Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Toksyczna terapia czyli uczcie się na moich błędach
Autor Wiadomość
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 13:16   Toksyczna terapia czyli uczcie się na moich błędach

Od roku "zbieram się", żeby napisać skargę do NFZetu, ale jakoś ...
Chyba muszę to zrobić, żeby wiedzieć, że to nie ja zwariowałam, że nadal myślę racjonalnie i realnie patrzę na to co mnie spotkało.
Z podobnego powodu otwieram ten wątek. Możecie pisać co myślicie, komentować, krytykować, wyciągać wnioski itp.
Ale wolałabym, żeby cały "proces" trwał w miarę krótko, i żeby wątek po tygodniu, góra dwóch został zamknięty.
Nie jestem w stanie odnieść się do swoich przeżyć bez emocji, ogarniają mnie zimne dreszcze i ucisk w żołądku na samo wspomnienie niektórych zdarzeń, więc być może będzie to napisane dosyć histerycznie.

Zacznę od tego, że moja wiedza o terapeutach sprowadzała się do tego, że myślałam, że psycholog to psychoterapeuta (i odwrotnie) i że psychiatra to psychoterapeuta, który może wystawiać recepty na leki. A psychoterapeuta uzależnień był w moim odczuciu już jakimś super hiper extra psychoterapeutą, bo znał się przecież na tak poważnych sprawach jak uzależnienie.
Miałam też ogromne zaufanie do zawodu psychoterapeuty. Sądziłam, że tak jak lekarze - są gorsi i lepsi psychoterapeuci, ale że wszyscy mają przygotowanie merytoryczne i są specjalistami w dziedzinie psychiki ludzkiej.

Postaram się opisać każdego terapeutę w osobnym poście, żeby całość była bardziej przejrzysta.
 
     
evita 
[*][*][*]


Pomogła: 75 razy
Wiek: 58
Dołączyła: 03 Wrz 2009
Posty: 2895
Skąd: wielkopolska
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 13:47   

Flandra napisał/a:
Postaram się opisać każdego terapeutę w osobnym poście, żeby całość była bardziej przejrzysta.

czekam zatem na ciąg dalszy :)
_________________
spragniona niecodzienności,stęskniona do nadzwyczajności ...
 
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 14:25   

Nr 1

Rok 2005
zgłosiłam się do poradni zdrowia psychicznego w swoim mieście z objawami depresji (apatii itp). Zostałam przyjęta przez miłą panią - była psychiatrą. Nie pamiętam dokładnie całej rozmowy, wiem tylko, że dosyć szybko wyznałam, że mój ojciec jest alkoholikiem (pewnie zapytała mnie o dzieciństwo) i od tamtego momentu płakałam jak bóbr. Siedziałam w gabinecie chyba godzinę i rozmawiałam z nią ciągle płacząc. Dowiedziałam się wtedy, że jestem DDA i dla ludzi takich jak ja są stosowne terapie. Zaproponowała, żebym zgłosiła się do młodej dziewczyny, która pracuje w tej poradni, wytłumaczyła, że to będzie rozmowa z rysunkami itp. Mimo tego, że non stop beczałam poczułam się zaopiekowana i ta godzinna rozmowa wywarła bardzo pozytywny wpływ na moje życie.

Dziewczyna "od DDA" okazała się być znajomą mojej dawnej przyjaciółki. Umówiłam się na wizytę, ale za bardzo się wstydziłam, żeby komuś znajomemu opowiadać o swoim dzieciństwie i koniec końców - odwołałam to spotkanie.
Myślałam też, żeby poprosić mojego niedoszłego teścia o pomoc (był trzeźwym alkoholikiem), ale napięta sytuacja z teściową i wstyd i strach jakoś mnie zablokowały.

