|
Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"
czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...
|
Zamknięty przez: yuraa Czw 16 Cze, 2011 12:34 |
Nic się nie kończy, póki się nie skończy...część pierwsza |
Autor |
Wiadomość |
Jonesy
Upierdliwiec
Pomógł: 41 razy Wiek: 43 Dołączył: 28 Lut 2011 Posty: 2412
|
Wysłany: Nie 01 Maj, 2011 21:17
|
|
|
Coby nikt nie sądził że odpadłem albo odpuściłem sobie dekadentów. Co to to nie, ale bardziej wolę czytać niż pisać ostatnio. Może przez to, że wolę się uczyć, niż durno wymądrzać.
Zatem zapraszam do mojego pamiętnika tych co mają ochotę poczytać co tam u mnie.
Do tematu It aint over till it's over wrócimy, gdy będę miał do napisania coś na temat abstynencji, co mogłoby pomóc temu czy innemu.
Jacek, ja po rzuceniu palenia ot tak, przez długi czas tłumaczyłem sobie i swojej (jeszcze wtedy dziewczynie) żonie że przecież faje rzuciłem z marszu, to pić też przestanę. Dużo się na tym tekście popiło, oj dużo. A jak teraz pomyślę to przygotowywałem grunt pod rzucanie ze dwa lata, a rzuciłem faktycznie od razu. |
|
|
|
|
Jonesy
Upierdliwiec
Pomógł: 41 razy Wiek: 43 Dołączył: 28 Lut 2011 Posty: 2412
|
Wysłany: Pią 27 Maj, 2011 10:23
|
|
|
Tutaj sobie popiszę, a co mi tam. I tak dawno ruchu tu nie było.
Siedzę w pracy a oczy na zapałki. Od środy jestem samotnym ojcem, bo żona na wycieczkę klasową pojechała. W środę najmłodsza gorączkowała, w czwartek było ok, ale po południu zaczęła starsza. Uwijam się jak nie wiem co, żeby im wymamować i wytatować. A do tego jeszcze wczoraj dzień matki i urodziny teścia. I jak nadążyć ze wszystkim? Ja już wiem jak...
Do tej pory każdorazowy wyjazd żony, czy też hospitalizacja był natychmiastowym sygnałem i zielonym światłem. A potem, po powrocie szukała butelek, puszek i innych dziwnych. Miałem wielkiego stracha, czy sobie poradzę, a nie chciałem wam truć niepotrzebnie bo i po co. We wtorek miałem podjechać na miting baterie naładować dodatkowo, ale nie dałem rady - żona musiała się spakować a ktoś z małymi musiał być.
Cóż, żona wraca dzisiaj, małe są czyściutkie, pachnące, nakarmione i chyba zadowolone z czasu z tatą. Udało mi się, i tę krótką potyczkę wygrałem. W zasadzie nawet nie miałem kiedy pomyśleć o wypiciu, chyba że o 23:00 jak sobie jadłem kolację, ale i tak nie miałem ochoty ani siły.
Już wspominałem parę razy - polubiłem to nowe życie, które sobie zafundowałem. Zauważam zmiany i w wyglądzie (zeszczuplałem, cera lepsza, włosy zapuszczam dłuższe) i w samopoczuciu i w głowie. Zapewne jeszcze gigantyczna praca przede mną, ale o ileż przyjemniejsza, jak mogę zaobserwować jakieś zmiany na lepsze. Przecież rok temu żona w życiu by małych nie zostawiła ze mną - albo nocowały by u niani albo jak bym się uparł to odwołałaby wycieczkę. A teraz zupełnie inaczej.
I nie pomogły mi żadne zaklęcia, gusła ani modły. To co mi pomogło to spotkania na grupie i rozmowy z innymi alkoholikami. A że bardzo mi to pomaga, do podobnego zadania zaprzągłem Dekadencję. Czytam te historie wszystkie, nawet te dawne, które już się rozwiązały albo skończyły w połowie. Każda to dla mnie cenna lekcja, czego się wystrzegać, jakich błędów nie popełniać, jak sobie radzić w ciężkich sytuacjach.
Jak sobie radzić z życiem bez picia? Właśnie zauważam, że ja dopiero teraz zacząłem sobie z czymkolwiek radzić, mam kontrolę nad tym co robię, co mogę osiągnąć. To ja kontroluję swoje życie. Nie alkohol ani nie matka ani żona. Jestem wreszcie partnerem równoprawnym w związku, a nie tylko "dawaczem pieniędzy". Chcę pomagać żonie i współpracować z nią, bo to jedna z milszych form spędzania czasu wspólnie.
Nie jestem w jakieś euforii, ale jestem zadowolony z siebie na chwilę obecną. Zapicie w tym momencie, nie potraktowałbym jako jakąś nauczkę czy doświadczenie, a jako osobistą porażkę. |
_________________ Nemo vir est qui mundum non reddat meliorem
|
|
|
|
|
Maja
Towarzyski Maja
Pomogła: 6 razy Wiek: 51 Dołączyła: 24 Lut 2011 Posty: 176
|
Wysłany: Pią 27 Maj, 2011 10:48
|
|
|
Przystojny i mądry-spełnienie marzeń po prostu
A już myślałam,ze historie o partnerstwie w związku można między bajki włożyć.
Miło się czyta ten post,bo przywraca wiarę w sens moich starań. |
|
|
|
|
Marc-elus
Uzależniony od netu
Pomógł: 69 razy Wiek: 45 Dołączył: 07 Paź 2008 Posty: 3665
|
Wysłany: Pią 27 Maj, 2011 10:57
|
|
|
Maja napisał/a: | historie o partnerstwie w związku można między bajki włożyć. |
Tak naprawdę to prawie zawsze jedna strona dominuje, czasem mniej a czasem więcej, ale to właśnie od tej strony zależy jak związek wygląda.
Dobrze że Ci się układa Bartku, gratulacje |
|
|
|
|
pterodaktyll
Moderator .....zmieniłem narodowość, jestem alkoholikiem....
Pomógł: 204 razy Dołączył: 17 Mar 2009 Posty: 15070 Skąd: z...mezozoiku
|
Wysłany: Pią 27 Maj, 2011 20:22
|
|
|
Jonesy napisał/a: | To ja kontroluję swoje życie. Nie alkohol ani nie matka ani żona. Jestem wreszcie partnerem równoprawnym w związku, a nie tylko "dawaczem pieniędzy". Chcę pomagać żonie i współpracować z nią, bo to jedna z milszych form spędzania czasu wspólnie. | |
_________________ |
|
|
|
|
rufio
Uzależniony od netu rozkojarzony
Pomógł: 57 razy Wiek: 61 Dołączył: 06 Paź 2008 Posty: 3387 Skąd: Wyższy Śląsk
|
Wysłany: Pią 27 Maj, 2011 20:27
|
|
|
Jonesy napisał/a: | Nie jestem w jakieś euforii |
Bo i po co ? Open i juz . |
_________________ I tak wszyscy skończymy w zupie .
|
|
|
|
|
Jonesy
Upierdliwiec
Pomógł: 41 razy Wiek: 43 Dołączył: 28 Lut 2011 Posty: 2412
|
Wysłany: Pią 27 Maj, 2011 20:44
|
|
|
rufio napisał/a: | Jonesy napisał/a: | Nie jestem w jakieś euforii |
Bo i po co ? Open i juz . |
Ja Cię czasami naprawdę nie rozumiem co Ty masz na myśli...
Może poudawaj, że piszesz prostemu alkoholikowi. Albo jeszcze lepiej - nie udawaj, tylko tak zrób |
_________________ Nemo vir est qui mundum non reddat meliorem
|
|
|
|
|
Jonesy
Upierdliwiec
Pomógł: 41 razy Wiek: 43 Dołączył: 28 Lut 2011 Posty: 2412
|
Wysłany: Pon 13 Cze, 2011 08:58
|
|
|
Czas coś napisać. Część w pamiętnikach, bo osobista sprawa mocno, a część tutaj, bo dotyczy trzeźwienia.
Gdy zarejestrowałem się na Dekadencję były to moje pierwsze kroki ku trzeźwości. Ale przecież nie pierwsze w życiu. Tak na dobrą sprawę jak sobie pomyślę (a ostatnio często sobie o tym myślę - chcę żeby te myśli stale były na wierzchu w mojej głowie) to przecież ja rzucałem picie regularnie od jakiś dwóch - trzech lat. Regularnie co tydzień w poniedziałek rzucałem a w piątek zapijałem i zaliczałem mikrociąga. Tak było i teraz to widzę. Te wyrzuty sumienia, kace moralne, postanowienia poprawy, wytrzymywanie na "d***" do piątku. Czasem zdarzało się że i miesiąc wytrzymałem, czasem trzy. Ale zawsze z pełną świadomością, że robią to (niepicie) w konkretnym celu - żeby pokazać innym i sobie, że dam radę nie pić. A robiłem to po to, żeby potem się napić. Czyli parafrazując słowa Kapitana Jacka Sparrowa - "musimy walczyć, żeby móc później uciec" ja nie piłem, żeby potem móc pić. Wtedy to było bardzo ważne, teraz jest żałosne. Marzeniem najbardziej dalekosiężnym jakie miałem nie była godna emerytura i starośc u boku żony, radość z wnuków. O, nie. Moim marzeniem było na starość dochrapać się takiej emerytury, żebym mógł ze spokojem delikatnie upijać się codziennie . I nie widziałem w tym nic złego ani nienaturalnego - było to jak najbardziej w porządku wobec mnie. Nawet tego nie będę teraz komentował, myślę że nie wymaga to żadnego komentarza - jednak na wszelki wypadek, gdyby ktoś z nowotrzeźwiejących zastanawiał się jak wygląda "pijane myślenie" - własnie mniej więcej tak
Gdzieś też tak rok po ślubie zdałem sobie sprawę z tego że jestem alkoholikiem, mówiłem tak na siebie, kolegom też to mówiłem. A po co? Potrzebowałem kolejnego usprawiedliwienia swojego picia, a świadomość że jestem alkoholikiem była najlepszym usprawiedliwieniem - po prostu robiłem to czego się od alkoholika oczekuje że będzie robił.
Mimo tego jednak, że miałem tego świadomośc, ba, że pogodziłem się z tym, gdy zarejestrowałem się na Dekadencji (a była to moja druga rejestracja na forum chorób alkoholowych - pierwsza jakieś 3 lata temu - po paru postach z przerażeniem uciekłem się nachalć...) i zacząłem rozmawiać o problemie byłem na ostrym kacu. Do tego jeszcze moralniak (miałem jak się okazało depresję alkoholową). Gdy jechałem na pierwszy w życiu miting do beczałem w samochodzie jak głupi - co innego przyznać się przed sobą, a co innego publicznie przed innymi ludźmi. Do czego jednak zmierzam - pomimo tych postów na Dekadencji, spotkań z terapeutką, spotkań z grupą łapałem się na tym, że oto stoję teraz przed zupełnie nową drogą w życiu. I to było fajne. Tylko, że ja tę drogę widziałem jako mozolną i żmudną wędrówkę pod górę - taką wspinaczkę na Mount Everest. Z założeniem, że gdy już osiągnę ten szczyt, po pełnej udręk i znojów drodze, czeka mnie prosta i równiutka droga pełna radości. Jakby ktoś miał kolejne wątpliwości jak wygląda pijane myslenie - wydaje mi się że powyższe wyobrażenie trzeźwienia jest na to jeszcze lepszym przykładem. Zawsze mówiłem że moim największym wrogiem jest moja głowa - to ona płata mi figle. I zmanipulowała mnie tak, że moje trzeźwienie widziałem jako drogę przez mękę, że będę się męczyć strasznie, wspinać pod ciężką i niezdobytą górę, ale będę to wszystko robił, ten cały znój i poświęcenie, ta męczarnia tylko po to, aby "uleczyć się z alkoholizmu" i na prostej pełnej radości ścieżce po osągnięciu szczytu popijać sobie kontrolowanie.
Tak właśnie działa umysł alkoholika.
Dopiero po rozmowach z terapeutą, z grupą oraz z własną żoną (która pierwsza mi oczy otworzyła na błędy w rozumowaniu współczując mi męczarni (??))zauważyłem w jak pijany schemat zabrnąłem. Od jakiegoś czasu (tak z dwa miesiące, może mniej) przestałem się wspinać na tę moją górę. Zauważyłem za to, że zaczyna ona się "topić" - zmniejszać z każdym dniem odrobinę. Nie muszę wcale na nią wchodzić w męczarniach, pracując nad sobą po prostu czekam cierpliwie, aż stanie się tak mała (nie zniknie, ale zmniejszy się), że będę mógł spokojnie po niej chodzić. Pamiętając jednak, że o każdy pagórek można się potknąć, więc muszę uważać już do końca życia.
Długa jeszcze droga przede mną, zanim ta góra się zmniejszy, niejednym jeszcze moja głowa mnie zaskoczy, ale wiem jedno - terapeutka i grupa to moje najlepsze wsparcie w tym okresie. Zapewne również mitingi są takim wsparciem, na razie jednak radzę sobie bez nich, ale nigdy nie mówię nie, gdy nadejdzie chwila słabości nie będę się wahał ani chwili i będę szukał pomocy gdzie się da.
Co najważniejsze jednak w tym okresie trzech miesięcy to nawet nie to, oprócz tego że trwam w abstynencji oraz to, że od niedawna wreszcie zacząłem tak naprawdę trzeźwieć, to najważniejsze chyba jest to, że dotarło do mnie, że trzeźwiejąc i utrzymując abstynencję nie skazuję się na męczarnie ani na wspinaczkę na niezdobytą górę. Ja robię sobie dobrze. Ja zdrowieję, leczę się, rehabilituję. Ja teraz dopiero czuję że zaczynam znowu żyć.
No, to tyle chciałem napisać w kontekście tych niektórych wpisów typu "bo byłam na ognisku i tak strasznie ciężko mi się zrobiło na sercu bo bez alkoholu" - ku pokrzepieniu i pocieszeniu, a także a raczej głównie w odpowiedzi na wpisy typu "trochę nie piję i jestem dumny i silny" - miejcie się na baczności, bo alkohol i mózg alkoholika to przeciwnicy, których nie należy nigdy lekceważyć.
Ale mnie naszło na początku weeckendu |
_________________ Nemo vir est qui mundum non reddat meliorem
|
Ostatnio zmieniony przez Jonesy Pon 13 Cze, 2011 08:59, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
ZbOlo
[*][*][*] Ojciec Chrzestny
Pomógł: 35 razy Dołączył: 27 Lut 2009 Posty: 2713 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pon 13 Cze, 2011 09:05
|
|
|
Jonesy napisał/a: | Ale mnie naszło na początku weeckendu |
...to prawda, ale ładnie napisałeś... |
_________________ Homines soli animalium non sitientes, bibimus
|
|
|
|
|
Tomoe
(banita)
Pomogła: 106 razy Dołączyła: 01 Cze 2009 Posty: 4791 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: Pon 13 Cze, 2011 10:21
|
|
|
Jonesy napisał/a: | trzeźwiejąc i utrzymując abstynencję nie skazuję się na męczarnie ani na wspinaczkę na niezdobytą górę. Ja robię sobie dobrze. Ja zdrowieję, leczę się, rehabilituję. Ja teraz dopiero czuję że zaczynam znowu żyć. |
Tak właśnie jest. |
|
|
|
|
Jonesy
Upierdliwiec
Pomógł: 41 razy Wiek: 43 Dołączył: 28 Lut 2011 Posty: 2412
|
Wysłany: Pon 13 Cze, 2011 10:27
|
|
|
Tomoe napisał/a: | Jonesy napisał/a: | trzeźwiejąc i utrzymując abstynencję nie skazuję się na męczarnie ani na wspinaczkę na niezdobytą górę. Ja robię sobie dobrze. Ja zdrowieję, leczę się, rehabilituję. Ja teraz dopiero czuję że zaczynam znowu żyć. |
Tak właśnie jest. |
No, przecież już nawet wytłuściłem to |
_________________ Nemo vir est qui mundum non reddat meliorem
|
|
|
|
|
Tomoe
(banita)
Pomogła: 106 razy Dołączyła: 01 Cze 2009 Posty: 4791 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: Pon 13 Cze, 2011 10:32
|
|
|
A ja zacytowałam, ponieważ widzę i czuję to identycznie jak ty.
Wybrałam kawałek, który jest mi szczególnie bliski. |
|
|
|
|
Truskawka
Towarzyski Życie to mój jedyny nałóg.
Pomogła: 1 raz Wiek: 34 Dołączyła: 06 Cze 2011 Posty: 241
|
Wysłany: Pon 13 Cze, 2011 10:33
|
|
|
Jonesy brawo... |
_________________ " ...Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidzialne dla oczu... "
Antoine de Saint- Exupery |
|
|
|
|
Gonzo.pl
(banita)
Pomógł: 37 razy Wiek: 63 Dołączył: 22 Maj 2011 Posty: 3629 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Pon 13 Cze, 2011 10:36
|
|
|
Tak właśnie jest Jonesy |
_________________ Wszystko jest możliwe. Niemożliwe zajmuje tylko więcej czasu. |
|
|
|
|
Jonesy
Upierdliwiec
Pomógł: 41 razy Wiek: 43 Dołączył: 28 Lut 2011 Posty: 2412
|
Wysłany: Pon 13 Cze, 2011 10:45
|
|
|
oj tam oj tam, lepiej sobie poczytajcie ile mi zajęło zrozumienie tego i jak się wykłócałem z każdym
A to i tak dopiero, mogę powiedzieć, jest początek. Ale teraz to już chyba ten taki prawdziwy początek. |
_________________ Nemo vir est qui mundum non reddat meliorem
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
|