Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
(nie)zaniedbałem (nie) skrzywdziłem
Autor Wiadomość
Halibut 
Gaduła


Pomógł: 10 razy
Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 982
Skąd: Ocean Spokojny
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 08:09   

Fajnie czasem poczytać forum. Temat wychowania dzieci i mnie skłonił do przemyśleń. Cały czas starałem się okłamywać, że u mnie wszystko przebiegało inaczej. Mimo picia nie zaniedbałem i nie skrzywdziłem swoich dzieci. Moja starsza córka ma już własne życie i rzadko się widujemy, choć utrzymujemy stały kontakt, dużo jej pomagam, ale tak szczerze mówiąc głównie materialnie. Mimo że skończyła studia dalej się uczy, pracuje tylko jej mąż, który także się dokształca po studiach. Mało jest czasu na spotkanie i szczerą rozmowę. Czasem spotykam się z nią sam na sam w moim domu na wsi i razem gotujemy, wtedy jest czas na rozmowę. Ja gotuję dobrze a ona chce się nauczyć gotowania różnych potraw, które smakują jej mężowi. Odczuwam jednak w kontakcie z nią pewną barierę, barierę, która leży po mojej stronie. Myślę, że ta bariera spowodowana jest moimi wyrzutami sumienia. Na pozór wszystko jest bez zastrzeżeń, stosunek córki do mnie jest bardzo dobry. Nigdy nie wyrzuciła mi, że piłem czy ją zaniedbywałem, często wspomina różne nasze wspólne przeżycia, jak wędrówki po Polsce, zagraniczne wczasy różne zabawne wydarzenia. Ja jednak mam wrażenie, że utrzymuję w stosunku do niej jakiś nie zrozumiany dla mnie dystans. Tak jak bym nie potrafił otworzyć się spontanicznie na emocje, uczucia, miłość głęboką akceptacje. Sam do końca nie rozumiem tego, co się we mnie dzieje. Domyślam się jednak, że spowodowane jest to moimi wyrzutami sumienia, że przez picie nie byłem dla niej tak dobrym ojcem, jakim chciałbym być. Być może gdzieś w podświadomości doszukuję się u niej współwiny za to, co stało się ze mną. Wiem, że to absurdalne, ale inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć. Być może to działa na zasadzie - nie byłem w obec ciebie do końca w porządku, ale miałem ku temu jakieś powody. To oczywiście jest bez sensu i powoduje u mnie wewnętrzny dysonans. Utrudnia głębszy kontakt z córka. Na pewno mógłbym napisać, mimo picia moje córki nie doznały przemocy w rodzinie, podążają przez życie dobrą drogą, starsza żyje w udanym związku, kochamy się i wspieramy. A więc nie byłem złym ojcem. Ale jak napisał Mario to byłoby oszukiwanie się. Działają mechanizmy obrony. Rzeczywistość jest taka, że na pewno mogłem zrobić dla nich znacznie więcej, gdybym przez długi czas nie poświęcał większości swojej uwagi piciu. I jak bym nie patrzył na to, co teraz jest, mam świadomość, że skutki mojego picia mają wpływ na moje dzieci i moje relacje z nimi. Nie rozważam tego jednak w kategorii winy. Bo to byłoby zwróceniem swojej uwagi na przeszłość. Niczego, co się wydarzyło już nie zmienię. Dzisiaj staram się ukierunkować na przyszłoś, ona zależy ode mnie i mam nadzieje, że wiele mogę zmienić i naprawić. Z młodszą córka mam bardzo dobry kontakt. Rozumiemy się bez słów. Lubimy swoje towarzystwo i często przebywamy ze sobą w całkowitym milczeniu. Mamy wtedy wzajemne przedziwne i cudowne uczucie akceptacji i zrozumienia. Mimo, że ma już siedemnaście lat i chłopaka, co roku wyjeżdżamy na wspólne wakacje tylko we dwoje. To ona je planuje i jest głównym inicjatorem. Ale i tu są wspomnienia, pamiętam jej słowa „nie pij tato”, „dlaczego pijesz”. Często się zastanawiam, jakie skutki w ich osobowościach pozostawiło moje picie. I czy można to naprawić. I czy jest sens naprawiać to z perspektywy tego, co się stało. Czy po prostu nie przyjąć założenia, że to, co było jest zamkniętym etapem naszego życia. A nowe wzajemne relacje, uporządkują przynajmniej w części sprawy, których już zmienić się nie da.
Ostatnio zmieniony przez Halibut Śro 10 Sie, 2011 08:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Mario 
[*][*][*]

Pomógł: 5 razy
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 860
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 10:05   

Halibut napisał/a:
Często się zastanawiam, jakie skutki w ich osobowościach pozostawiło moje picie.