Rok 2007
Trudne rozstanie, problemy "sercowe" i problemy w pracy sprawiły, że pojawiłam się w gabinecie psychiatrycznym ponownie.
Najpierw dostawałam jakieś dziwne antydepresanty - po każdym z tych leków czułam się strasznie, tabletki potrzebne mi były po to, żebym mimo szalejących emocji była w stanie spokojnie pracować, a nie po to, żeby czuć, że jestem "na prochach" i nic więcej ...
W końcu usłyszałam, że skoro leki mi nie odpowiadają to najlepsza byłaby dla mnie psychoterapia. Usłyszałam wtedy, że w poradni pani Maria nie będzie miała dla mnie wystarczająco dużo czasu, więc powinnam zgłosić się do niej prywatnie.

Na pierwszej prywatnej sesji powiedziała, że nie jest specjalistką od DDA. Stwierdziłam wtedy, że właściwie "problem DDA" mam już za sobą, bo przeczytałam jedną książkę i wydaje mi się, że wyczerpałam temat. Zaczęła mi wtedy tłumaczyć, ze to na pewno nie wystarczyło itp - nie pamiętam dokładnie. "Kwestię DDA" uzgodniłyśmy w ten sposób, że powiedziałam jej, że mam do niej pełne zaufanie i że ma robić co uważa za słuszne.
Jedną z pierwszych rzeczy, które mi uzmysłowiła było to, że ciągle zajmuję się innymi. Byłam tak ciekawa powodów, dla których ludzie zachowują się w taki czy inny sposób, że non stop pytałam ją o to jak myśli czemu ktoś powiedział to czy tamto, czemu w taki a nie inni sposób się zachowuje itp. Delikatnie, konsekwentnie sugerowała, że mam zająć się sobą, mówić o swoich problemach. Myślę, że dzięki niej trochę mi się to udało.
Nie pamiętam już dokładnie z czego to wynikało (może z tego, że ciągle usiłowałam zrozumieć mężczyzn), ale w pewnym momencie zaproponowała mi zadanie domowe - miałam wziąć kilka zdjęć z dzieciństwa, na których był mój ojciec i patrząc na nie zastanowić się co do niego czuję. To było zadanie domowe - miałam to zrobić SAMA, W DOMU.
Do tego czasu spotykałyśmy się mniej więcej co 2 tygodnie, inicjatywa co do terminu leżała po mojej stronie. Po "zadaniu domowym", które totalnie mnie przytłoczyło nie spotkałam się z tą kobietą przez parę miesięcy - nie byłam w stanie. Kiedy poczułam się silniejsza znowu się umówiłam. Przyznałam, że zadanie domowe trochę mnie przerosło. Usłyszałam, że stchórzyłam i jeszcze kilka innych niemiłych rzeczy, których już nie pamiętam. Gdy opowiadałam o swoich uczuciach, które "wyczytałam" z tych zdjęć słuchała mnie pełna napięcia. To były trochę dziwne. Powiedziałam, że patrząc na zdjęcia czułam ogromny strach a potem [i tu terapeutka jakby zamarła w napięciu] - ogromne pokłady miłości. [oddech i uśmiech terapeutki]. Usłyszałam: "to znaczy, że jesteś gotowa na nowy związek". Do dzisiaj nie rozumiem tych słów. Kwestia zdjęć, ojca itp została wtedy zamknięta. Nie padło ani jedno pytanie więcej - nic.
Później już nie było "hardcoru". Miałam wręcz wrażenie, że na terapii nic się nie dzieje. Mówiłam i mówiłam o bieżących problemach a ona coś tam sobie zapisywała w kajeciku i prawie się nie odzywała. Gdy w gronie przyjaciół spotkała mnie drobna przykrość, która wyprowadziła mnie z równowagi zupełnie nieadekwatnie do sytuacji opowiedziałam o tym terapeutce licząc na jakieś mądre słowa, które pomogłyby mi okiełznać emocje, zrozumieć samą siebie - nie usłyszałam nic. Zapytałam więc wprost: "Moje życie to chaos, co mam z tym zrobić, jak sobie z tym radzić?". W odpowiedzi usłyszałam "zaakceptować go". Równie dobrze mogłaby to powiedzieć po chińsku.
To było moje ostatnie ostatnie spotkanie z tą kobietą.
Ostatnio zmieniony przez Flandria Sob 18 Lut, 2012 14:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
jamesjamesbond 
(konto nieaktywne)


Pomógł: 1 raz
Wiek: 62
Dołączył: 29 Gru 2011
Posty: 249
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 14:48   

Flandra napisał/a:

Trudne rozstanie, problemy "sercowe" i problemy w pracy sprawiły, że pojawiłam się w gabinecie psychiatrycznym ponownie.
Najpierw dostawałam jakieś dziwne antydepresanty - po każdym z tych leków czułam się strasznie, tabletki potrzebne mi były po to, żebym mimo szalejących emocji była w stanie spokojnie pracować, a nie po to, żeby czuć, że jestem "na prochach" i nic więcej ...
W końcu usłyszałam, że skoro leki mi nie odpowiadają to najlepsza byłaby dla mnie psychoterapia.
....
To było moje ostatnie ostatnie spotkanie z tą kobietą.

Kobiety psychoterapeutki to jest zagadnienie. Ja tam sobie je trochę owijałem koło palca, dawało się. Dlatego teraz wolałbym jakiegoś mocnego faceta, najlepiej akoholika. W zasadzie długo chodziłem tylko do psychiatry, właśnie po antydepresanty. Tu nie można wymieniać nazw, ale dostałem super lek- łagodny działający i bez skutków ubocznych.

Trzymaj się Flandra.
 
 
     
pterodaktyll 
Moderator
.....zmieniłem narodowość, jestem alkoholikiem....


Pomógł: 204 razy
Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 15070
Skąd: z...mezozoiku
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 15:53   

jamesjamesbond napisał/a:
Kobiety psychoterapeutki to jest zagadnienie. Ja tam sobie je trochę owijałem koło palca, dawało się.

Jak to robiłeś jamesiejamesie? :szok:
_________________
:ptero:
 
     
yul-ya 
Towarzyski
DDA, uzależniona od chorej miłości



Pomogła: 8 razy
Dołączyła: 13 Sty 2010
Posty: 227
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 16:36   

jamesjamesbond napisał/a:
Kobiety psychoterapeutki to jest zagadnienie. Ja tam sobie je trochę owijałem koło palca, dawało się. Dlatego teraz wolałbym jakiegoś mocnego faceta, najlepiej akoholika.

Jeżeli masz w zamiarze zmanipulować psychoterapeutę, to pewnie Ci się uda (faceta też). Tylko pytanie: po co?
Ja wolę wziąć coś dla siebie z takiego spotkania, tyle, ile mogę. A że nie zawsze terapeuta mówi to, czego oczekuję, albo coś co mi się nie podoba... To i tak zawsze warto potem nad tym się zastanowić.
 
     
jamesjamesbond 
(konto nieaktywne)


Pomógł: 1 raz
Wiek: 62
Dołączył: 29 Gru 2011
Posty: 249
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 17:08   

yul-ya napisał/a:
Jeżeli masz w zamiarze zmanipulować psychoterapeutę, to pewnie Ci się uda (faceta też). Tylko pytanie: po co?
Ja wolę wziąć coś dla siebie z takiego spotkania, tyle, ile mogę. A że nie zawsze terapeuta mówi to, czego oczekuję, albo coś co mi się nie podoba... To i tak zawsze warto potem nad tym się zastanowić.

Zamiarem to nie było, na pewno. Tylko jakoś tak za dużo było w tym sympatii. Szkodliwa sympatia? choć szczera- to nie było manipulowanie. Taki naturalny rys mojego charakteru- żeby się dobrze żyło z tym "przyjacielem" terapeutą. Miałem takiego młodszego terapeutę, facet taki trochę w sobie- tacy są z natury sympatyczni, jak on mi szedł na rękę w wielu sprawach. Pani psychiatra: "my tu jesteśmy pana przyjaciółmi". No i co ja miałem robić? Prosić ich: "bądźcie groźni" . Czy pozostać przy starym sprawdzonym dogmacie: najważniejsze aby sam pacjent chciał. 8|
 
 
     
