Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Co ważniejsze?
Autor Wiadomość
szymon 
Uzależniony od netu



Pomógł: 112 razy
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 4907
Wysłany: Pon 11 Lis, 2013 11:41   

pannamigotka napisał/a:
Właśnie tak dramatyczne sytuacje są idealanym (!)


tak, właśnie takie, gdy trudno sobie wyobrazić gorszą sytuację w życiu (!)
niektóre panie są cierpiętnicami przez całe życie,
uwalniają się mentalnie od alkoholika kilka lat po jego śmierci, niektóre wcale
dlaczego?
przecież Bóg tak nie chce, nie chce żeby cierpiały
nie widzą możliwości, potencjału
widzą za to swoje kalectwo, brak pracy, ośmioro dzieci, utożsamianie się w bólu z innymi osobami podobnie myślącymi
takie "bananowe myślenie"
współczuje z serca takim kobietom, czy panom współuzależnionym i życzę powodzenia
Ostatnio zmieniony przez szymon Pon 11 Lis, 2013 11:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Duszek 
Gaduła
coraz częściej szczęśliwa



Pomogła: 16 razy
Dołączyła: 07 Gru 2012
Posty: 719
Wysłany: Pon 11 Lis, 2013 11:58   

Nie wiem czy mogę prosić, ale spróbuję :)
Może z tych naszych ostatnich rozważań wydzielić osobny temat, gdyż to jest wątek Milutki.
Chciałam odpisać Migocie, ale nie bardzo miałam odwagę ;) właśnie z uwagi na Milutką.
_________________
Nie można stracić tego, czego nie ma. Nie można zburzyć tego, co nie zostało zbudowane. Można jedynie rozwiać iluzję tego, co wydawało się realne.
 
     
Duszek 
Gaduła
coraz częściej szczęśliwa



Pomogła: 16 razy
Dołączyła: 07 Gru 2012
Posty: 719
Wysłany: Pon 11 Lis, 2013 12:03   

Więc proszę :prosi:
_________________
Nie można stracić tego, czego nie ma. Nie można zburzyć tego, co nie zostało zbudowane. Można jedynie rozwiać iluzję tego, co wydawało się realne.
Ostatnio zmieniony przez Duszek Pon 11 Lis, 2013 12:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
OSSA 
Upierdliwiec


Pomogła: 29 razy
Dołączyła: 20 Wrz 2011
Posty: 2272
Skąd: wielkopolska
Wysłany: Pon 11 Lis, 2013 12:09   

szymon napisał/a:
uwalniają się mentalnie od alkoholika kilka lat po jego śmierci, niektóre wcale


Podobnie jest z osobami uzależnionymi zaprzestają picia ze względu na stan zdrowia, inni umierają pijani :bezradny:

Tylko chyba im łatwiej otoczenie nie mówi zrób to, a nawet jak to i tak znieczuleni, nawet nie wiem ile razy słyszałam, ja bym sobie na to nie pozwoliła, rozwiedź się, wywal, bo gadać łatwo to nic nie kosztuje , ale przyjąć matką z dwójką dzieci pod swój dach, kupić buty na zimne ...
Cytat:
oj kochana ja ma tyle wydatków, bo muszę kupić XXX komputer pod choinkę


Takie słowa strasznie ranią, czułam się gorsza, miałam wrażenie, że inna osoba na moim miejscu poradziłaby sobie lepiej, pozbyłaby się uzależnionego partnera i żyła długo i szczęśliwie.

Guzik z pętelką kiedy mąż tej pani zamienił ją na młodszy model, już nie była taka pewna swoich racji, godziła się na każdą kolejną zdradę, byle zachować pozory normalnego domu.

Moim zdaniem życie nie jest czarno - białe, każdy z nas musi dokonać najwłaściwszego wyboru dla siebie, by żyć zgodnie ze sobą samym.
Ostatnio zmieniony przez OSSA Pon 11 Lis, 2013 12:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Pon 11 Lis, 2013 14:53   

OSSA napisał/a:
nawet nie wiem ile razy słyszałam, ja bym sobie na to nie pozwoliła,

ciekawe - też to słyszałam, później po latach okazywało się, że te same osoby wytrzymywały więcej, niż ja. :bezradny:
Każdy ma swoją granicę, wytrzymałości. Cieszę się, że okazało się, że jestem słaba.No ale każdy ma swoją drogę :bezradny:

Nie zapominajmy, że współuzależnioną łączy z czynnym alkoholikiem cała siatka mniej lub bardziej subtelnych nitek wzajemnych zależności. Sama wiem po sobie. Mieszkanie moje, brak dzieci, brak zależności ekonomicznej a na dodatek brak papierka. A ... odejść nie potrafiłam. Miłość? Nie przesadzajmy - można kochać z bezpieczniejszej odległości, gdy zdrowy jest instynkt przetrwania.

Te zależności są nie tylko fizyczne, ale i nieraz silniejsze, psychiczne, emocjonalne. Przecież to sedno współuzależnienia. Każda z nas odeszłaby, czy zaczęła reagować zdrowo, ba... nie wpakowała się w taki związek, gdyby miała...zdrowe podstawy. Czasem trzeba bardzo głęboko sięgnąć do przekonań wpojonych w dzieciństwie, czasem wręcz potrzeba wymienić całą głowę. To trwa. Każdy ma swój czas zdrowienia.

Kiedyś słyszałam, że wyjście ze współuzależnienia trwa tyle,ile trwa toksyczny związek.
Myślę, że to nawet bardziej skomplikowane. Dużo zależy od zawartości walizki, z którą udajemy się w dorosłe życie, gdy kończymy 18-20 lat. W tej walizce możemy mieć mnóstwo niezdrowych przekonań, jak na przykład, że kobieta musi mieć przy sobie mężczyznę, że mężczyzna ma większą wartość, niż kobieta, że od kobiety zależy trwałość małżeństwa, itd. W walizce znaleźć też można zaradność finansową, proaktywność, poczucie skuteczności, silne poczucie własnej wartości, a do tego jeszcze silne własne cechy osobowości, ależ też... wady, trudności, nieumiejętności. Jedne mają całkiem ciężką walizkę, inne przeraźliwie pustą.

Niedoceniona jest też kwestia duchowości, bo to chyba jeden z nielicznych czynników zewnętrznych ( a może raczej wewnętrznych ;) ), które mogą przyspieszyć lub opóźnić drogę zdrowienia.


Osobiście uważam, że tak naprawdę jedyne, na co mogę mieć wpływ, to przekazanie raczkującej współuzależnionej, gdzie może znaleźć pomoc i... podzielenie się własnym doświadczeniem. Może się jej coś przyda? Może jeszcze czasem potrzebne jest dodanie otuchy, wsparcie, bo wiem, jak sama tego potrzebowałam, szczególnie na początku.

Nie jestem zwolenniczką dawania kopów na rozpęd. Po pierwsze: nie za bardzo umiem, po drugie - unikam zachowań nadodpowiedzialnych. Raczej jestem zwolenniczką pozytywnej motywacji, szczególnie w takich sytuacjach. Zwykle współuzależniona dość już nazbierała kopów. Mówienie jej: rzuć, odejdź, zostaw, ale także bądź miła, jak zdrowieje, zostań, wspieraj go - jest (moim zdaniem) przekraczaniem swoich kompetencji, nadopiekuńczością, ba... nawet czasem wyrazem pychy :oops: choć nieraz jak widzę młode dziewczę, lecące jak ćma w związek z przemocowcem, czynny, alkoholikiem... to nie potrafię się powstrzymać :wstyd2: podobnie, jak czytam,że przemoc dotyka dzieci... ech.. :(
_________________

 
     
Duszek 
Gaduła
coraz częściej szczęśliwa



Pomogła: 16 razy
Dołączyła: 07 Gru 2012
Posty: 719
Wysłany: Pon 11 Lis, 2013 15:22   

pannamigotka napisał/a:
A z moich doświadczeń

Cieszę się, że mogę korzystać również z Twoich doświadczeń.
pannamigotka napisał/a:
Duszku, z tego co mnie zacytowałaś widzę, że wzięłaś to bardzo osobiście

osobiście... :mysli:

Akurat ten cytat zapisałam sobie w całości..gdyż uważam, że jest bardzo ważny i istotny przynajmniej dla mnie.

