Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Rozwód trzeźwiejącego z nieleczącą się współuzależnioną
Autor Wiadomość
michal22 
Towarzyski


Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 112
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 22:49   

Ja to głupi jednak jestem.

Tyle słyszę na mitingach o Bogu/Sile Wyższej, objawiającej się w drugim człowieku...

tyle słyszę o akceptacji...

teraz nagle wola Siły Wyższej objawiła mi się w żony pozwie rozwodowym... a ja Wam zajmuje czas i miejsce na serwerze pytaniami o to, jak z tym walczyć i co z tym robić i...

Bez sensu zupełnie.

Nie każde dziecko musi mieć pełną rodzinę, a to, ze ja wierzę w to, że moje dzieci powinny taką mieć to też nie musi być prawdą, bo może się okazać, że nie będą miały i koniec. A po co ja z tym mam walczyć, jak głąb kapuściany jakiś... chyba nic się istotnie w tym AA nie nauczyłem.
 
     
pterodaktyll 
Moderator
.....zmieniłem narodowość, jestem alkoholikiem....


Pomógł: 204 razy
Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 15070
Skąd: z...mezozoiku
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 22:50   

michal22 napisał/a:
Ja to głupi jednak jestem.

Chyba bardziej mocno pogubiony w tym życiu...............
_________________
:ptero:
 
     
michal22 
Towarzyski


Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 112
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 22:54   

pterodaktyll napisał/a:
michal22 napisał/a:
Ja to głupi jednak jestem.

Chyba bardziej mocno pogubiony w tym życiu...............

Nie neguje. Jeszcze sie nie zdarzyło, żeby jedna osoba uratowała związek dwojga, więc mogę spocząć.
 
     
pterodaktyll 
Moderator
.....zmieniłem narodowość, jestem alkoholikiem....


Pomógł: 204 razy
Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 15070
Skąd: z...mezozoiku
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 23:04   

michal22 napisał/a:
Jeszcze sie nie zdarzyło, żeby jedna osoba uratowała związek dwojga, więc mogę spocząć.

Jeżeli mam brać pod uwagę swoje doświadczenia w tym względzie to chyba tak będzie najlepiej dla Ciebie, dla Twojej żony i dla dzieci w ostatecznym rozrachunku też
_________________
:ptero:
 
     
Małgoś 
Upierdliwiec
Forumoholiczka



Pomogła: 26 razy
Wiek: 58
Dołączyła: 30 Kwi 2010
Posty: 2191
Skąd: z miasta mojego
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 23:07   

michal22, mi nie chodzi o negowanie Twojej wartości...
Ale czy pewny jesteś, że nie rozpędziłeś się za bardzo? Tzn odnajdujesz tę swoją wartość, ubarwiasz ją... tylko chyba trochę aż przesadziłeś.
Czy bierzesz pod uwagę możliwość indywidualnego rozwoju waszych jednostek?
Może żona chce być chora?
Przecież ma prawo, tak samo jak Ty masz prawo być tym kim chcesz.
Myk polega na tym, że nie musicie być ze sobą... tym bardziej gdy nie potraficie :bezradny:
_________________
Tylko ja jestem odpowiedzialna za swoje życie
 
     
michal22 
Towarzyski


Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 112
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 23:19   

Małgoś napisał/a:

Czy bierzesz pod uwagę możliwość indywidualnego rozwoju waszych jednostek?
Może żona chce być chora?
Przecież ma prawo, tak samo jak Ty masz prawo być tym kim chcesz.
Myk polega na tym, że nie musicie być ze sobą... tym bardziej gdy nie potraficie :bezradny:


Dokładnie do tego dojrzewam. Wydrukuję sobie Twój post, powieszę nad łóżkiem czy coś w tym stylu, wytatuuję na przedramieniu. Dzięki za te słowa. Wykreślę tylko zdanie z tym, że żona chce być chora - tak na prawdę to nie wiem, czy jest chora, czy nie jest. MOGĘ MIEĆ SWOJE ZDANIE, ale czy moje zdanie odzwierciedla prawdę -- tego nie wiem.

Dzięki.
 
     
Małgoś 
Upierdliwiec
Forumoholiczka



Pomogła: 26 razy
Wiek: 58
Dołączyła: 30 Kwi 2010
Posty: 2191
Skąd: z miasta mojego
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 23:25   

michal22 napisał/a:
zy moje zdanie odzwierciedla prawdę -- tego nie wiem.

:brawo:

Jak się troszkę wyciszysz- to na pewno nie zaszkodzi....
_________________
Tylko ja jestem odpowiedzialna za swoje życie
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 23:30   

Hmmmm... jak dla mnie to trzeźwiejesz jeszcze nie tak długo... ot... myślę, że u nas właśnie po dwóch latach trzeźwienia Pietrucha... zaczęło się robić jakoś tak... normalnie....
Z tym... że ja akurat swoje rany podleczyłam na terapii i Al-anonie, ot... choćby na przykład rozliczyłam się z moim poczuciem krzywdy i poradziłam sobie oczekiwaniem na zadośćuczynienie, więc było mi łatwiej. Ale też jestem w stanie zrozumieć, że ktoś może nie być gotowy zmierzyć się ze swoimi problemami, czy to alkoholik, czy koalka, czy SLAA, czy DDA... Ot każdy ma swój czas zdrowienia... Gdzie napisane jest, że oboje muszą równo zdrowieć, w tym samym czasie? Do tego trzeba dorosnąć, dojrzeć, dojść do swojego (nie cudzego) dna.

Tylko zapytam, co Ty zrobiłeś dla ratowania związku, jakie konkretnie działania Ty podnosiłeś w kierunku, by Wam obojgu było lepiej...
Oprócz... tego:

michal22 napisał/a:
Ja to bym ją tam w sumie bzyknął choćby i od ręki


bo to dla mnie akurat nie żaden argument... a ba... kompletny brak świadomości potrzeb kobiety...i brak do niej szacunku...
Ostatnio zmieniony przez pietruszka Wto 05 Lut, 2013 23:30, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Zagubiona 
Trajkotka



Pomogła: 21 razy
Wiek: 39
Dołączyła: 26 Gru 2012
Posty: 1288
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 23:39   

pietruszka napisał/a:
Ale też jestem w stanie zrozumieć, że ktoś może nie być gotowy zmierzyć się ze swoimi problemami, czy to alkoholik, czy koalka, czy SLAA, czy DDA... Ot każdy ma swój czas zdrowienia... Gdzie napisane jest, że oboje muszą równo zdrowieć, w tym samym czasie? Do tego trzeba dorosnąć, dojrzeć, dojść do swojego (nie cudzego) dna.

Michale weź sobie mocno do serca te słowa. Ja się pod nimi podpisuję obukończynowo i mówię to jako SLAA- chcąca zdrowieć i żona alkoholika- nie chcącego zdrowieć. Nic na siłę :bezradny:
_________________
"Depresja, to ciało, które chce żyć i umysł, który chce umrzeć."
 
     
michal22 
Towarzyski


Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 112
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 23:41   

pietruszka napisał/a:

Tylko zapytam, co Ty zrobiłeś dla ratowania związku, jakie konkretnie działania Ty podnosiłeś w kierunku, by Wam obojgu było lepiej...


Tak realnie, to chyba nic nie zrobiłem. I na dobrą sprawę, na teraz, nie chcę nic robić. Chcę, żeby sobie poszła w jasną cholerę i niech zabiera dzieci ze sobą; jak nie potrafi docenić co ma w domu, niech sobie żyje na własną rękę, dzieci bez ojca i wszyscy będą szczęśliwsi -- to choćby i dziś zapraszam.

Od 5 lat utrzymuję cały dom, żona nie płaciła ani jednego rachunku ze swojej kasy. W ciągu ostatniego pół roku, żebyśmy się "lepiej zrozumieli", zacząłem stopniowo odcinać z tego przeróżne rzeczy, które miałem na swojej głowie, a za które słowa "dziękuję" nie usłyszałem (robiłem przeróżne przelewy firmowe, płaciłem żonie ZUS i tak dalej). Dla związku robiłem niewiele. Dopiero niedawno ocknąłem się, że możnaby gdzieś wyjść, coś zrobić. Żona już ochoty wówczas nie miała nigdzie się razem wybierać.

I szczerze, mam to w du***. Męczę się tylko bez sensu. Samemu będzie mi lepiej znacznie.

Dzięki i cześć. Kończę temat.
 
     
michal22 
Towarzyski


Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 112
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 23:44   

Każdy ma swój czas, żeby zdrowieć i swoje dno, do którego potrzebuje się dobić.
 
     
Małgoś 
Upierdliwiec
Forumoholiczka



Pomogła: 26 razy
Wiek: 58
Dołączyła: 30 Kwi 2010
Posty: 2191
Skąd: z miasta mojego
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 23:44   

pietruszka napisał/a:
Gdzie napisane jest, że oboje muszą równo zdrowieć, w tym samym czasie? Do tego trzeba dorosnąć, dojrzeć, dojść do swojego (nie cudzego) dna.

