Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
"O wspaniałym rycerzu i zaklętej w zamek królewnie"
Autor Wiadomość
migotka351 
Małomówny



Wiek: 55
Dołączyła: 30 Paź 2008
Posty: 95
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 10:24   "O wspaniałym rycerzu i zaklętej w zamek królewnie"

"O wspaniałym rycerzu i zaklętej w zamek królewnie"

Kasia: Opowiem ci pewną bajkę, którą widzę oczami duszy.

Ewa: O tym, jak to oni chcieliby żyć razem długo i szczęśliwie?

K: Ćwicz cierpliwość i posłuchaj. On przebiera się bardzo pięknie, bo przecież chce być widziany jako wspaniały rycerz, dużej klasy. Wsiada na wielkiego konia, zakłada lśniącą zbroję.

E: Koniecznie ma ze sobą długą lancę.

K: Uważa, że im dłuższa, tym lepsza. Ma przyłbicę i pióropusz i galopuje przez równinę na swym pięknym rumaku, marząc o kim? O królewnie. Jedzie i rozgląda się. Nie zaspokajają jego ambicji żadne mijane po drodze chałupki, domki, osiedla. Chce zamku i królewny! Jedzie i jedzie, i jedzie. Nagle jest! Zamek. Och, jaki piękny! Wieże ma wysokie, fosy głębokie, a most podniesiony... Cud, nie zamek. Bogaty, nie do zdobycia. Rycerz, chrzęszcząc zbroją i powiewając pióropuszem, zbliża się do niego. I co się wtedy dzieje? Most się opuszcza.

E: Łał!

K: Więc co rycerz na to? Wjeżdża na dziedziniec! A tam pięknie, przepięknie. Wszystko jest.

E: Aż się boję końca.

K: Wszystko jest, tylko jakoś pusto. Mówię ci, pusto! Może oprócz zwodzonego mostu trzeba jeszcze czasem pokonać jakieś przeszkody, żeby się tam dostać. Różnie bywa z tymi zamkami. Jedne ulegają szybciej, inne trochę się bronią. A rycerz zwiedza i się zachwyca. Ale bogato, ale ślicznie przystrojone!

E: Widać inteligencję właścicielki-królewny.

K: Widać jej gust i niezwykłą wszechstronność. Rycerz ogląda i podziwia. Zwiedza zamek, komnata po komnacie, ale królewny znaleźć nie sposób. W sali balowej – nie ma, w tronowej – nie ma, w kuchni – nie ma, w sypialni – nie ma, ale gdzieś coś cichutko kwili. W korytarzach też księżniczki ani śladu, ale za to kwilenie słychać coraz głośniej. Rycerz biega po zamku od komnaty do komnaty. W końcu trafił do lochu: tu już coś naprawdę głośno płacze! No i co? W ostatniej komóreczce, na samiusieńkim końcu najciemniejszego korytarza znalazł...

E: Co? Dziecko malutkie, dziewczyneczkę małą?

K: Tak, dzidzia. Siedzi i zalewa się łzami.

E: Pół roczku?

K: No, nie, może więcej. Ze dwa latka ma, góra trzy. Siedzi i płacze, a on myśli: „O, Jezus, Maria, kto to dziecko tu wsadził i zamknął? Czy ta królewna jakaś okrutnica, czy co? Gdzie ona w ogóle jest?”

E: No i co?

K: Bierze to dziecko na ręce, ale trochę nie wie, co z nim począć. Bo nikt go nie uczył.

E: Przecież w końcu nie po dziecko tu przyszedł. Dzieci (jak mawiał jeden mój znajomy rycerz, powtarzając za Słonimskim) to zakała ludzkości.

K: Jak daleko sięga pamięcią, w jego rodzinie kazali się dziećmi zachwycać i on się z grzeczności zachwycał trochę, choć nie wiedział za bardzo czym. A potem szybko uciekał, bo takie dziecko to jeszcze mu kupę na rękę zrobi albo się zsika. A w ogóle co się z takim dzieckiem robi? Czym to się karmi? Są oczywiście tacy, którzy wiedzą, ale oni nie przebierają się, proszę ciebie, w zbroję, tylko siedzą u siebie w domu, mają własne dzieci i je hodują.