Wiesz ja zawsze miałam problem ze zrozumienie "twardej miłości". Rozmawiałam dużo z terapeutką jak nie zapewniać komfortu picia itd. Doszłyśmy nawet do tego, że wszystko co zrobiłam do tej pory nie pomogło, bo on ma dach nad głową, a to mu wystarcza, aby dalej funkcjonować w swoim pijackim świecie. Wiec wycofałam się zupełnie, doszłam do wniosku, że tak łatwiej, że po co się starać i właściwie o co...kiedy dopuściłam do siebie fakty odejścia, odizolowałam się całkowicie. Przestałam myśleć co zrobić, aby mu zniszczyć dyskomfort picia. Zajęłam się sobą i nie miałam zamiaru niczego udawać.

I jako obronę - chyba nieświadomie, zastosowałam właśnie takie metody tj. "dokopać", potraktować jak kogoś gorszego. Myślałam, że chociaż w taki sposób go skrzywdzę tak ja on mnie. Długo trwało zanim do mnie dotarło, że tak naprawdę to krzywdzę tyko i wyłącznie siebie. Po każdym takim zachowaniu obwiniałam właśnie siebie za brak szacunku do niego. Myślisz, ze chciałam być taka podła...myślisz, że dobrze się z tym czułam...otóż nie!
Na terapii kiedyś usłyszałam, że ...nie odejdę od niego, bo czuję się lepsza na jego tle, bo mam porównanie..". Zabolało, ale ile prawdy w tym było.

Poza tym jak wiesz on był na terapii i ja przybrałam pozycje wycofania, izolacji właśnie po to, aby mu nie przeszkadzać. Był nawet taki moment, kiedy zaczęło rosnąc napięcie i zaproponowałam mu, aby na czas terapii dla swojego i mojego dobra przeniósł się na "mieszkanie służbowe", które w tym czasie mogło być jego. Ale on widział w tym intrygę...a nie jego dobro. I przez ten krótki etap jego terapii we mnie rosło napięcie i złość...(dzięki Pietruszce już wiem dlaczego :buzki: )
Także to nie jest takie proste jakby się wydawało.
To tyle odnośnie tego "osobiście" ;)
Po prostu bliższe mi to co czuje Milutka.
_________________
Nie można stracić tego, czego nie ma. Nie można zburzyć tego, co nie zostało zbudowane. Można jedynie rozwiać iluzję tego, co wydawało się realne.
 
     
olga 
Uzależniony od netu



Pomogła: 77 razy
Dołączyła: 01 Wrz 2011
Posty: 4353
Skąd: Hagen
Wysłany: Pon 11 Lis, 2013 15:22   

pietruszka napisał/a:
Nie jestem zwolenniczką dawania kopów na rozpęd

Kiedys juz pisalam, ze mialam, w najciezszym okresie kiedy moj alko rozpedzal sie na rowni pochylej, dobre dusze przy sobie czyli dwie kobitki, ktore informowaly mnie tylko co sie wydarzy w najblizszym czasie. Te "przepowiednie" sprawdzaly sie co do joty. Bardzo szybko zaczelam im wierzyc choc na poczatku wypieralam wszystko. Byly to kubly zimnej wody wylewane na mnie. Ale o dziwo po krotkim szoku otrzasnelam sie i zgodnie z rada polecialam do sadu, zlozylam pozew o rozdzielnosc i alimenty. One mnie nie glaskaly, nie przytulaly, nie uzalaly sie nade mna, informowaly tylko. W ekspresowym tempie przejelam calkowita odpowiedzialnosc za siebie i dzieci. Tez nie jestem zwolenniczka dawania rad typu rzuc go natychmiast, wyprowadz sie dzisia (za tydzien) ale nie podoba mi sie tez dawanie nadziei typu moze on jednak zrozumie bo to jest przeciaganie w nieskonczonosc sytuacji patowej, ktora moze byc tragiczna w skutkach.
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Pon 11 Lis, 2013 16:07   

olga napisał/a:
dawanie nadziei typu moze on jednak zrozumie bo to jest przeciaganie w nieskonczonosc sytuacji patowej, ktora moze byc tragiczna w skutkach.

