Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
matka-wódka -córka
Autor Wiadomość
OSSA 
Upierdliwiec


Dołączyła: 20 Wrz 2011
Posty: 2272
Skąd: wielkopolska
Wysłany: Pią 19 Sie, 2016 22:48   matka-wódka -córka

http://www.wysokieobcasy....dka__corka.html
 
     
Mozaika 
Towarzyski
Nie piję od 15.01.2016.



Dołączyła: 20 Mar 2015
Posty: 251
Skąd: Lublin
Wysłany: Sob 20 Sie, 2016 11:57   

No niestety, nie przeczytam a szkoda.... Wyczerpałam limit 8|
_________________
Według mnie ludzie są mozaiką dobra i zła. Każdy z nas ma potencjał, by być dobry albo zły. Granica między złem a dobrem jest przepuszczalna. A sytuacja podkreśla bardziej te dobre lub złe elementy.
Philip Zimbardo - "Jak uwodzi zło"
 
     
smokooka 
Uzależniony od netu


Wiek: 52
Dołączyła: 22 Lut 2012
Posty: 4059
Wysłany: Sob 20 Sie, 2016 16:22   

Mozaiko:


Nie rozmawiałyśmy o tym, co było między nami. Myślę, że ona w większości tego nie pamięta i jak to przeczyta, to się zdziwi.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Michalina, 45 lat, mama Julii: Oczywiście, że córka wzięła się z seksu. Oczywiście, że stało się to po pijaku. Alkohol był mi od zawsze potrzebny do przełamywania kompleksów, nieśmiałości, ale też do nawiązywania bliskich relacji z ludźmi, łącznie z tymi intymnymi. Hubert, ojciec Julii, włóczył się za mną przez kilka miesięcy. Nie dostawiał się, nie podrywał, tylko adorował. W końcu się zakochałam. W listopadzie była impreza. Wielkie mieszkanie w starej kamienicy, więc było gdzie się podziać. Na drugi dzień umówiliśmy się na randkę i znowu poszliśmy do łóżka. W lutym mama zaprowadziła mnie do ginekologa. Okazało się, że jestem w trzecim miesiącu ciąży. Pani doktor martwiła się, jak ja, 17-letnie dziecko, poradzę sobie w takiej sytuacji. A ja byłam szczęśliwa. Myśmy się nie przejmowali, że będzie dzidziuś. Jego matka popełniła samobójstwo w '68, a ojciec ciągle go gdzieś wypieprzał. W zasadzie po śmierci matki nigdy już nie miał domu. Był takim bezpańskim psem z wielkim zapotrzebowaniem na odrobinę ciepła. Ja też nienawidziłam ojca, pracoholika i despoty. Nienawidziłam swojego domu. Marzyłam, żeby się wyrwać, uciec, odizolować. Gdyby nie dziecko, nikt nie pozwoliłby nam założyć własnej rodziny.

Dlaczego tak nienawidziłaś ojca?

Michalina: On jest pracoholikiem. Od zawsze wszystko było podporządkowane jego pracy. Chodzenie na palcach, bo w dzień śpi, a w nocy pracuje. Do dziś tak naciskam klamkę, żeby nie było słychać. Wszystko tak samo jak w przypadku alkoholika. Choć gdyby pił, to przynajmniej byłoby wiadomo, że źle robi. A tu, że sławny profesor, wielki uczony polski. Jak go widziałam, to czułam lęk, bo nigdy nie było wiadomo, co będzie i o co będzie. Żadnej przewidywalności i żadnej konsekwencji. Wszystko zależało od jego nastroju, humoru i samopoczucia. Nigdy się mną nie interesował. Nigdy nie doznawałam z jego strony ciepła. W sprawy wychowawcze włączał się tylko, używając kar, zakazów i nakazów.

Bił?

Michalina: Zdarzyło się. Ale przede wszystkim stosował przemoc psychiczną. Jak ktoś z domowników mu się przeciwstawiał, to potrafił w furii rozpieprzyć mieszkanie. Łamał meble, wybijał szyby, rozwalał naczynia. Opowiem ci pewną sytuację. Jestem w ósmej klasie i wybieram się na szkolną dyskotekę. Ma trwać do 22, a ojciec każe mi wrócić o 20. Mówi, że to dla mojego bezpieczeństwa, że matka jest zmęczona i takie tam *p****. Ale ja wiem, że tu chodzi o to, że on o 19.30 ogląda dziennik, je przy tym kolację, a potem potrzebuje spokoju, bo będzie pracował. I nas nie może nie być wtedy w domu, bo to mu działa na podświadomość.

Mama?

Michalina: Całkowicie zdominowana. To znaczy też przeszła przez piekło, ale z czasem dała sobie chyba zgodę na cierpienie. Taka spokojna rezygnacja z własnych potrzeb, oczekiwań, marzeń, kontaktów z rodziną czy przyjaciółmi. Spędzała życie na zaspokajaniu potrzeb ojca. Od kilku lat mieszkam w Warszawie, to nawet mnie nie odwiedziła, bo twierdzi, że musi być z ojcem, że musi się nim opiekować i nie może go zostawić nawet na kilka dni. Mama jest naprawdę kochaną, szlachetną osobą o wielkim sercu, ale gdzieś w tym wariactwie się pogubiła. Pewnie dlatego, że za każdym razem, gdy stawała w naszej obronie, gdy próbowała go przekonać do zmiany decyzji - jak choćby w przypadku tej dyskoteki - to robił piekło w domu. Siostra nie mogła tego znieść i już w wieku 15 lat się wyprowadziła. Najpierw do ciotki, potem do koleżanki, wreszcie do chłopaka. Ja nie mogłam dać nogi, bo miałam dopiero 13 lat. Za to bardzo szybko nauczyłam się lawirować, oszukiwać i kłamać. To był mój sposób na minimum świętego spokoju. Chciałam iść na dyskotekę, to mówiłam, że idę uczyć się do koleżanki albo na zbiórkę harcerską.

A jak zareagował ojciec, gdy się dowiedział, że jesteś w ciąży?

Michalina: Jak wyszłyśmy od ginekologa, to poprosiłam mamę, żeby mu o niczym nie mówiła. Potem dowiedziałam się, że nie dotrzymała słowa. Ale przez długi czas ojciec grał ze mną w grę pod tytułem: on nie widzi, że ja mam coraz większy brzuch. Aż pewnego dnia wszedł do mojego pokoju z wielką paczką. W środku były ciuszki dla niemowlaka. Powiedziałam 'dziękuję' i zrozumiałam, że ojciec wie o moim dzidziusiu i akceptuje go. Bo on w takich ważnych sprawach zawsze stawał na wysokości zadania. I na tym właśnie polega cały ten koszmarny paradoks, że nie sposób go zanegować i nienawidzić do końca. Wiesz, ja całe życie marzyłam, żeby on zniknął. Jak ktoś opowiadał, że jest nieszczęśliwy, bo mu się rodzice rozwodzą, to mi się śmiać chciało. Jak wyjeżdżał na wykopaliska, to byłam szczęśliwa. Boże! Ja nawet zdjęć z dzieciństwa nie mogę oglądać, tak mi żal tych dzieci, co są na fotografiach

Julia, 28 lat, córka Michaliny: Jak mama tak gada na dziadka, to mi się robi przykro. Rozumiem, że ona ma swoje doświadczenia, ale on był dla mnie ojcem, którego ja nie miałam. Zawsze był dla mnie podporą. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć, gdy mama piła, a potem ćpała. Że pomoże ją zawieźć na detoks. Ona się go bała. Mógł walnąć w stół i powiedzieć: 'Jedziesz', a ona jechała. Poza tym przez mamy picie mieliśmy nieustające problemy finansowe i dziadek nam pomagał. Myślę, że dziadek przez to, co przeszedł z mamą, całkowicie odkupił grzechy. Na początku chciałam, żeby mama swoją wypowiedź o dziadku zmieniła. A potem doszłam do wniosku, że nie będę się wtrącała do jej opowieści, a ona do mojej. Zwłaszcza że ta moja nie będzie dla niej przyjemna.

No to zaczynaj.

Julia: Do siódmego roku życia rodzice pojawiali się tylko w weekendy. Wszystkie wspomnienia mam z dziadkami. Wiem, że mama mieszkała wtedy w Warszawie, a tata studiował w Łodzi. Pamiętam, jak raz pojechałam do Warszawy. Byli razem, mamy pies urodził szczeniaki, a tata jeździł ze mną trolejbusem.

Nie było ci przykro, że mieszkasz u dziadków?

Julia: Mama mi mówiła, że starała się o miejsce w przedszkolu, ale go nie dostała. Moja wersja jest taka, że byli młodzi i było im na rękę, że jestem u dziadków.

Smutno?

Julia: Nauczyłam się przyjmować rzeczywistość taką, jaka jest. Nie zastanawiać się, czy przyjemne, czy nieprzyjemne, bo moje życie generalnie było nieprzyjemne. Mama to mi nawet czasem mówi, że dzięki temu, że dzieciństwo spędziłam u dziadków, jestem mniej popaprana. I trudno się z nią nie zgodzić.

Michalina: Było mi strasznie kiepsko z tym, że ona jest u dziadków, ale taki był układ. Rok po urodzeniu Julci Hubert zdał do łódzkiej szkoły filmowej. Miał świra na punkcie operatorki. Zamieszkał w Łodzi. A ja pojechałam do Warszawy i uczyłam się tkactwa artystycznego w pracowni profesora Jerzego Mierzejewskiego. Krążyłam: Kraków - Warszawa - Łódź. Potrzebowaliśmy pieniędzy, więc na rok wyjechałam do Paryża. Zarabiałam, pilnując cudzych bachorów, kelnerowałam, trochę obijałam się po akademii sztuk pięknych, no i balowałam na całego. Po powrocie kupiłam małe mieszkanie na Bielanach. Tkałam gobeliny, za co w latach 80. zarabiałam naprawdę duże pieniądze. Bankiety, przyjęcia, popijawy do białego rana - to była nasza codzienność. Tak żyli wszyscy nasi znajomi, całe filmowe i artystyczne środowisko.