Podobne pytanie dręczy i mnie. Są dni, że myślę o tym wręcz obsesyjnie. Nie daje mi to spokoju i jest to chyba jedyna rzecz z mojego dawnego życia, z którą nie mogę się pogodzić.
Spotykam się z nią rzadko.Zaczyna właśnie wchodzić w dorosłe życie, zaczyna z kimś na poważnie - chyba - być, ma swoje małe problemy i duże radości.
Odnoszę wrażenie, że nie ma pomiędzy nimi już dla mnie miejsca - na dzień dzisiejszy przynajmniej..
Nie rozmawiamy nigdy o moim piciu. Ona- zapewne dlatego, że ma takt, ja - z obawy co mógłbym usłyszeć.
Rozum mówi mi, że wiele może się jeszcze naprawić, zmienić na lepsze, powrócić do względnej normalności, że jedyna rzecz jaka jest do tego potrzebna to rozsądny kontakt a przede wszystkim czas !
Pytanie tylko ile to potrwa i czy przyniesie jakikolwiek efekt.
Mam ją tylko jedną :|
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 11:06   

Halibut napisał/a:
I czy jest sens naprawiać to z perspektywy tego, co się stało. Czy po prostu nie przyjąć założenia, że to, co było jest zamkniętym etapem naszego życia.

co rozumiesz przez "naprawiać" ?
 
     
Pati 
Gaduła
Inna od innych.DDA.



Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 11 Gru 2010
Posty: 927
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 11:27   

Ate napisał/a:
Flandro, podejerzewam, ze wlasnie stad wywodza sie zrodla nalogow, poczucia sie niekochanym, niepotrzebnym.. O tym trzeba mowic..Po to by jutro zylo sie pelniej

Mam takie samo zdanie na ten temat :okok:
_________________
Najlepszym miejscem pod słońcem jest dom,w którym żyją ludzie ofiarujący sobie w najtrudniejszych chwilach tak rzadki dar,jak wybaczenie. (G.McDonald)
 
 
     
yuraa 
Moderator


Pomógł: 111 razy
Wiek: 61
Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 4274
Skąd: Police
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 11:56   

Ate napisał/a:
Flandro, podejerzewam, ze wlasnie stad wywodza sie zrodla nalogow, poczucia sie niekochanym, niepotrzebnym.. O tym trzeba mowic..Po to by jutro zylo sie pelniej

odszukałem , może sie przyda:

Marta Grant
O wpływie dzieciństwa na życie dorosłe..

Cierpienie dotyka nas wcześnie, zbyt wcześnie. Często już wtedy, gdy nasze wczesno-dziecięce potrzeby nie są zaspokojone, gdy nie jesteśmy otoczeni czułą opieką, nakarmieni, otuleni i przewinięci. Również wtedy, gdy nie otrzymujemy ciepła, pieszczot, dotyku, uwagi, szacunku dla naszej własnej dziecięcej woli, gdy nie możemy się rozwijać według własnego rytmu lub, gdy nasze dziecięce pytania pozostają bez odpowiedzi i otacza nas mur chłodu emocjonalnego. Dzieciństwo zawsze będzie zawierało elementy cierpienia i frustracji; nawet najlepsza matka nie zaspokoi w sposób doskonały wszystkich oczekiwań i potrzeb swego dziecka.