Też się zgadzam. Pamiętam, że bardzo trudno było mi na początku pisać czy mówić, że Pietruch trzeźwieje. Czułam, jakbym niosła jakąś fałszywą nadzieję, przecież miałam świadomość, że nas spotkał pewnego rodzaju cud, wtedy wręcz sprzeczny ze statystykami. na terapii byłam wówczas jedyna, na Al-anon też rzadkością były dziewczyny/kobiety/partnerki/ żony trzeźwiejących alkoholików. A jak jeszcze śmiałam mówić, że u mnie żaden cud, miód, ani orzeszki, to wręcz spotykałam się z wrogością, bo przecież: "powinnam być szczęśliwa, gdy on nie pije". A wcale (u nas przynajmniej) nie było radośnie i euforycznie. Ba... wtedy wstydziłam się nieraz, że nie jestem szczęśliwa. Normalnie zaczęło się robić po kilku, a nawet kilkunastu miesiącach, ale o tym, że bywało źle potrafiłam mówić nielicznym: terapeutce, kilku dziewczynom, które przeszły podobną drogę. Długo blokował mnie wstyd, że nie "jestem szczęśliwą żoną alkoholika".
_________________

 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Wto 12 Lis, 2013 00:18   

Przypadkiem trafiłam tu i jestem pod wielkim wrażeniem, jak madre słowa tu padły, aż nie wiem, które cytowac selektywnie, żeby przytoczyć, wybrac, bo to poprostu jedna wielka mądrość... ja ze swej strony dziekuję, jesteście wspaniałe! Bardzo duzo wezmę tu dla siebie samej!
_________________

 
     
Linka 
Moderator


Pomogła: 47 razy
Wiek: 59
Dołączyła: 15 Gru 2011
Posty: 2210
Wysłany: Wto 12 Lis, 2013 11:33   

nie pamiętam od kiedy (już były)mąż pił...
chyba od początku małżeństwa..23 lata minęło
kiedy pił , ile pił , ciągami, czy nie...do dziś nie wiem.
Nigdy nie miałam alkomatu w oczach i tylko jak się zataczał, byłam pewna.
Jak zaczynał rządzić i głośno wyrażać swoje zdanie..też..bo bez alko był potulny jak baranek.
Nie interesowały mnie jego kace.. po kilkunastu latach zauważałam trzęsące się ręce.
To co mnie naprawdę bolało i co jakiś czas dawało po głowie, to brak lub znikanie pieniędzy.
Ostatnie lata to picie kasacyjne, ale zdaje się, ze 20 lat temu też tak pił, potem chyba mniej, sama nie wiem..
Potem była jego pierwsza terapia i kolejne, kolejne ....w międzyczasie AA.
Dlaczego to piszę?
bo jak trafił wreszcie na terapię a ja do Al-anon, to naprawdę chciałam mu pomóc w tym trzeźwieniu.....wspierałam..a gdzieś podskórnie czułam, że coś jest nie tak...i nie było , nie mogło być...bo ta i kolejne ..były tylko na odczepnego, żeby mnie oszukać, ugłaskać, żebym wreszcie przestała się czepiać.
Kiedyś na tym forum któraś napisała: jak zacznie trzeźwieć, to na pewno to zobaczysz, a ja nie zobaczyłam nigdy, ale wtedy myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, ze może ja nie widzę.
Jak mnie jeszcze psycholog zapytała, czy chwalę męża jak jest trzeźwy, to już zupełnie się pogubiłam.
Lata całe zeszły mi na czekaniu, na zastanawianiu się, co ja jeszcze mogę takiego zrobić,
Chyba jeszcze wtedy miałam nadzieję..
Duszek napisał/a:
wszystko co zrobiłam do tej pory nie pomogło, bo on ma dach nad głową, a to mu wystarcza, aby dalej funkcjonować w swoim pijackim świecie.

zacytowałam , bo u mnie jest tak samo :bezradny:
_________________
Na moim niebie zawsze świeci słońce :)
Ostatnio zmieniony przez Linka Wto 12 Lis, 2013 11:35, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
szymon 
Uzależniony od netu



Pomógł: 112 razy
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 4907
Wysłany: Wto 12 Lis, 2013 12:00   

Linka napisał/a:
Jak mnie jeszcze psycholog zapytała, czy chwalę męża jak jest trzeźwy, to już zupełnie się pogubiłam.


nie rozumiem jak można kogoś chwalić za naturalny stan
- świetnie, dobrze Ci dzisiaj poszło, rewelacyjnie!! dzisiaj się nie naprułeś, cieszę się

można sie cieszyć też za to, ze ktoś po prostu jest
bardziej w sferze duchowej
- dziękuje Ci że jesteś przy mnie, że się mną opiekujesz, ze czuje się bezpieczna, doceniana, piękna, pachnąca, teraz żyję

ale to są dwie zasadnicze różnice, skrajne


Linka napisał/a:

