Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Dlaczego łamią abstynencję?
Autor Wiadomość
Tomoe 
(banita)


Dołączyła: 01 Cze 2009
Posty: 4791
Skąd: Śląsk
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 08:25   Dlaczego łamią abstynencję?

Dlaczego łamią abstynencję?


Anna Bakuła
Rok: 2003
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 10

Wielu z nas, pracowników lecznictwa odwykowego, zastanawia się często, dlaczego - mimo naszych starań terapeutycznych, dobrego programu placówki, zaangażowania w proces leczenia pacjenta i jego rodziny - alkoholik, będąc w programie terapii, łamie abstynencję.

Kiedy dzieje się tak w terapii wstępnej, tłumaczymy to brakiem motywacji wewnętrznej do leczenia: pacjent przychodzi na terapię nie dlatego, że pragnie przestać pić, ale ponieważ żona tego pragnie albo pracodawca grozi wyrzuceniem z pracy. Mówi wprawdzie, że chce skończyć z piciem, ale jest to tylko deklaracja słowna. Nie wierzy, że jest alkoholikiem, uważa, że jeszcze będzie mógł "pić jak człowiek", stosuje wiele obron swojego picia, minimalizując je i racjonalizując. I oczywiście nie radzi sobie z głodem alkoholowym. We wczesnym okresie trzeźwienia alkoholik ma też niewiele zysków z niepicia, powiedziałabym nawet, że ma wtedy wiele strat, bo kiedy mija zespół abstynencyjny, zaczyna spostrzegać, co zrobił w czasie, kiedy pił, a żona zaczyna zgłaszać różne wymagania.
Stoi okrakiem pomiędzy piciem i niepiciem, przy czym niepicie to mierzenie się z destrukcją, jaką wprowadził w życie swoje i swojej rodziny, to konieczność szukania pracy, potrzeba podejmowania decyzji, skonfrontowanie się ze wstydem i poczuciem winy. Często myśli: "Nic nie umiem, nic mi nie wychodzi, wszystko jest przeciwko mnie". Natomiast picie to poczucie ulgi, zapomnienie, to kumple od kieliszka, niezobowiązujące do niczego rozmowy i obietnice oraz oczywiście poczucie mocy i sprawczości. Tak już z nami jest, że kiedy pojawia się dysonans poznawczy, mamy tendencję do wybierania łatwiejszego rozwiązania. Potrzeba doznania ulgi napędza podniesienie kieliszka.
Człowiek dojrzały w sytuacji dysonansu może świadomie wybrać trudniejszą drogę - taką, która może przynieść mu gratyfikacje dużo później. Alkoholik nie może długo czekać, dąży do natychmiastowych rozwiązań, w jego przypadku może to być picie. Inna sprawa to poczucie kontroli, umiejscowione zewnętrznie: "Nic w moim życiu nie zależy ode mnie, zróbcie coś ze mną". Kiedy idzie pić, mówi, że oni nie potrafili mu pomóc. Sam nie jest za nic odpowiedzialny.
W terapii pogłębionej pacjent już wie, że jest uzależniony od alkoholu, rozpoznaje u siebie objawy, pracuje nad mechanizmami uzależnienia. Radzi sobie z głodem alkoholowym, potrafi odmawiać picia. Dostrzega destrukcję, jaką wprowadzał w swoje życie, widzi, że krzywdził otoczenie. To jest bolesne, ale nie najtrudniejsze. Dlaczego mimo to, że proces zmiany już się rozpoczął, tacy pacjenci wracają do picia?
- Ponieważ mają nadzieję kontrolować picie. Ta nadzieja jest wprawdzie mniejsza, ale ciągle jest. Terapeuci, którzy wyraźniej widzą destrukcję, czasem się niecierpliwią i mówią: "Tyle stracił, osiągnął takie dno, a jeszcze się targuje, jeszcze wierzy, że możliwe jest picie kontrolowane". Pacjenci wierzą w picie kontrolowane, bo chcą być tacy sami jak inni ludzie - ci, którzy piją i nic złego się z nimi nie dzieje.
- Mają zbyt duże oczekiwania co do trzeźwego życia. Chcą, aby wszystko dobrze się ułożyło, stawiają sobie zbyt wysokie poprzeczki, chcą być dobrze odbierani społecznie. Tu również odzywa się często ich niecierpliwość i dążenie do szybkiej zmiany. Oczekują wiele od trzeźwego życia, a okazuje się, że takie życie nie jest łatwe, a co gorsza - po okresie zachłyśnięcia się trzeźwieniem bywa monotonne. Nie wytrzymują związanych z trudną sytuacją obciążeń, można powiedzieć, że jest to swoisty brak hartu życiowego. Terapeuci mówią, że to brak umiejętności ważnych dla trzeźwego życia. I tak oczywiście jest: ciągle jeszcze nie potrafią dobrze radzić sobie ze stresem, rozwiązywać problemów, przyjmować i wyrażać krytyki, nie potrafią stawiać sobie realnych, konkretnych celów. Nadal myślą w sposób magiczno-życzeniowy.