E: To są ci nudni.

K: No, nie powiem... Oni wiedzą, jak się dzieckiem zająć. Mają już dzieci, bo chcieli je mieć, wiedzieli, kiedy i po co i z kim, i żadna królewna im niepotrzebna... Ale wróćmy do naszego pięknego rycerza. On coś z tym bachorkiem zrobi, bo przecież świnią nie jest. No, może co poniektóry zostawiłby dziecko i odjechał, ale taki porządniejszy rycerz je weźmie i nawet pójdzie do kuchni, znajdzie coś do jedzenia i nakarmi.

E: I tak się będzie z tym dzieckiem obtykał, choć tego nie lubi.

K: Pewnie, że nie lubi. Pyta nieustannie: „Gdzie jest, kurde, królewna? No, przecież musi być. Przecież zamek stoi...”

E: Piękna bajka!

K: I jaka prawdziwa...

E: A czy on poczeka, aż dziecko dorośnie?

K: A ile lat by to musiało trwać, kochana? My byśmy chciały, żeby poczekał, ale to się rzadko zdarza, choć takie dziecko szybko rośnie.

E: Szybciej niż normalne dzieci?

K: Zdecydowanie. Jednak musiałby się zasadzić na dobrych kilka lat, żeby ono się wykwiliło, wypłakało, nausypiało, narobiło mu na rękę i żeby on się tym nie przejmował, nie krzyczał ani ze wstrętem się nie odwracał. A prawda jest taka, że jak dziecko kupę robi, to on się ze wstrętem odwraca. No i zgadnij, co się teraz dzieje? Dziecko jest nieszczęśliwe. Bo znowu nie dostało tego, czego chce i potrzebuje.

E: A ja już w międzyczasie, powiem ci szczerze, wzięłam stronę tego faceta. Jestem głęboko przejęta jego losem.

K: A to miło z twojej strony. Ale zostawiłaś dziecko. To bardzo charakterystyczne. Zachowałaś się jak większość kobiet, które najchętniej zajmują się facetem. To jest straszne. Bo on sam sobą ma się zajmować, kochana. Ma różne możliwości: albo zostaje w zamku, albo wiezie dzidzię do najbliższej opiekunki i tam ją zostawia, albo w końcu zauważa, że zamek to niekoniecznie królewna. Różne rzeczy może zrobić.

E: Ja wciąż nie rozumiem, czy jest gdzieś ta królewna, czy nie.

K: Królewna jest zamkiem. Jest w niego niejako zaklęta. Zamek jest tą częścią niej, którą ona, dużym nakładem sił i środków, wzniosła na zewnątrz. Pokazuje tę cudowną sylwetkę prosto z fitnessu. Nogi na niebotycznych obcasach albo we wspaniałych tenisówkach. Iskrzącą inteligencję za markowymi okularami. Mądrość i fajność kobiety-kumpla...

E: Albo pokazuje kobietę do łóżka...

K: Niekoniecznie do tego łóżka dochodzi, a jeśli już dojdzie, to raptem może się okazać, że nie ma tam tej nieokiełznanej lwicy, tylko mała dziewczynka

E: Czy to znaczy, Kasiu, że my widzimy atrakcyjną kobietę, zadbaną, uwodzicielską i dorosłą, a ona w środku jest emocjonalnie małym dzieckiem?

K: Właśnie tak. Ta zewnętrzna fasada to zamek, w którego świetność kobieta wciąż inwestuje. Wewnątrz, w ukryciu (ja to nazywam „w komórce”), pozostaje opuszczone, nieszczęśliwe małe dziecko.

E: Dlaczego o nim zapomniała? Ono przecież wydaje się takie ważne...

