Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
WSPÓŁZALEŻNOŚĆ - MOJA ..."ZBRODNIA"
Autor Wiadomość
Mysza 
Gaduła



Pomogła: 41 razy
Dołączyła: 03 Mar 2010
Posty: 830
Skąd: Wrocek
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 10:59   WSPÓŁZALEŻNOŚĆ - MOJA ..."ZBRODNIA"

Współzależność/ współuzależnienie...rozumiane poprawnie....moja zbrodnia na samej sobie.
Dysfunkcja która mnie toczy od wewnątrz.....niczym robal zdrowe drzewo...
Toczy mnie, ale i osoby z mojego otoczenia, bo żyjąc z taka dysfunkcją nie mogę normalnie żyć, nie mogę normalnie funkcjonować, nie mogę być....normalnie szczęśliwa/szczęsliwy

Piszę to po roku czasu, kiedy "zakończyłam" swoją terapię (w cudzysłowie, bo mam wrażenie że nigdy jej nie skończę, że dopiero rozpoczęłam właściwą wędrówkę w poznawaniu siebie), nie po to by sobie dowalić, zrobić przykrość, ale by pamiętać, że to nie uzależniony mąż/partner jest winny mojemu zachowaniu, mojemu złemu samopoczuciu, moim dołom, górom....huśtawkom emocjonalnym.... mojej rezygnacji, stagnacji, beznadziejnemu poczuciu przemijania....ale ja sama....

To ja sama jestem odpowiedzialna za to, czy biorę to moje życie w swoje dłonie i coś z nim robię, czy pozwalam, by inni nim kierowali.
Czy mam siłę i odwagę kreować sama siebie, czy cichutko będę siedziała w kącie i pozwolę ...niech sobie cieknie to moje życie...wolniej , szybciej...ale bez mojego zupełnie wkładu a tylko z moim milczącym udziałem i przyzwoleniem.
Piszę to....dla siebie i innych..."ku pamięci" i "ku przestrodze"....dla siebie, bym z powodu strachu, braku widocznych i łatwych rozwiązań.... nigdy do tego powracać nie chciała.
Do tego "wygodnictwa", choć tak często ciężko opłaconego potokami łez, stresem, czasem rozstrojem nerwowym, apatią, smutkiem, żalem, depresją....ale mimo wszystko...wygodnictwa, nic nierobienia, udawania, że problemów brak, czekania na innych... aż zrobią, aż się zmienią....

Żeby mi było dobrze...sama muszę się zmienić/zmieniać...tak jak zmienia się życie wokół mnie.

Od jakiegoś już czasu, prócz literatury o wiadomej tematyce....szukam i szukam i szukam....nowych, innych spojrzeń na to co mnie zatruwało przez tyle lat.
Ostatnio trafiłam na "samo sedno"mojej dysfunkcji....sama lepiej bym chyba tego nie opisała, nie określiła.

cyt." My, partnerzy nałogowców, mieliśmy na grubo przed związaniem się z naszymi chorymi połówkami ogromny problem ze współzależnością, bo bardziej niż nas samych słuchaliśmy powinności. Każdy z nas dostał w genach lub wychowaniu skrypt z podpowiedziami jak NIE żyć własnym życiem. Wgrano nam go. Jako partnerzy pijaków czy narkomanów lub hazardzistów itp. wzięliśmy przypisane nam role, weszliśmy w nie i dopasowaliśmy się, ale i bez naszych partnerów niszczylibyśmy sobie życie jako WSPÓŁZALEŻNI – za bardzo przejmując się życiem i innymi, za bardzo reagując miast kreować."
http://femka.net/zbrodnia-wspoluzaleznienia/

Chciałam wrzucić w pamiętnik, bo to takie..."bardzo moje" odczucia, bardzo mocno się z tymi słowami identyfikuję, bardzo mocno je czuję, ale niech będzie dla szerszego grona czytelników, może ktoś ma podobne przemyślenia....
Poza tym wydaje mi się że tutaj łatwiej będzie sobie podyskutować z różnymi spojrzeniami na ten problem :)
_________________
"Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie" - Mahatma Gandhi
 
     
staaw 
Uzależniony od Dekadencji


Pomógł: 125 razy
Wiek: 52
Dołączył: 18 Sie 2010
Posty: 9025
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 11:29   

Mysza, głęboki szacun za ten tekst...
_________________
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie :)
 
     
KICAJKA 
Trajkotka
współuzależniona-stara al-anonka



Pomogła: 101 razy
Wiek: 64
Dołączyła: 28 Wrz 2009
Posty: 1555
Skąd: śląskie
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 11:52   