- Mam wrażenie, że pacjenci na tym etapie terapii wciąż jeszcze słabo rozumieją własne życie, rodzinę, żonę i dzieci, otoczenie w pracy i sąsiedztwie. Ostatecznie pili sporo czasu, skąd mają wiedzieć, jakie potrzeby mają ich dzieci czy jak rozumieć lęk żony i ciągłe kontrolowanie z jej strony? Dopiero zaczynają się tego uczyć. Słabe rozumienie otaczającego świata może rodzić poważne problemy, a wraz z nimi lęk. Co jest za lękiem? Potrzeba doznania ulgi, a więc picie. Nawet jeśli wiedzą od nas, że nałogowo regulują uczucia i że powinni nie pić, sięgają po kieliszek, bo nie zawsze zwycięża rozwaga. Zresztą ich myślenie bardzo szybko, w ciągu paru godzin, potrafi zamienić się z rozsądnego na pijane.
- Ciągle jeszcze nie potrafią zaakceptować siebie bezsilnego wobec alkoholu, siebie-alkoholika. To takie bolesne, wstydliwe, trudne. Czują się inni, gorsi, mniej wartościowi, łączy się z tym poczucie niemocy. Nie wytrzymują tych uczuć i tych myśli - łamią abstynencję, aby poczuć się silniejsi. To da im alkohol - poczucie mocy i siły. Nawet jeśli na krótko, to jednak będą je mieli.
- Nawet w terapii pogłębionej odczuwają tęsknotę za tamtym czasem - czasem kompanów, zabawy, beztroski. Tęsknią za zapachem piwa i baru. Mówimy, że to żal po stracie, że powinni definitywnie rozstać się z alkoholem. Piszą pożegnalne listy i robią pożegnalne rysunki. Mimo to tęsknota zostaje i w niesprzyjającym momencie napięcia przejście koło baru piwnego może alkoholika do niego zaprowadzić.
- W okresie terapii pogłębionej, jeśli pacjent ma okazję pracować nad poczuciem kontroli, zaczyna się ono z zewnętrznego zmieniać na wewnętrzne - to znaczy, że alkoholik zaczyna myśleć, iż jego życie może zależeć od niego. Jeżeli jednak nadal będzie uważał, że na nic nie ma wpływu, może zacząć pić.
- Pacjenci nie godzą się na to, że życie jest zwyczajne, trudne, pełne mozołu, bólu, choroby. Chcą tylko tych dobrych dni, na złe nie są przygotowani. Kiedyś pewna alkoholiczka na maratonie powiedziała z żalem i pretensją: "Co z tego, że nie piję 6 lat? Nadal nie mam faceta i jestem sama", nie widząc, że wiele niepijących kobiet też nie ma partnera i czuje się samotnie. "Tak się staram, a życie jest dla mnie takie okrutne" - życie potrafi być okrutne dla wszystkich ludzi i dopóki alkoholik tego nie zrozumie, dopóki nie zaakceptuje dnia codziennego, będzie zagrożony piciem. Będzie w ciągłym nawrocie, wielu takich znamy.
- Złamanie abstynencji grozi alkoholikowi również wtedy, gdy przestanie rozwijać się duchowo. Często obserwujemy, jak po pierwszych miesiącach wytężonej pracy następuje zahamowanie. Czy jest już znudzony? Niewątpliwie szybko się nudzi. Czy zaczyna mu brakować energii na rozwój? Brakuje mu energii, bo działa, zużywając jej za dużo. Trzeźwienie na tzw. haju jest bardzo niebezpieczne dla alkoholika, ale całkiem bez energii jest niemożliwe. Trzeźwieją ci, którzy znajdą średnią: stale idą do przodu, pomału, ale jednak się przesuwają.
Kiedy zawieram z alkoholikiem kontrakt na leczenie, nie obiecuję mu złotych gór. Mówię uczciwie, że czeka go ciężka praca, że może być trudno. Daję mu nadzieję na lepsze życie, ale od pierwszego kontaktu mówię, że wszystko zależy od niego. Na początku to ja prowadzę go za rękę przez most nad przepaścią, ale on decyduje, czy będzie moją rękę trzymał. Potem pójdzie już sam. Jeżeli uda mu się kiedyś zaakceptować życie takim, jakie ono jest - trudne, ale i pełne jasnych chwil - jeśli uda mu się zaakceptować siebie i innych ludzi, jest duża nadzieja, że będzie trzeźwieć.

