Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Zdrowy związek, małżeństwo, kryzysy i inne takie...
Autor Wiadomość
pietruszka 
Moderator


Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Pią 05 Kwi, 2013 20:56   Zdrowy związek, małżeństwo, kryzysy i inne takie...

Od dłuższego czasu myślę o założeniu takiego wątku. I cały czas wahałam się, w którym dziale: we Współuzależnieniu? w Alkoholizmie?, no w końcu tam jest poważnie... no ale z drugiej strony chodzi o związki, które już nieco stażu mają. Alkoholizm, współuzależnienie są tam już we tle, ale... i takie związki dotykają problemy nazwijmy to pozaalkoholowe. Takie, z jakimi mają do czynienia tzw. zwykłe, normalne małżeństwa. Kryzysy związane z z tzw. zwykłym życiem.

Myślałam o założeniu takiego wątku w Pamiętnikach, bo sama jestem po takim kryzysie, ale z drugiej strony... nie chcę być taką egoistką i tylko o sobie gadać :lol2: No i jeszcze jest wiele osób, którzy do Pamiętników nie zaglądają.

Jak myślicie, jak jest/było u Was?

Moje dzisiejsze przemyślenia są takie, że akurat w naszym przypadku, moim i Pietrucha, tak byliśmy (byłam?) zaabsorbowana nową sytuacją w związku, potem odbudowywaniem relacji (co z mojej strony polegało na m.in. poradzeniu sobie z mojej strony z poczuciem krzywdy, złością, chęcią odwetu, oczekiwaniem zadośćuczynienia, zaufaniem na nowo), że zupełnie zapomniałam o innych aspektach budowania związku. Tak jak uczyłam się (i uczę nadal) samej siebie, tak i niejako uczyłam się na nowo, co to znaczy związek, co to znaczy miłość, czym są (dla mnie) podwaliny związku, ale jak się okazało były i aspekty, które zakopało się gdzieś pod dywanik, potraktowało jako mniej ważne, właśnie w imię trzeźwienia, zdrowienia. A wiadomo, że potwory spod dywanu wcześniej czy później wychodzą, zwykle w najmniej oczekiwanym momencie.

A przecież każdy związek przechodzi pewne burze, które nieobce są i związkom "bez okołoalkoholowej przeszłości. ", małżeństwom nie-po przejściach. Przecież nas też dotyczą kwestie związane z konfliktami w sferze wspólnego spędzania czasu, relacji z teściami, kwestii porządków domowych, poczuciem nudy i rutyny w związku, zdrady, radzenia sobie z chorobą i starością rodziców, kryzysami wieku średniego, ot... takimi problemami, które dotykają lub mogą dotknąć każdy związek.

A przecież... związki okołoalkoholowe jednak mają swoją specyfikę.

Raz... rzadko kto wyniósł zdrowe wzory z domu i nie za bardzo wie, co to znaczy normalność.

Dwa... nawet jeśli uzależniony wchodzi na ścieżkę trzeźwości , a współuzależniona zdrowieje... to niektóre problemy odzywają się z ... dużym opóźnieniem. Wpierw zajęci byli piciem lub walką z piciem... potem... zdrowieniem... a po latach okazuje się, że przychodzi rozwiązywać problemy, jakie zwykle mają młode małżeństwa w swoich pierwszych latach małżeństwa...

Trzy... jednak gdzieś tam w tle wciąż jednak tli się choroba... Kryzys, ostry konflikt zawsze może skutkować nawrotem - i to nie tylko u uzależnionego, ale i współuzależnionej. Sama ostatnio odczułam na własnej skórze, jak łatwo wrócić w stare bambosze współuzależnienia... więc jest jednak ciut inaczej niż w tzw. normalnym związku.

Co sądzicie o takim temacie?
Ostatnio zmieniony przez pterodaktyll Pią 05 Kwi, 2013 20:57, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Żeglarz 
Gaduła



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 991
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 10:41   

pietruszka napisał/a:
Sama ostatnio odczułam na własnej skórze, jak łatwo wrócić w stare bambosze współuzależnienia...

Z początku myślałem, że to przewrotność. Tak dla zabawy :) . Jednak w tle czułem ten nawrót. :pocieszacz:
 
     
Żeglarz 
Gaduła



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 991
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 10:51   

Wg mnie podstawą zdrowego związku jest dojrzałość partnerów.
Jeżeli co najmniej jedno z partnerów będzie niedojrzałe emocjonalnie szanse na zdrowy związek są prawie żadne.

Drugą podstawą którą widzę dla dobrego związku jest fundament na którym związek jest budowany, a są nim podobne wartości w które wierzą i którymi się kierują oboje partnerzy.
 
     
Jacek 
Uzależniony od Dekadencji
...jestem alkoholikiem...


Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 7326
Skąd: Pyrlandia
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 12:38   

Żeglarz napisał/a:
Jeżeli co najmniej jedno z partnerów będzie niedojrzałe emocjonalnie szanse na zdrowy związek są prawie żadne.