A córka?

Michalina: Zrozum, my byliśmy pierwszą parą z dzieckiem wśród znajomych. Nie mieliśmy wzoru.

Nie rozumiem.

Michalina: No dobra, byłam gówniarą! Nieustająco balowałam. Miałam zdrowie, łeb, kondycję.

Romanse?

Michalina: Romanse były chlebem powszednim naszego całego środowiska. Były nieodzowną częścią stylu życia, jaki prowadziliśmy. Byliśmy 'posthipisami' - dla nas nic nie było święte.

Nawet córka?

Michalina: O nie! Ona była świętością.

Dlatego zostawiłaś ją u dziadków?

Michalina: No dobra. Tak było wygodniej.

Julia: Gdy miałam siedem lat, tata skończył studia i chcieli go wziąć do wojska. Mama zorganizowała wyjazd do Niemiec. Dostaliśmy status uchodźców i czekaliśmy na wizę do Stanów. Mieszkaliśmy w małym pokoiku, było ciężko i biednie, ale to był najszczęśliwszy okres w moim życiu. Wszystko robiliśmy razem. Spacery, jedzenie, wojna na pluszaki.

Michalina: W Kolonii pierwszy raz byliśmy rodziną.

Mama już wtedy piła?

Julia: Nie pamiętam, żeby piła. Choć ona twierdzi inaczej.

Michalina: Wieczorami pisałam listy do przyjaciół i wypijałam butelkę wina. Ostro w czapę dawałam na przyjęciach, ale to było poza świadomością Julii. Film mi się urywał, robiłam sceny. Hubert mnie wyprowadzał, a rano obiecywałam, że już nigdy więcej. Potem wyjechaliście do Stanów.

Michalina: I zaczęły się schody. Tam nie ma kawiarń, tylko wszędzie bary. U nas popijanie piwa wódką to jazda, a tam normalka.

Julia: Jak przyjechaliśmy do Stanów, to nagle okazało się, że nie wiadomo, co dalej. Zaczęły się awantury. Tata nie potrafił zarobić na dom, a mama kompletnie się pogubiła. Bez znajomości języka straciła całą swoją przebojowość.

Michalina: Teraz myślę, że ja w tych Stanach to byłam chora psychicznie i zrobiłam Julci gorzej niż mój tatuś mnie.

Pamiętasz mamę pijaną?

Julia: Mam takie stop-klatki. Widzę jej twarz, oczy. Czuję ten okropny zapach. Przypominam sobie ten strach. I to, co mam zrobić, jak mama się upije.

To znaczy?

Julia: Nie płakać, nie panikować. Odciąć się od emocji, oddzielić mamę od alkoholu. Łagodnie powiedzieć, że ma dosyć, żeby poszła spać. Bo jak nie łagodnie, to może być agresywna. Potem zaprowadzić do łóżka, powtarzać, że jest zmęczona, usiąść i gadać. Aż zaśnie. Jak wracałam ze szkoły, to tylko myślałam: trzeźwa czy pijana? Jeśli pijana, to będę musiała się nią zająć, a potem uspokoić tatę. Siadałam przy nim i mówiłam, że wszystko się ułoży. A on się żalił, że ma dosyć. Że się rozwiedzie. A ja, że nieprawda, że mama się stara. Ale było coraz gorzej. Jedna kłótnia zakończyła się tym, że mama podcięła sobie żyły.

Michalina: Nie zamierzam opowiadać o moich upadkach... Nie chcę, żeby wiedzieli o tym moi rodzice... Nie chcę, żeby wiedziała Julka... A jak już, to wolałabym, żeby się dowiedziała tego ode mnie.

Myślisz, że ona nie wie?

Michalina: Ona żyła życiem dziecka, szkołą, lekcjami. Ja sama przeżywałam swoje lęki i obsesje.

Julia: Byłam wtedy w domu. Wchodzę do kuchni i widzę, jak ojciec zbiera noże. I mi je daje, żebym zaniosła do pokoju. Zaniosłam. Wracam i widzę, że ojciec dobija się do łazienki. Rozwala drzwi i krzyczy, żebym wezwała pogotowie, bo matka przecięła sobie żyły na nadgarstku. A ja stoję z telefonem, widzę masę krwi, którą ojciec zakrywa ręcznikiem. Głos w słuchawce pyta, w czym pomóc, a ja nie mogę nic powiedzieć, bo zapomniałam, jak jest po angielsku 'nadgarstek'. W końcu ojciec wyrywa mi telefon. Miałam jedenaście lat.

