłam wypowiedzieć tych kilka zdań o sobie, bo od razu zbierało mi się na płacz

ja ryczałam przez pierwsze kilka spotkań, poszło kilka paczek chusteczek...
to normalne

pietruszka - Czw 23 Sty, 2014 15:38

Ambiwalencja napisał/a:
mimo że przy ludziach raczej nie zdarza mi się płakać.

ja też nie nawykłam... ale na początku to się trochę łez polało...

szika - Czw 23 Sty, 2014 15:52

Ambiwalencja napisał/a:
"Koniec Wspoluzaleznienia"

dla mnie genialna książka, a już odpłynęłam gdy pojełam o co chodzi w trójkącie dramatycznym Karpmana... doznałam olśnienia i jakbym Ameryke odkryła :)
fajnie się Ciebie czyta Iza, cieszę się razem z Tobą :buziak:

Ambiwalencja - Czw 23 Sty, 2014 15:58

Jeszcze o jednej ważnej rzeczy związanej z wczorajszym dołączeniem do grupy zapomniałam wspomnieć - ze 3 osoby z grupy są na oko w okolicach 30-tki, a ich partnerzy od 4, 5 lat są trzeźwi. To mi dało do myślenia, że może jeszcze nie wszystko stracone, że da się.

szika dziękuję, wzajemnie :)
Z literatury fachowej mam jeszcze dużo zaległości, nie znam tego o czym piszesz. Dostałam taką broszurę, w której są wskazane różne publikacje, będę sprawdzać czy miejska biblioteka coś z tego ma.

szika - Czw 23 Sty, 2014 16:00

może... :)

pozwolę sobie przypomnieć ... jakiś termin ustalałaś czy jakoś tak :figielek: :P

Maciejka - Czw 23 Sty, 2014 16:01

Ach ta nadzieja ....skup się na sobie jeśli pomożesz sobie to jak on zacznie trzeźwieć to być może wtedy jeszcze nie wszystko stracone ale ...co by było gdyby a póki co najważniejsza jesteś ty bo tylko ty zostaniesz sama ze sobą do końca swoich dni.
Klara - Czw 23 Sty, 2014 16:06

Ambiwalencja napisał/a:
To mi dało do myślenia, że może jeszcze nie wszystko stracone, że da się.

Jeśli będziesz chodziła po to, żeby JEMU dało się wytrzeźwieć, to może Cię czekać przykre rozczarowanie, bo od Twoich chęci niewiele tu zależy.
Nastaw się na to, żeby chodzić na Al-Anon po to, żeby SOBIE poprawić jakość życia.

Ambiwalencja napisał/a:
zbierało mi się na płacz,

Miałam to samo, a ponadto "kluskę" w gardle uniemożliwiającą mówienie mimo, że nigdy nie peszyłam się przy większej grupie.

Ambiwalencja - Czw 23 Sty, 2014 16:10

szika musiałabys mnie widzieć, jak to wczoraj wykładałam Twój patent na zawieszenie decyzji, wszyscy mi przytakiwali, że to prawda - wszystko mogę, nic nie muszę, a już na pewno nie od zaraz. Mogę dać sobie czas.
Dobra. Tylko teraz muszę to poczuć jeszcze ja sama.

perełka, wiem - ta wkradająca się nawet najdrobniejszą szczeliną nadzieja jest najlepszym dowodem na to, że muszę się leczyć. Z nadzieją trudno się rozstać. Też jest narzędziem do podstępnej manipulacji samym sobą.

Maciejka - Czw 23 Sty, 2014 16:17

Wiesz co Iza jak ja musiałam to nie ruszałam z miejsca . Jak mogłam coś z tym zrobić , miaąłmk wybór to jakoś tak dziwnie szłam powolutku do przodu w swoim tempie żólwim ale za to jak daleko doszłam w tym powolnym krok po kroczku tempie swoim.
szika - Czw 23 Sty, 2014 16:18

Ambiwalencja napisał/a:
Z literatury fachowej mam jeszcze dużo zaległości, nie znam tego o czym piszesz. Dostałam taką broszurę, w której są wskazane różne publikacje, będę sprawdzać czy miejska biblioteka coś z tego ma.