Robert - 32 lata, żonaty, dwoje dzieci. Pracuje w firmie, w której tradycją jest codzienne chodzenie po pracy na piwo. Do poradni przyprowadziła go matka, to ona domagała się ode mnie, żebym coś z nim zrobiła. Żona wyrzuciła go z domu, z powodu picia założyła sprawę w sądzie o znęcanie się psychiczne. Jego matka jest nadopiekuńcza i nadkontrolująca, ojciec w czynnym nałogu. Kiedy Robert zgłosił się do poradni, z konieczności mieszkał z rodzicami.
Zgodził się szybko na podjęcie terapii, z dużym zapałem rozpoznawał u siebie objawy uzależnienia. Był aktywny w czasie zajęć, na które uczęszczał systematycznie. Wiedziałam od początku, że jest bardzo uległy i bierny - tego nauczył się w domu, żyjąc przez wiele lat w rodzinie alkoholowej, pełnej przemocy i nadkontroli. Przebrnął nie pijąc przez kilka spotkań. Mimo że wyraźnie źle się czuł fizycznie i psychicznie, bardzo się starał. Zależało mu na powrocie do żony i dzieci, a mieszkanie u rodziców było dla niego bardzo trudne.
Po trzech tygodniach leczenia złamał abstynencję. Oczywiście zrobił to według starego schematu: poszedł po pracy z kolegami do baru. Wrócił po tygodniu do poradni znowu w zespole abstynencyjnym, obolały i ciągle mieszkający u mamy. Wrócił, bo mama obiecała, że zapłaci jego długi za samochód, jeśli podejmie leczenie. Nie muszę opisywać, bo łatwo się domyśleć, jak mama ciągle przychodziła do poradni, czego sobie od nas życzyła i jak bardzo nie słuchała, co do niej mówiliśmy. Zanim Robert zaczął trzeźwieć, jeszcze dwa razy złamał abstynencję, a łamał ją, ponieważ:
- decyzja o leczeniu nie była jego decyzją;
- konsekwencje picia łagodziła matka, miał gdzie mieszkać, miał co jeść, to ona płaciła jego długi, wymagała od niego tylko, żeby był grzeczny i nie pił. Jednocześnie buntował się przeciwko niej, ona go stale - jak twierdził - denerwowała;
- nie musiał być odpowiedzialny za własną rodzinę, żona radziła sobie bez niego dość dobrze;
- koledzy w pracy codziennie chodzili na piwko, chciał być z nimi. Nudził się sam, nie miał obowiązków, nie miał też żadnych pomysłów na spędzanie wolnego czasu. Potrzebował stymulacji do życia. Bardzo długo zresztą w dalszej terapii przewijała się u niego tęsknota za czasem spędzanym z kolegami z pracy nad kuflem piwa;
- oczywiście nie radził sobie z głodem alkoholowym, wierzył, że może kontrolować picie, nie był pewien, czy jest alkoholikiem;
- kiedy przestał pić, stał się słaby, bierny, uzależniony od matki, w początkowym okresie trzeźwienia nie miał z tego żadnych gratyfikacji.
Zaczął naprawdę trzeźwieć, kiedy zaczęło to być jego własną decyzją, a nie rodziny. Podjął ją, kiedy zrozumiał, że jest uzależniony, stoi na równi pochyłej i naprawdę grozi mu utrata żony i dzieci oraz bycie synkiem mamusi przez następne lata.

