Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
O współuzależnieniu i wychodzeniu z uwikłania.
Autor Wiadomość
Klara 
Uzależniony od Dekadencji


Pomogła: 264 razy
Dołączyła: 24 Lis 2008
Posty: 7861
Wysłany: Sob 08 Cze, 2013 16:12   O współuzależnieniu i wychodzeniu z uwikłania.

Ewa Jasik-Wardalińska
O współuzależnieniu i wychodzeniu z uwikłania

Motywowanie do terapii

Kiedy myślę o moich pacjentkach - żonach alkoholików, to pojawia mi się w głowie kilka obrazów. Obrazy te tworzy się w zależności od wieku kobiety, stażu bycia z alkoholikiem, doświadczeń płynących z relacji ze światem spoza granic jej związku, jak również od tego, jak bardzo dała się okłamać, albo raczej jak bardzo uwierzyła w kłamstwa, którymi karmił ją jej alkoholik.

Pierwszy obraz tworzą kobiety - młode dziewczyny, mężatki, matki 2,3,4- letnich dzieci, drugi - to kobiety dojrzałe, ze stażem małżeńskim 20,30 lat, mamy już dorastających dzieci, no i kobiety po 50-tce, które przeżyły ze swoimi mężami po 30, 40 lat - matki i babcie.

Kiedy przymykam oczy i przypominam sobie kobiety z którymi pracowałam, to widzę blondynki, brunetki, albo siwe. Szczupłe, bardzo szczupłe, wręcz chude, albo zaokrąglone w biodrach i grube. Różne. Myślę sobie: "nie uchroniły Was piękne błękitne, albo orzechowe oczy, ani skóra gładka i powabna, ani dyplomy wyższych uczelni, ani nawet dobre serca..." Przesuwają mi się przed oczami obrazy złożone z prostych, wiejskich kobiet, które przyjechały do miasta PO MOC, ściskając w niedzielnej kapocie wstyd i lęk, jak również miejskie, bardzo zadbane urzędniczki, sekretarki, pielęgniarki, "sklepowe" oraz dostojne żony wysoko ustawionych w hierarchii społecznej mężów. Wszystkie.

Etap 1. On i tylko On - skargi

Przyszły po pomoc dla swoich mężów. Schemat jest prosty: żona pyta, co zrobić, żeby On przestał pić. Prosi o pomoc dla Niego, bo to, co On robi ostatnio ze swoim życiem i z życiem całej rodziny, jest nie do wytrzymania. Czasami to wykrzykuje, a czasami ledwo szepcze. Później opowiada o wszystkim najgorszym, co w ostatnim czasie zrobił jej, dzieciom i sobie samemu.

Każda z nich bardzo dużo mówi o Nim, mało o sobie. Każda doskonale wie, co On powinien, a czego nie. Doskonale potrafi nazwać to, co dzieje się w jego psychice, a mało wie o tym co dzieje się w jej głowie, sercu i duszy...

Każda z nich mówi też, że od lat próbuje Go zmienić, że bardzo się stara, ale nic już nie działa. Teraz ma już dość obelg i zniewag! Ma dość gróźb i tego chronicznego napięcia i lęku, który jej towarzyszy bez przerwy. Ma dość nazywania jej psychicznie chorą, choć nie raz myśli, że może faktycznie coś z nią jest nie tak? Sama widzi, że zachowuje się ostatnio jak nienormalna - krzyczy, a za chwilę płacze, rzuca się na Niego i okłada pięściami, a On się z niej śmieje i mówi, że zaraz zadzwoni po karetkę, bo ma w domu wariatkę. Dwa dni temu, gdyby nie córka to chyba by Go zabiła w jakimś szale... On musi przestać pić, bo stanie się coś złego!

Mogło być też tak, że przyszła, bo On właśnie chciał odebrać sobie życie, w ostatniej chwili go odcięła, teraz leży w szpitalu na oddziale psychiatrycznym, a ona przerażona przyszła zapytać, co może zrobić, żeby On przestał pić, bo kiedyś naprawdę się zabije!? Albo przebrała się miarka, gdy uderzył ich synka, który nagle znalazł się pośrodku kolejnej, pijanej awantury. Musi wiedzieć co zrobić, żeby On w końcu przestał pić, bo kiedyś zabije ją, albo dziecko!