"siła budowy struktury tyle ma wartości w sobie,ile najsłabsze ogniwo"
_________________
"Boże pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies.."
... (Janusz L Wiśniewski )
:skromny: :pies:
 
     
Mysza 
Gaduła



Dołączyła: 03 Mar 2010
Posty: 830
Skąd: Wrocek
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 12:54   

Żeglarz napisał/a:
Wg mnie podstawą zdrowego związku jest dojrzałość partnerów.

Mam podobnie i właściwie można by na tym zakończyć, bo całe sedno w tej "dojrzałości".

Chciałam tylko dodać, że kiedy zaczynamy zapominać o "JA" w imię "lepszego MY" to żadne "MY" nie będzie zdrowe, szczęśliwe, spełnione. ŻADNE I NIGDY.
Dość kategoryczne stwierdzenie, wiem, ale poparte i własnymi doświadczeniami i obserwacjami otoczenia.

"MY" będzie na tyle piękne, szczęśliwe, zadowolone, spełnione na ile "JA" i "TY" tworzący owo "MY" tacy będziemy.
"MY" nie powstaje z niewiadomej substancji, o niewiadomej strukturze i budowie, ono powstaje z Ciebie i Mnie.
Warto o tym pamiętać ;)
Kiedy nie zatracając swych "granic", wspólnie będziemy iść przed siebie, kiedy będziemy potrafili być dla siebie towarzyszami podróży, wtedy cokolwiek się zdarzy po drodze nie będzie żadną katastrofą i końcem świata, a tylko kolejnym doświadczeniem w życiu.

Pytanie tylko, czy chcę być w "MY", czy jestem dlatego, bo....
A kiedy już sobie na to szczerze odpowiem, wszystko staje się proste.

Tak sobie myślę :)
_________________
"Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie" - Mahatma Gandhi
 
     
KICAJKA 
Trajkotka
współuzależniona-stara al-anonka



Wiek: 64
Dołączyła: 28 Wrz 2009
Posty: 1555
Skąd: śląskie
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 13:15   

Bardzo dobry temat,zwłaszcza dla mnie na chwilę obecną. :tak:
Mocno bronię swojego ja by nie zepsuć tego my,
czego zapomina mój men szukając oparcia w trudnej chwili.
Na razie jeszcze posługuję się "szturchańcami",
coby mu przypomnieć jak to ma wyglądać.
Trochę się pogubił w nowej sytuacji :(
Możemy się wspierać a nie opierać :)
_________________
" Jestem dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy,mam prawo być tutaj..."
http://www.youtube.com/wa...feature=related
 
     
pietruszka 
Moderator


Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 15:57   

KICAJKA napisał/a:
Mocno bronię swojego ja by nie zepsuć tego my,

U nas nawet doszło do krótkiej, zaplanowanej separacji, właśnie po to, by każde mogło przemyśleć z osobna, co do dalszej przyszłości związku. Nie ukrywam, że łatwo mi nie przyszło tak puścić wodze, dać wolność i czas na "przemyślenie sobie", "poukładanie ze sobą". Przy okazji przekonałam się, jak bardzo lubię mieć wszystko pod kontrolą. A paradoksalnie wydawało mi się, że daję dość dużo wolności drugiej osobie. No właśnie, dzisiaj wiem, nie mam prawa dawać tego, co do mnie nie należy. Związek nie polega na przynależności, słów "mój" "moja" lepiej używać z rozwagą.
Inna sprawa, że kryzysy się zdarzają, będą zdarzać. Trudno je przechodzić, szczególnie gdy dotyczą one dwojga ludzi - wymaga to niezwykłej umiejętności kompromisu, cierpliwości, opanowania... Ale z drugiej strony na nowo porządkują nasz świat, a przy okazji pokazują nam jak różnorodni jesteśmy, ile nowego możemy dać sobie nawzajem. Dzisiaj wiem, że jestem bogatsza o nowe doświadczenia. Znów się czegoś nauczyłam, znów zwróciłam uwagę, gdzie są moje trudności, nad czym mogę sobie sama popracować.
Jako związek ominęliśmy kolejną życiową rafę. Nawet jest całkiem ciekawy widok za nią :skromny: Pewnie do następnej... Ot... płyniemy dalej.
_________________

 
     
Dziubas 
(konto nieaktywne)


Wiek: 54
Dołączył: 28 Gru 2011
Posty: 1251
Skąd: W-w
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 16:04   

pietruszka napisał/a:
umiejętności kompromisu, cierpliwości, opanowania...

... szacunku, miłości,wyrozumiałości... do siebie... żeby ktoś mógł od nas wziąć to co akurat jest mu potrzebne ;)
_________________
"Niczego nie oczekuje, niczego się nie boję,
jestem wolny" N.Kazantzakis
 
     
pietruszka 
Moderator


Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 16:07   

Dziubas napisał/a:
... szacunku, miłości,wyrozumiałości... do siebie...