Agnieszka - 34 lata, troje dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Oboje rodzice alkoholicy. Mieszkała sama, mąż od pół roku był w więzieniu, dokąd trafił za znęcanie się nad rodziną. Mimo że bił ją i dzieci, że wielokrotnie była przez niego w szpitalu, twierdziła, że bardzo go kocha, tęskni za nim i wierzy, że gdy on wyjdzie z więzienia, również będzie się leczył, tak jak ona. Mówiła tak, chociaż mąż podczas widzeń namawiał ją, żeby przerwała terapię, szydził z jej trzeźwienia i mówił, że jest w sekcie.
Agnieszka zapiła po 9 miesiącach terapii. Wydawało się, że dobrze trzeźwieje: inteligentna, szybko chwytająca każdy temat, stosowała się do zaleceń terapeutów. Wydawało się, że psychologiczne mechanizmy uzależnienia zaczynają słabnąć. Miała korzyści z trzeźwienia, bardzo poprawiły się jej relacje z dziećmi, zaczynała wyraźnie zmieniać się i rozwijać. Była pogodna, zadbana, troszcząca się o siebie i innych. W grupie była bardzo lubiana za szczerość i pogodę ducha.
Złamała abstynencję w okresie, kiedy zaczęła pracować nad magiczno-życzeniowym myśleniem na temat męża. Z przerażającą jasnością zaczęła odkrywać, że nadzieja na jego zmianę jest niewielka. Zobaczyła, że musi radzić sobie sama z trójką dzieci. Chciała mieć wokół siebie więcej ludzi, ale nie dawała się namówić na AA. Tłumaczyła się zawsze, że nie ma z kim zostawić dzieci. Pamiętam, jak zaczęła uskarżać się na samotność i monotonię, tracić z oczu cel trzeźwienia, który wcześniej był wyraźnie zarysowany. Chwilami miałam wrażenie, że zaczęła niecierpliwie czekać na cud. Starała się parę miesięcy, a nagroda nie przychodziła. Problem w tym, że nagrodą dla niej nie były spokojne i najedzone dzieci - to ja uważałam, że one są nagrodą. Ona chciała swojego męża: takiego, jakiego wymyśliła sobie przez kilka miesięcy rozłąki. Chciała dużo i szybko, i chociaż mówiła, że musi uczyć się cierpliwości, jeszcze nie była cierpliwa. Sięgnęła po alkohol w stary nałogowy sposób, żeby chociaż na chwilę uciszyć swój ból.

Źródło: http://www.psychologia.ed...bstynencje.html
 
 
     
Mario 
[*][*][*]

Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 860
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 08:45   

Tomoe napisał/a:
- Mają zbyt duże oczekiwania co do trzeźwego życia. Chcą, aby wszystko dobrze się ułożyło, stawiają sobie zbyt wysokie poprzeczki, chcą być dobrze odbierani społecznie. Tu również odzywa się często ich niecierpliwość i dążenie do szybkiej zmiany. Oczekują wiele od trzeźwego życia, a okazuje się, że takie życie nie jest łatwe,

Święte słowa :/
 
     
Marc-elus 
Uzależniony od netu


Wiek: 45
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 3665
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 09:16   

Ciekawy tekst.
Tak naprawdę to co przebija z tego artykułu to korelacja alkoholik-świat zewnętrzny-zapicie.
Więc twierdzenie że "trzeźwieje się tylko dla siebie i reszta jest mniej ważna" mija się z prawdą. Liczy się wiele czynników w procesie trzeźwienia.
 
     
Tomoe 
(banita)


Dołączyła: 01 Cze 2009
Posty: 4791
Skąd: Śląsk
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 09:33   

A ja myslę, że najbardziej liczy się wewnętrzna reakcja samego alkoholika na te "zewnętrzne czynniki". I jego wewnętrzna, wystarczająco silna motywacja. :)
 
 
     
Marc-elus 
Uzależniony od netu


Wiek: 45
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 3665
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 09:57   

Tomoe napisał/a:
A ja myslę, że najbardziej liczy się wewnętrzna reakcja samego alkoholika na te "zewnętrzne czynniki". I jego wewnętrzna, wystarczająco silna motywacja. :)

Pewnie, jeden się łamie bo mu tchórzofretka choruje, a drugi wytrzyma śmierć połowy rodziny. Z tym że czynników negatywnych może się pojawić więcej jak się nie dba o życie(zajmuje się tylko trzeźwieniem), a dbanie o ich małą ilość można porównać do dbania o brak wyzwalaczy. ;)
Patrząc z drugiej strony to na wiele spraw zewnętrznych nie mamy wpływu, więc pozostaje hartować stal wewnątrz siebie.
 
     
pietruszka 
Moderator


Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5442
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 10:21   

Ciekawy tekst. I tak sobie pomyślałam o wszelkiego rodzaju uzależnieniach, szczególnie w kontekście tego:
Cytat:
Człowiek dojrzały w sytuacji dysonansu może świadomie wybrać trudniejszą drogę - taką, która może przynieść mu gratyfikacje dużo później. Alkoholik nie może długo czekać, dąży do natychmiastowych rozwiązań, w jego przypadku może to być picie.