w internecie są w formacie pdf prawie wszystkie wazniejsze pozycje... spokojnie.. jak poczujesz potrzebę to znajdziesz... :)

trójkąt dramatyczny wystarczy wpisać w google i jest wiele stron na ten temat..
to tak gdybys poczuła głód wiedzy :)

Maciejka - Czw 23 Sty, 2014 16:22

Iza dużą pomoca jest ksiązeczka ; W Al- anon dzień po dniu jest do kupienia albo w internecie albo na grupac AL- Anon to niewiele kosztuje kiladziesiąt złotych a pomocna jak elementarz w różnych sytuacjach dnia codziennego jak i pomoc w trakcie terapii jak jest trudno i cięzko.
Ambiwalencja - Czw 23 Sty, 2014 16:23

A to całe darowanie numeru, żeby w trakcie kryzysy dzwonić - to standardowe działanie?
Maciejka - Czw 23 Sty, 2014 16:26

Tak bo rozmowa pomaga , dobrze jest się wygadać przez telefon do kogos kto jest krok dalej . Tobie będzie lżej a po tamtej osobie spłynie jak po kaczce . Jak ja chodziłam na grupę wsparcia u nas to miałyśmy kazda do siebie numery telefonów i czasem dobrze było po prostu usłyszeć po tamtej stronie głos kolezanki i samopoczucie się poprawiało.
pietruszka - Czw 23 Sty, 2014 16:29

Ambiwalencja napisał/a:
A to całe darowanie numeru, żeby w trakcie kryzysy dzwonić - to standardowe działanie?

nie wiem, czy standardowe, ale u mnie na grupie też był taki zwyczaj... i nie przejmuj się - korzystaj, gdy zajdzie potrzeba...

perełka napisał/a:
a po tamtej osobie spłynie jak po kaczce .


eeee... może niekoniecznie... jednak pomagając komuś jednocześnie... pomaga się sobie...

Ambiwalencja - Czw 23 Sty, 2014 17:12

Moja córka wczoraj, słysząc moją rozmowę z mamą (szika, ponowny raz o zawieszeniu decyzji - sic!) zapytała:
- mamo, a Ty już się zastanowiłaś czy będziemy z tatą razem mieszkać?
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc powiedziałam, że nie wiem jeszcze, że nie wiadomo czy tata wyleczy się i że to trudna decyzja.
Porażka.

pietruszka - Czw 23 Sty, 2014 17:30

Ambiwalencja napisał/a:
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc powiedziałam, że nie wiem jeszcze, że nie wiadomo czy tata wyleczy się i że to trudna decyzja.
Porażka.

A co Ty takiego porażkowego widzisz w tej swojej odpowiedzi dla córki? Moim zdaniem, odpowiedziałaś zgodnie z prawdą.

Widzę, że wciąż Cię świerzbi ta nadzieją, że on jednak...
Iza, życie z trzeźwiejącym alkoholikiem to też niełatwy orzech do zgryzienia, uwierz mi. Zanim on nauczy się radzić ze swoimi emocjami, nie raz możesz dostać rykoszetem, także Twoje dzieci. Nie ma się do czego spieszyć... przynajmniej przez pierwsze miesiące. Jeżeli twój men faktycznie utrzyma abstynencję - to może okazać się, że to zupełnie inny człowiek, jakiego znałaś.

Nie będzie to Anioł, który nosiłby Cię na rękach, byleby załagodzić poprzedni ciąg... Sama żyłam w iluzji, że jak wytrzeźwieje to zostaną tylko z niego te wszystkie zalety i samo anielstwo... Iluzja szybko prysła jak bańka mydlana...

pietruszka - Czw 23 Sty, 2014 17:32

I tak sobie pomyślałam, zajrzyj może tutaj: http://www.prometea.pl/in...?list=go&idx=93
Ambiwalencja - Czw 23 Sty, 2014 21:59