OSSA 
Upierdliwiec


Pomogła: 29 razy
Dołączyła: 20 Wrz 2011
Posty: 2272
Skąd: wielkopolska
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 17:21   

jamesjamesbond napisał/a:
Taki naturalny rys mojego charakteru-


Bond pieprzysz farmazony, nawet ludzie na forum nie nabierają się na twoje gierki. Terapeuta też nie nabierał się , nie chciałeś się leczyć, nie chciałeś wyciągnąć właściwych wniosków, :luzik: nie jego problem on/ona poświęcił /ła/ ci określony czas i to wszystko, za to im płacą. Słyszałeś by ktoś rozliczał terapeutów z ilości wyleczonych uzależnionych :wysmiewacz:

Daruj sobie takie wywody, bo ktoś kto jest na początku drogi trzeźwienia może zwątpić w sens terapii i wiary w to, że może się udać.
Ostatnio zmieniony przez OSSA Sob 18 Lut, 2012 17:21, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Jacek 
Uzależniony od Dekadencji
...jestem alkoholikiem...


Pomógł: 133 razy
Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 7326
Skąd: Pyrlandia
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 17:31   

Flandra napisał/a:
Dziewczyna "od DDA" okazała się być znajomą mojej dawnej przyjaciółki. Umówiłam się na wizytę, ale za bardzo się wstydziłam, żeby komuś znajomemu opowiadać o swoim dzieciństwie i koniec końców - odwołałam to spotkanie.


śliczny utwór prawda??? :)



Flandruś,czy przełamiesz barierę aby spotkać się
przy małej czarnej kawce
nie tłumacząc się już nieumiejętnością wypieków
żadnych zobowiązań
nie dziś nie jutro odłóżmy to na letnie dni
_________________
"Boże pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies.."
... (Janusz L Wiśniewski )
:skromny: :pies:
 
     
cool 
Gaduła



Pomógł: 16 razy
Wiek: 47
Dołączył: 06 Sty 2012
Posty: 920
Skąd: warm.-mazu.
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 17:35   

Flandra napisał/a:
Gdy w gronie przyjaciół spotkała mnie drobna przykrość, która wyprowadziła mnie z równowagi zupełnie nieadekwatnie do sytuacji opowiedziałam o tym terapeutce licząc na jakieś mądre słowa, które pomogłyby mi okiełznać emocje, zrozumieć samą siebie - nie usłyszałam nic. Zapytałam więc wprost: "Moje życie to chaos, co mam z tym zrobić, jak sobie z tym radzić?". W odpowiedzi usłyszałam "zaakceptować go". Równie dobrze mogłaby to powiedzieć po chińsku.
To było moje ostatnie ostatnie spotkanie z tą kobietą.


witaj Flondra :)

faktycznie niezbyt miłe doświadczenie . czytając to pojawiły mi się różne uczucia , niestety mam świadomość ,że trafiają się ,nie do końca poważni terapeuci .i z tym się zgadzam ja próbuje wyczuć w trakcie rozmowy ,jak mnie ktoś traktuje .w swoim leczeniu faktycznie też poszedłem prywatnie ,do terapeuty fakt ale znałem go wcześniej i co prawda prywatnie kosztuje ,i zaobserwowałem że zupełnie inne było podejście , z ty że ja poszedłem z bardzo prywatną sprawą ,i uzyskałem rzeczową pomoc .wydaje mi się że terapeuci też ludzie :) i po prostu różni się trafiają ,a to ja decyduje ,czy chcę z nim współpracować ,czy mam zaufanie,Choć wiem że nie mnie oceniać takich ludzi :)

pozdrawiam :)
_________________
I jest szóstka ;-)
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 18:58   

Nr 2

Rok 2008
Do moich problemów dołączył kolejny - mężczyźni nagminnie zaczęli przekraczać granice mojej fizyczności. Jedno z takich przeżyć było dla mnie dosyć traumatyczne. Przestałam chodzić na imprezy, umawiać się na randki, obawiałam się wszystkich mężczyzn, którzy byli mną choć trochę zainteresowani.