Ktoś ci wyjaśnił, co się stało?

Julia: Mnie nic nie trzeba było wyjaśniać. Ja wiedziałam, że matka się upiła, zaczęli się kłócić, on jej zagroził rozwodem, a ona, że się zabije. I wtedy on zaczął chować noże, a ona zamknęła się w łazience. Ona nie była fanką życia. Głosiła, że nie lubi żyć, więc jej próba samobójcza nie była dla mnie zaskoczeniem. Czasem to nawet myślałam, że lepiej by było, gdyby umarła. W końcu przestałabym się bać.

Bardzo się bałaś?

Julia: Regularnie prowadziła auto na bani. Raz zawiozła mnie do swojej koleżanki. Czterdzieści minut drogi. Upiła się w ukryciu, ale ja wiedziałam. I przyszedł czas powrotu. Zapięłam się pasami i zaczęłam się modlić, żebyśmy dojechały. Z jednej strony bałam się, że złapie nas policja, a z drugiej pragnęłam tego. Bo byłabym bezpieczna.

Michalina: Ta koleżanka zrobiła mi potem awanturę. Nie za to, że piję, bo to - jak powiedziała - jest po prostu smutne. Ale za to, ze narażam dziecko.

I co ty na to?

Michalina: Jak rano wstałam, to miałam takiego kaca, że myślałam tylko o tym, czego by się napić, a nie o jakiejś głupiej, histerycznej babie. Wiesz, jak już poszłam na terapię, to tam była taka praca pod tytułem: jak swoim piciem skrzywdziłam rodzinę. I ja nie mogłam tego napisać. Mnie się wydawało, że Julcia była pod moją ochroną, że ja przy niej nie piłam, a moje picie jej nie dotyczyło.

Biłaś córkę?

Michalina: Pamiętam, że raz ją uderzyłam, ale konkretnie nie wiem, jak to było.

Julia: Zaraz po tej próbie samobójczej tata na tydzień wyjechał na zdjęcia na Jamajkę. Mama miała pójść do szpitala i zdjąć szwy. Ale ona już znowu piła i stwierdziła, że sama sobie zdejmie. Kompletnie narąbana wzięła szczypczyki. Zabrałam jej. No to ona, że sobie wypali. Chwyciła zapalniczkę, zapaliła i pod rękę. Rzuciłam się na nią, a ona się wywaliła. Zapalniczka poleciała pod stół, a ona się nie rusza. Przerażona podchodzę, a ona z całej siły wali mnie pięścią w twarz. Upadłam i tak leżałyśmy przez kilka godzin.

Michalina: Bardzo mi przykro o tym słuchać, bo ja bardzo kocham moją córeczkę.

Szukałaś po domu alkoholu?

Julia: Szukałam, znajdowałam i wylewałam. Choć potem już nie wylewałam, bo jak raz zobaczyła, to dostałam. Ale szukać nie przestałam. Chciałam wiedzieć, że jest. Chciałam mieć odrobinę kontroli.

Obiecywała, że przestanie?

Julia: Setki razy. Pamiętam, jak raz leżała pijana na łóżku. Podeszłam, powiedziałam, że ja nie chcę, zaczęłam płakać. Ona też zaczęła. I że od jutra już nie będzie. Uwierzyłam. Przytuliłam się, choć tego nie lubię. To znaczy nie lubię przytulać się do mamy. Ona nigdy mnie nie przytulała. Jeżeli już, to babcia. Na drugi dzień wstała i powiedziała, że musi przeparkować samochód. Wróciła pijana. 'Mamo obiecałaś'. 'Robię, co chcę'. A ja jej wierzyłam. Zawsze jej wierzyłam i nigdy tak naprawdę nie przestałam. I za każdym razem było mi przykro, że mama znowu mnie oszukała.

Były przerwy w piciu?

Michalina: Piłam ciągami, więc zdarzało się, że kilka tygodni byłam trzeźwa. I wtedy robiłyśmy z Julcią fajne rzeczy. Kino, planetarium, wyjazdy na weekend. Ja w ogóle miałam wrażenie, że jestem idealną mamą.

Julia: Jak mama była trzeźwa, to były przebłyski fajności. Bardzo się wtedy cieszyłam. Oczywiście były też awantury. Bo miałam posprzątać, ale nie zrobiłam tego dość dobrze. Mama jest pedantką. Ja się starałam, ale zawsze coś znalazła i wyzywała mnie od nierobów.

Michalina: Sprzątanie? Ona? Zawsze była baba do sprzątania. Ja od niej wymagałam całą masę rzeczy, ale nie sprzątania. Chciałam, żeby mówiła prawdę, była uczciwa, odważna. Czyli to, czego mi brakowało.

