Wysłany: Nie 12 Cze, 2011 08:51 Boję się,czy u was też tak było na początku.
Zanim sobie uświadomiłem moją chorobę,mój alkoholizm,tyle razy słyszałem od znajomych,przyjaciół,rodziny,że mam problem.Ale gdzie tam-ja niemożliwe!Na dowód nie piłem,najdłużej rok.Nigdy nie miałem problemów ze zdrowiem,nie piłem byle czego,żadnych ciągów(poze wakacjami,weekendami,świętami-ale przecież tak to ma większość-jak sobie tłumaczyłem).Ale już tych trzeźwych weekendów było coraz mniej,aż przestały się pojawiać.Z imprez zawsze wracałem niedopity,więc po drodze-a jak,stacja benzynowa-najwierniejsza przyjaciólka alkoholika-bo zawsze otwarta na przyjście.
Nawet zacząłem strategicznie podchodzić do tematu-przed wyjściem na zakrapianą imprezę kupowałem sobie piersiówkę pod łóżko(bo po imprezach oczywiście chrapię jak smok,więc żona zostawia mnie w tym łóżku samego)i miałem takie zabezpieczenie na wypadek potrzeby dorżnięcia się.
Z imprez gdzie byłem kierowcą wracałem zawsze wyposażony przez gospodarza,bo się tak poświęciłem,to niech se chłop w domu ulży...
Po weekendzie w którym założyłem się o to czy jestem alkoholikiem,czy panuje nad piciem postanowiłem się leczyć.Otóż żona wyjeżdżała,zostałem sam-powiedziałem jej,że nie ma takiej możliwości,jeśli chodzi o picie,bo co to dla mnie,jak nie chcę to przecież nie piję itd.Wytrzymałem może z godzinę od jej wyjazdu-a co mi tam jedno piwko zrobi,to tak tylko dla smaku sobie kupię-ale ja zszedłem po jedno przyniosłem 4,po drugim,zszedłem raz jeszcze-tym razem 6,razem 10 piwek w sobotę(dawniej naet bym tego nie poczół,teraz zwaliło mnie pod stół).Niedziela miała być na wytrzeźwienie,tak żeby żona nic nie poznała,ale wiadomo,że po jednym piwku kacyk odchodzi do lamusa,no ale po jedno to mi się nie chce zchodzić,no to kupię 4-potem ani kropli.Domyślacie się że nie skończyłem na tym-zachlałem.
Wponiedziałem,poczytałem,pomyślałem,porozmawiałem-decyzja-coś z tym muszę zrobić.
Najpierw myśl-wyleczyć nałóg,tak żebym mógł pić jak inni.Potem wizyta u terapeuty,dowiedziałem się że jestem alkoholikiem-o dziwo zgodziłem się z tym zupełnie.
Zacząłem chodzić na terapię indywidualną,nie długo grupowa,mitingi AA i się zaczęło.Pojawił się strach.
Co będzie jak sobie nie poradzę?Pierwsze dwa tygodnie abstynęcji-to był pikuś.Prowadzę dzienniczek głodu-a tam tylko myśli,wspomnienia o piciu.Do wczoraj.Musiałem zostać znów sam w domu,Boże,wszystko wróciło(nie,nie picie-jestem trzeźwy),ale te myśli,ta ochota wypicia,te wspomnienia sytuacji ...
Dlatego zarejestrowałem się u Was,dużo mi wczoraj pomogliście-wystarczyło Wasze witaj Ibik i było mi lepiej.Przetrwałem sobotę,niedługo idę na obiad do rodziny-oni wiedzą,że się leczę,więc tam będę bezpieczny.
Czy mieliście też takie obawy,czy nawet strach przed tym,że się nie uda,że terapia nie pomoże,że wasza walka o trzeżwość może się skończyć przegraną?
Pozdrawiam serdecznie-dzięki za wczoraj.
Dziś nie piję.
_________________ Na trzeźwo widzę jaki głubi byłem-teraz pora na mądrość-dziś nie piję!
mało wiary w Tobie Ibiku.
energii za duzo wkladasz w szarpanie się zamiast z pradem płynąć.
nie pamietam czy miałem tego rodzaju wątpliwości, wiedzialem ze sam nie dałem dotychczas rady i robię coś (terapie ) czego dotychczas nie robiłem i zrozumiałem na terapii że nie walczyć nalezy a poddać sie i zaakceptować
posłuchaj,
_________________
żaden tam niezaszczepiony.