Nie mogłam za szybko rozmawiać z nią o niej samej, bo ona nie brała pod uwagę swoich potrzeb, irytowała się szybko i zniechęcała do dalszej rozmowy. Musiała najpierw powiedzieć swoje, wygarnąć z siebie cała swoją krzywdę. Bardzo Go kochała i prosiła, żeby tylko przestał pić, a wtedy wszystko będzie jak dawniej, albo już nic do Niego nie czuła, ale i tak chciała, żeby przestał pić, bo tyle lat z nim przeżyła, dobrych, bardzo dobrych (bo nie były przecież tylko same złe dni), że teraz nie widziała sensu się rozwodzić, albo eksmitować Go z domu. Poza tym uważała, że trzeba na Niego spojrzeć po ludzku: nawet psa nie wypędza się z domu, a co dopiero człowieka.

Zawsze po pierwszym etapie rozmowy, następował drugi etap.

Etap 2. On i tylko On - usprawiedliwienia

Kiedy kobieta (ta czy tamta) "spuściła już powietrze", czyli, kiedy już wyżaliła żal, wysmuciła smutek, podzieliła się bólem, cierpieniem, wstydem, upodleniem, znieważeniem, brakiem zrozumienia, kiedy wylała z siebie, jak z przepełnionej czary, gorycz i rozpacz, mówiła: "ale niech pani nie pomyśli sobie, że to taki zepsuty do końca człowiek", albo "tak, to wszystko prawda, ale wie pani, jaki to dobry człowiek, jak nie pije?".

Prostuje się wtedy na swoim krześle, jakby złapała się na jakimś przestępstwie. W nagłym otrzeźwieniu, zdecydowanym ruchem ociera łzy, które pociekły z oczu po rozpalonych policzkach, jako wyraz przeżywanych przed pięcioma minutami uczuć. Obciąga sweterek, poprawia szybkim ruchem włosy i w pełnej kontroli sytuacji zaczyna równoważyć wiszącą w powietrzu odwagę. Przypomina sobie, że mówi o Mężu, swoim Mężu, a nie przecież o jakimś obcym mężczyźnie. Mówić o Nim źle, to tak trochę jakby mówić źle o sobie samej. Przecież od tylu lat czuje się absolutnie odpowiedzialna za swój związek, za jego jakość. Wiele wysiłku i czasu włożyła w podtrzymywanie tego związku, niejednokrotnie też doświadczała poczucia winy za to, że nie udaje jej się to... Takie myślenie powodowało, że zaczynała wierzyć, że zasłużyła na swój los, bo "gdyby się może lepiej postarała, włożyła więcej troski..."

To moment, kiedy znowu musiałam milczeć i słuchać, słuchać i przytakiwać. Nawet nie odważyłabym się jej przerwać, kiedy opowiadała, jaki On jest podatny na wpływy innych, taka z Niego dobra dusza, wszyscy go wykorzystują, a On tego nie widzi. Tyle razy mu mówiła! Może gdyby sama zrobiła z tym towarzystwem porządek, to i picie by się skończyło. Wszystko przez to towarzystwo! Albo, jak chwaliła Go jako męża i ojca. Przywoływała z pamięci chwile z ich życia, kiedy dbał o nią i troszczył się o dzieci. A jaka z niego była " złota rączka!" Kiedy nie pije, to potrafi tyle zrobić przy domu i w mieszkaniu, jest taki uczynny dla innych, nawet jeszcze dziś ludzie Go chwalą i cenią. Potrafi dać tyle czułości i miłości. Jest przystojny, wprawdzie nie tak jak kiedyś, ale i tak, kiedy założy koszulę, krawat i rozsieje ten swój urok osobisty, to przypominają jej się dawne lata i nie jest w stanie się na Niego już gniewać. Wybacza mu. Tyle razy mu już wybaczała. Nie rozumie tego, dlaczego tak jest, że niby ją kocha, a nie kocha? Niby kocha dzieci, a nie kocha? No bo gdyby kochał tak naprawdę, to by nie pił...?