Nie wiedziałam, gdzie się zgłosić po pomoc. Nikt z moich przyjaciół ani znajomych nie chodził na psychoterapię, nawet moja przyjaciółka, która skończyła psychologię nie potrafiła mi pomóc, nie chciałam też zgłaszać się gdziekolwiek. Przypadkowo trafiłam na forum alkoholowe (Jolki) i tam w dziale DDA ktoś podał numery telefonów do ośrodków, do których można się zwracać na terapię.
Nie wiedziałam nawet gdzie dzwonię, jakiego rodzaju to ośrodek, jaki ma adres itp - wszystko co miałam to numer telefonu.
Bez problemu umówiłam się na spotkanie. Terapeutka pytała o cel terapii - powiedziałam, ze chciałabym nie być DDA, żeby kiedyś tam być dobrą matką, żoną, itp. Miałam poczucie, że muszę ze swoim syndromem DDA - cokolwiek to jest - koniecznie coś zrobić. Nie spodobał jej się ten cel, uważała, że powinien być bardziej skoncentrowany na "tu i teraz" a nie na przyszłości. No więc praca - problemy z koncentracją, ze stresem itp. Na tej samej sesji dostałam zadanie domowe - opisać swoje dzieciństwo. Dostałam też listę cech DDA, które miałam przeanalizować. Na następnej sesji musiałam odczytać życiorys przy terapeutce. Zapytała później czy może ten mój tekst zatrzymać - zgodziłam się. Był napisany strasznie chaotycznie, nie zdążyłam go przepisać "na czysto", ale nie przeszkadzało jej to - bardzo mnie tym ujęła. Podobał mi się sposób w jaki ze mną pracowała. Kiedy mówiłam o bieżących problemach - zadawała mi pytania, które sprawiały, że patrzyłam na daną sytuację z innej perspektywy. Problemiki znikały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - wystarczyło zmienić tylko punkt widzenia. Pewnego razu zapytała mnie "co czujesz?". Nie potrafiłam odpowiedzieć. Zatkało mnie. Poprosiła mnie o pisanie dzienniczka uczuć. Nigdy nie miałam okazji go przeczytać terapeutce (zapomniałam go ze sobą zabrać), ale i tak było to niesamowite narzędzie, które odmieniło moje spojrzenie na własne uczucia. Dostawałam też inne materiały - tak do przeczytania, przemyślenia np. tekst o rolach dzieci w rodzinie alkoholowej. Generalnie byłam z tej terapii bardzo zadowolona. Poleciłabym tę kobietę każdemu ... gdyby nie to, co stało się później.
Po dwóch miesiącach spotkań - spotykałyśmy się mniej więcej co półtorej tygodnia - złapałam doła - przytłoczyło mnie kilka zdarzeń na raz - siedziałam i beczałam. W dodatku zbliżał mi się okres, więc doszła do tego jeszcze cykliczna "drażliwość". Pojechałam w takim stanie do terapeutki, ale ciężko nam się rozmawiało. Stwierdziła, że żyję w chronicznym stresie i w związku z tym mam spotkać się w ośrodku z panem Krzysztofem, psychologiem, który zrobi mi jakiś test. Spotkanie było tydzień później czy jakoś tak. "Pan psycholog" rozmawiał ze mną przez godzinę - byłam zdezorientowana, pomyślałam sobie, że musi być ze mną naprawdę źle skoro mam 2 terapeutów. Powiedziałam mu, że przed rozmową z nim bałam się, że zostanę zamknięta w szpitalu psychiatrycznym, ale przecież w szpitalu nie zamykają osób, które nikomu nie zagrażają. Odpowiedział, że zamykane są również osoby, które zagrażają sobie. Taka odpowiedz wydała mi się okrutna. Następne spotkanie było również z panem Krzysztofem - tym razem ze mną nie rozmawiał, tylko włączył laptopa, kazał mi wypełniać jakiś test i zostawił samą. Co jakiś czas wchodził i kazał mi się spieszyć. Po teście oznajmił mi, że z testu wyszło, że mam początki nerwicy, a oni "nie zajmują się nerwicami tylko uzależnieniami", więc pomocy mam szukać gdzie indziej. Za drzwiami czekał już następny pacjent, więc nie miał za bardzo czasu, żeby wytłumaczyć mi, co miał na myśli.
Panią Danutę spotkałam na korytarzu i zapytałam co mam zrobić. Wymieniła kilka ośrodków leczenia nerwic, do których mogę się zgłosić.
Pomimo późniejszych kłopotów, nigdy nie zgodziła się, żebym przyjechała do niej choćby na jedno spotkanie. W rozmowach telefonicznych podkreślała, że nie zostałam wyrzucona z terapii, tylko potrzebny mi inny specjalista.
Nigdy nie wytłumaczyła mi jaka jest różnica pomiędzy nią a innym specjalistą.
Nigdy nie dostałam wyników testu.
Byłam przerażona. Zastanawiałam się nawet czy jestem poważnie chora psychicznie.

Gdybym wiedziała, że psychoterapeuta uzależnień (o tym, że pani Danuta jest psychoterapeutą uzależnień dowiedziałam się ze strony internetowej ośrodka, nie od niej) nie jest psychoterapeutą w normalnym tego słowa znaczeniu nie miałabym takiego mętliku w głowie. Wiedziałabym na co zwrócić uwagę szukając dalszej pomocy. Bez tej wiedzy, totalnie załamana byłam łatwym "kąskiem" dla kolejnych "specjalistów".
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 19:33   

Nr 3

Wojewódzka Przychodnia Leczenia Nerwic była jednym z ośrodków podanych mi na korytarzu przez panią Danutę.
Zadzwoniłam tam, spotkanie było możliwe zadziwiająco szybko, nie pamiętam dokładnie, ale mogłam przyjechać prawie z dnia na dzień.
Wydaje mi się, że na tabliczce przed gabinetem pisało "psycholog". A może było tam tylko "mgr". Nie pamiętam.
Pierwsza sesja była przedziwna. Byłam "maglowana" z chorób przebytych w dzieciństwie. Dla pani B (jej imię zaczynało się na B, ale nie pamiętam czy to była Bogusława, Bogumiła ...) bardzo istotne było np. czy przebyłam szkarlatynę. W końcu stwierdziłam, że jeśli to takie ważne mogę zapytać mamę, może będzie lepiej pamiętać. Nie pamiętam już czy na tej sesji czy na kolejnej kazała mi swoją matkę pozdrowić.
To był grudzień, dni były bardzo krótkie, lubię pracować w nocy i przez to późno wstaję. Brakowało mi światła słonecznego tak testowo poprzestawiałam sobie cykl dzienny - spałam od 16 do 24, w nocy pracowałam, w ciągu dnia załatwiałam różne formalności, kontaktowałam się z klientami itp. Nazywałam to "czasem australijskim", bo w Australii gdy u nas jest północ mają 8 rano.
Na drugiej sesji - umówiłyśmy się w godzinach porannych - powiedziałam terapeutce, że jestem już po iluśtam godzinach pracy i że nie jestem przez to "rześka jak skowronek", użyłam tego zabawnego określenia - "czas australijski". Zaczęła się wypytywać czy ja w ten sposób podróżuję itp. Kiedy zrozumiała o co chodzi, zaczęła mnie porównywać do osób ze szpitala psychiatrycznego - "bo oni też robią coś na odwrót i mówią, że to jest fajne". Zaczęła naciskać, że absolutnie nie powinnam funkcjonować w ten sposób. Powinnam chodzić spać przed północą, bo "wtedy melatonina cośtam cośtam cośtam". A właściwie to powinnam pracować na etacie, od 8 do 16, i w ogóle mieć uporządkowane życie.
Po tej sesji nie miałam ochoty więcej na taką psychoterapię. Ale później pomyślałam sobie, że może jednak to jest jakiś mój "opór" czy coś takiego i postanowiłam pojechać na kolejne spotkanie i z nią o tym porozmawiać.
I wtedy było już czarodziejsko ...
Nakrzyczała na mnie. Stwierdziła, że ja ciągle kłamię i powinnam przyjechać z mamą (!), bo wtedy ona będzie mogła zobaczyć jak się przy niej zachowuję. Przeprosiła mnie za porównywanie do osób chorób psychicznie, i z dobrego serca doradziła, żebym się dobrze zastanawiała co mówię psychoterapeutom, bo rozmawiając z nimi otwarcie - jak ze znajomymi - wprowadzam zamęt.