Julia: Wydawała mi polecenia, które miały być wykonane natychmiast. Jak nie, to awantura. Przy tym miała niesamowitą zdolność wchodzenia na moje poczucie winy. Wystarczy, że powiedziała, że mi się nie chce. Ja wiedziałam, że to nieprawda, ale natychmiast przestawałam sobie wierzyć. Jak miałam odruch obronny, podnosiłam głos i się stawiałam, to dostawałam. Potem się wyrobiłam i już wiedziałam, kiedy mogę na nią krzyczeć.

Kiedy?

Julia: Jak była zmęczona i słaba.

A potem znowu zaczynała pić?

Julia: Po naradzie z dziadkami tata stwierdził, że trzeba mamę wysłać do Polski. Dwa miesiące byłam tylko z nim i było super. Pewnego dnia stwierdził, że ja też muszę wrócić. Dostał pracę w serialu i długo go nie będzie, a ja mam czternaście lat i nie mogę sama mieszkać. Pamiętam te ostatnie święta, jakie spędziłam z tatą. Nie było kasy, bo mamy picie, bo bilety do Polski. Nawet na choinkę nie mieliśmy. Kupiliśmy kilka gałązek, a ja zrobiłam bombki z papieru. Ugotowałam potworną kapustę z grzybami, taką kwaśną, że hej. To była moja najwspanialsza, najlepsza wigilia.

Chciałaś wracać?

Julia: Nie. Z lotniska odebrali mnie dziadkowie. Mamę zobaczyłam na drugi dzień. Wchodzę do jej pokoju, już chcę jej zacząć opowiadać, a ona chwyta za telefon. Strasznie mi było przykro.

Była trzeźwa?

Julia: Tak. Ale zaraz potem znowu zaczęła pić, i to było jeszcze straszniejsze picie. Przed domem dziadków jest taki zakręt - jak autobus w niego wjeżdżał, to mi się brzuch ściskał. Tak się bałam. A jednocześnie czułam się odpowiedzialna za całą rodzinę. Babcia potrafiła tylko płakać. Nie potrafiła jej położyć do łóżka czy zabrać jej butelki.

A dziadek?

Julia: Często go nie było, poza tym staraliśmy się go trzymać od wszystkiego z daleka. Wkraczał tylko wtedy, gdy było naprawdę ciężko. Zresztą matka przy nim starała się nie pić. Potem wyprowadziłyśmy się od dziadków i już nic nie mogło jej powstrzymać.

A tata?

Julia: W końcu przyjechał, ale nic się nie zmieniło. Mama pijana, ciągłe awantury. Pamiętam, dziadka znowu nie było w Polsce, ja leżałam w łóżku. Trzaskanie drzwiami, krzyki. Usłyszałam, jak matka zamyka się pokoju. A potem taki odgłos, jakby chciała się z niego wydostać, ale nie może. Takie drapanie. I już wiedziałam, że ona sobie po raz drugi podcięła żyły. Usłyszałam, jak tata wyważa drzwi. A potem woła babcię, żeby dzwoniła po karetkę. Bałam się wyjść z pokoju. Chwilę ze sobą walczyłam, bo może powinnam pomóc, ale nie. Rzuciłam się do okna i zaczęłam wyglądać karetki. Byłam taka zdenerwowana, że zrzuciłam paprotkę. I znowu chciałam wyjść, żeby przynieść szczotkę i posprzątać, ale doszło do mnie, że nikt nie będzie się teraz tym przejmował. Potem ojciec mi powiedział, że się modlił, żebym nie wyszła z pokoju. Żebym tego nie zobaczyła. Parę dni później mama wróciła ze szpitala. Wyglądała jak kościotrup. Ale najgorsze było to, co mówiła babcia. To znaczy, że mama niemal umarła.

Chciałaś, żeby umarła?

Julia: Zawsze ją strasznie kochałam. Albo powiem to inaczej. To moja mama. Najważniejsza osoba w życiu. Jej obowiązkiem było mnie wychować, a moim było ją kochać. Prawda jest taka, że z jednej strony jej nienawidziłam i życzyłam jej śmierci, a z drugiej wcale tego nie chciałam. Tak naprawdę to chciałam, żeby zniknęła, ale nie na moich oczach.

Co było dalej?

Julia: Tata wyjechał kręcić serial do Anglii, mama wyjechała do Warszawy, a ja zostałam z dziadkami. I wtedy okazało się, że ojciec ma kobietę. Mama strasznie to przeżyła. Gadała na niego, ale widziałam, że go kocha. Ja też go potrzebowałam. Imponował mi. Gdy się dowiedziałam, że ma inną, czułam, że straciłam bohatera. Nie dochodziło do mnie, dlaczego to zrobił. Teraz mu się nie dziwię. Mam tylko straszny żal, że mnie zostawił. Że odszedł i nie chronił swojego dziecka. Że skazał mnie na łzy i cierpienie. Rozwiódł się, wyjechał do USA. Widujemy się bardzo rzadko. Myślę, że ten rozwód to było dla mamy ostatnie dno. Kilka miesięcy później wylądowała na odwyku.