Jednakże to nie przeżywanie frustracji i bólu jest przyczyną zaburzeń psychicznych, lecz zakaz przeżywania uczuć, zakaz wyrażania swej indywidualności, bólu i cierpienia. Upadając, dwulatek boleśnie uderza się w kolano. Płynie strumyczek krwi. I łzy po policzku. Komunikat rodzicielski to najczęściej słowa: „no, przecież nic się nie stało, to nie boli, bądź dużym chłopcem, chłopcy nie płaczą”. W gorszych przypadkach jest tak: „przestań się mazgaić, nie bądź babą, co z ciebie za mężczyzna…” a nierzadko rodzic wymierza ze złością karę za „nieuwagę” lub za brudne ręce czy kolana. Otrzymujemy przekaz, że nasze uczucia są nie ważne, mamy ich nie odczuwać, i do tego jeszcze słyszymy w głosie i tonie dużo pogardy, a czasem jesteś my karani za to, że czujemy.

Przekaz rodziców, docierający do dziecka i zakazujący mu odczuwania jest najczęściej przekazem nieświadomym, mającym na celu uniknięcie przez rodziców odczuwania własnego, stłumionego w dzieciństwie bólu.

Nie dostrzeganie cierpienia swojego dziecka jest dla rodziców jedynym i najlepszym sposobem by nie widzieć, w jakim stopniu oni sami cierpieli w zbliżonych sytuacjach. Bezwiednie powtarzają oni to, czego sami zaznali.

Dla dziecka niemożność, a w szczególności zakaz wyrażania tego, co odczuwa sprawia, że pojawia się kolejne cierpienie: niemożność bycia sobą. Od tego momentu dziecko zaczyna czuć brak akceptacji dla siebie takiego, jakim jest. Matka ma być zwierciadłem, w którym widzimy siebie. Jeśli ona nas akceptuje to i my zaakceptujemy samych siebie. Jeśli w jej oczach odnajdujemy zniecierpliwienie, złość, wstyd i brak akceptacji to sami siebie zaczynamy odrzucać. Pozostajemy z bolesnym uczuciem pustki na całą resztę życia, choć rodzimy się przecież z wewnętrznym uczuciem spójności.

Częstokroć, jako dzieci, musimy odciąć się od rzeczywistości i porzucić samych siebie gdyż cierpienie spowodowane brakiem miłości i akceptacji jest zbyt wielkie. Jest to mechanizm obronny, którego celem jest przetrwanie i przeżycie. Nie robimy tego świadomie, to się w nas dzieje.

W jaki sposób maleńki człowiek mógłby przeżyć poczucie bycia porzuconym nie odczuwając rozpaczy i braku nadziei, nie mogąc sam zaspokoić swoich potrzeb? Jest on w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Mechanizm obronny polegający na odcięciu się od rzeczywistości pozwala mu przetrwać i nie odczuwać tego piekielnego bólu emocjonalnego. To cięcie jest aktem nieświadomym gdyż dziecko nie potrafi samo zdecydować o tym by zapomnieć owo cierpienie. Ta zdolność czy też raczej umiejętność przeżycia, która rozwijała się przez miliony lat ewolucji jest czymś naturalnym i normalnym u stworzeń ludzkich i nazywana jest wyparciem.

Lecz gdy dziecko wypiera swoje cierpienie blokuje jednocześnie swoje naturalne potrzeby i przez to zaprzecza istnieniu części siebie samego. To nieświadome wyparcie i unieważnienie siebie oraz swoich rzeczywistych potrzeb ma miejsce, gdy intensywność cierpienia przekracza próg tolerancji. Dziecko staje się ofiarą dokonanego wyparcia i nieświadomie nadal zaprzecza tej części siebie przez resztę życia. Najboleśniejsze jest zaś to, że stając się rodzicem przekazuje swoje własne zranienia swoim dzieciom. Nie jest w stanie rozpoznać u swoich dzieci potrzeb, które sam, będąc dzieckiem, wyparł.

Potrzeba miłości i akceptacji jest tak wielka, że dziecko zrobi wszystko by na tę miłość i akceptację zasłużyć. Wyrzekając się siebie prawdziwego wpatruje się, często z lękiem i niepewnością, w oczy opiekunów, starając się wyczytać z nich oczekiwania, jakie są mu stawiane w niejasny sposób. Rozwija też niezwykłą zdolność wychwytywania sygnałów pozawerbalnych czy też domyślania się oczekiwań rodziców.

