Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy na pewno jestem współuzależniona?
Autor Wiadomość
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Sob 07 Gru, 2013 22:49   Czy na pewno jestem współuzależniona?

W świetle tego co napisałas Perełko (dziekuję :buziak: ) to ja sie trochę zamotałam.

Właściwie to tylko obejmuje mnie punkt pierwszy i trzeci.

Co do punktu pierwszego, to doszlam w moim związku do takiego momentu, że już kompletnie nie wiedziałam co mój partner czuje, myśli, o co mu w ogóle chodzi?
W ten to sposób zamotałam się w obserwowanie go, odgadywanie, domyslanie sie i totalny chaos, bo pomimo, że pytałam, prosiłam "porozmawiajmy" to zawsze dostawałam sprzeczne z rzeczywistością komunikaty od niego. Na przykład uparcie twierdził, że nie jest zły, gdy az kipiał od złości, co było widac po nim całym, mowa ciała.
Albo twierdził, że się bardzo cieszy, a radości w ogóle po nim nie było widać, był powazny, kamienny wyraz twarzy, taki - nieodgadniony.
Słowne deklaracje raczej rzadko pokrywały się z tym co mówiło jego ciało i zachowanie.
Punkt trzeci to już chyba przetłukłam na tym forum wystarczająco.
Pozostałe punkty nie dotycza mnie. Nie mam problemu z odczytaniem swoich uchuć i z komunikowaniem ich. Jesli już jakas watpliwość się we mnie keidyś pojawiała, bo teraz mam już akurat odwrotnie, to taka - czy aby na pewno to jest prawidłowe, adekwatne uczucie do sytuacji. Na przykład czy aby na pewno mam prawo się złościć w jakiejś sytuacji, albo czy wolno mi się cieszyć z czegoś...
Teraz mam to wydaje mi się o 180 stopni w drugą stronę. Akceptuję kazde swoje uczucie i emocję i doceniam jako potrzebne i wazne. Nawet jeśli mi się nie za bardzo podoba to wiem, że własnie z danej sytuacji mam wyciągnąc wnioski dla własnego dobra.
Ostatnio zmieniony przez Klara Nie 08 Gru, 2013 10:56, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Sob 07 Gru, 2013 23:23   

Klaro jesli mogę Cię poprosić jak będziesz na forum... prosze wydziel mój wątek od powyższego postu. Długo sie waham i mam bardzo silne hamulce, żeby pisac na forum o moim współuzalenieniu, czy w ogóle jestem współ* czy nie, ale czuję już wreszcie gotowośc i potrzebę poprzyglądania się temu jak to było i jak jest teraz, co udało mi się już zmienić w sobie a nad czym jeszcze dobrze by było popracować.
Z góry dziękuję.
Jako tytuł to nie wiem... może coś sama wymyśl, co? dzięki ...
_________________

 
     
Maciejka 
Uzależniony od netu
dawniej perełka



Pomogła: 67 razy
Wiek: 55
Dołączyła: 28 Sty 2013
Posty: 3866
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 07:44   

Szika punkt 1 to nic innego jak ogłoszenie w sobie samej bezsilności wobec zachowań , muśli, uczuć drugiej osoby ot i całą filozofia. To nadodpowiedzialność i tyle.
_________________
[*] [*] [*]
 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 09:14   