pietruszko jako porażkę uważam nie samą odpowiedź, tylko fakty w niej zawarte. Innymi słowy to, jakie konsekwencje na dzieciaczki sprowadziły moje wybory. Jaki dom mam im do zaoferowania. To wszystko czemu ona stawia czoła, przerasta nawet mnie, więc nie wiem co musi się dziać w jej głowie, jak to swoim, małym jeszcze rozumkiem ogarnia. To nie są sprawy, które powinny zaprzątać umysł 5 letniego dziecka. Chciałabym po prostu móc powiedzieć jej coś dobrego.
Czytałam artykuł, który mi wskazałaś.
Jestem świadoma tego, że musi być koszmarnie trudno w pierwszych miesiącach trzeźwości, wczoraj na mityngu było to podkreślone. Przeraża mnie to wszystko, bo choć obecna sytuacja nie jest zdrowa, dostosowałam się do niej. Nie wiem właśnie dlatego, czy w razie potrzeby choćby ja podałam temu ewentualnemu nowemu chaosowi na drodze do nowego porządku rzeczy - ale teraz to mnie nie powinno zaprzątać..

Nie wydaje mi się sziko, że zaczęłam już funkcjonować w stanie zawieszenia decyzji, bo wówczas powinnam przestać ją rozważać :) To chyba nie takie proste, jak sądziłam, ale z czasem na pewno wykonalne :)
Jutro skoro świt jedziemy do znajomych na cały weekend, wracamy w poniedziałek. Trochę zmienimy otoczenie, odsapniemy przed przyszłym intensywnym tygodniem.

Perełko rzeczywiście w moich broszurach ujęta jest ta pozycja, na razie muszę sobie dać trochę czasu na kolejne nowości, bo w ostatnich dniach tyle się tej teorii naczytałam, że mam mętlik.

szika - Pią 24 Sty, 2014 01:10

Ambiwalencja napisał/a:
jako porażkę uważam nie samą odpowiedź, tylko fakty w niej zawarte.

nie ma nic złego w tym, że czujesz się zagubiona i nie potrafisz teraz podjąć żadnych decyzji... tak masz, to jestes Ty Iza i masz pełne prawo tak się czuć...
dla córki zrobiłaś najlepszą rzecz jaką mogłaś, tak mi się wydaje - powiedziałas jej prawdę... nie oszukiwałas, nie wymyslałas ani nie kombinowałaś...
Twoja Córka miała okazję nauczyć się, zobaczyć, że taki stan zawieszenia i poczucia bezradności jest naturalnym stanem, Ty jej to pokazałaś...
Ona sama teraz ale i gdy będzie dorastać czy już jako dorosła da sobie prawo aby sie pogubić, nie mieć gotowych odpowiedzi na każde pytanie, czuć się bezradną...
i tak jest dobrze...
nam się wydaje, że my mamy być idealnymi wzorami dla dzieci i często udajemy herosów i siłaczki, ukrywamy przed dziećmi nasze słabości...
a nasze słabości są składową naszego zycia przecież i tacy mamy się naszym dzieciom dawać poznawać...
wiem, że to brzmi zagmatwanie, ale to nie porażka Izo, to Twój sukces, jesteś prawdziwa i taka bądź... twoja córka nauczy się od Ciebie autentyczności i prawdy...
nie budujmy dzieciom iluzji a dawajmy im prawdę... zaufaj Córce, ona w swej dziecięcej ufności i nieskażonym manipulacjami rozumku poradzi sobie z tą sytuacją...
zaś jesli ciągle rozważasz to niech tak będzie... tak tez jest dobrze... nie teraz to następnym razem gdy staniesz przed trudnym wyborem być może skorzystasz z patentu... tylko się przypadkiem nie obwiniaj, że niby takie proste a Ty nie potrafisz..
na teraz wszystko jest tak jak miało być ... na wszystko przyjdzie czas...

Klara - Pią 24 Sty, 2014 08:48

szika napisał/a:
na wszystko przyjdzie czas..

:tak:
"Daj czasowi czas" - usłyszysz tę maksymę na mityngach.

No i podpisuję się pod wszystkim co piszą dziewczyny.