Etap 3. Mikrowykład o tym, jak jest w istocie

Teraz jest mój moment. Mogę wszystko podsumować i opowiedzieć jej o alkoholizmie. Powiedzieć, patrząc w jej błękitne lub orzechowy oczy, że jej mąż jest alkoholikiem, ale to nie znaczy, że jest złym człowiekiem. Alkoholika bowiem nie ocenia się w żadnych kategoriach moralnych - nie chodzi o to, że jest dobry, albo zły, chodzi o to, że on jest chory.

Teraz jest czas na rysowanie, pokazywanie, tłumaczenie. Teraz mogę odnieść się do jej słów i potwierdzić, że to czy tamto może świadczyć o alkoholizmie i że to nie jest jej wina, ani jego. Ani Jego. Mogę też wyrazić swoje zrozumienie i empatię.

To jest trzeci etap relacji terapeutycznej, to mój czas z Nią. Jest teraz zazwyczaj spokojna, skupiona na tym co mówię. Ciekawa, lekko podniecona, nie dowierza. Pochyla się w moja stronę (też się pochylam, chcę mieć z Nią jak najlepszy kontakt ), jest uważna. Widzę jak wiedzę otrzymywaną "przepuszcza" przez siebie. Zaczyna zadawać pytania. Nie rozumie, chce wiedzieć. Odpowiadam, tłumaczę, wyjaśniam. Udzielam Jej odpowiedzi na pytanie, co ona może zrobić, żeby on zechciał przestać pić, ale też chcę przejść do kolejnego etapu, przeze mnie bardzo pożądanego - chcę przeformułować Jej problem. Chcę, żeby przestała myśleć i mówić: "mam problem z nim, bo On pije", tylko żeby myślała i mówiła: "mam problem z sobą, nie potrafię radzić sobie z sobą, gdy On pije". To jest mój cel, ale jeszcze nie teraz.

Etap 4. Ona i tylko ona


Spokojnie przechodzę do pytań o Jej samopoczucie, odczuwanie. Jest to moment, w którym dała mi kredyt zaufania. Nieśmiało, pomału zaczyna mówić o sobie. O tym, że boi się o siebie, o dzieci (albo wnuki), że nie może spać, przeszkadzają Jej myśli natrętne o tym co jest i co będzie. Czuje na swoich barkach ciężar całego świata. Jeśli już nawet w końcu zaśnie to i tak budzi się o 4 nad ranem i nie może ponownie zasnąć. Chaos w głowie i gonitwa myśli nie dają spokoju. Miewa koszmary senne, przeżywa w nich sytuacje, zdarzenia, które miały miejsce w ciągu dnia. To koszmary o Nim i mnóstwo negatywnych uczuć, natrętnych, wyrazistych, przerażających. Myślała nawet o tym, żeby pójść do psychiatry, ale co to będzie jeżeli lekarz potwierdzi, że jest chora psychicznie?! Nie, nie! Woli poradzić sobie sama. Bierze jakieś leki na uspokojenie, albo na sen od matki, ciotki czy koleżanki - tamtej pomagają, no i rzeczywiście, Jej też. Odkąd je bierze jest spokojniejsza, nie wyobraża sobie obecnie swojego życia bez tych tabletek... Ma problemy z sercem. Czasami tak Jej bije, że boi się, aby nie dostać zawału, i te duszności... Czasami boli ją głowa. Potrafi przez 3-4 dni nie wstawać z łóżka, bo nie może unieść głowy z poduszki, czuje się wtedy jakby nie żyła i wszystko, naprawdę wszystko jest Jej jedno... Łzy bezgłośnie płyną teraz po Jej twarzy, ociera je, jakby przepędzała natrętną muchę, albo inaczej - powoli przyciska je do policzka. Przeprasza za łzy. Z tym płaczem to też tak jest... Miewa wybuchy płaczu, jest ostatnio jakaś drażliwa, przejmuje się wszystkim, nawet tym, czym nie potrzeba się przejmować. A jak z jedzeniem? - wtrącam pytanie. Raz ma dobry apetyt - zjada dużo, aż dziwi się gdzie to wszystko mieści, innym razem potrafi przez kilka dni nie jeść nic. Mówi o rozlanym niepokoju, leku, który Ją nie opuszcza, o intruzyjnych myślach, chwiejności emocjonalnej, zaburzeniach koncentracji uwagi. Mówi o tym, że już sama siebie ni szanuje, tak strasznie się poniża dla Niego. Miała nawet myśli, żeby skończyć ze sobą - mówiąc to patrzy na czubki swoich butów, jakby wstydziła się patrzeć mi prosto w oczy, albo właśnie patrzy mi absolutnie prosto w oczy i wtedy odczytuję to jako informację, że mówi śmiertelnie poważnie, a przekaz ukryty brzmi: " zrób coś, bo następnym razem naprawdę się zabiję".