Po prostu obywatel czystej krwi
Pomogła: 8 razy Wiek: 59 Dołączyła: 07 Sie 2009 Posty: 1388 Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie 12 Cze, 2011 20:28
Jasne,że się bałam porażki. Zresztą moje pierwsze terapie tak sie kończyły. Ale na mojej drodze stanęła taka terapeutka,że wreszcie zatrybiło i już czas jakiś trzeźwa chodzę
_________________ "Potykając się można zajść daleko;nie wolno tylko upaść i nie podnieść się." Goethe
Pomógł: 125 razy Wiek: 52 Dołączył: 18 Sie 2010 Posty: 9025
Wysłany: Nie 12 Cze, 2011 21:09
Przepisałem numer do poradni na ścianie szpitala...
Jak ja się cieszyłem kiedy sekretarka się włączała...
Ja dzwoniłem, tylko nikt ze mną nie chciał gadać...
Jednak poszedłem w końcu osobiście i okazało się że chcą za mną gadać...
_________________ Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie
Ostatnio zmieniony przez staaw Nie 12 Cze, 2011 21:09, w całości zmieniany 1 raz
wampirzyca Trajkotka praca nad samym sobą jest najtrudniejsza
trzymaj się Ibik ja też się boję jutro pierwszy raz idę do Poradnii boję się jak cholera ....u mnie też tak było sama w domu całe wekendy no i płynęłam sobie tak jak ty ......od 6 dni jestem trzeźwa nie jest mi strasznie jakoś ciężko ale jednak czegoś mi brak ....myślę że strach jest dobry tylko głupcy się nie boją
_________________ wampirzyca
wampirzyca Trajkotka praca nad samym sobą jest najtrudniejsza
Pomógł: 112 razy Dołączył: 23 Sty 2011 Posty: 4907
Wysłany: Nie 12 Cze, 2011 22:30
Ibik napisał/a:
Czy mieliście też takie obawy,czy nawet strach przed tym,że się nie uda,że terapia nie pomoże,że wasza walka o trzeżwość może się skończyć przegraną?
ja tak miałem, poprostu tak podpowiada to coś co siedzi ci w głowie i na samym początku trzeźwienia już organizyjesz sobie furtke do powrotu poprzez swój strach.
a kiedy się nie boimy? wtedy gdy jest ktoś blisko z kim można porozmawiać, spotkać się na terapii czy AA, porozmawiac na forum...
Pomógł: 112 razy Dołączył: 23 Sty 2011 Posty: 4907
Wysłany: Nie 12 Cze, 2011 22:32
Ibik napisał/a:
walka o trzeżwość
o trzeźwość? z kim, z czym walczyć chcesz?
z alkoholem się nie walczy, wyograź sobie że to za***isty walec, który jedzie ulicą a Ty chcesz go zatrzymać... zejdź mu z drogi bo on się nie zatrzyma przed Tobą.
...na początku terapii byłem "huraoptymistą", pewny jak podatek dochodowy... lęk przyszedł wraz z pierwszym "zapitym współkursantem"... pomyślałem: "...cholera, to nie takie proste...". Moja, dobra terapeutka nauczyła mnie zamieniać lęk na czujność, strach na asekurację... i teraz się nie boję, czuję respekt przed alkoholem, bo w końcu to za***isty walec, jak napisał Szymon... powodzenia!
_________________ Homines soli animalium non sitientes, bibimus
Pomogła: 193 razy Dołączyła: 04 Paź 2008 Posty: 9686
Wysłany: Pon 13 Cze, 2011 07:53
Cytat:
Czy mieliście też takie obawy,czy nawet strach przed tym,że się nie uda,że terapia nie pomoże,że wasza walka o trzeżwość może się skończyć przegraną?
Ja się nie bałam. Podeszłam do terapii jak do wyzwolenia,
wiedziałam, że oto wreszcie następuje moment przełomowy, po którym może być tylko lepiej.
Wogóle nie brałam pod uwagę opcji, że może się nie udać.
I nie było we mnie lęku ani zwątpienia. Była nadzieja i radość - chwilami sięgająca euforii.
Początek mojego trzeźwienia był moją pasją, wspominam tamten okres jako coś fantastycznego.
Z czasem mi to oczywiście stopniowo znormalniało i już nie fruwam między obłokami,
ale nadal nie boję się mojego alkoholizmu.
Czuję do niego respekt i nie lekceważę go, ale nie czuję przed nim strachu.
No ale rozumiem, że nie każdy musi mieć tak samo. Sporo ludzi ma podobnie do Ciebie -
co wcale nie znaczy, że ich terapia miałaby okazać nie nieskuteczna.
Dobrze, że do nas dołączyłeś, Ibiku. Tu zawsze znajdziesz wsparcie.
Jeśli Ci źle, jeśli się boisz - pisz.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum