Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
problem zdrady -niezdrady
Autor Wiadomość
Tajga 
(konto nieaktywne)


Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 29 Lip 2011
Posty: 1585
Wysłany: Śro 04 Lip, 2012 21:12   

Żeglarz napisał/a:
Och Tajgo, mam wrażenie, że odbierasz moje słowa jako atak, czy ocenę Ciebie.


:przytul: Ja wiem o czym piszesz Żeglarzu.
:)
Wiem...
_________________
Na końcu wszystko będzie dobrze.
Jeżeli nie jest dobrze, znaczy że to jeszcze nie koniec.
J.Lennon
 
     
Jonesy 
Upierdliwiec



Pomógł: 41 razy
Wiek: 43
Dołączył: 28 Lut 2011
Posty: 2412
Wysłany: Czw 05 Lip, 2012 08:02   

Marc-elus napisał/a:
Klara napisał/a:
Po prostu wkurza mnie, gdy ktoś uważa, że:
1) jedna strona musi być odpowiedzialna,
2) jeśli druga nie jest, patrz pkt. 1.

A ja tylko nie rozumiem podejścia:
1) Jeżeli jedna strona jest nieodpowiedzialna to
2) Druga też może, bo patrz pkt 1

A co z sytuacją gdy jedna strona nie pije, ale "nie zabezpiecza potrzeb" drugiej?
Hipotetycznie, ja siedzę non-stop w pracy, kobita czuje się "niedopieszczona", nie czuje się kochana, ryms do łóżka innego faceta?
Jones uderza się w gałąź czołem, coś mu się przestawia w głowie, poza pracą siedzi tylko w stoczni i dłubie modele.... i co, żona ryms do łóżka innego bo czuje się samotna?
Szymon ma super żonę(hipotetyczna sytuacja za jakiś czas, niedługi fsdf43t ), ale coś mu wali się na mózg, staje się guru alkoholików z całego świata, wykłady, sława, non-stop w podróży... żona sama w domu.....

Oczywiście, jak to wcześniej zostało napisane, kobieta "dba o siebie" :wysmiewacz: i doprawia rogi.... bo przecież "ma potrzeby".

Odczucie "niezabezpieczania itd...." jest subiektywne, właściwie można każdą zdradę nim wytłumaczyć....


Tu się trochę ustosunkuję, w końcu i ja "padłem" w poście.
Część z was wie, część nie, że mieliśmy również takie problemy. Być może powodowane tym, że żona czuła wstręt, być może dwoma ciążami i trudami wychowywania dzieci praktycznie w pojedynkę, być może awansem i większymi obowiązkami, ale żona mnie nie chciała. Zaczęło się oczywiście już za mojego picia, ale wielokrotnie było wykorzystywane jako pretekst do upicia się. Tak było, taki byłem. Wstyd mi teraz za to strasznie i przykro mi z powodu tego co przeszła moja żona. Ale wziąłem się za siebie i po jakimś czasie zaczęło się pojawiać zaufanie, powracały uczucia. Niestety, nadal brak bliskości, wciąż jakieś naiwne tłumaczenia, wymówki. Ja oczywiście w pełni przekonany o mojej winie akceptowałem to w ciszy i godziłem się, ale w środku coś się psuło. Coś było nie tak. Oczywiście zamiast porozmawiać na spokojnie, wyjaśnić problem, sam sobie zacząłem kręcić filmy, w efekcie czego prawie doszło do desperackich kroków i zdrady. Każdy ma jakieś swoje potrzeby, a nie tłumione uczucia i potrzeby przez alkohol ogłuszyły mnie tak mocno, że mogłem zwariować normalnie. Non stop tylko myślałem o tym co źle robię, co mogę zrobić aby odmienić sytuację, aby powrócić do czasów które jeszcze nie tak dawno wydawały się rajem. Wydawało mi się, że jedynym remedium na moje nerwy i stresy i agresywne zachowanie będzie ulżenie sobie, choćby i w płatny sposób. Tak właśnie pokręcony bywa mózg faceta, a już alkoholika mózg to w ogóle jest niezłą heca.
I gdy już już miałem się zdecydować na ten desperacki krok, na to "lekarstwo na całe zło" w moim mniemaniu dostałem wiadomość od żony "musimy poważnie porozmawiać. Dzisiaj!"
Oczywiście resztę sobie dokręciłem swoim sposobem - rozwód albo separacja cała reszta. Do wieczora byłem wrakiem psychicznym, gotowym na wyprowadzenie się od razu i chlanie do upadłego, po życiu, które sam w myślach przekreśliłem.
Tymczasem żona, okazało się świadoma problemu, zaproponowała terapię małżeńską, rozmową z psychologiem dla nas obu, bo wie że coś jest nie tak, ale bardzo mnie kocha. I na sam koniec powiedziała "ja na Ciebie tyle lat czekałam, poczekaj na mnie proszę teraz trochę". I to mnie do końca przekonało. Poczekałem i okazało się że długo nie musiałem.
Seks i bliskość partnera w życiu są niezwykle ważne. Bez tego małżeństwo ma niewielkie szanse trwać w taki sposób że obie strony są szczęśliwe. Ale musi być też rozmowa i wzajemne zrozumienie. Wzajemne. Człowieka w nałogu na to nie stać, nie stać nałogowca na zrozumienie potrzeb innego człowieka, ponieważ to jego potrzeby są zawsze w centrum i zawsze na pierwszym miejscu.
Jednakże jeśli byłbym takim kretynem, że siedziałbym non stop w stoczni i robił modele, notorycznie olewając żonę, nie mógłbym mieć do niej żalu, gdyby pewnego dnia przywitała mnie ze swoim nowym partnerem. Podobnie jak nie uważam, że gdybym był notorycznie odrzucany, odtrącany, musiałbym trwać przy żonie do końca w ramach pokuty za moje wcześniejsze picie.
Każdy ma prawo do szczęścia, a nawet każdy powinien mieć obowiązek zrobić wszystko w granicach rozsądku, aby to szczęście sobie zapewnić.
_________________
Nemo vir est qui mundum non reddat meliorem
 
     
Lolek222 
Małomówny


Wiek: 52
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 83
Skąd: pomorskie
Wysłany: Nie 08 Lip, 2012 22:45   

Jonesy napisał/a:
Niestety, nadal brak bliskości, wciąż jakieś naiwne tłumaczenia, wymówki. Ja oczywiście w pełni przekonany o mojej winie akceptowałem to w ciszy i godziłem się, ale w środku coś się psuło. Coś było nie tak. Oczywiście zamiast porozmawiać na spokojnie, wyjaśnić problem, sam sobie zacząłem kręcić filmy, w efekcie czego prawie doszło do desperackich kroków i zdrady. Każdy ma jakieś swoje potrzeby, a nie tłumione uczucia i potrzeby przez alkohol ogłuszyły mnie tak mocno, że mogłem zwariować normalnie. Non stop tylko myślałem o tym co źle robię, co mogę zrobić aby odmienić sytuację, aby powrócić do czasów które jeszcze nie tak dawno wydawały się rajem. Wydawało mi się, że jedynym remedium na moje nerwy i stresy i agresywne zachowanie będzie ulżenie sobie, choćby i w płatny sposób. Tak właśnie pokręcony bywa mózg faceta, a już alkoholika mózg to w ogóle jest niezłą heca.
I gdy już już miałem się zdecydować na ten desperacki krok, na to "lekarstwo na całe zło" w moim mniemaniu dostałem wiadomość od żony "musimy poważnie porozmawiać. Dzisiaj!"
Oczywiście resztę sobie dokręciłem swoim sposobem - rozwód albo separacja cała reszta. Do wieczora byłem wrakiem psychicznym, gotowym na wyprowadzenie się od razu i chlanie do upadłego, po życiu, które sam w myślach przekreśliłem.
Tymczasem żona, okazało się świadoma problemu, zaproponowała terapię małżeńską, rozmową z psychologiem dla nas obu, bo wie że coś jest nie tak, ale bardzo mnie kocha. I na sam koniec powiedziała "ja na Ciebie tyle lat czekałam, poczekaj na mnie proszę teraz trochę". I to mnie do końca przekonało. Poczekałem i okazało się że długo nie musiałem.

No wreszcie -uderzenie w epicentrum problemu - i oto mi chodziło :foch:
Jonesy napisał/a:
Każdy ma prawo do szczęścia, a nawet każdy powinien mieć obowiązek zrobić wszystko w granicach rozsądku, aby to szczęście sobie zapewnić.