Następnie powtarza, że nie ma już siły, że dłużej tego nie wytrzyma, że to ostatnia próba szukania pomocy, zrobienia czegoś. Płacząc patrzy na mnie oczami małej, bezradnej dziewczynki, która nie jest pewna czy - mimo całego zaufania, jakim mnie obdarzyła - zrobiła dobrze, że tyle mi o sobie powiedziała, tyle swoich sekretów mi ujawniła.

Patrzę i słucham, słucham i patrzę. Oto siedzi teraz obok mnie potrzebująca otuchy, zrozumienia i ogromnego wsparcia ofiara alkoholizmu. Kobieta, która doświadczyła tylu przykrości, tylu cierpień, że lęk stał się Jaj nieodłączny towarzyszem, wręcz cieniem. Kobieta, która nie raz musiała "włączyć żołnierza", aby podołać, bo nie mogła pokazać, że się boi. Zamieniała lęk na złość i na gniew graniczący z obłędem. W głowie miała ogromny chaos więc kontrolowała "swojego" alkoholika i dawało Jej to poczucie kontroli nad swoim życiem itd. itd. Tak sobie "radziła", albo raczej - nie radziła.

Etap 5. Przeformułowanie problemu

To, co mogę teraz zrobić, to powiedzieć Jej, że dobrze zrobiła, że przyszła i dobrze, że opowiedziała o tym wszystkim, że bardzo Jej współczuję, oraz, że wyobrażam sobie, że przeżywała prawdziwy koszmar. Mogę zapytać, jak się teraz czuje? Kobieta mówi, że czuje się jakby przewaliła wagon węgla - jest bardzo zmęczona, ale też czuje rodzaj ulgi. Mówi, że nigdy z nikim tak o sobie nie rozmawiała, widzę w Jej oczach jeszcze odrobinkę niepewności, ale i wdzięczność i tę ulgę. To dobrze.

To jest najlepszy moment, żeby przeformułować Jej problem. Pokazać, jak szarpie się od wielu lat i nic nie zmienia, mało tego - jest jeszcze gorzej i z Jego piciem i z Jej zdrowiem. Zwrócić Jej uwagę na to, że nie jest w stanie wpłynąć na decyzje męża, nie jest w stanie Go zmienić, ale jednak coś może - może zadbać o siebie, wpłynąć na swoje samopoczucie, spowodować, że nabierze znowu siły, pewności siebie, wzmocni własne poczucie wartości, odstawi leki. Mówię Jej o współuzależnieniu, delikatnie konfrontuję, bazując na tym, co mi o sobie przed chwila powiedziała i na tym, co wcześniej mówiła o swoim mężu. Znowu rysuję, kreślę na papierze strzałki, linie, trójkąty i koła - symbole związku, partnerstwa, uwikłania i wyjścia. Proponuję terapię współuzależnienia i Al.-Anon. Spokojnie wyjaśniam, czym jest i na czym polega. Słucha, pyta, jest zainteresowana. Następnie daję trochę literatury, coś do poczytania: o alkoholizmie, o współuzależnieniu, o Al.-Anon. Kieruję na grupę.
Terapia współuzależnienia

Z punktu widzenia obowiązującej w Polsce klasyfikacji chorób (ICD-10) współuzależnienie nie jest chorobą. W literaturze przedmiotu określane jest jako syndrom, w którym najczęściej wymienia się następujące cechy i zachowania:

ograniczanie własnych potrzeb i wartości, koncentracja wokół zachowań alkoholika;
przejęcie i rozwinięcie systemu iluzji i zaprzeczeń (racjonalizacje, zaprzeczenia, np: "on nie jest alkoholikiem");
zaburzenia życia emocjonalnego (chaos emocjonalny, huśtawka nastrojów, stany lękowe i depresyjne, napięcie i stan ciągłego "pogotowia emocjonalnego";
wzrost tolerancji na destrukcję i kompulsywne przywiązanie
zaburzenia psychosomatyczne;
zakłócenia czynności poznawczych (zagubienie, brak poczucia kierunku i sensu);
własne uzależnienie lub nadużywanie substancji psychoaktywnych;
desperacja i pustka duchowa.


