pietruszka
Moderator
Pomogła: 232 razy Wiek: 54 Dołączyła: 06 Paź 2008 Posty: 5443
|
Wysłany: Pią 18 Paź, 2013 19:05
|
|
|
Hmmm.... ja pamiętam, jak zaczęłam się izolować od znajomych. Wpierw był nie raz wstyd, bo spotkania towarzyskie kończyły się upiciem Pietrucha, potem jeszcze przez jakiś czas spotykałam się ze znajomymi sama, mimo, że nieraz nasłuchałam się różnych bzdur o moich znajomych od Pietrucha (pewnie za mało pili ). Potem... czułam się brzydka, zaniedbana, smutna, więc nie chciałam się pokazywać znajomym w takim stanie, przecież znali mnie jako fajną, wesołą osobę, miałam coraz mniej ochoty na zabawę, coraz trudniej było zmusić się do uśmiechu, robić dobrą minę do złej gry, w końcu straciłam ochotę na jakiekolwiek wyjścia i spotkania z ludźmi, coraz bardziej czułam się jakbym żyła w gęstej mgle, w jakimś kokonie. Nawet jak już gdzieś szliśmy z Pietruchem (do jego znajomych rzecz jasna) to tyle się nasłuchałam przed wyjściem (przytyłaś, jak ty wyglądasz, uśmiechnij się, załóż coś innego), że traciłam ochotę na cokolwiek i tak coraz częściej zostawałam sama...w domu... gdzie czułam się bezpieczniej. Moje poczucie wartości stoczyło się w głęboki dół i jęczało donośnie. A do tego wstyd, że związałam się z takim człowiekiem, że nie potrafię go zmienić, ani nie potrafię odejść.
I tak z dość towarzyskiej Pietruszki powstała zgorzkniała, zgarbiona młoda-stara...
Dobrze, że ten proces jest odwracalny. |
_________________
|
|