Myszaczku bardzo się cieszę,że tak prędko potrafiłaś "zdiagnozować" u siebie całą tą otoczkę,
o której większość, bardzo długo nie ma zielonego pojęcia :okok: :buziak:

Niestety nasza "przeszłość" zawsze jest związana z "przyszłością"-
tylko odnas zależy w jaki sposób i jak długo,oraz z jakim skutkiem
będziemy nad tym pracować. :tak:

Ja wiedziałam,że zostanie we mnie "to cóś" na zawsze i muszę pilnować
aby wszystko działało prawidłowo. :skromny:

A po tylu już latach,wciąż znajduję rzeczy o których nie miałam pojęcia :szok:

Na szczęście, dzięki Dekadencji i Wam mogę wiele rzeczy wyłapać i skorygować. :buzki:
_________________
" Jestem dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy,mam prawo być tutaj..."
http://www.youtube.com/wa...feature=related
 
     
Mysza 
Gaduła



Pomogła: 41 razy
Dołączyła: 03 Mar 2010
Posty: 830
Skąd: Wrocek
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 12:00   

Dziekuję Staawciu i Kicajko :buzki:
biorę to sobie jako "wynagrodzenie" za odwagę kiedy to siadałam przed terapeutką, lub stawałam przed lustrem i obalałam mit jaka to.....nieskończenie doskonała....byłam...
trudne i bardzo bolesne doświadczenie, jednak z perspektywy czasu ogromnie przydatne i bez tego ....ani kroku do przodu...... :)
a przecież wciąż idę.....
_________________
"Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie" - Mahatma Gandhi
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 13:11   

Mysza, tak czytam Ciebie i jestem pełna podziwu. Kawał dobrej roboty odwaliłaś nad sobą i to widać (a raczej można wyczytać). I wiesz co najważniejsze w tej orce, którą wykonałaś? Zdjęłaś różowe okulary i przyjrzałaś się sobie realnie, chociaż to obdzieranie do nagiej prawdy boli pewnie nieraz potwornie? Pamiętam, że sama nieraz wyłam wręcz z bólu, kiedy spod kolejnych warstw masek, ubranek, przebieranek, mechanizmów obronnych wyłaziłam na świat ja, bezbronna a jednak nie tak kryształowo czysta i rozlatywałam się kawałki. A potem się składałam z powrotem, zyskując po drodze świadomość, że część tych wstydliwych wewnętrznych przypadłości to nie moja wina, ze dostałam je niejako "w bagażu" na życie od najważniejszych osób w moim życiu. Że i owszem, choć mogę się teraz usprawiedliwić nieświadomością, to teraz już nie ma zlituj się i lepiej zacząć inaczej, zmienić się, ćwiczyć inne zachowania, przemyśleć, czy to, co i było dobre dla innych jest dobre dla mnie a przede wszystkim zacząć działać a nie siedzieć z założonymi rękami.


A co do tekstu? Podobne przemyślenia autorka zmieściła (o ile dobrze pamiętam) w swojej książce "Buty mojego męża". Wiem, że swojego czasu przez Polskę przebiegła dyskusja na temat terminologii czy to co nas dotknęło (same sobie to zrobiłyśmy? nie tak całkiem same? :mysli: ) to powinno nazywać się "współzależność" czy "współuzależnienie". Zgadzam się, że termin współuzależnienie nie jest zbyt szczęśliwym tłumaczeniem angielskiego określenia "Co-dependence", niejako stawiając żonę, partnerkę, męża, partnera, dziecko osoby pijącej nałogowo w roli współwinnych uzależnieniu. Kiedyś to też wywoływało we mnie bunt, złość. Ale... teraz mi przeszło... Wiem, co sama myślę o współuzależnieniu, wiem, jaka jest terapia tego świństwa, wiem jakie moje zachowania z tego wynikają, a że cóż nazwa jest ciut nieadekwatna? Trudno, stało się. Co ciekawe nie spotkałam się z jakąś większą akcją protestacyjną ze strony współuzależnionych, żeby to zmienić. Zresztą, czy da się zmienić coś, co weszło w język na stałe, przebija się na powierzchnię.


Myślę, że ważniejsze od nazewnictwa, że coraz głośniej się o tym mówi. Ze słowem współuzależnienie coraz częściej spotykam się w gazetach serialach, kulturze popularnej. I bardzo dobrze. Te 6 lat temu, kiedy wlazłam na pierwsze forum alkoholowe dla mnie szokiem było to określenie, przeczytałam je wtedy po raz pierwszy w życiu. Cieszę się, że zaczyna się o tym coraz więcej mówić. I o tym, ze jest pomoc dla takich osób jak ja.