Dokladnie tak :tak:
Ja też się burzyłam gdy mój K. zapił.... bo jak to?! Jak on mógł mi to zrobić?!
Ale dotarło do mnie, że no tak... po prostu. Bo nie mi, tylko sobie.
Ja idę swoim torem, on swoim. Każdy z nas ma swoje potknięcia.
A największą ulgą było, gdy poczułam jak głupio myślałam! Że całkiem bezsensownie żyłam jego życiem, jego trzeźwieniem, jego rozwojem, jego problemami :oops:
Pokora w tym właśnie znaczeniu to jak szklanka wody dla spragnionego! Tyle, że najwięcej trudności miałam z ....przebiciem się przez własne rozbuchane ego. To moje ego mi przeszkadza w moim dobrym samopoczuciu, a nie czyjaś slabość.
_________________
Tylko ja jestem odpowiedzialna za swoje życie
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Wto 05 Lut, 2013 23:59   

Małgoś napisał/a:
Bo nie mi, tylko sobie.

cholercia... to takie proste, a tak trudne... przyjąć, zaakceptować...
Dzięki Małgoś...
Sama teraz myślę, jak wiele strat ponieśliśmy oboje, ja przez moje współuzależnienie, on przez swój alkoholizm, oboje przez swoje dzieciństwa i wyniesione stamtąd rany... I tak sobie zdrowieliśmy każde w swoim temacie... i dopiero teraz do mnie dociera, po ostatnim kryzysie, że ponosiliśmy określone straty jako jednostki, straciliśmy czas na rozwój siebie, i trza było nadgonić to trochę terapią, ale straciliśmy też czas na coś, co można by nazwać rozwojem związku, tak byliśmy oboje zajęci swoimi współ- czy uzależnieniami, bo jedna kwestia to własny rozwój, każdego indywidualnie, a inna jeszcze to rozwój związku... I tu... dużo zostało wepchnięte pod dywan... a to bardzo trudne, bo do tego tanga akurat faktycznie potrzebny jest aktywny udział dwojga, dużo cierpliwości, umiejętności pójścia na kompromis, dobrej komunikacji, itd... Nie wystarczy na nowo ustalić kilka zasad co do finansów, podejmowania decyzji, ot... trudny do zgryzienia ten orzeszek...

I tak dzisiaj mnie nachodzi refleksja - tak jak alkoholik ponoć zatrzymuje się w swoim rozwoju w momencie, kiedy zaczyna pić, tak i związek okoloalkoholowy też... w pewien sposób stoi na etapie... zamieszkali razem i zaczyna się ambaras... co dalej zrobić z tą miłością...
_________________

 
     
Małgoś 
Upierdliwiec
Forumoholiczka



Pomogła: 26 razy
Wiek: 58
Dołączyła: 30 Kwi 2010
Posty: 2191
Skąd: z miasta mojego
Wysłany: Śro 06 Lut, 2013 00:34   

pietruszka napisał/a:
zamieszkali razem i zaczyna się ambaras... co dalej zrobić z tą miłością...

I ja miałam takie rozmyślanki ostatnio... o trudnych związkach trudnych ludzi...
Oboje jesteśmy takimi zlepkami nowości jeszcze, więc nie dziwota że to wspólne życie kiepsko nam wychodziło. Ale już widzę, to każde z nas (osobno) lepiej sobie radzi - bo nie ma rozproszenia, możemy skoncentrować się bardziej na sobie samych.
Co ważne - ufam że będzie dobrze, bo i widzę, że jest dobrze.
W sumie nie wiem czego tak cholernie się bałam. Utracić kogoś? Coś? Przecież nie utraciłam nic.
_________________
Tylko ja jestem odpowiedzialna za swoje życie
 
     
Dziubas 
(konto nieaktywne)


Pomógł: 16 razy
Wiek: 54
Dołączył: 28 Gru 2011
Posty: 1251
Skąd: W-w
Wysłany: Śro 06 Lut, 2013 05:37   

michal22 napisał/a:
Od 5 lat utrzymuję cały dom, żona nie płaciła ani jednego rachunku

michal22 napisał/a:
"dziękuję" nie usłyszałem

No tak, nie spełniła oczekiwań,
więc teraz chcesz ją ukarać?
michal22 napisał/a:
jak nie potrafi docenić co ma w domu, niech sobie żyje na własną rękę,

i jeszcze ją obwinić?
michal22 napisał/a:
dzieci bez ojca i wszyscy będą szczęśliwsi

Bo jak jej coś nie tak pójdzie, zawsze będziesz mógł argument w postaci "a nie mówiłem",
lub "z nikim nie miałaś tak dobrze", wyciągnąć.



mam czyściutkie sumienie,bilet pewny do nieba bram :muza:
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,44 sekundy. Zapytań do SQL: 12