Dla mnie samej, jak pamiętam, papieros był nagrodą, czasem coś słodkiego. Już, zaraz, natychmiast. I myślę, że w tym tkwi też jedna z przyczyn skłonności do uzależnień (oprócz równie silnej chęci ucieczki od nieprzyjemnych emocji). A nagroda staje się przekleństwem. Może dlatego, ze alkohol nie dawał mi wystarczająco odpowiedniego zadowolenia (poczucia bycia nagrodzoną) nie popadłam w uzależnienie alkoholowe?
Ale gdzieś to wciąż słaby mój punkt: nieumiejętność skojarzenia odległego celu i nagrody (osiągnięcia celu czy związanych z tym korzyści) z małymi kroczkami, które robi się każdego dnia, by tam dojść. Uczę się właśnie wyznaczać tzw. kroki milowe w osiągnięciu założonego celu, nagradzać się niejako "po drodze" za osiągnięcie kolejnego etapu. I staram się, aby nagrody były zdrowe :lol2: ale jednocześnie fajne. Bo inaczej jak małe dziecko zniechęcam się i poddaję. :(
 
     
Jacek 
Uzależniony od Dekadencji
...jestem alkoholikiem...


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 7326
Skąd: Pyrlandia
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 11:24   

Marc-elus napisał/a:
Więc twierdzenie że "trzeźwieje się tylko dla siebie i reszta jest mniej ważna" mija się z prawdą.

nie twierdzę że reszta jest mniej ważna
kto ci tego naopowiadał
za to twierdzę że trzeźwieję dla siebie
podaj choć jeden przykład ze jest inaczej
powiem więcej,wszystko co robię,robię dla lepszego własnego samopoczucia
od i przykład
twój wujek ma milion ,ty akurat potrzebujesz połowę tego
prosisz więc jego o tę połowę,on bez wahania ci ją daje
i myślisz że robi to dla ciebie ???
ależ neu :nie:
i owszem pomaga ci ,ale dlatego że jego wewnętrzne ja
robi to bo on chce
robi bo on cię lubi
bo on ci ufa
bo on zapragną w myśli ci pomoc (i w czynach)
trzeźwieję dla siebie,bo ja się z tym dobrze czuję i to ja mam z tego korzyści
_________________
"Boże pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies.."
... (Janusz L Wiśniewski )
:skromny: :pies:
 
     
staaw 
Uzależniony od Dekadencji


Wiek: 52
Dołączył: 18 Sie 2010
Posty: 9025
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 11:57   

Marc-elus napisał/a:
Więc twierdzenie że "trzeźwieje się tylko dla siebie i reszta jest mniej ważna" mija się z prawdą. Liczy się wiele czynników w procesie trzeźwienia.

Tak, tylko najważniejsza jest moja szczera chęć stanu trzeźwości, a wszystkie inne to sprawa marginalna.

Miałem konto w banku Milenium, nastąpiły jakieś przesunięcia akcji i skarb państwa na tym dużo stracił (przynajmniej tak mówili w telewizorze). Ja się nawaliłem jak szpak i każdemu kto chciał słuchać tłumaczyłem jakie to życie jest bezsensowne, jak obcy kapitał rozkrada resztki majątku... nawet konto przeniosłem do PKO...

Dzisiaj się z tego śmieję, ale wtedy ja NAPRAWDĘ wierzyłem w to co mówię.

Czy jeżeli by bank pozostał w rękach polskich, wcześniej bym zaczął trzeźwieć?
_________________
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie :)
 
     
kiwi 
Trajkotka



Dołączyła: 23 Sty 2010
Posty: 1492
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 12:12   

"trzezwieja ci,ktorzy znajda srednia,stale ida do przodu,pomalu,ale jednak sie przesuwaja"-to JA,to jest moje haslo,moje zdanie !!!!!!!!!Malymi kroczkami,ale do przodu !
Mierz sily na zamiary-to tez, to zdanie,jest bardzo bardzo wazne dla mnie,i ja tak zyje dzien po dniu !!!!!!!
Pozdrawia
Kiwi
 
     
KICAJKA 
Trajkotka
współuzależniona-stara al-anonka



Wiek: 64
Dołączyła: 28 Wrz 2009
Posty: 1555
Skąd: śląskie
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 12:30   

Tomoe napisał/a:
- konsekwencje picia łagodziła matka, miał gdzie mieszkać, miał co jeść, to ona płaciła jego długi, wymagała od niego tylko, żeby był grzeczny i nie pił.