O...o.... o..... właśnie nad tym pracuję fny
_________________

 
     
piotr7 
Gaduła


Wiek: 70
Dołączył: 10 Kwi 2012
Posty: 949
Skąd: lubuskie
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 16:45   

Generalnie wszyscy macie rację. Ja bym to uprościł do kilku parametrów.Najważniejsze są (kolejność do wyboru)dobór charakterów i wzajemna ich relacja, MIŁOŚĆ ,sex,wspólne cele i umiejętność wspierania się w pokonywaniu trudności życiowych.
Jestem przedstawicielem tej wymierającej rasy co to z jedna na zawsze.Ponieważ nie udało mi się wszystkiego spieprzyć to mam nadzieję że tak będzie dalej.Mam chyba najdłuższy staż małżeński na forum (40 latek) i wydaje mi się że to tylko chwila. Można kochać namiętnie swoja wybrankę nawet dłużej . Nasze relacje nie zawsze były idealne ale umiejętność prowadzenia rozmowy a nie krzyk umożliwia rozwiązywania nieporozumień

Trochę mi wątek uciekł , ale mniej wiecej to.
 
     
cool 
Gaduła



Wiek: 47
Dołączył: 06 Sty 2012
Posty: 920
Skąd: warm.-mazu.
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 17:09   

Żeglarz napisał/a:
Drugą podstawą którą widzę dla dobrego związku jest fundament na którym związek jest budowany, a są nim podobne wartości w które wierzą i którymi się kierują oboje partnerzy.


pietruszka napisał/a:
Inna sprawa, że kryzysy się zdarzają, będą zdarzać. Trudno je przechodzić, szczególnie gdy dotyczą one dwojga ludzi - wymaga to niezwykłej umiejętności kompromisu, cierpliwości, opanowania... Ale z drugiej strony na nowo porządkują nasz świat, a przy okazji pokazują nam jak różnorodni jesteśmy, ile nowego możemy dać sobie nawzajem. Dzisiaj wiem, że jestem bogatsza o nowe doświadczenia.


ja te dwa wpisy bardzo mogę odnieść do siebie i swojego związku , sadzę że nie jest łatwy , wypadek Moniki uświadomił mi jak ona jest dla mnie ważna , nasz związek jest od prawie 5 lat ,buduję go ze swej strony na zaufaniu i wzajemnym szacunku ;) i jak na razie to wychodzi wartości którymi się kierujemy są bardzo ważne in pomagają nam ,choć to ciągły kompromis ale możemy na siebie liczyć poprzez różnorodność się dopasowujemy Moniki wybuchowość ,wstrzymuje mnie często i stąd też kiedyś usłyszałem coś takiego że ja to ostoja spokoju a skarb mój to wulkan i to w tym wszystkim jest fajne
_________________
I jest szóstka ;-)
 
     
staaw 
Uzależniony od Dekadencji


Wiek: 52
Dołączył: 18 Sie 2010
Posty: 9025
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 17:18   

nawrocik napisał/a:
ja to ostoja spokoju a skarb mój to wulkan i to w tym wszystkim jest fajne

U nas jest dokładnie odwrotnie, też jest fajnie...
_________________
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie :)
 
     
Żeglarz 
Gaduła



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 991
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 21:04   

staaw napisał/a:
nawrocik napisał/a:
ja to ostoja spokoju a skarb mój to wulkan i to w tym wszystkim jest fajne

U nas jest dokładnie odwrotnie, też jest fajnie...

To może być fajne, napewno nie jest nudne.
Ale role nie są równe w sytuacji, gdy siła spokoju jest zobowiązana do gaszenia wulkanu. Jest to trudne, męczące i może prowadzić do wyczerpania.
Jeżeli wulkan zapomni (a ma do tego skłonności) o potrzebach spokoju i będzie go wykorzystywał do gaszenia bez pracy nad sobą, to nieszczęście przyjdzie prędzej czy później.
Mi też się wydawało, że moja siła spokoju jest nie do wyczerpania.
Któregoś razu w kryzysie naszego związku psychiatra mnie zapytał, czy się złoszczę. Ja mu na to, że nie znam uczucia złości.
Wtedy mnie zapytał, czy zauważyłem jakąś zmianę w sobie. I faktycznie, w ciągu miesiąca schudłem 10kg. Tak, to była moja złość, nakierowana do wewnątrz, szkodliwa i wyniszczająca.
Wulkan nie ma prawa traktować swojego partnera jak gaśnicy dla swoich emocji !!!
 
     
staaw 
Uzależniony od Dekadencji


Wiek: 52
Dołączył: 18 Sie 2010
Posty: 9025
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 21:12   

Żeglarz napisał/a:
Wulkan nie ma prawa traktować swojego partnera jak gaśnicy dla swoich emocji !!!

Całkowicie się z Tobą zgadzam.
Podobnie zresztą gaśnica zbytnio podcinać skrzydeł wulkanowi...
_________________
Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Nie martw się, jeżeli nie rozumiesz tego posta, nie był do Ciebie :)
 
     
Żeglarz 
Gaduła



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 991
Wysłany: Sob 06 Kwi, 2013 21:17   

staaw napisał/a:
Podobnie zresztą gaśnica zbytnio podcinać skrzydeł wulkanowi...

I ja zgadzam się z Tobą :okok:
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,38 sekundy. Zapytań do SQL: 13