Kwalifikacja dla celów medycznych osób współuzależnionych odwołuje się do klasy "Zaburzenia nerwicowe związane ze stresem i pod postacią somatyczną" (najczęściej F43, F45, F48). Biorąc pod uwagę funkcjonalność wyposażenia psychicznego i działań osoby w trudnej sytuacji, współuzależnienie określa się jako dysfunkcję, podkreślając pewną ułomność aparatu psychicznego do radzenia sobie w sytuacji uzależnienia bliskiej osoby. Ten sposób rozumienia współuzależnienia stanowi podstawę do proponowania właściwej dla tej dysfunkcji psychoterapii (Sztander, 1997).

Informacja dla szczególnie zainteresowanych artykułem!
Ciąg dalszy znajduje się tu:
Źródło: http://www.psychologia.ne...l.php?level=580
_________________
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami." /przysłowie japońskie/
 
     
BARBARA 
Gaduła
Nieśmiała



Pomogła: 4 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 10 Lut 2013
Posty: 683
Skąd: mazowieckie
Wysłany: Sob 08 Cze, 2013 20:08   

Bardzo dobry artykuł, czytając go zobaczyłam siebie jak w lusterku, taką z przed terapii i w trakcie,i teraz .Zobaczyłam też ile jeszcze we mnie chaosu, :)
 
     
Duszek 
Gaduła
coraz częściej szczęśliwa



Pomogła: 16 razy
Dołączyła: 07 Gru 2012
Posty: 719
Wysłany: Sob 08 Cze, 2013 20:27   

Przeczytałam ten artykuł do końca i nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że droga mojej terapii tak wyglądała i wygląda. Teraz zatrzymałam się na jednym z najtrudniejszych (wg mnie) momentów mojej drogi, ale jest dobrze :)
_________________
Nie można stracić tego, czego nie ma. Nie można zburzyć tego, co nie zostało zbudowane. Można jedynie rozwiać iluzję tego, co wydawało się realne.
 
     
spoko 
Towarzyski


Dołączyła: 25 Mar 2013
Posty: 339
Wysłany: Sob 08 Cze, 2013 22:10   

kolejny raz natknelam sie na ten tekst od chwili podjecia terapi...za kazdym razem,przypomina co przeszlam...ze bylo to straszne ...ze przez swoja niewiedze,przyplacilam zdrowiem...chce isc do przodu,zeby zdrowiec...CHCE ZYC
 
     
esaneta 
Moderator


Pomogła: 94 razy
Wiek: 52
Dołączyła: 12 Lip 2011
Posty: 3397
Wysłany: Sob 15 Cze, 2013 09:46   

Klarciu, dzięki za ten tekst - przeszłam całą tę drogę.





Dlaczego się poryczałam czytając to?
_________________
I Love gołąbki Klarci.

:esa:
 
     
pannamigotka 
(konto nieaktywne)

Pomogła: 33 razy
Wiek: 59
Dołączyła: 14 Lip 2012
Posty: 1416
Wysłany: Sob 15 Cze, 2013 17:58   

esaneta napisał/a:
Klarciu, dzięki za ten tekst - przeszłam całą tę drogę.