Ucieszyłaś się?

Julia: Nie wierzyłam, że to coś da, ale już po pierwszym tygodniu widać było zmiany. Jak dzwoniła, to nie dość, że była trzeźwa, ale jeszcze miła i rozmowna. Opowiadała, że jej ciężko, ale że się uczy. I że alkoholizm to choroba, którą da się leczyć. Pojawiła się nadzieja. Zaczęłyśmy się z babcią cieszyć. Wróciła odmieniona. Nie było w niej agresji, spędzałyśmy razem dużo czasu, była zainteresowana. Przytargała ze sobą masę fachowych książek i wszystko nam godzinami opowiadała. Na początku myśmy tego z babcią z zaciekawieniem słuchały, ale potem to... o Jezu.

Przeprosiła cię?

Julia: Nie rozmawiałyśmy o tym, co było między nami. Myślę, że ona w większości tego nie pamięta i jak to przeczyta, to się zdziwi.

Dlaczego nie rozmawiałyście?

Julia: Ona ma ogromne poczucie winy. Jest świadoma, że przez swój alkoholizm rozwaliła naszą rodzinę, skrzywdziła wszystkich bliskich ludzi, narobiła masę świństw. Boję się, że będzie jej przykro, bo przecież przykro czuć się świnią.

Michalina: Wiem, że szczerość jest najlepszym środkiem na rozwiązywanie konfliktów czy do budowanie więzi, ale zrozum, że jak piłam, to miałam wrażenie, że jestem jak za szkłem. A teraz jak nie piję, to mam wrażenie, że ta przeszłość jest za szkłem. Od kiedy zachowuję abstynencję, to zbudowałam sobie w głowie swój nowy wizerunek. I to jest tożsamość osoby przyzwoitej, uczciwej, która nie chce krzywdzić. Owszem, grzeszy jak każdy, ale się stara. Ja to wypracowałam w znoju i teraz nie chce mi się tego zakłócać. Zresztą już kiedyś zrobiłam rozrachunek z przeszłością. W AA. I jak idę na mityng, to wiem, że jestem alkoholiczką i narobiłam całą masę wstrętnych rzeczy, ale w życiu prywatno-rodzinnym staram się zachować tę moją nową tożsamość. Ja się mogę obnażać na mityngach, ale przed rodziną to mi po prostu ciągle jeszcze wstyd. I nie chcę na razie do tego wracać. Nie chcę ich więcej ranić.

Julia: Nie lubię, gdy ona próbuje narzucić mi swoje zdanie. Ja coś mówię, a ona ma inny pogląd i od razu chce mnie przekonać. Wtedy zaczynam się bać albo mówię: 'Dobra, dobra', albo jest kłótnia. Ale ostatnio jest lepiej, bo mam wrażenie, że mocniej stawiam granice i nauczyłam się mówić asertywnie 'nie', jeśli tak czuję.

Na przykład?

Julia: Mieszkamy osobno, ale w tej samej dzielnicy. Jakieś cztery minuty na piechotę. Ja mam nową działającą pralkę, mama ma starą i zepsutą. Ona mi zresztą tę moją pralkę kupiła. I teraz jest wieczny problem z praniem, bo ja nie chcę brać sobie tego na głowę. I kiedyś tobym prała i jej nienawidziła, a teraz nie. Chcesz, to przychodź. To jest chyba dobry przykład na uzdrawianie naszych relacji.

A może powinnaś mamie tę pralkę oddać?

Julia: Ale ja chcę mieć pralkę. Poza tym ona ma, tylko zepsutą. Mówiłam jej, żeby sobie naprawiła, ale ona - że to za duży problem. Zapytaj ją, o co chodzi.

Michalina: Brakuje mi energii, żeby się tym zająć. Powinnam wezwać facetów i wynieść zepsutą pralkę, ale mam malutkie mieszkanie i musiałabym drzwi rozbierać. To mnie totalnie przerasta. Nie masz wyobrażenia, ile prozaicznych sytuacji życiowych jest dla mnie nie do przebrnięcia. Między innymi dlatego popadłam w nałóg. Taka ucieczka od rzeczywistości. Ale pracuję nad tym i mam nadzieję, że z pralką uporam się w najbliższym półroczu. Ostatnio uporałam się z wyrobieniem nowego dowodu osobistego.

Wróćmy do opowieści. Skończyliśmy, gdy Michalina wróciła z odwyku.

Julia: Poczułam, że skończyło się zagrożenie. Choć z drugiej strony bałam się, że to tymczasowe. Dwa lata było dobrze. W międzyczasie mama poznała Jacka. Dziś go uwielbiam, ale wtedy go nie lubiłam. Dopóki go nie było, to ja byłam w centrum, a potem przestałyśmy spędzać razem weekendy, przestała zabierać mnie do znajomych. Jak przychodził, to prosiła, żebym wyszła z domu. No to szłam do babci i płakałam, że mama mnie nie kocha.