Duszek napisał/a:
wszystko co zrobiłam do tej pory nie pomogło, bo on ma dach nad głową, a to mu wystarcza, aby dalej funkcjonować w swoim pijackim świecie.

zacytowałam , bo u mnie jest tak samo


co mi pomogło? zająłem sie sobą i to co robię, robię dla siebie, a nie dla kogoś (w sensie choroby)
i możecie sobie robić "wszystko" podniesione do kwadratu
a i tak efekt będzie taki sam dla Was, jedno Wielkie rozczarowanie swoim postępowaniem,
jeszcze większe poczucie winy i odpowiedzialności za swoje zachowanie, czyny itd itp ect...
"mysli", które głęboko drzemią w każdej głowie, które cichaczem liczą na cudowne przebudzenie się alkoholika, są największym gó***m 8|
całe szczęście, myśli sa generowane przez nas samych i po pewnych przejściach zmieniają się,
po pewnych szkoleniach/kursach mozna nad nimi zapanować
jest jedno ale: trzeb chcieć zmienić myśli, siebie - nie alkoholika
 
     
Linka 
Moderator


Pomogła: 47 razy
Wiek: 59
Dołączyła: 15 Gru 2011
Posty: 2210
Wysłany: Wto 12 Lis, 2013 12:18   

szymon napisał/a:
mysli", które głęboko drzemią w każdej głowie, które cichaczem liczą na cudowne przebudzenie się alkoholika, są największym gó***m 8|

ano są...
na tamten czas, każda kolejna próba terapii, dawała mi nadzieję..
przedłużała agonię.

Nie uważam jednak tych lat za stracone..
ja nie umiałam odciąć się tak: ciach i już.
Usamodzielniłam się finansowo, zrobiłam prawo jazdy, poznałam mnóstwo ludzi w AA i Al-anon, zaczęłam wychodzić bez niego, zawarłam nowe przyjaźnie.
Na samym końcu odeszłam, jak już miałam tę pewność, ze się nie wycofam.
Najbardziej na świecie bałam się samotności i nie powiem, że się jej nie boję.
Ale już mnie ten lęk nie paraliżuje.
_________________
Na moim niebie zawsze świeci słońce :)
 
     
staaw 
Uzależniony od Dekadencji


Pomógł: 125 razy
Wiek: 52
Dołączył: 18 Sie 2010
Posty: 9025
Wysłany: Wto 12 Lis, 2013 12:30   

Linka napisał/a:
Najbardziej na świecie bałam się samotności i nie powiem, że się jej nie boję.

Jakiej samotności? :szok:
Ja nawet nie znam tylu ludzi z iloma Ty utrzymujesz ciągłą relację.
Same dzieci jak każde będzie Cię raz w tygodniu odwiedzać to się przeje.

No chyba że chodzi o tę wieczorną samotność, tu nie mam pomysłu... :pocieszacz:
_________________
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie :)
 
     
Linka 
Moderator


Pomogła: 47 razy
Wiek: 59
Dołączyła: 15 Gru 2011
Posty: 2210
Wysłany: Wto 12 Lis, 2013 12:44   

Tę wieczorną też :oops: , albo przede wszystkim tę,
ale mam nieumiejętność bycia w pojedynkę,
jeszcze niedawno nie lubiłam być sama w swoim domu,
to jest lęk, który pamiętam jeszcze z dzieciństwa,
a przecież wychowałam się w wielodzietnej rodzinie :shock:

muszę dokopać się przyczyn..może napiszę w DDA, czy ktoś ma/ miał tak samo?
_________________
Na moim niebie zawsze świeci słońce :)
Ostatnio zmieniony przez Linka Wto 12 Lis, 2013 12:45, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Maciejka 
Uzależniony od netu
dawniej perełka



Pomogła: 67 razy
Wiek: 55
Dołączyła: 28 Sty 2013
Posty: 3866
Wysłany: Wto 12 Lis, 2013 12:45   

Ja uwielbiam byc sama w domu , nikt ode mnie niczego nie chce i co chcę to moge robić i kiedy chcę. :tak:
_________________
[*] [*] [*]
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,28 sekundy. Zapytań do SQL: 17