Zanim Klara wydzieli watek napiszę to co mi najbardziej leży na sercu, z czym się duszę...
Nie rozumiem, nie umiem sobie poradzić z jedną rzeczą... dlaczego tak trudno niektórym ludziom zrozumieć, że ja się czegoś boję? Nie jest to czesto, zdarza mi sie czegoś się bać tak bardzo mocno, paraliżująco wręcz, ze nie jestem w stanie tego natychmiastowo ogarnąć, zniwelować.
Na mojego partnera mój lęk, strach, obawy działały jak płachta na byka. Bojąc się czegoś potrzebowałam czasem tylko słowa otuchy, uspokojenia, że nic się nie dzieje, a dostawałam przemówienia, złość, gderanie, kazania.
Historia z wiosny tego roku. Wyjazd na narty do Włoch. To był mój pomysł, żebyśmy jechali razem w Alpy. Przeliczyłam - finansowo dam radę, choć nie będzie lekko, ale dam. Wpłaciłam zaliczkę, kupiłam nowe ubrania narciarskie, kask, ogólnie przygotowywałam się bardzo sumiennie. Ale z czasem to co wyglądało w pierwszej chwili tak różowo zaczęło nabierac innych kolorów. Okazało się, że koszty nie ogranicza sie do tych, które liczyłam na początku, doszło to, tamto, siamto i kwoty urosły do niebotycznych dla mnie rozmiarów. Do tego doszła kwestia zakwaterowania na miejscu, okazało się, że mieszkać mamy w apartamentach wieloosobowych, a więc moja twarda zasada nie przebywania z osobami pijącymi alkohol staneła pod znakiem zapytania.
Zawsze gdy gdzies wyjeżdżam dbam bardzo starannie o to, żeby móc nocować nie w towarzystwie osób pijących. Dopłacam do ceny wyjazdu żeby miec osobny pokój, mówię otwarcie że przeszkadza mi gdy ktos pije w mojej obecności i nigdy nie mam z tym problemów, raczej kazdy podchodzi do tego wyrozumiale i pomaga mi to tak załatwić abym miała komfort. Tymczasem z tymi nartami nie mogłam dojśc do porozumienia z organizatorem. Rozmowy przypominały gadkę buta z koniem, nie rozumiał o co mi chodzi, zbywał, lekceważył, pisaliśmy maile to odpisywał nie na temat, albo w ogóle, przez telefon nie dawał mi dojść do słowa.
na długie tygodnie przed wyjazdem próbowałam przekonać partnera abyśmy nie jechali, że pojedziemy gdzie indziej razem, cos wymyślimy byle nie ten wyjazd. No niestety było nie, on chce jechać, tak postanowił i pojedzie bez względu na to co ja zrobię. Było mi bardzo przykro.
Na trzy dni przed wyjazdem zaczął sie koszmar. Nie jadłam, nie spałam. Wszystko we mnie wrzeszczało "nie jedź!" Wszelkie racjonalizacje, że to lęki nieuzasadnione, że moje panikarstwo, tylko pogarszały sprawę. Czułam sie jeszcze gorzej, bo zaczęło mi dokuczać potworne poczucie winy, że jestem taka do niczego, że na głupie narty nawet ze mną nie można pojechać. Tu wszystko gotowe, jedzenie nagotowane, pomrożone, walizki prawie gotowe, sprzęt przygotowany a ja daję plamę.
Nie pojechałam. W dniu wyjazdu moja matka na to wszystko przyszła i obwieściła mi, że prąd jej wyłączyli. Załamałam się totalnie. Ledwo byłam w stanie jeździć samochodem, byłam jak w amoku, jak bym była pod wpływem jakichś środków odurzających. Wieczorem napisałam sms do organizatora, że nie jadę, że nie mogę.
Ten oddzwonił do mnie i zjechał jak psa, zrównał mnie z ziemią, sprowadził do parteru, na glebę. Nie dał sobie nic tłumaczyć, wywalił mi jakie to on koszty poniósł z mojego powodu, był wściekły, a przecież miał moja zaliczkę. Oczywiście zaliczka przepadła.
Mój men wściekły. nie odzywa się, pakuje się, on przeciez jedzie. Poprosił jeszcze żeby go odwieźć na miejsce wyjazdu do Wrocławia, co uczyniłam. W drodze milczy, grzebie w telefonie, traktuje jak wynajetego kierowcę, za paliwo mi potem zwrócił.
Po powrocie z nart nie odzywał się kilka dni. Gdy zaczepiłam go co słychać, czy ma chwilę, odpisał z zapytaniem "czy to coś ważnego?" Ja, że tak, bo długo się nie widzieliśmy i chciałabym porozmawiać, zobaczyć się. Łaskawie się zgodził abym zadzwoniła. Dosłownie z zegarkiem w ręku prawie dwie godziny słuchałam jak na tych nartach było źle. Że droga fatalna, autokar sie psuł, kierowcy źle prowadzili autobus, strasznie długo trwała jazda, jeden koszmar, praktycznie poznałam podróż w jedną iw drugą. Co do autokaru to ja chciałam jechac autokarem, on samochodem, on się na autokar zgodził, ale nie namawiałam go wcale na to, ja się bałam jechac samochodem, poza tym taniej duzo było tym autokarem. Z racji tego, że ja nie pojechałam, on był zmuszony już jechać tak, jak tego bardzo nie chciał.
Dalej było, że mieszkał w apartamencie z facetami bardzo bogatymi, którzy non stop pili przez cały tydzień. O samych stokach tez trochę opowiedział, ale to już tak po łebkach, bez pasji.
Po tych wydarzeniach obiecał mi, że nigdy się już ze mna na nic nie będzie umawiał, na żadne wyjazdy. Że nigdy nie chce się tak więcej czuć jak wtedy, że zrobiłam mu numer nie do wybaczenia.
Kompletnie nie miały znaczenia moje tłumaczenia i przepraszanie.
Dziś wiem jedno, że dobrze zrobiłam, że nie pojechała. Intuicja mnie nie myliła, ostrzegała mnie słusznie. Tuż po tym wyjeździe bardzo mocno psadły obroty w firmie i ogólnie zaczęło się dziać nieciekawie finansowo. Dziś by mi tych paru tysięcy bardzo brakowało, mogę śmiało powiedziec, że finansowo ten nie-wyjazd uratował mnie przed plajtą.
Tylko dlaczego tak jest, że jak się boję to ktos drugi na mnie się złości? Prawi kazania, nie rozumie, dlaczego sie musze nasłuchac i ponosic tego przykre konsekwencje? Co w tym złego, że czuję przed czymś uzasadniony wydaje mi się strach? Dlaczego nawet jak uzasadniam dlaczego się boję spotykam się z brakiem akceptacji?
_________________

