Oglądnąłem, dosyć poruszające, a na pewno zmuszające do refleksji. Z początku myślałem, że zafundowała sobie kobita życie na autopilocie, po najmniejszej linii oporu i to na własne życzenie. A teraz marzy jej się jakieś mieszkanko socjalne? Jakaś rentka? I tak przepasożytować do końca swoich dni... Ale potem naszło mnie to. Co jeśli to wszystko, te wszystkie kolejne wybory, które zaprowadziły ją tam gdzie jest teraz, co jeśli to wszystko zapoczątkowane zostało tym, że matka nie chciała się zgodzić żeby sobie pracowała jako fryzjerka? Może wtedy to jej życie by sie potoczyło jakoś inaczej? Normalniej? Często o tym myślę w kontekście moich dzieciaków, na ile zachęcam je do nauki i pracy, a na ile odbudowuję sobie swoje poczucie wartości i chciałbym się grzać w ich sukcesach? Chyba tak nie jest, raczej jestem wyluzowanym rodzicem, nawet ostatnio stwierdziłem że nie widzę większego sensu w chodzeniu do ogólniaka na wywiadówki - starsza ma swój rozum, ma prawie 15 lat już, wie co nieco o życiu. Ja go za nich nie przeżyję, ale też i wiecznie nie będę utrzymywał. Mieliśmy zagwozdkę z młodszą, bo z początku chciała do technikum gastronomicznego, w pewnym momencie nawet o zawodówie myślała, ale jakoś wytłumaczyliśmy, że po zawodowie w gastro to naprawdę ciężka tyraczka. A w sumie problem zniknął gdy "wchłonęło" ją licealne towarzystwo starszej córki - teraz już też chce do ogólniaka... Więc problem wyboru zawodu odsuwa się na kilka kolejnych lat.
Ale wracając do bohaterki filmu - przerażające jak nie nasze własne decyzje mogą nam "ustawić" przyszłość i nasze własne życie... Może przez to ta jej matka tak płakała jak ją ostatnim razem widziała?
_________________ Nemo vir est qui mundum non reddat meliorem
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum