Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Co począć dalej...?
Autor Wiadomość
Mada 
Milczek
Magda


Wiek: 42
Dołączyła: 18 Lut 2010
Posty: 1
Skąd: lubelskie
Wysłany: Sob 20 Lut, 2010 15:07   Co począć dalej...?

Od sześciu lat jestem w stałym związku, niestety nie jesteśmy połączeni węzłem małżeńskim. Ciągle mam jednak cichą nadzieję, że to się zmieni. Przechodziliśmy różne etapy, były lata dobre, ale i złe jak w każdym związku. Jednak ostatnio wszystko się zawaliło, głównie z mojej winy bo przestałam się starać o to co nas łączy i zaczęłam szukać nowych znajomości, ale od początku.
Moje dzieciństwo nie było łatwe, ojciec alkoholik, uważał, że nikt go nie kocha i cały świat jest zły, mama pracowała na kliku etatach, aby nie zabrakło nam niczego. Finansowo może nie było źle, ale brakowało miłości, zwykłej rozmowy, ludzkiej życzliwości. Nidy nie zapomnę jak pierwszy raz dostałam od ojca w twarz, miałam wtedy 12 lat, jak powiedział, za krzywe spojrzenie. Miałam problemy w szkole z trudem ukończyłam technikum ekonomiczne i zdałam maturę. W szkole zaczęły się też moje problemy z jedzeniem. Zawsze byłam "inna", wyższa i grubsza ( oczywiście ta inność bardzo mi przeszkadzała), chciałam schudnąć za wszelką cenę jednak nie mogłam powstrzymać się od jedzenia (jadłam gdy byłam zdenerwowana), aż w końcu i na to znalazłam sposób- wymioty. Po dwóch latach walki samej ze sobą ( bo teraz mogę tak to nazwać schudłam prawie 40 kg) uświadomiłam sobie, że nie daje już sobie rady z tym co robie, że to jest silniejsze ode mnie. Nie było wtedy nikogo kto mógłby mi pomóc, powiedzieć, że to tak naprawdę poważna choroba- bulimia. Pamiętam tylko ludzi, którzy nigdy we mnie nie wierzyli, że dam sobie rade. Dziś już się nie boję, chociaż wiem, że to siedzi gdzieś głęboko w mojej psychice. Na szczęście pojawił się ON.
Konrada poznałam w wieku 22 lat, bardzo mi się podobał i imponował swoim odpowiedzialnym zachowaniem (jest starszy ode mnie o 6 lat). To On jako jedyny wyciągnął do mnie rękę gdy potrzebowałam pomocy, rozmawiał, przytulał, powtarzał, że bardzo kocha i nikogo wcześniej tak nie kochał jak mnie. Spędzaliśmy razem bardzo dużo czasu, byliśmy nierozłączni, czułam się wtedy tak bardzo dowartościowana, potrzebna w końcu innej osobie. Pewnego dnia postanowiliśmy, że zamieszkamy razem, poszliśmy nawet o krok dalej i przeprowadziliśmy się do Lublina. Chcieliśmy zacząć wszystko od zera, aby nikt nas nie znał i nie oceniał ( zwłaszcza mi na ty zależało, przez moja chorobę straciłam wielu "przyjaciół"). Większe miasto dawało nowe możliwości. Konrad znalazł pracę w jednej z większych lubelskich firm produkcyjnych ja zaczęłam prace w barze i jakoś powolutku zaczęło się nam układać to nasze "nowe" wspólne życie. Zaczęliśmy się docierać, poznawać swoje słabości i swoje mocne strony, zawsze byliśmy dla siebie oparciem. Cały ten czas mieszkamy na stancji, najpierw wynajmowaliśmy pokój w bloku, teraz parter w domku jednorodzinnym i tak naprawdę od tego czasu zaczęliśmy bawić się w rodzinę, niestety tylko dwuosobową. Zawsze byłam i nadal jestem bardzo wdzięczna Konradowi za to co dla mnie zrobił, że podał mi swoja pomocną dłoń. Byłam mu wdzięczna do tego stopnia, że zgadzałam się na wszystko, nawet na antykoncepcję. Tabletki biorę (brałam) od 4 lat i dzisiaj zaczynam tego żałować (niedawno zrobiłam badania i okazało się, że mogę mieć poważne problemy z zajściem w ciążę). Ta informacja bardzo mnie załamała i stała się jedyną rzeczą o której myślałam. On zawsze powtarzał, że jeszcze nie jest gotowy na dzieci, chociaż w tym roku skończy już 34 lata. A małżeństwem nie jesteśmy chyba dla wygody, tak przynajmniej teraz mi się wydaje, bo łatwiej się rozstać gdy coś się nie układa.
Pewnego dnia, we wrześniu zeszłego roku wrócił do domu pijany i jak nigdy wcześniej zaczął się na mnie wydzierać, szarpać mnie i wyzywać. Niestety ja nie jestem osobą uległą, która podkuli ogon i będzie siedzieć cicho więc zaczęłam wymawiać mu moje "krzywdy" to, że On już mnie chyba nie kocha, bo nie chce abym była jego żoną ( tyle lat razem a On nigdy nawet nie chciał rozmawiać o ślubie), że nie chciał dzieci a teraz mogę ich już nie mieć przez jego wygodę. Od tego czasu coś między nami zaczęło się psuć. Coraz częściej wracał pijany, szukał zaczepki do kłótni (tylko wtedy miał ochotę rozmawiać), zaczął sprowadzać do domu kolegów, sponsorować ich wspólne libacje. Przeprowadziłam się do drugiego pokoju, zaczęłam go unikać, On przestał całkiem ze mną rozmawiać. Czułam się wtedy taka samotna, nikomu niepotrzebna, taka zbędna, taka niczyja, aż pewnego dnia dostałam esemesa, był on od nieznajomego mężczyzny. Zaczęliśmy razem pisać, dziennie potrafiłam wysłać nawet około 150 wiadomości, oczywiście na wszystkie otrzymywałam odpowiedzi. Potem zaczęły się rozmowy telefoniczne, głównie nocne,kiedy Konrad spał ewentualnie gdy był w pracy (chociaż byliśmy w oddzielnych pokojach nie chciałam go prowokować do kolejnej awantury). Wojtek moja esemesowa miłość ( tak wtedy myślałam) był starszy ode mnie o 17 lat (byłam świadoma różnicy wieku, był rozwodnikiem, miał dwie córki. Potrafił rozmawiać ze mną na wszystkie możliwe tematy a tego bardzo mi wtedy brakowało- zwykłej rozmowy. Potem okazało się, że ma problem alkoholowy i komornika na karku. Nie zapomnę trzech tygodni przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy dzień w dzień był pijany, dzwonił do mnie i prosił o rozmowę, mówił, że ma tylko mnie i tylko ja mu mogę pomóc z tego wyjść. Powtarzał, że chce dla mnie zmienić swoje dotychczasowe życie, zmienić miejsce zamieszkania, otoczenie, odciąć się od wszystkiego co otaczało go do tej pory, potrzebuje tylko pomocy osoby, która będzie potrafiła go pokochać. Starałam się go zawsze wysłuchać i zrozumieć jego problemy. Bywało tak, że rozmawialiśmy telefonicznie przez 10 godzin do tego dochodziły esemesy, byliśmy w tem sposób nierozłączni. Opowiadałam mu o swoim życiu o moich problemach, On odwdzięczał się tym samym (przy czym moje problemy były niczym w porównaniu z jego). Dużo mówił o swoich córkach, że są jedyna rzeczą jakiej nie popsuł w życiu, o swojej byłe żonie o tym co z nim przeszła przez 19 lat małżeństwa. Mówił tak szczerze (nie wstydził sie płakać), że wierzyłam w każde jego słowo, ufałam mu. Chciałam pomóc Wojtkowi za wszelką cenę. Postanowiliśmy, że zamieszkamy razem, wynajmiemy stancję a Wojtek będzie dojeżdżał do pracy do Puław, mówił, że to tylko 40 minut drogi. Na nowe mieszkanie mieliśmy przeprowadzić się 18 lutego jednak nie dotrwaliśmy do tego czasu. Jestem bardzo ciekawską osobą i może przez to wszystko popsułam. Chciałam zobaczyć jego córki ( tyle o nich mówił) oczywiście znalazłam Je na Naszej Klasie do starszej napisałam nawet wiadomość, która dopełniła wszystkiego. Odpisała mi, że jeśli chce poznać całą prawdę o małżeństwie Jej rodziców, powinnam przeczytać posty jej matki, które pisała na tym forum w poprzednich latach. Oczywiście przeczytałam wszystko od początku do końca, niektóre fragmenty nawet po kilka razy, aby móc lepiej zrozumieć co przeżywała ta Kobieta, jak poświęcała się by wyciągnąć swojego Wojtusia z nałogu alkoholowego i " niewoli telefonicznej", która nim władała. Miałam do niego wiele pytań, do końca nie mogłam uwierzyć w to wszystko co pisała jego była. Zawiódł mnie, cały czas okłamywał a ja stawiałam na szali miłość do niego i do Konrada. Dziś już wiem, że wszystko co Ona pisała było szczerą prawdą a ja nie byłam pierwszą kobietą u której szukał miłości i "pomocy". Nasza znajomość trwał tylko pięć miesięcy, albo aż tyle, zakończyła się tak samo jak i zaczęła- przez esemesa. Wojtek napisał mi, że jestem świetną dziewczyną, ale nie dla niego bo nie potrafił by być mi wierny. Teraz dziękuje mu za tą szczerość, chociaż wtedy bardzo bolało. Chciałam z nim jeszcze porozmawiać, ale On już nie odbiera ode mnie telefonów. Pogodziłam się już z tym, że byłam tylko kolejną zabaweczką i nic więcej z tego nie będzie.
Dziś jednak mam inny, poważniejszy problem. Czy powiedzieć o wszystkim Konradowi? Przez to wszystko zrozumiałam, że tak naprawdę tylko jego jedynego kocham i chcę być tylko z nim. Czy On zrozumie, że to była tylko chwilowa słabość? Czy jeśli Mu powiem to będzie umiał mi wybaczyć? On zaczął nawet się starać o to żeby było jak dawniej - uczymy się na nowo rozmawiać. Może i ja powinnam zacząć walczyć o Niego, o odbudowanie naszej miłości, która kiedyś była tak wielka, pomóc mu w walce z jego alkoholizmem (może jeszcze nie jest z późno na to). Jestem osobą która nie potrafi kłamać, zwłaszcza jeśli mamy być razem. Mam do siebie wielki żal, wszystko co się stało było głównie moją winą- niestety za mało się starałam. Boli bardzo, że sami robimy sobie krzywdę, że tak trudno potem wyjść na prostą. Nie potrafię poradzić sobie z moimi myślami.
Magda
_________________
Dobrą rzecz jest pomagać innym, ale jeszcze lepiej jest uczyć ich, jak mają pomagać sobie sami...
 