Kiedy wychodziłam z jej gabinetu krzyczała na mnie stojąc w drzwiach, nie przeszkadzało jej w ogóle, że korytarzu byli inni pacjenci.
 
     
olka 
Gaduła


Pomogła: 6 razy
Dołączyła: 21 Gru 2011
Posty: 530
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 19:45   

Ja pierdziele
Flandra napisał/a:
Kiedy wychodziłam z jej gabinetu krzyczała na mnie stojąc w drzwiach, nie przeszkadzało jej w ogóle, że korytarzu byli inni pacjenci.
dobrze że to na mnie trafiło,bo już bym dożywocie miała.
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Sob 18 Lut, 2012 23:44   

Nr 3 i pół
Kolejnym ośrodkiem "z listy" pani Danuty było Centrum Psychiatrii. Zadzwoniłam tam. Okazało się, że na wizytę muszę czekać jakieś 3 miesiące.

Po tych 3 miesiącach oczekiwania w domu, i jakichś 3 godzinach w poczekalni spotkałam się z panią psychiatrą. Poświęciła mi jakieś 10 minut, w czasie których odebrała z 2 telefony ... Stwierdziła, że skoro jestem DDA to mam początki nerwicy leczyć na terapii DDA. I tyle.
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Nie 19 Lut, 2012 01:03   

Nr 4
Z listy poradni leczenia uzależnień i współuzależnienia wybieram ośrodek, który ma najdogodniejszą dla mnie lokalizację. Na pierwsze spotkanie czekam około tygodnia.