Dobrze to znam :(
Tomoe napisał/a:
- nie musiał być odpowiedzialny za własną rodzinę, żona radziła sobie bez niego dość dobrze;

Do momentu aż sąd zatwierdził alimenty :)
Potem ostatnie zapicie i ostatnia terapia zamknięta z porządnym kopem :tak:
_________________
" Jestem dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy,mam prawo być tutaj..."
http://www.youtube.com/wa...feature=related
 
     
Marc-elus 
Uzależniony od netu


Wiek: 45
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 3665
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 14:16   

Jacek napisał/a:
nie twierdzę że reszta jest mniej ważna
kto ci tego naopowiadał

Jacku, czy ja coś o Tobie napisałem? :)
Marc-elus napisał/a:
jeden się łamie bo mu tchórzofretka choruje
czyli
staaw napisał/a:
Miałem konto w banku Milenium, nastąpiły jakieś przesunięcia akcji i skarb państwa na tym dużo stracił (przynajmniej tak mówili w telewizorze). Ja się nawaliłem jak szpak i każdemu kto chciał słuchać tłumaczyłem jakie to życie jest bezsensowne, jak obcy kapitał rozkrada resztki majątku... nawet konto przeniosłem do PKO...

:rotfl:
staaw napisał/a:
najważniejsza jest moja szczera chęć stanu trzeźwości, a wszystkie inne to sprawa marginalna

Polecam Ci przeczytać to raz jeszcze, z naciskiem na "wszystkie inne to sprawa marginalna"...
 
     
staaw 
Uzależniony od Dekadencji


Wiek: 52
Dołączył: 18 Sie 2010
Posty: 9025
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 14:23   

Marc-elus napisał/a:

staaw napisał/a:
najważniejsza jest moja szczera chęć stanu trzeźwości, a wszystkie inne to sprawa marginalna

Polecam Ci przeczytać to raz jeszcze, z naciskiem na "wszystkie inne to sprawa marginalna"...
Kiedy chcę pić, tylko usprawiedliwienia szukam, otoczenie ma pozornie wielki wpływ na moje picie, pozostaje jednak TYLKO wymówką. Kiedy się osiągnie stan CHCĘ TRZEŚWIEĆ, to cała reszta na prawdę nie ma znaczenia. Mam złą teściową, to z nią nie rozmawiam, złą żonę zmieniam... Nie wiem czego nie rozumiesz.
_________________
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie :)
 
     
Marc-elus 
Uzależniony od netu


Wiek: 45
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 3665
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 14:23   

Marc-elus napisał/a:
na wiele spraw zewnętrznych nie mamy wpływu, więc pozostaje hartować stal wewnątrz siebie.

staaw napisał/a:
Czy jeżeli by bank pozostał w rękach polskich, wcześniej bym zaczął trzeźwieć?

Właśnie o tym pisałem....
 
     
Marc-elus 
Uzależniony od netu


Wiek: 45
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 3665
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 14:25   

staaw napisał/a:
wszystkie inne to sprawa marginalna

staaw napisał/a:
złą żonę zmieniam

Żona to sprawa marginalna?
 
     
staaw 
Uzależniony od Dekadencji


Wiek: 52
Dołączył: 18 Sie 2010
Posty: 9025
Wysłany: Nie 13 Mar, 2011 14:32   

Marc-elus napisał/a:
staaw napisał/a:
wszystkie inne to sprawa marginalna

staaw napisał/a:
złą żonę zmieniam

Żona to sprawa marginalna?

Znam alkoholika którego żona narzekają że pijak, poniża go publicznie, ale jak dłużej niż dwa tygodnie nie pije, zaczyna go poszturchiwać, wystraszona że przewagę traci, aż wreszcie wszystko wraca do "normy". Ja z taką babą nie wytrzymał bym...

Nie jestem zwolennikiem rozwodów, ale jeżeli mam zapić przez żonę, wolę ją zmienić.
_________________
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie :)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,27 sekundy. Zapytań do SQL: 11