Linka - Pią 24 Sty, 2014 17:41

Ambiwalencja napisał/a:
A to całe darowanie numeru, żeby w trakcie kryzysy dzwonić - to standardowe działanie?
na mojej grupie dajemy swoje numery tel. nowoprzybyłej, najczęściej na jakiejś broszurce
Ambiwalencja - Pią 24 Sty, 2014 22:59

Za mną kolejny dzień, w którym nie udało mi się odciąć od sprawy, uwolnić od naglącego przeświadczenia o konieczności podjęcia decyzji wkrótce. Jakby mi cholera jakiś zegar czas odliczał, co rusz przypominając o sytuacji tykaniem, nie dając się zapomnieć.
Nie udało mi się także uniknąć szczękościsku, bólu brzucha i zaburzeń apetytu w reakcji na stres wywołany tym przeświadczeniem. Jedyne co mi się udało, to nie mówić z własnej inicjatywy o całej sprawie, odpowiadać tylko ściśle na pytania i powoli oddalać się od tematu, nie rozwijać go, nie myśleć głośno. Nie ma nas w domu, ale frustracja jest, jak dotąd moim stałym pasażerem na gapę, na krzywy ryj, jak narośl pasożytująca na ciele i umyśle. Lezie za mną wszędzie, dosięga na jawie, we śnie też. Pozdrawiam ciepło.

olga - Pią 24 Sty, 2014 23:10

Jeśli masz potrzebe mówienia o tym to mów. Wyrzucasz z siebie w ten sposob negatywne emocje. Przyjdzie taki czas, ze przestaniesz o tym mowić bo nie bedzie to dla Ciebie ważne, po prostu nie bedzie miało znaczenia.
Klara - Sob 25 Sty, 2014 08:35

Iza!
Zacznij z innej strony - WYRZUĆ GO Z GŁOWY! Przestań o nim myśleć - świadomie kieruj myśli w inną stronę.
Od razu może się nie udać, ale ćwiczenie czyni mistrza i po jakimś czasie zadziała.

Ambiwalencja - Sob 25 Sty, 2014 23:24

Tego właśnie próbuje Janko :) I przyznam, że nie jest tak źle z powodzeniem tych prób, dbam o inne tematy "na tapecie", a póki jestem poza domem, łatwiej mi ten zamiar realizować.
Ambiwalencja - Śro 29 Sty, 2014 22:08

Po wczorajszej wizycie na terapii indywidualnej i dzisiejszym mityngu czuje się bardzo usatysfakcjonowana. Mityngi mnie uczłowieczają, uczą dobrych wzorców myślenia na początek, choć ciężko mi to wchodzi. Potem to myślenie będzie mieć przełożenie na postępowanie, jeśli dobrze pójdzie. Moja sponsorka ponownie zachęciła do kontaktu, w razie chęci, nie tylko w razie kryzysu. Uczę się słuchać i słyszeć. Uczę się milczeć, gdy nic ważnego nie mam do powiedzenia. Przede mną wiele pracy nad sobą.
Pani psycholog jest świetna, na terapii wiele mi rozjaśniła, na wiele aspektów mojego zachowania zwróciła uwagę. Sesja trwała przeszło godzinę. W przyszły wtorek kolejna wizyta, a w sobotę być może pojadę z dziećmi w odwiedziny do A., aczkolwiek podkreślając jemu, że moja wizyta nie oznacza, że wszystko jest dobrze, że po odwyku przyjmę go z powrotem. Mam czas na podjęcie decyzji, która w dużej mierze zależeć będzie od jego postępowania po odwyku, kontynuowania terapii, pracy nad sobą. Chcę by zobaczył syna, jutro mija miesiąc odkąd się nie widzieli. Młody taty nie będzie już pamiętał. Jeszcze nie wiem czy pojadę, waham się, ale kilka dni na decyzje mi zostało.
A. dopiero dziś, po 13 dniach został przeniesiony z detoxu na terapię.

pietruszka - Śro 29 Sty, 2014 22:12

Jakiś taki spokój z tego Twojego pisania tchnie... przynajmniej ja tak odbieram :)
Ambiwalencja - Śro 29 Sty, 2014 22:41