K: Jednak wtedy kiedy było to potrzebne, nie podobało się takie zwyczajne. Z tych zwyczajnie kochanych dzieci rosną zwyczajni ludzie, czyli te nasze miłe chałupki. A większość zamków to dzieci, które musiały się bardzo starać, żeby sprostać wymaganiom, czyli być bardzo ładną, bardzo inteligentną, bardzo grzeczną. W ogóle wyjątkową i bardzo-bardzo.
E: Zdaje się, że znam to z własnego doświadczenia.

K: I dlatego czekasz, żeby ktoś inny zajął się twoim porzuconym dzieckiem.

E: Bo sama nie umiem. Nie wiem nawet, czego ono chce.

K: I bardzo byś chciała, żeby ktoś, najchętniej jakiś rycerz, wiedział lepiej niż ty, czego potrzebujesz? Spójrz, jak często wraca ten wątek dbania o własne potrzeby. Jest to jeden z najważniejszych progów na drodze do dorosłości i dobrego życia.

E: Może kiedyś przestanę szukać kogoś, kto mnie wyręczy w opiece nad sobą, ale na razie jestem recydywą i wobec tego powiedz mi: Co robi królewna zaklęta w zamek, gdy rycerz nie chce się zajmować małą dziewczynką?

K: A będziesz chciała pamiętać?

E: Nie mogę obiecać. To co? Nie powiesz?

K: Powiem, bo może jakaś inna mała dziewczynka ukryta w zamku będzie chciała pamiętać.

OD ŻADNEGO RYCERZA DZIEWCZYNKA NIE MOŻE DOSTAĆ TEGO, CZEGO POTRZEBUJE, ŻEBY STAĆ SIĘ DOROSŁĄ KOBIETĄ.

To, czego nie udało się dostać w młodych latach od mamy, taty, babci, dziadka, prawdziwych lub „przyszywanych” cioć i wujków oraz od nauczycieli, może zdobyć już tylko sama. Mogą jej w tym pomóc przyjaciele, i ukochany też, ale TYLKO POMÓC!

Chciałaś wiedzieć, co się dzieje w zamku? Rycerz już trochę utulił dziecko i ma serdecznie dość. Jednak dziecko, wyciągnięte po latach z komórki, ma przecież rosnące potrzeby.

Co robi zamek, gdy widzi, że rycerz zbiera się do odwrotu? Wypuszcza lwy z klatki: „Ty taki, owaki, to ty miałeś... Ty obiecywałeś... Po coś ty w ogóle przyjechał? Mówisz, że chcesz królewnę? Masz taki zamek i nie chcesz się jednym małym dzieckiem zająć? Za to wszystko?! Wynoś się!”

E: No i słusznie!

K: Umówmy się, że on został zwabiony.

E: Co zrobi rycerz, kiedy zamek go wyrzuca?

K: Zacznie z lwami walczyć, bo przecież jest wojownikiem.

E: O, to ja trafiłam naprawdę na wielkiego wojownika!

K: Ten, co cztery i pół roku wytrzymał?

E: Z lwami walczył dzielnie, że aż...

K: Jeszcze mogło mu się pomieszać, że walczy o królewnę, a nie że z nią.

E: Oczywiście, że mu się pomieszało.

K: I trochę czasu mu zajęło, żeby się w tym rozeznać. Tym też można tłumaczyć długość przebywania obok ciebie.

E: Myślę, że on bardzo chciał coś mieć.

K: Pewnie, że tak. Przede wszystkim już zdobył zamek. Nie jest tak łatwo z dnia na dzień wyprowadzić się z zamku.

E (nostalgicznie): To prawda, to prawda.

K: Poza tym ciągle podoba mu się ten zamek. Wprawdzie okazało się, że są lwy, a może jeszcze jakieś szczury, które co rusz podgryzają, jakieś zapadnie, pułapki i nietoperze, ale tak czy inaczej jest to zamek i nawet jeszcze remontu nie wymaga. Można szyku zadać! Pokazać się z takim zamkiem albo czuć się już prawie jego właścicielem...
E: No właśnie, bo rycerz w pewnym momencie czuje się właścicielem zamku.