     
beata 
Szefowa Al-Kaidy
współuzależniona,ddd

Pomogła: 83 razy
Wiek: 47
Dołączyła: 07 Sty 2009
Posty: 2806
Skąd: 51°38'51N
Wysłany: Sob 20 Lut, 2010 15:29   

Mada napisał/a:
Mam do siebie wielki żal, wszystko co się stało było głównie moją winą- niestety za mało się starałam.
Mada...jak to starałaś się za mało? :shock: Mnie się wydaje,że właśnie było odwrotnie.Starałaś się za bardzo.I wydaje mi się,że w przypadku Konrada,pomyliłaś miłość z wdzięcznością.
Co do powiedzenia Mu prawdy.Ja uważam,że nie należy budować czy odbudowywać związku na kłamstwie.To słaby fundament.Z drugiej strony,jeśli mu się przyznasz...to dopiero da Ci popalić.
Twoje życie to czasami bajka,a czasami dramat.Same skrajności. 8|
_________________

"Każdy ranek daje szansę na to, by wieczorem móc powiedzieć, że to był dobry i szczęśliwy dzień… "
Miłego dnia życzę wszystkim. :)
 
     
Klara 
Uzależniony od Dekadencji


Pomogła: 264 razy
Dołączyła: 24 Lis 2008
Posty: 7861
Wysłany: Sob 20 Lut, 2010 15:46   

Mada napisał/a:
Czy On zrozumie, że to była tylko chwilowa słabość?

Właśnie!
Kiedyś mówiłam WSZYSTKO i gorzko tego pożałowałam, chociaż moje "przewinienia" nie dotyczyły zdrady.
Z mojego doświadczenia wynika, że lepiej się "wyspowiadać" czy to księdzu, czy komuś obcemu tyle razy, ile potrzeba, by odzyskać wewnętrzny spokój, zamknąć przeszłość na wielką kłódkę, a klucz wyrzucić do stawu.
_________________
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami." /przysłowie japońskie/
 
     
Wiedźma 
Administrator


Pomogła: 193 razy
Dołączyła: 04 Paź 2008
Posty: 9686
Wysłany: Sob 20 Lut, 2010 23:48   

Mada napisał/a:
Czy powiedzieć o wszystkim Konradowi?

Po co? Zamierzasz być z niem nadal - a nie układa Wam sie najlepiej -
czy chcesz dać mu do ręki ciężki argument przeciw sobie?
Przecież on może wykorzystywać to przy każdej okazji. Chcesz tego?
_________________
Anioły dlatego latają, że lekce sobie ważą...
Co Wiedźma robi po godzinach
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,25 sekundy. Zapytań do SQL: 13