 
     
Maciejka 
Uzależniony od netu
dawniej perełka



Pomogła: 67 razy
Wiek: 55
Dołączyła: 28 Sty 2013
Posty: 3866
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 09:34   

Szika nie chcę się wymądrzać ale po mojemu wybierasz sobie nieodpowiednich ludzi na podzielenie się swoją słabością w tej konkretnej sytuacji z lekiem , obawami. Idziesz po pociechę , uspokojenie do ludzi ktorzy nie umieją sobie poradzić ze swoim strachem i boja sie twojego i reagują złością bo co to ich obchodzi twój strach, to jest zagrożenie dla ich mechanizmów obronnych. Osoba , która zajmuje się organizowaniem wyjazdu wcale nie musi cie wspierać i uspokajac twoich lęków ona ma konkretne zadanie, zdobyć klienta a ty szukasz tam wsparcia emocjonalnego co ją w kurza. Natomiast twój partne nie umie lub nie chce dac ci takiego wsparcia o czym doskonale wiesz ale innego ciągnie cię coś nieosiagalnego jakbys na nowo przezywała sytuacje z pokoju dziecinnego to dzieciak w tobie kieruje twoimi wyborami, podejmuje decyzje zamiast dorosły.
_________________
[*] [*] [*]
 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 09:51   

Perełko masz dużo racji, tyle, że z organizatorem nie rozmowa nie był o emocjach, a o kasie. Byłam przekonana, że zaliczka jest większa od kosztów jakie poniósł, ale ten pojechał po mnie, że te koszty poniósł nie wiadomo jakie, a gdy chciałam wyrównać nalezność, bo nie chciałam żeby był stratny to nie chciał powiedzieć ile to faktycznie było. Potem jeszcze do niego pisałam, ale to nic nie dało, olał mnie. Moja dorosła szika mówi mi, że różnie się ludziom może przecież podziać w życiu, może sie pokomplikować, nikt i nic nie upoważnia drugiego człowieka do takiego traktowania mnie - jak psa mówiąc kolokwialnie. Ja naprawdę marzyłam o tych nartach, o stokach alpejskich, pragnęłam, to było moje marzenie. Zwyciężył rozsądek i intuicja, że nie jest to dobre dla mnie. Nigdy poza tym jednym nie-wyjazdem nic takiego mi się nie wydarzyło, nie miałam takich ani nawet podobnych przebojów, zawsze wyjeżdżam z wielka radością i ekscytacją, kocham podróżować, łazić po górach, jeździć na nartach.
Nie pisałabym o tym, gdyby nie to, że ta złość pojawia się również w innych sytuacjach w moim życiu. Osoby, które szanuję, uważam za jakieś autorytety (parę takich zdarzeń było) podobnie zareagowały na moje szczere wyznanie, że się boję czegoś. Tak jakby samo powiedzenie "boję się, martwię" sprawiało, że ktoś własnie dokładnie tego używa co mnie boli. Tu pomijam relacje nieistotne oczywiście, bo trudno od obcego oczekiwac zrozumienia. Tego nie rozumiem... jakie tu mechanizmy działają? Czy nigdy nikomu nie mówić o swoim lęku?
_________________