K: Szczególnie jeśli zamek jest nie bardzo obsadzony.

E: Niezamieszkany w pewnym sensie.

K: Tak, ale sam zamek jest też żywy. Robi mu różne hopsztosy. Łoże się zapada, baldachim go dusi, jak u Edgara Allana Poe. Oczywiście, można uskoczyć, można być niezwykle dumnym z siebie, że się daje radę. Nawet podekscytowanym: „O, z tobą to ja dopiero zawalczę, mam naprawdę godnego przeciwnika”. Zobacz, jak często ludzi łączy to, że on jest rycerzem, nieustraszonym wojownikiem, a ona jest tak cwanym zamkiem, ciekawym, walecznym i pomysłowym, że przez długie lata nie mogą się rozstać.

E: Bywa, że zmęczony walką rycerz zamknie się w wieży, żeby odpocząć, a zamek dalejże robić mu wstrząsy. Nieźle musi potelepać, żeby go z tej wieży wypluło.

K: No i tak im lata lecą. Zamek uważa, że ma już swojego mieszkańca, prawie królewicza, już jest niemal jego właścicielem, bo przecież zamek nigdy całkiem się nie podda.

E: To ważne, co mówisz: bo i zamek się nie podda, i rycerz się nie podda. Po obu stronach rośnie jednak przekonanie, że chyba nie o to chodzi w związku.

K: Gdyby umieli być zwyczajnie szczęśliwi, ona nie musiałaby marnować energii na stawianie zamku, byłaby zadowoloną z siebie willą, a i on by się nią zadowolił zamiast pętać się po rubieżach, żeby koniecznie spotkać królewnę. Bo i on ma przecież w sobie małego zagubionego chłopca, który łudzi się, że zdobycie królewny uczyni go dużym i silnym. Wyśnił ją sobie, wymarzył, no i już prawie ją miał...

E: Po raz kolejny, prawdopodobnie...

K: Bo przecież tu i ówdzie jakiś zameczek stoi. Nie jest to pierwszy zamek, do którego przybył. Niektóre są już zajęte, ale są takie, które wpuściły już niejednego rycerza. A są i rycerze, których przeznaczeniem wydaje się jeżdżenie od zamku do zamku.

E: Co tu się dzieje? Czy to jest jakiś cud niepamięci? Czy to jakieś przekleństwo?

K: To jest cud iluzji. Cud obdarzania iluzji taką wartością i wagą, jakiej nie daje się prawdzie. Czyli marzenie jest tak ogromne, że zasłania wszystko.

E: Zasmucasz mnie...

K: Mnie też to nie cieszy. Kiedy rycerz zostawia dziecko i odjeżdża, zamek jest po prostu wściekły. Bo to znaczy, że musi wybudować jeszcze lepszą pułapkę na następnego: trzeba upiększyć flanki, chorągiewki muszą powiewać kolorowe, może ściany trzeba by na różowo przemalować. Wściekłość rośnie, tak jak w bajce o dżinie zamkniętym w butelce. Przez pierwsze sto lat mówił: „Kto mnie uratuje, dostanie królestwo, pieniądze i sławę”. Po dwustu latach tylko pieniądze, po trzystu już tylko sławę, a po czterystu latach dżin był tak wściekły, że postanowił zabić swojego wybawcę. No i tak też jest z zamkiem. Jeśli było tam już iluś rycerzy, to zamek powoli ma ochotę zabijać. Pod warunkiem, oczywiście, że nadal uważa, że partnera łowi się na zamek, a dzieckiem ma się zająć ktoś inny, czyli rycerz. I dopóty, dopóki zamek trwa w tej iluzji, nic się nie zmieni, choćby do późnej starości. Tyle że coraz nędzniejsi rycerze będą przyjeżdżać.

E: Bo oni dalej będą przyjeżdżać, tylko coraz bardziej zniecierpliwieni.

K: I coraz bardziej złachmanieni. Tacy, którzy też już byli w iluś zamkach, i one się też nie zmieniły. Tacy, którzy myślą: „Przyjadę, prześpię się i pojadę”.