Dlaczego się poryczałam czytając to

hmmm...
ja też przeszłam całą tę drogę i też się poryczałam... po prostu ktoś dokładnie opisał, co czułam, tak dokładnie :) fajne uczucie :okok:
 
     
Mała 
Trajkotka



Pomogła: 34 razy
Wiek: 49
Dołączyła: 18 Cze 2013
Posty: 1017
Skąd: Moja Wiocha :D
Wysłany: Śro 19 Cze, 2013 10:42   

:) Dziękuję za ten artykuł - kolejna dawka mądrej wiedzy:) Na początku buntowałam się przeciwko temu - że jestem współuzależniona - bo przecież to ON pije:( A ja jestem sama ze swoim smutkiem i bólem.Niedawno trafiłam na spotkanie rodzin Alkoholików. Poznanie tych ludzi sprawiło mi ulgę - odkryłam że nie jestem sama i nie jestem wyjątkiem:) Smutek dzielony - to smutek o połowę mniejszy...Przyszłam tam dla niego - a wyszłam - dla siebie:)
_________________
"Nigdy się nie nie bój" - Krudowie <3
 
     
Anna B 
Towarzyski
wolna


Wiek: 53
Dołączyła: 14 Cze 2013
Posty: 115
Skąd: warszawa
Wysłany: Czw 24 Paź, 2013 14:16   

Klarka Jesteś Wielka to tyle Wiesz ze ja dopiero teraz przeczytałam tak naprawdę o co w tym wszystkim chodzi. g6jyfn A dzięki temu ze jakiś spokój dzięki Wam na forum osiągnęłam to mam pytanie i mam nadzieje ze mi pomożesz .Kuratorka mojego alkoholika jest zdaje sie bardzo obeznana w temacie chorych na alkoholizm.Wie od niego ze ma iść na oddział do OTU i dziś zadzwoniła do mnie i zapytała czy popracujemy razem nad tzw.interwencją czy jak mu tam.Kurde ja walnęłam od razu ze co mam mu powiedzieć to powiedziałam i zgłupiałam normalnie.O co może jej chodzić??nawet dzieciaki już jak jest trzeźwy powiedziały mu co ich boli jak się zachowywał itd i nie drążą tematu bo wiadomo jak jest z tą chorobą.
Klarciu kochana znasz się na rzeczy :( :bezradny: pomóż mi proszę
_________________
Anna B
 
 
     
Klara 
Uzależniony od Dekadencji


Pomogła: 264 razy
Dołączyła: 24 Lis 2008
Posty: 7861
Wysłany: Czw 24 Paź, 2013 14:21   

Aniu, tu jest krótki opis interwencji: http://bez-dymka.fm.interia.pl/popup.html

Był czas jakiś temu na forach trzeźwy alkoholik o nicku Dromax, który bardzo polecał tę formę twierdząc, że jest nad wyraz skuteczna.
Ważne jest jednak to, żeby była przeprowadzona pod okiem specjalisty we właściwy sposób.
Myślę, że macie dużo szczęścia, że Twój mąż trafił na TAKĄ kuratorkę, która się aż tak zajęła sprawą.
Spróbuj się do tego przymierzyć. Oczywiście z jej udziałem.
_________________
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami." /przysłowie japońskie/
 
     
Anna B 
Towarzyski
wolna


Wiek: 53
Dołączyła: 14 Cze 2013
Posty: 115
Skąd: warszawa
Wysłany: Czw 24 Paź, 2013 14:42   

Bardzo ale to bardzo Ci dziękuje a wiesz teraz będę czekała co Pani Kurator dalej zaproponuje .Trochę mam pietra i najwyraźniej w świecie się boję a tak naprawdę nie ma czego.A dziewczyna jest naprawdę w porządku choć jak jej powiedziałam jaki jest problem w czerwcu zanim trafiłam na forum to powiedziała tylko i pamiętam jak dziś takich słów użyła:"Jeśli leczyć chorobę która trwa długo to należy zacząć od pozbycia się trutki czy trucizny z organizmu poznać metody leczenia i podjąć decyzję ale musi zrobić to Pani mąż a nie pani bo to on jest chory ."Mnie z nóg zwaliło i zostawiła jeszcze telefon do oddziału detoksykologii W Instytucie Neurologii i Psychiatrii.Ja miałam wrażenie że kurde problem zostawiła i poszła a ona wiedziała co robi oj wiedziała i sprawa wygląda właśnie tak jak napisałam wcześniej......ziarno zasiała dziękuję za artykuł poczytam i pomyślę :mysli: 23r :buzki:
_________________
Anna B
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,36 sekundy. Zapytań do SQL: 11