A nazwa? Nazwa jest tylko nazwą. Tak samo leczy się gruźlicę, bez względu na to, czy nazwie się ją suchotami, tuberculosis, tuberkulozą, phthisis, wasting disease; white plague. I myślę, ze najważniejsze - to wyjść z tego paskudztwa, a nazwa? A kij tam z nazwą.




A tak na marginesie. Rozbawił mnie do łez jeden z komentarzy pod artykułem:
Cytat:
JUREK
13 marca 2010 - 19:11

ŻONA USIŁOWAŁA UZALEŻNIĆ MNIE PRZEZ CAŁĄ NASZA ZNAJOMOŚĆ.NIE BARDZO TO ROZUMIAŁEM I NIGDY NIE CHCIAŁEM SIĘ Z TYM POGODZIĆ.MÓJ BUNT I SPRZECIW NIC NIE WNOSIŁY.
NIE PODDAŁEM SIĘ ALE WPROWADZAŁEM SIĘ W PICIE ALKOHOLU
NAZWANO MNIE ALKOHOLIKIEM. NIE CZUJĘ SIĘ TYM.
PO KONTAKCIE ŻONY Z TERAPIĄ UZALEŻNIEŃ WIELE SIĘ ZMIENIA.
JA TEŻ CHODZĘ. BĘDĘ ŻONIE POMAGAŁ W UKSZTAŁTOWANIU INNYCH NIŻ DOTYCHCZAS POSTAW I ZACHOWAŃ.


:lol2: :lol2: :lol2:
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 13:34   

ja tak w kwestii nazewnictwa ... :oops:

jestem przyzwyczajona do tego, że określenie "współzależność" ma wydźwięk pozytywny.
Żyjemy w społeczeństwie pełnym różnego rodzaju współzależności, dzięki temu szybciej się rozwijamy, więcej możemy się nauczyć, więcej osiągnąć i nie jesteśmy skazani tylko na siebie samych.
To nie współzależność jest problemem, problemem jest zależność.
Każdy z nas jako dziecko jest zależny - od rodziców i opiekunów. Później powinien nastąpić czas niezależności - fizycznej, psychicznej i emocjonalnej. Współzależność jest ostatnim - najbardziej dojrzałym - etapem rozwoju. To etap, w którym dzięki osiągniętej wcześniej niezależności tworzymy dobre, owocne relacje.

I osiągnięcia etapu pt. współzależność życzę i Wam i sobie :)
pozdrawiam :)
 
     
Lila 
Towarzyski


Dołączyła: 14 Lip 2011
Posty: 192
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 14:03   

Myszaczku, dziękuję za to, że podzieliłaś się swoimi refleksjami.
Nie jest łatwo się do tego przyznać, ale bliski jest mi ten fragment
myszaczek napisał/a:
wygodnictwa, nic nierobienia, udawania, że problemów brak, czekania na innych... aż zrobią, aż się zmienią....


i dziś znowu uświadomiłam sobie kawałek mojego czekania...
aż zrobi,
aż się zmieni...
To już jest inne czekanie, ale jednak...Został jakiś tego kawałek.

Na szczęście jest na to lekarstwo i
Cytat:
Żeby mi było dobrze...sama muszę się zmienić/zmieniać...


Pozdrawiam serdecznie :buzki:
 
     
Izzy 
Towarzyski



Pomogła: 5 razy
Dołączyła: 06 Lis 2011
Posty: 286
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 14:15   

ja również Ci dziękuję za to co napisałaś, że dałaś szansę początkującym aby to przeczytać; zrozumiałam jedno-daleka droga przede mną....
_________________
Matki to aniołowie na praktyce.
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 14:19   

Izzy napisał/a:
daleka droga przede mną....

eee tam daleka... najważniejsze to ją znaleźć i uznać, że to moja... a wtedy... dzieją się cuda (mniejsze i większe) A Ty Izzy już przecież idziesz, prawda? :kciuki:
_________________

 
     
Mysza 
Gaduła



Pomogła: 41 razy
Dołączyła: 03 Mar 2010
Posty: 830
Skąd: Wrocek
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 16:28   

Racja, nie o nazewnictwo tu chodzi, a właśnie o naszą, czyli współuzależnionych samoświadomość....
Bo najprościej jest...całe zło, niepowodzenia w życiu, niespełnienie... wytłumaczyć jednym....bo on pije....jakież to wygodne....
Ze wszystkiego nas tłumaczy, na wszystko daje odpowiedż...i możemy sobie wygodnie pozostać w tej pozie cierpiętnicy, czekając na litościwe głaskanie po głowie...ewentualnie przyznać tylko...no tak, jesteśmy wprawdzie współuzależnione...ale przecież...to on pije.