E: A w du*** to dziecko... Zdenerwowałam się, muszę coś zjeść.

K: Zjedz coś, na zdrówko, żebyś rosła.

E: Nie wiem, czy do ośmiu latek już dociągnęłam.
K: Wysyłam teraz podziękowania dla wszystkich moich rycerzy, którzy podkarmili moje dziecko i podciągnęli mnie w latach rozwoju dzięki temu, że chcieli. Zdarzało się, że któryś chciałby jeszcze dłużej, ale mojemu zamkowi wydawało się, że to strasznie nudne, bo ten rycerz tylko by się tym dzieckiem zajmował, a zamek się wściekał, że nie nim. Zdarzają się rycerze dobrzy dla dzieci, ale zamek nieustannie żąda podziwu dla siebie. Bo wcale nie jest tak, że zamek zwabia dla dziecka. Zamek zwabia dla siebie, tyle że dziecko jest najprawdziwsze. Owszem, zamek wydaje się żywy – w tym sensie, że wabi oraz animuje te pułapki, lwy i staje z rycerzem do walki – ale jest nastawiony wyłącznie na siebie.

E: Kasiu, to brzmi strasznie. Bo z tego wynika, że zamek jest nastawiony na siebie i dziecko jest nastawione na siebie.

K: I nie ma między nimi komunikacji.

E: Czy to może się jakoś zmienić?

K: Owszem. Jeśli zdarzy się kilka rzeczy – dziecko podrośnie, zamek zacznie stwierdzać: „Wystarczy mi tego podziwu, już nic więcej z niego nie wyniknie”, a jeszcze rycerz znajdzie się niegłupi i powie: „Fajnie, dziecko miłe chwilami, zamek piękny, ale gdzie ta całość?” Może już nawet nie „Gdzie ta królewna?”, ale „Gdzie ta normalna kobieta?” Z takich doświadczeń można się czegoś nauczyć. Gdy ma się trochę samoświadomości, widać, że nie można w nieskończoność ulepszać zamku. Kiedy dziecko i zamek zostają sam na sam, jest szansa, że coś może się zmienić. To jest ten czas, gdy dziecko może rosnąć, o ile zamek przestanie się zajmować wyłącznie sobą, a zacznie dzieckiem. Czyli gdy kobieta zrozumie, że dopiero wtedy stanie się prawdziwa i dojrzeje do szczęścia, kiedy urośnie jej dziecko wewnętrzne. Dlatego przerwy między rycerzami są tak potrzebne – wtedy dziecko może podrastać.

E: Bo nie wystawiam się na zewnątrz?

K: Nie wystawiasz się na zewnątrz, nie marnujesz energii na zwabianie. Niezbędne są okresy, kiedy się zajmujesz sobą, uczysz się siebie, umacniasz w samodzielności i atrakcyjności dla samej siebie. Dzięki temu, gdy potem wyjdziesz na zewnątrz, będziesz potrafiła robić to jakoś równolegle.

E: Chcesz powiedzieć, że w okresach, kiedy nie ma rycerza, kobieta może zrobić dwie rzeczy: albo zająć się sobą, albo cała jej uwaga zostaje skierowana na to, co się dzieje poza nią, na rozglądanie za jakimś chłopem, bo wciąż musi się od czegoś odbijać?

K: Tak. Całą energię wkłada w przyciągnięcie mężczyzny, który przyjdzie, i wtedy wreszcie w jej życiu nastanie porządek. Na pewno znasz takie kobiety – to są zamki do entej potęgi – które zajmują się wyłącznie własnym wyglądem. Miałam klientkę, która powiedziała na pierwszym spotkaniu: „Przyszłam do pani, żeby mój mąż przestał się oglądać za innymi kobietami”. Była wyjątkowo śliczna, ale miała taki lęk, że jeśli on się za którąś ogląda, to ją dla niej zostawi, choć nigdy tego nie zrobił.