 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 10:08   

Ten przykład z nartami napisałam żeby pokazać konkretna sytuację, gdzie był konflikt interesów moich i czyichś.
Nie będe ukrywała, być może to i nawrót mojego współ* ale zaczynam się wahać, co jest przemocą a co nie.
Na mój rozsądek jest mi potrzebna umiejętność rozróżniania kiedy ktoś stosuje przemoc a kiedy to tylko wytwór mojej wyobraźni. I tu zaczynam się gubić. Bo co jeśli podejdę do sprawy w sposób taki, że każdy ma prawo do swoich myśli, uczuć i zachowań, a to ja odpowiadam za swoje uczucia... a mój lęk, poczucie naruszenia moich granic to tylko wytwór mojej wyobraźni? Że to JA mam to przerobić w sobie i nadal daną osobę szanować, usprawiedliwic w moich oczach, zrozumieć i uszanowac odmienność. Czyli skoro ja czuję, że ktoś przykładowo ze mnie zakpił to moja rola ma polegać na takim dostosowaniu się do sytuacji, żeby nikogo, ani mnie, ani innych nie bolało...
_________________

 
     
MILA50 
Towarzyski
nadzieja



Pomogła: 5 razy
Wiek: 67
Dołączyła: 09 Sie 2010
Posty: 454
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 10:12   

perełka napisał/a:
to dzieciak w tobie kieruje twoimi wyborami, podejmuje decyzje zamiast dorosły.


tak też myślę....entuzjazm dziecięcy,radość z "zabawy"jaką da wyjazd na narty a przybliżanie terminu budzi dorosłego...no ale to nie dla mnie-zbyt duże koszty,warunki kwaterowania itd.no i rezygnacja.....to nie ze strachu a z braku możliwości podołania
wymaganiom wyjazdu......odwrotna kolejność w podejściu do tematu nie dała by tych rozczarowań-dorosły a potem dziecko....partner traktował Ciebie jako dorosła osobę
stąd może brak zrozumienia
 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 10:24   

MILA50 napisał/a:
.partner traktował Ciebie jako dorosła osobę

tego nie rozumiem... :(
w mojej ocenie to własnie dorosłość sprawiła, że zrezygnowałam z zabójczej zachcianki, zabawy i za tę dorosłość, za zgodę z samą sobą, za bycie sobą, za posłuchanie siebie oberwałam... gdybym postapiła jak dziecko, pojechałabym bez zastanawiania się, dziś nazwę to "lekkomyślnie", dzis ponosiłabym przykre konsekwencje, w których partner nie pomógłby mi, nie pomógłby mi płacić rachunków, spłacać rat... bez tego wyjazdu dziś cienko przędę, oszczędzam na czym się da... że nie wspomnę o tym, że jeszcze ciągle spłacam raty za kurtkę, spodnie, kask... kupiłam drogie i porządne...
_________________

 
     
MILA50 
Towarzyski
nadzieja



Pomogła: 5 razy
Wiek: 67
Dołączyła: 09 Sie 2010
Posty: 454
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 10:30   

szika napisał/a:
tego nie rozumiem... :(



Sziko dobra kobieto
jako dorosła osoba nie podjęła byś decyzji o wyjeździe,nie wpłaciła zaliczki,nie robiła zakupów na wyjazd...analiza czy to jest wyjazd dla mnie czy nie- dała by odpowiedź...
pisząc,że partner potraktował Ciebie jako dorosłą osobę miałam na uwadze fakt-"podjęła decyzję czyli przeanalizowała za i przeciw i jedzie....tak postępuje dorosła osoba :]
 
     
Jo-asia 
Upierdliwiec
miłośniczka


Pomogła: 59 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 10 Sie 2012
Posty: 2955
Skąd: Katowice
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 10:31   

szika napisał/a:
Czyli skoro ja czuję, że ktoś przykładowo ze mnie zakpił to moja rola ma polegać na takim dostosowaniu się do sytuacji, żeby nikogo, ani mnie, ani innych nie bolało..

opowiem moje wczorajsze doświadczenie
czułam złość..
mój chciał mi pomóc.. zrozumieć czemu.. skąd się wzięła
a ja mu nie chciałam powiedzieć.. bo nie.. i tyle
od słowa do słowa.. on się zezłościł

zwykle robiłam tak aby mu wytłumaczyć.. to moja złość i Ciebie się ona nie tyczy
tym razem zostawiłam go z nią..
był obrażony a ja nie
próbowałam normalnie gadać a on nie umiał.. złościł się nadal
a we mnie pojawiła się radość.. humor.. i śmiałam się
z czasem i on zaczął

gdy dziś na to patrzę.. on wziął ode mnie złość.. przyjął ja za swoją.. obwinił się nią
a ja przecięłam ten krąg.. nie weszłam w "jego" złość
nie wzięłam jej na swoją odpowiedzialność.. zostawiłam go z nią
nie obwiniłam się nią

dzięki temu przerwałam reakcję.. nakręcanie

nie chodzi aby innych tłumaczyć, rozumieć
dla mnie ważne jest.. nie brać odpowiedzialności za to co inni czują
a pozwalać im na czucie tego co chcą
ja nie byłam zła na niego...
a on chciała się tak czuć.. moje tłumaczenie i tak by nic nie dało
tylko nie wzięcie jego złości.. za moją.. jemu przyniosło ulgę

nie wiem czy dość zrozumiale napisałam dla Ciebie..
dzięki, znów coś w Tobie znalazłam z siebie :buziak:
_________________
...Jak tak płaczę, to mi lepiej i przestaje mnie dobijać nieuchronność przemijania.. 3r23
 