Tylko dopóki my będziemy tą dysfunkcję pielęgnować i nie bedziemy chciały się nią zająć, bo to obnaży trochę inną naszą twarz, a większość z nas nie jest gotowa ani chętna, taką twarz zobaczyć ....dopóty on bedzie pił... bił.... będzie... hazardzistą... narkomanem...seksoholikiem...itp, itd.
Uzależnione będziemy od jego akceptacji i jego uznania. Jego obecności, jego potrzeb, jego miłości lub jej braku. A przecież nasze życie nie od tego powinno zależeć, nie w takich rękach powinno być.

I dlatego ważne jest, by potrafić przyznać się przed samą sobą, że nie jestem taka jaka myślałam że jestem,że też robie błędy i wreszcie, że...
za swoje życie....odpowiadam ja sama :)

A że boli...no cóż każde nowe życie przecież w bólach na świat przychodzi ;)
_________________
"Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie" - Mahatma Gandhi
 
     
ulena 
Gaduła



Pomogła: 21 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 16 Gru 2011
Posty: 674
Skąd: dzikie ostępy
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 16:41   

Myszaczku wielkieś uczyniła zawieruchy w sercu, moim . Do mnie powoli dociera , że moja kryształowość jakaś taka mętna jest i dzięki takim tekstom upewmniam się coraz bardziej w tej swojej niedoskonałości , niedostosowaniu się do świata, a do tej pory uważałam że to świat do mnie powinien się dostosować . Dziękuję Ci bardzo i życzę Ci dalszych sukcesów , bo taka osóbka jak Ty napewno na laurach nie spocznie :buzki:
 
     
Klara 
Uzależniony od Dekadencji


Pomogła: 264 razy
Dołączyła: 24 Lis 2008
Posty: 7861
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 16:52   

Zabiłaś mi sporego klina Myszaczku :szok:
Łapię się na tym, że już nie wiem, które moje działania wynikają ze zwykłych ludzkich relacji, z konieczności oddania kawałka swojej "niepodległości" w zamian za kawałek cudzej.
Nie wiem, czy granice, które postawiłam są tam, gdzie trzeba i czy je w ogóle mam?
Nie wiem.
Chyba jest mi potrzebna jeszcze jedna terapia :szok:
_________________
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami." /przysłowie japońskie/
 
     
Wuśka. 
Towarzyski



Pomogła: 6 razy
Dołączyła: 05 Sie 2011
Posty: 126
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 16:54   

Mysza przeczytałam ten tekst z wielkim zainteresowaniem.
Kroczę po tej drodze od niedawna i takie przesłania są dla mnie ważne.
Nazwa jak nazwa, mi ona nie przeszkadza.
 
     
Mysza 
Gaduła



Pomogła: 41 razy
Dołączyła: 03 Mar 2010
Posty: 830
Skąd: Wrocek
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 18:33   

Klara napisał/a:
Nie wiem, czy granice, które postawiłam są tam, gdzie trzeba i czy je w ogóle mam?

tak sobie myślę Klarciu, że jeśli Ci z nimi dobrze...to najpewniej są postawione w najlepszym dla Ciebie miejscu... :buzki:

Zaglądanie w siebie... dla niektórych żarty.......mnie ratuje kiedy nie wiem czy coś jest dobrze czy źle....pytam siebie jak mi z tym....i znajduję odpowiedzi ...dla mnie :)
_________________
"Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie" - Mahatma Gandhi
 
     
Klara 
Uzależniony od Dekadencji


Pomogła: 264 razy
Dołączyła: 24 Lis 2008
Posty: 7861
Wysłany: Wto 20 Gru, 2011 18:43   

myszaczek napisał/a:
dla niektórych żarty.

Ja nie żartuję :nie:

Edit:
Właśnie przyjechał nowy telewizor, który sobie sprawiłam no i........
....no i mam wyrzuty sumienia, że niepotrzebnie wydałam pieniądze, bo przecież z tego maleńkiego 20'' dowiadywałam się tego samego :(
_________________
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami." /przysłowie japońskie/
Ostatnio zmieniony przez Klara Wto 20 Gru, 2011 18:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,33 sekundy. Zapytań do SQL: 12