E: Rozumiem ten lęk. To jest lęk przed porzuceniem.

K: Wewnętrzne dziecko boi się, że rycerz je zostawi. Czuje tylko lęk i kwili, a zamek wyłącznie się stroi, bo wierzy, że to najważniejsze, że za to będzie kochany.

E: Jednak ten lęk wydaje się uzasadniony, bo zamek ma przyjemność z kimś, kto – jak wiadomo – jest rycerzem podróżującym od zamku do zamku. Jest więc duże prawdopodobieństwo, że może wyjechać. Przecież skądś przybył i prawdopodobnie dokądś zmierza.

K: Bo poszukuje najpiękniejszej. Ma iluzję, że jeśli ona jest taka piękna i modna, i można się z nią pokazać, to on już ma wszystko. Zresztą do jakiegoś stopnia ma – jeśli jego wewnętrzne potrzeby są tak uśpione, że wystarcza mu tyle, że kobieta wygląda jak z okładki albo że rozebrana jest tak śliczna jak z rozkładówki „Playboya”. Owszem, długo można być nią zachwyconym i dumnym. Można ją wszędzie pokazać, nasycać się tym, że jest zazdrosna – to znaczy, że kocha. Ale gdzie tam kocha – ona się boi, że ją porzuci. Dlatego on czuje się wielki i ważny, bo jest jej niezbędny, ale ona mu też. To może na długie lata im wystarczyć. Tylko że oboje z upływem tych lat coraz bardziej się na siebie złoszczą i mają dziwne poczucie, że czegoś coraz bardziej brakuje.

E: Rośnie frustracja, ale i rośnie świadomość. Dla mnie te wątki się łączą. Bo kiedy rośnie frustracja, wzrasta też szansa, że przynajmniej jedno z nich zrozumie, iż nie dostaje tego, czego tak bardzo pragnie, choć już tak długo się stara.

K: Kobieta może odkryć, że jest coś więcej niż tylko wybór: albo samotność, albo rycerz (ten, z którym już nie może wytrzymać, lub kolejny). Ma szansę budować siebie inaczej niż tylko jako zamek. Nie proponuję, żeby była sama do końca życia, ale żeby najpierw polubiła i poznała siebie.


http://czytelnia.onet.pl/...o_czytania.html
_________________
"Nie jest łatwo znaleźć Szczęście w sobie, ale nie można Go znaleźć nigdzie indziej.. "
"..masz TO, na CO godzisz się.."
 
     
Tomoe 
(banita)


Dołączyła: 01 Cze 2009
Posty: 4791
Skąd: Śląsk
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 11:47   

Cuuuudne....

Cała ja!!!
Aktualnie bez rycerza.
Czyli zamek został sam na sam z dzieckiem.
Czyli jest szansa, że coś może się zmienić.

Dziękuję. Pójdę tym tropem. :buzki:
 
 
     
Tomoe 
(banita)


Dołączyła: 01 Cze 2009
Posty: 4791
Skąd: Śląsk
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 12:04   

Tak mi się właśnie przypomniało, że kiedy byłam małą, nieszczęśliwą dziewczynką, marzyłam o tym, że jestem księżniczką i miałam taki swój wymyślony ukryty zamek, o którym nikt nie wie i do którego zapraszam tylko niektórych.

Kryteria doboru tych "niektórych" były zdumiewające.
Bo ja się chciałam tym zamkiem CHWALIĆ, chciałam nim ZASKAKIWAĆ i chciałam nim IMPONOWAĆ tym, którzy mnie źle traktowali.Ot, na przykład bogatszym, lepiej ubranym i szczęśliwszym ode mnie koleżankom. Albo nauczycielom, którzy mnie gorzej w szkole traktowali niż dzieci z "dobrych bogatych domów".
Chciałam im POKAZAĆ jaka jestem naprawdę i co ja naprawdę mam. Żeby im się zrobiło głupio.

I ja, kurczę, w dorosłym życiu nadal buduję taki zamek, po to, ŻEBY IM WSZYSTKIM POKAZAĆ!!!
 
 
     
pterodaktyll 
Moderator
.....zmieniłem narodowość, jestem alkoholikiem....


Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 15070
Skąd: z...mezozoiku
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 12:07   

Tomoe napisał/a:
w dorosłym życiu nadal buduję taki zamek, po to, ŻEBY IM WSZYSTKIM POKAZAĆ!!!
"
Chyba lepiej byś zrobiła gdybyś przyjęła tę angielską zasadę, że "My Home is my Castle" :mysli:
_________________
:ptero:
 
     
Tomoe 
(banita)


Dołączyła: 01 Cze 2009
Posty: 4791
Skąd: Śląsk
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 12:30   

Tu nie chodzi - w tej bajce - o zamek w sensie "mój dom".

Ale jeśli tobie chodzi o dom - w sensie "moje bezpieczne miejsce" - to twoja uwaga jest jak najbardziej słuszna. :)
Ostatnio zmieniony przez Tomoe Pon 29 Lis, 2010 12:31, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
pterodaktyll 
Moderator
.....zmieniłem narodowość, jestem alkoholikiem....


Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 15070
Skąd: z...mezozoiku
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 12:34   

Tomoe napisał/a:
jeśli tobie chodzi o dom - w sensie "moje bezpieczne miejsce"

Oczywiście, tylko jak zwykle niezbyt precyzyjnie się wyrażam :)
_________________
:ptero:
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 16:11   

migotka351 napisał/a:
Nie proponuję, żeby była sama do końca życia, ale żeby najpierw polubiła i poznała siebie.


heh
a co jeśli kobieta lubi i trochę zna siebie (do końca siebie poznać to chyba niemożliwe), a spotyka samych takich błędnych rycerzy, którzy przeżyli już niejedno w innych zamkach i którzy zachowują się tak, że odechciewa jej się "rycerzy" do końca życia ? [a przynajmniej na kilka lat]

Tomoe napisał/a:
Tak mi się właśnie przypomniało, że kiedy byłam małą, nieszczęśliwą dziewczynką, marzyłam o tym, że jestem księżniczką i miałam taki swój wymyślony ukryty zamek, o którym nikt nie wie i do którego zapraszam tylko niektórych.

ja nie miałam zamku, tylko taką małą mysią norkę w ścianie, w której mieszkały krasnoludki. I te krasnoludki miały wszystko co tylko można było zapragnąć mieć i pozwalały mi robić wszystko co tylko przyszło mi do głowy .. i po prostu fajnie spędzałam tam czas. :)
Trochę mi teraz brakuje tych zaczarowanych krasnoludków. :)

Dzięki Tomoe,
dzięki Tobie sobie przypomniałam :)
 
     
Tomoe 
(banita)


Dołączyła: 01 Cze 2009
Posty: 4791
Skąd: Śląsk
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 17:38   

Flandra napisał/a:

Trochę mi teraz brakuje tych zaczarowanych krasnoludków. :)


A ja myślę, że one tam ciągle są. :)
 
 
     
Borus 
Trajkotka
uzależniony



Wiek: 66
Dołączył: 03 Wrz 2009
Posty: 1843
Skąd: wielkopolskie
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 17:55   

...mniej więcej w 2/3 bajki wymiękłem... :bezradny:
_________________
zostało mi podarowane drugie życie...
 
 
     
migotka351 
Małomówny



Wiek: 55
Dołączyła: 30 Paź 2008
Posty: 95
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 18:51   

Flandra napisał/a:
a co jeśli kobieta lubi i trochę zna siebie (do końca siebie poznać to chyba niemożliwe), a spotyka samych takich błędnych rycerzy, którzy przeżyli już niejedno w innych zamkach i którzy zachowują się tak, że odechciewa jej się "rycerzy" do końca życia ? [a przynajmniej na kilka lat]


to przeczytaj ksiązkę.
W niej jest wiele fajnych rzeczy, np. to, że facet i związek nie jest jedynym aspektem życia, dzieci, małzeństwo jedynym celem i przeznaczeniem itd. i że jeśli tego nie ma, to nie musi oznaczać, ze kobieta jest gorsza czy nieszczęsliwa.

pzdr
ela:)
_________________
"Nie jest łatwo znaleźć Szczęście w sobie, ale nie można Go znaleźć nigdzie indziej.. "
"..masz TO, na CO godzisz się.."
 
     
Urszula 
Trajkotka


Wiek: 69
Dołączyła: 23 Maj 2010
Posty: 1208
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 18:52   

Tomoe napisał/a:
kiedy byłam małą, nieszczęśliwą dziewczynką, marzyłam o tym, że jestem księżniczką i miałam taki swój wymyślony ukryty zamek, o którym nikt nie wie i do którego zapraszam tylko niektórych.

Miałam podobnie...
Z tym, że nie był to zamek, a przepiękny ogród, w którym rosły najdziwniejsze i najpiękniejsze roślinki!
Nikt nie umial hodować takich kwiatów, tylko ja, mała, spychana na margines dziewczynka.
Ale w moich marzeniach zapraszałam do tego ogrodu jedynie Rodziców i Dziadków, czasem kogoś z nauczycieli, nigdy własnych rówieśników... Choć właśnie na opinii koleżanek i kolegów najbardziej mi zależało. :(
Dziwne, nie?
 
     
Tomoe 
(banita)


Dołączyła: 01 Cze 2009
Posty: 4791
Skąd: Śląsk
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 20:14   

migotka351 napisał/a:

to przeczytaj ksiązkę.

Byłam w księgarni.
Akurat jej nie mieli, ale mi zamówili w hurtowni.
Jutro po południu mogę ją kupić. Już sam spis treści był dla mnie zachęcający. :buziak:
 
 
     
Małgoś 
Upierdliwiec
Forumoholiczka



Wiek: 58
Dołączyła: 30 Kwi 2010
Posty: 2191
Skąd: z miasta mojego
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 20:46   

Świetna opowieść!!!
Okazuje się, że mój rycerz w końcu zniecierpliwił się i wyszukał sobie inny zamek, który po rozpoznaniu okazał się jednak nie dość atrakcyjny by zostać w nim na dłużej. Ale w czasie jego podbojów porzucona księżniczka zrobiła to, co mogła najlepszego dla siebie czyli zajęła się swoim dzieckiem... a rycerz nie dość, że księżniczki nie rozpoznał, to i na innego rycerza się nadział...
Cóż, widocznie czasem trzeba zostać na dłużej samemu by móc skutecznie zająć się wychowaniem swego dziecka a nie jedynie umacnianiem fos i upiększaniem komnat... I dopiero wtedy można (ewentualnie) wpuścić w swe progi godnego rycerza a nie byle jakiego łapserdaka wystrojonego jedynie w piękną zbroję. Bo dopiero wtedy jest się w stanie takiego osobnika odróżnić...
Jakie to wszystko proste.... :mysli:
_________________
Tylko ja jestem odpowiedzialna za swoje życie
 
     
Borus 
Trajkotka
uzależniony



Wiek: 66
Dołączył: 03 Wrz 2009
Posty: 1843
Skąd: wielkopolskie
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 21:35   

Małgoś napisał/a:
Jakie to wszystko proste....
...jak 5 metrów sznurka...w kieszeni!!! :wysmiewacz:
_________________
zostało mi podarowane drugie życie...
 
 
     
Małgoś 
Upierdliwiec
Forumoholiczka



Wiek: 58
Dołączyła: 30 Kwi 2010
Posty: 2191
Skąd: z miasta mojego
Wysłany: Pon 29 Lis, 2010 21:38   

Borus napisał/a:
...jak 5 metrów sznurka...w kieszeni!!! :wysmiewacz:


jak widać, to tylko kwestia optyki... ;) bo sznurek to zawsze ten sam sznurek :p
_________________
Tylko ja jestem odpowiedzialna za swoje życie
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,41 sekundy. Zapytań do SQL: 11