A mama?

Julia: Mówiła, że powinnam zająć się sobą. Że nie jestem jej niańką. Ale ja nie potrafiłam odpuścić. Zwłaszcza że miałam takie poczucie, że mama powinna mi wynagrodzić te wszystkie straszne lata.

Zaczęła wysyłać mnie do psychologów. Nie chciałam chodzić, ale mama nalegała, a ja słuchałam. Wizyty polegały na tym, że przychodziłam i opowiadałam swoją historię. Jedna pani psycholog, jak posłuchała, to stwierdziła, że nie jest kompetentna. Wtedy do mnie dotarło, że moja historia jest wyjątkowa. Poczułam się specjalna, a z drugiej strony - że jestem ofiarą. W końcu się zbuntowałam i przestałam chodzić. A potem zaczęła się historia z lekami. Mama na początku brała, bo niby nie może spać albo jest chora. Bardzo szybko przestała się budzić. A jak już wstawała, to znowu szła spać. Zaczęła zawalać terminy. Spóźniać się na spotkania. Wszystko tak jak wtedy, gdy piła. Do tego pojawiła się agresja. Że mam jej nie przeszkadzać, nie chodzić za nią. A ja właśnie zauważyłam, że ona ma mnóstwo leków. Że jest naćpana. Problem polegał na tym, że alkohol śmierdzi, a leki łatwo ukryć. Zaczęło się potworne szpiegowanie.

Czymś to się różniło od tego, jak piła?

Julia: Tym, że byłam starsza i miałam Jacka. Zaangażował się, a ja go polubiłam. Regularnie trafiała na detoks. To zawsze był problem, bo ona nie chciała. Poza tym karetki niechętnie przyjeżdżały, więc trzeba było mówić, że jest nieprzytomna. Albo trzeba było ją zawozić do szpitala. Tam też nie zawsze chcieli ją przyjąć od razu, więc dziadek dawał w łapę.

Pamiętasz pierwszy detoks?

Julia: Pamiętam ostatni, bo wtedy poczułam, że mam dość. Że jeśli to jeszcze raz się powtórzy, to mama już nigdy mnie nie zobaczy. Do dziś mam to postanowienie. Bo albo ją zabiję, albo siebie, albo zwariuję. I mimo że od tamtej pory minęło prawie sześć lat, cały czas jest we mnie ta desperacja. To było tuż przed Bożym Narodzeniem. Na chciałam z nią spędzać świąt. Coś we mnie pękło. Pamiętam, że szatkowałam kapustę i wtedy ona zadzwoniła. Mnie to wkurzało, bo ona zawsze z tych detoksów dzwoniła z jakimiś żądaniami. Żeby jej przywieźć pomarańcze, wodę, kasę. A teraz zażądała, żeby ją zabrać na wigilię. Jak to usłyszałam, to wpadłam w szał. Wymachiwałam nożem i krzyczałam, że nie dość, że ona ćpa, że nas terroryzuje, to jeszcze teraz pojadą i ją przywiozą.

Przywieźli?

Julia: Zasypiała nad talerzem, potem się obudziła i tak bardzo głośno mówiła. Strasznie mnie to denerwowało. Wiedziałam, że znowu jest naćpana. Po wigilii poszła spać do naszego mieszkania, a ja zostałam u dziadków. Rano przychodzę i widzę zbite lustro. Bo w nie wpadła. Wróciła na detoks, a ja się spakowałam i przeprowadziłam do dziadków. Byłam przekonana, że to koniec. A potem ona wróciła z detoksu i pierwszy raz w życiu powiedziała do mnie 'przepraszam'. I wtedy ze mną zaczęło dziać się kiepsko. Miałam załamanie nerwowe. Nie mogłam spać, miałam koszmary i byłam nie do zniesienia. Dziadek wysłał mnie do psychologa. Poszłam, dostałam leki i poczułam się lepiej. Potem je odstawiłam i znowu się zaczęło. Trwało to dwa lata. Bo ja myślałam, że ja nie żyję moim życiem. Że ciągle jestem w blokach startowych. Że nic dobrego nie może mi się przytrafić. Jest kiepsko, ale wystarczy, że zdarzy się coś, i będzie super. Jednym z tych mitów było to, żeby się przeprowadzić do Warszawy. Zrobiłam to... i nic. Wtedy zrozumiałam, że problemem nie jest adres, że problem jest we mnie. Mama wypchnęła mnie do swojej zaprzyjaźnionej terapeutki, a ona skierowała mnie na terapię dla dorosłych dzieci alkoholików. To było trzy lata temu. Od tej pory zmieniło się moje życie i mój stosunek do mamy. Odkryłam, że byłam na nią strasznie zła za to, co mi zrobiła, ale sobie tego nie uświadamiałam. A teraz zaczynam się z tym godzić. Owszem, wciąż jest gdzieś ból, jest poczucie, że mnie skrzywdziła, ale mam też poczucie, że ona zapłaciła swoją cenę i że nadal ją płaci. W pewnym sensie jej przebaczyłam. Zrozumiałam, że alkoholizm to choroba.