pietruszko, bo jakoś tak jestem spokojna. Już się tak nie miotam. Trochę mi umeblowała w głowie rozmowa z terapeutą. Co do wyjazdu, wiem na przykład, że mam prawo do każdej decyzji, a żadna nie ma - jak sobie roiłam - ogromnego wpływu na jego terapię. Zrzuciłam więc ze swoich bark wyimaginowany ciężar owej decyzji. Mam robić to co czuję, że chcę bez działań wbrew sobie, czy na złość, działać bez planowania i analizowania czynów pod kątem tego, co, jak sądzę pomyśli o tym A. - nie mam na to wpływu, muszę mu natomiast dawać jasne komunikaty. Czuje się pewniej dzięki temu, że wiem gdzie 'boli' i dlaczego, oraz że mam szansę nauczyć się jak ów 'ból' uśmierzyć, a z czasem może nawet zniwelować jego przyczynę. Przede mną długa droga, a spokój i wyciszenie wróży pomyślne jej przechodzenie. Kto wie, może dzięki temu będę bardziej cierpliwą mamą i lepszą osobą w ogóle? Pozdrawiam ciepło.
szika - Śro 29 Sty, 2014 23:54

Ambiwalencja napisał/a:
a żadna nie ma - jak sobie roiłam - ogromnego wpływu na jego terapię. Zrzuciłam więc ze swoich bark wyimaginowany ciężar owej decyzji. Mam robić to co czuję, że chcę bez działań wbrew sobie, czy na złość, działać bez planowania i analizowania czynów pod kątem tego, co, jak sądzę pomyśli o tym A. - nie mam na to wpływu, muszę mu natomiast dawać jasne komunikaty. Czuje się pewniej dzięki temu, że wiem gdzie 'boli' i dlaczego, oraz że mam szansę nauczyć się jak ów 'ból' uśmierzyć, a z czasem może nawet zniwelować jego przyczynę. Przede mną długa droga, a spokój i wyciszenie wróży pomyślne jej przechodzenie. Kto wie, może dzięki temu będę bardziej cierpliwą mamą i lepszą osobą w ogóle?

Słońce... pięknie to napisałaś... aż mi takie ciepło spłynęło na serducho... no super... takiej postawy w tak krótkim czasie zyczyłabym każdej współuzaleznionej osobie... no rewelacja :buziak:

Ambiwalencja - Pon 03 Lut, 2014 10:17

Byłam z dziećmi w sobotę odwiedzić A. Kiepsko te odwiedziny na mnie podziałały, żaden z moich scenariuszy nie sprawdził się. Okazało się, że wszelkie moje wypracowane sposoby myślenia i postępowania w zderzeniu z osobą A. są zakłócone. Zamieniliśmy w sumie ze dwa zdania. Nie powiedziałam praktycznie nic z tego, co planowałam, a już na pewno nie tak jak chciałam. Inna rzecz, że to nie był właściwy moment na mówienie tego zważywszy na jego chwiejność emocjonalną i łatwe wytrącanie się z równowagi - czego nie sposób było nie zauważyć. Wróciłam rozbita. Odchrowałam to. Zatęskniłam chyba, zrobiło mi się żal i w zasadzie nie umiem sprecyzować co konkretnie tak mnie przygnębiło. Dla mnie to było chyba nie w porę, jednak ostatecznie jechałam tam żeby dzieci zobaczyły się z tatą. Córka wyraźnie tęskni za tatą, co widać dopiero przy odwiedzinach.
Jutro może jakoś to poukładam sobie z terapeutką. A w środę będę uczestniczyła w pierwszym otwartym mityngu.

Mała - Pon 03 Lut, 2014 22:30

:pocieszacz:
nie było Ci łatwo, ale zrobiłaś wspaniałą rzecz - podjęłaś decyzję i doprowadziłaś ją do końca - chciałaś tam pojechać (być może ze względu na dzieci) i zrobiłaś to :brawo:
Konsekwencja - to coś, co jest Ci teraz niezbędne - w stosunku do A. i samej siebie. Bo O Siebie teraz walczysz. A Ty i Twoje dzieci to jedno:)
Huśtawki emocjonalne - to w przypadku mojego Pana Kaktusa - norma. Jeszcze się zdarzają, choć ma już za sobą ponad 320 dni trzeźwości.
Ważne że spróbowałaś, wiesz czego możesz oczekiwać po spotkaniach z nim i jak to działa na Ciebie. Dzięki temu łatwiej będzie Ci podjąć ewentualną decyzję o kolejnej wizycie i czego po niej oczekiwać (po nim - na razie niczego ;) )
Wykonałaś kawał dobrej roboty :okok: Trzymaj tak dalej - walcz o Siebie! ja trzymam za Ciebie kciuki c4fscs


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group