 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 10:44   

dzień dobry Klaro :)
tak w ogóle to witajcie wszyscy, którzy znajdą cierpliwość dla moich pytań :)
ucieszyłam się, że jesteście... tak bardzo potrzebuję spojrzenia innych ludzi... dziękuję...
Klaro tytuł bardzo dobry, dzięki :) Bede wdzięczna za wszystkie wskazówki gdzie mam coś do zrobienia dla siebie jeszcze...
_________________

 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 11:00   

Klaro jest super, dziekuję :buziak:
Jo-asiu piszesz o złości, o oddzielaniu, która czyja złość.
To co mnie nurtuje to wyrażanie lęku. Wydaje mi się mniej istotne czy to lęk dziecka czy dorosłego, poprostu lęk. Lęk przed alimentami na matkę, lęk, że z córką stracę kontakt, lęk przed ludźmi, którzy krzyczą, krytykują niesprawiedliwie, lęk, że nie podołam finansowo... Jeśli patrzeć na to racjonalnie to to raczej strach i to zupełnie uzasadniony i potrzebny. A spotykam się ze ścianą. Jakbym manipulowała, a ktoś usilnie bronił się, odrzucał mój strach, nie zgadzał się z nim, nie szanował, czego wyrazem jest dla mnie złość drugiego człowieka. Dla mnie to przemoc psychiczna w czystej postaci.
Mówię "boję się, czuję strach, lęk gdy sie do mnie nie odzywasz" i jak na życzenie mam to. Albo "boję się, nie chcę jechać na te narty, coś mnie blokuje, hamuje, jesli pojadę to zrobię to wbrew sobie, dla Ciebie"...i? złość, że nie pojechałam...
_________________

 
     
MILA50 
Towarzyski
nadzieja



Pomogła: 5 razy
Wiek: 67
Dołączyła: 09 Sie 2010
Posty: 454
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 11:14   

szika napisał/a:
Jeśli patrzeć na to racjonalnie to to raczej strach i to zupełnie uzasadniony i potrzebny



tak,masz rację ale ten lęk-strach istotny jest przed podjęciem decyzji,on na nią wpływa,rozważasz coś i podejmujesz decyzję....odwrotna kolejność jest przejawem niedojrzałości....moim zdaniem
 
     
Maciejka 
Uzależniony od netu
dawniej perełka



Pomogła: 67 razy
Wiek: 55
Dołączyła: 28 Sty 2013
Posty: 3866
Wysłany: Nie 08 Gru, 2013 11:15   

Wiesz co szika.... kiedyś gdziś obiło mi się o oczy czy uszy , że człowiek wysyla sygnały np; mowa cała mówi , boję się ciebie druga osoba odbiera sygnał boi się i wtedy decyduje w zalezności od jej wnętrza i powiedzmy ' dorosłości' wysłuchaniem, wsparciem lbu po prostu ; boi sie ,,tak to jest słabsza moge jej przywalic , nie obroni się , mam przyzwolenie jestem silniejszy. zmierzam do tego , ze rózni ludzie róznie reagują i jeśli dana osoba zareaguje złoscią na moje przyznanie się do ; boje sie i reaguje złoscią zanczy dla mnie , ze jest to osoba niewłaściwa , nie ten adres , źle wybrałam odbiorcę , źle oceniłam sytuację. Następnym razem w podobnej sytuacji posłuże się powiedzmy rozmową lub delikatnym rozeznaniem czy napewno moge powiedzieć tej osobie o swojej słabości. Zauwazyłam , ze i ty pewnie też , ze coś nas dotyka to ans dotyczy to się odnosi do wszystkich ludzi. Zwykle jak ktoś bez wyraźnych powodów reaguje złoscią w sytuacji nieadekwatnej do reakcji emocjonalnej oznacza, ze sam ma z tym problem.
_________________
[*] [*] [*]
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,29 sekundy. Zapytań do SQL: 12