Piękne :D
 
     
szymon 
Uzależniony od netu



Pomógł: 112 razy
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 4907
Wysłany: Pon 09 Lip, 2012 05:57   

Lolek222 napisał/a:
Jonesy napisał/a:
Każdy ma prawo do szczęścia, a nawet każdy powinien mieć obowiązek zrobić wszystko w granicach rozsądku, aby to szczęście sobie zapewnić.


Piękne


zaiste :]
 
     
Żeglarz 
Gaduła



Pomógł: 31 razy
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 991
Wysłany: Pon 09 Lip, 2012 08:31   

Jonesy napisał/a:
Każdy ma prawo do szczęścia, a nawet każdy powinien mieć obowiązek zrobić wszystko w granicach rozsądku, aby to szczęście sobie zapewnić.

Tak, prawo do szczęścia ma każdy. I każdy ma w sobie narzędzia potrzebne, żeby to szczęście osiągnąć.
Jednak te "granice rozsądku" są bardzo szeroką formułą.
Szczególnie u osób z aktywnym systemem iluzji i zaprzeczeń. Z moich obserwacji wynika, że większość ludzi temu podlega w większym lub mniejszym stopniu.
Ostatnio mój przyjaciel dał SOBIE prawo do szczęścia, porzucił swoją rodzinę i zaczął realizować swoje żeglarskie pasje o boku pani kapitan :uoee:
 
     
Jonesy 
Upierdliwiec



Pomógł: 41 razy
Wiek: 43
Dołączył: 28 Lut 2011
Posty: 2412
Wysłany: Pon 09 Lip, 2012 09:09   

Oczywiście pisząc to nieszczęsne uogólnienie myślałem głównie o sobie. I o swoich granicach rozsądku.
Każdy ma swoje.
_________________
Nemo vir est qui mundum non reddat meliorem
 
     
Tajga 
(konto nieaktywne)


Pomogła: 19 razy
Dołączyła: 29 Lip 2011
Posty: 1585
Wysłany: Pon 09 Lip, 2012 14:35   

Miałam wrażenie, że piszemy tu o zdradach kiedy, jedna ze stron ( kobieta, lub mężczyzna)
zachowuje się w sposób który nie rokuje na poprawę.
Zdradza, "zabezpiecza sobie" ( ahoj Żeglarzu ;) ), chleje, i niszczy rodzinę, jest
emocjonalnym prze mocnikiem,wampirem energetycznym.
Wszystkie te cechy, oprócz picia destrukcyjnego miał mój były mąż.
Wtedy takie "wyjścia awaryjne", są ( moim zdaniem) usprawiedliwione.
Nie mówimy o zdradach z powodu po przewracanie się w du*** którejkolwiek ze stron
z dobrobytu, i szczęścia.
Związek trzymany na siłę, bo tak wypada, bo dzieci, bo kredyt...jest toksyczny.
_________________
Na końcu wszystko będzie dobrze.
Jeżeli nie jest dobrze, znaczy że to jeszcze nie koniec.
J.Lennon
 
     
Żeglarz 
Gaduła



Pomógł: 31 razy
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 991
Wysłany: Pon 09 Lip, 2012 18:26   

Tajga napisał/a:
Związek trzymany na siłę, bo tak wypada, bo dzieci, bo kredyt...jest toksyczny.

Święta prawda :tak:
Jak to ładnie Olga napisała gdy jest rozpad więzi, wówczas nie ma już i faktycznie związku. Jedynie formalnie.
Jednak powtórzę za Marcelim, że powinien być pewien porządek rzeczy. Najpierw pozamykać jeden etap definitywnie, podjąć ostateczne decyzje, oznajmić je osobom zainteresowanym (np.dzieciom), a dopiero wówczas rozpoczynać kolejny etap. Takie, skoki w bok (nazwę to tak skoro nazwa zdrada już do sytuacji nie pasuje), szczególnie gdy się to robi jawnie wprowadzają dodatkowe zachwianie wartości i jeszcze większy zamęt w rodzinie (cały czas mam na uwadze dobro dzieci - oczywiście nie dorosłych i dojrzałych posiadających własny osąd całej sytuacji).
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,22 sekundy. Zapytań do SQL: 12