Przed spotkaniem dzwonię do pani Danuty, żeby przedstawić jej sytuację i zapytać ją, co ja właściwie mam powiedzieć nowemu terapeucie DDA. Stwierdza, że przykro jej, że jestem odsyłana jak piłeczka ping-pongowa, a terapeucie mam powiedzieć, że mam początki nerwicy ... "i zaburzenie osobowości" - dodaje. Czuję się jakby piorun we mnie trzasnął.
W ośrodku okazuje się, że ktoś coś pomylił i "mój terapeuta" jest zajęty - prowadzi właśnie grupową terapię uzależnień. Muszę czekać godzinę, ale w tym czasie przejmuje mnie inny terapeuta - od uzależnień. Przemiły człowiek - pan Arek - okazuje się świetnym rozmówcą. Mimochodem stwierdza, że nie mógłby zająć się moją terapią, bo nie ma dostatecznych kwalifikacji.
W innym pomieszczeniu spotykam się później z panem Donatem. Nie widzi żadnych przeciwwskazań, żeby mnie leczyć. Nie przeszkadza mu, że zostałam "wyrzucona" z poprzedniej terapii. Marudzi, że źle mnie słyszy, że mam mówić głośniej. Jest gorąco, przez otwarte okna wpada uliczny hałas. Staram się być słyszana, ale najwyraźniej mi nie wychodzi. Mam przygotować pracę domową - napisać o dzieciństwie. Dostaję listę cech DDA do przeanalizowania.
Na drugim spotkaniu słyszę, że wydawało mu się, że strasznie ze mną źle, ale teraz uważa, że niewiele pracy mnie czeka. Zaczyna komplementować mój wygląd. Porównuje mnie do Marylin Monroe, ciągnie dalej swój wywód o mojej urodzie, ale mu przerywam. Czuję się niezręcznie w tej sytuacji. Później stwierdza stanowczo, że poprzednio mówiłam zbyt cicho, żeby mu dogryźć. Nie przyjmuje do wiadomości żadnych tłumaczeń.
Napisana praca okazuje się niepotrzebna, nie muszę jej czytać. Nie rozumiem dlaczego. Chyba na tej sesji powiedziałam mu o tym, że byłam nagabywana przez ojca. Przypomniałam mu ponownie, że zostałam wyrzucona z terapii za początki nerwicy i być może jakieś zaburzenie osobowości, ale pojęcia nie mam jakie. Ciągle nie rozumiem, dlaczego zostałam wyrzucona poprzednio. Ponownie słyszę, że on nie widzi żadnych przeszkód w tym, żeby mnie leczyć. Podkreśla też, że terapia DDA nie musi dotykać dzieciństwa.
Rozmowy z nim nie przemawiają do mnie. Opowiadając mu o wycieczce rowerowej, na której zostałam zaatakowana przez znajomego słyszę "widocznie była to dla niego zabawa w dogonić króliczka - złapać króliczka". Mam też zastanowić się dlaczego powoduję, że mężczyźni przekraczają moje granice intymności.
Gdy odpowiadam mu o tym, że nie potrafię sobie poradzić z jedną z sytuacji, która była dla mnie traumatyczna mimo, że ostatecznie nic strasznego się nie stało (dzięki temu, że ze zwalistym facetem pomogli mi uporać się inni ludzie) od terapeuty słyszę pytanie "czy ta sytuacja mi czegoś nie przypomina, czy może twój ojciec nie zrobił ci czegoś takiego"? Jestem w szoku. Po tym pytaniu nie potrafię dojść do siebie przez 2 tygodnie. Jestem roztrzęsiona, zastanawiam się czy mój ojciec mnie zgwałcił, wpadam w panikę. Moja przyjaciółka pociesza mnie, że przeżyłam w dzieciństwie tyle strasznych rzeczy, że to w zupełności wystarczy, żebym źle znosiła przeciążające sytuacje. Słucham audycji radiowej "zły dotyk", w której biegła sądowa mówi, że nie jest możliwe niepamiętać gwałtu w dzieciństwie. Trzymam się tego stwierdzenia jak tonący brzytwy.
Na spotkaniu mówię terapeucie, że to było dla mnie zbyt trudne, że nie radziłam sobie z tą sytuacją. Mówi mi, że dzieci reagują nieadekwatnie do sytuacji, że drobne zdarzenie może wywołać duży uraz. Nie wiem co to ma wspólnego ze mną.
W ciągu kilku miesięcy wiele razy podkreślał, że terapia DDA nie musi dotykać dzieciństwa, a mimo to na spotkaniach zadawał mi pytania na ten temat, w dodatku zupełnie nieadekwatnie do sytuacji. Pytał o coś z dzieciństwa, po czym mówił "aha", albo sobie coś notował - miałam wrażenie, że robi to tylko po to, żeby wyciągnąć ode mnie jak najwięcej informacji dla jakichś swoich celów. W ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że takie pytania sprawiały mi ból.
Na ostatniej sesji stwierdził, że nie rozstałam się emocjonalnie z moim ex, i że na kolejnej sesji to zrobię. Przed wyjściem z jego gabinetu zapytałam czy rozmazały mi się oczy (płakałam trochę wcześniej, a nie miałam lusterka). Odpowiedział zimnym, twardym głosem, że nie, ale że następnym razem na pewno się rozmażę, bo będę sporo płakać. Zabrzmiało to jak groźba.
Nie potrafiłam, nie byłam w stanie więcej się z nim spotkać. Bałam się tego, co jeszcze mogę usłyszeć.
O swojej decyzji powiadomiłam go telefonicznie. Stwierdził wtedy, że odchodzę z terapii dlatego, że mogę się u niego leczyć, że mnie nie wyrzuca.

Dopiero 2 lata później dowiedziałam się, że był tylko specjalistą psychoterapii uzależnień, w dodatku w trakcie certyfikacji. (Po tych 2 latach nie było go jeszcze na liście osób z certyfikatem PARPA).
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,39 sekundy. Zapytań do SQL: 11