Michalina: Przez długi czas mnie obwąchiwała, zaglądała w oczy. Ile razy polegiwałam na kanapie, tyle razy prosiła, żebym wstała. Ale już mnie nie obwąchuje, nie zagląda w oczy i nie każe wstawać.

Julia: Ja bym chciała, żeby mama wstawała rano, jadła śniadanie, wyprowadzała psa, zmywała naczynia, była punktualna. Ale ona taka nie jest i ja nie mogę tego zmienić. Staram się więc tak żyć, żeby te jej cechy nie miały na mnie wpływu. Dlatego staram się z nią nie umawiać, bo boję się rozczarowania. Boję się, że da mi słowo, a potem je złamie.

Michalina: Jak przestałam pić i ćpać, to moim największym marzeniem było, żeby Julia przestała być tak ode mnie współuzależniona. I tak się teraz dzieje.

Julia: Na terapii odkryłam, że żyłam jej życiem, że jej sprawy były moimi. Owszem, ciągle staram się ją chronić, ale teraz wiem, że nie mam na to wpływu.

Michalina: Moja choroba to straszna rzecz. Mimo że nie piję już trzynaście lat i sześć lat nie ćpam, codzienne życie to dla mnie walka.

Potrafisz powiedzieć Julii o tym, gdy ci ciężko?

Michalina: Stworzyłam sobie mit, że mówię. Ale tego nie robiłam. I jak mi było źle, to się zamykałam. Rok temu pierwszy raz powiedziałam Julci, że jestem załamana, że sobie nie daję rady. I ona mi ogromnie za to podziękowała, bo miała poczucie, że się otworzyłam. Ale może ja tego nie robię, bo widzę tę jej niefrasobliwość. Jakby się mną nie interesowała. A może gramy w tę samą grę. Ja często nie mam siły, ledwo żyję, a udaję, że jest w porządku, a ona się martwi, ale udaje, że ją to nic nie obchodzi.

Może można to zmienić?

Michalina: Nie potrafię. Myślę, że to jest kwestia dzieciństwa. Tej odpowiedzialności za cudzy nastrój. Choć wiem, że to oszustwo. Dwa lata temu znacznie więcej się kłóciłyśmy. Julcia chciała mnie zmieniać. Zrobiła dużą pracę, żeby się zdystansować od moich niedoskonałości. Jestem jej za to wdzięczna.

Julia: Pogodziłam się z tym, że mama nie jest osobą z moich wyobrażeń. Oczywiście chciałabym, żeby ona była bardziej opiekuńcza i się mną przejmowała, ale ona ma swój z lekka wariacki sposób bycia i ja go nie zmienię. I już nie chcę zmieniać, bo akceptuję ją i kocham taką, jaka jest.

Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Dołącz do grona prenumeratorek Wysokich Obcasów i GW
_________________
Nie mąć tego co przejrzyste. (by Kami)
:smok: :oczyska: ka
 
     
Kami 
Trajkotka
Jak wyczerpać temat, zanim nas wyczerpie K.C.B.



Wiek: 57
Dołączyła: 03 Sty 2014
Posty: 1039
Wysłany: Sob 20 Sie, 2016 16:58   

smokooka, ergr ja też wyczerpałam limit ;)
_________________
To nie droga prowadzi do celu, ale cel wskazuje Ci drogę...K.C.Buszman
 
     
olga 
Uzależniony od netu



Dołączyła: 01 Wrz 2011
Posty: 4353
Skąd: Hagen
Wysłany: Sob 20 Sie, 2016 18:03   

Czytałam to już kiedyś...makabra :(
 
     
Mozaika 
Towarzyski
Nie piję od 15.01.2016.



Dołączyła: 20 Mar 2015
Posty: 251
Skąd: Lublin
Wysłany: Sob 27 Sie, 2016 09:24   

Dziękuję ergr Straszne to co przeczytałam, miałam do dziś taką złudną nadzieję, że jak ja nie pamiętam to i one nie pamiętają, ale one wszystko pamiętają, tylko nie mówią o tym co było, bo po co... Nawet jak pytam to milczą. Ja staram się obrócić to co było w żart, zbagatelizować, ale chyba nie tedy droga. Tylko boje się ugryźć ten temat, na razie pozamiatałyśmy pod dywan i tak jakoś funkcjonujemy, one z poczuciem żalu, a ja z poczuciem winy...
_________________
Według mnie ludzie są mozaiką dobra i zła. Każdy z nas ma potencjał, by być dobry albo zły. Granica między złem a dobrem jest przepuszczalna. A sytuacja podkreśla bardziej te dobre lub złe elementy.
Philip Zimbardo - "Jak uwodzi zło"
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,62 sekundy. Zapytań do SQL: 12