Wyparte w dzieciństwie uczucia i emocje nie znikają. Uwięzione w dorastającym a następnie Dorosłym Dziecku, zaczynają tworzyć coś w rodzaju ciągłego stanu napięcia, tak na poziomie psychicznym jak i psychologicznym. Napięcie to tworzy przymus prowadzenia ciągłej walki mającej na celu symboliczne zaspokojenie potrzeby miłości, która nie została zaspokojona w dzieciństwie. To, co dla dziecka jest sposobem przetrwania u dorosłego staje się mechanizmem destrukcyjnym. Częstokroć prowadzi do depresji lub lęku.

Wszystkie sfery życia cierpią z powodu stłumienia wczesnodziecięcych uczuć: zdrowie psychiczne, fizyczne, związki miłosne, relacje rodzinne, przyjaźnie, sfera zawodowa. W żaden możliwy sposób osoba dorosła nie jest w stanie zaspokoić potrzeb niezaspokojonych w dzieciństwie. Rozwiązaniem tej walki może być jedynie ponowne przeżycie, stłumionych niegdyś uczuć, zablokowanego, od dawna, cierpienia.

Biorąc pod uwagę fakt, że zachowania dysfunkcyjne wynikają z emocjonalnego wyparcia, odnalezienie i ponowne odczucie emocji i uczuć są kluczem do rozwiązania konfliktu.

By uchronić się przed stłumionymi uczuciami bólu, rozpaczy, porzucenia czy odrzucenia uciekamy w różnego rodzaju zachowania jak alkohol, leki, obsesje miłosne i seks, hazard, pracoholizm, papierosy, nadmierne objadanie się czy inne zachowania. Większość z nich pozwala unikać kontaktu z pustką wewnętrzną i radzić sobie z poczuciem niskiej wartości, izolacji wewnętrznej, nieadekwatności, wycofania.

Parę słów o procesie zdrowienia…

Stłumione uczucia dopuszczone do świadomości powoli przestają stanowić przyczynę bólu, ponieważ zostają zintegrowane, tj. włączone do świadomości. Postawy i zachowania zaczynają ulegać zmianom, gdyż przestają w sposób nieświadomy służyć tłumieniu. Uwalniamy się od wyczerpującego i ciągłego przymusu zaspokajania wczesno-dziecięcych potrzeb. Teraz można zadbać o zaspokojenie swoich aktualnych, dorosłych potrzeb. Stopniowo zaczynamy przejmować kontrolę nad własnym życiem.

Energia w postaci wewnętrznego napięcia, wymagana do utrzymania w ryzach bolesnych emocji uwalnia się i przestaje zaburzać funkcjonowanie organizmu, zarówno w obszarze psychiki jak i w sensie fizycznym.

Napięcie w ciele zmniejsza się, co ma wpływ na ustępowanie symptomów psychosomatycznych. Zaczynamy coraz lepiej odczuwać swoje ciało, zaczynamy czuć, że żyjemy.

Zdrowienie to połączenie bólu z jego rzeczywistą przyczyną, czyli wydarzeniem zaistniałym w dzieciństwie i pełne odczucie bólu związanego z tym wydarzeniem. Proces ten może być przeżywany wielokrotnie, tyle razy i tak długo jak jest to konieczne dla danej osoby. Wypłakiwanie żalu z powodu porzucenia, gwałtu, maltretowania i innych nadużyć trwa czasami lata.

Odwagą jest znalezienie w sobie siły by podjąć ten trudny proces.

Gdy przestajemy postrzegać rzeczywistość poprzez pryzmat, zniekształcających ją, niezaspokojonych w dzieciństwie potrzeb, przeszłość staje się po prostu naszą historią osobistą i nie jest dłużej projektowana na wydarzenia aktualne. Stajemy się coraz bardziej świadomi tego, co jest realne

Zdrowienie to również danie sobie prawa do tego by być prawdziwym i cieszyć się życiem.

Zdrowienie trwa długo, czasem dziesiątki lat. Pierwszym jego etapem jest odstawienie szkodliwych zachowań, nałogów, kompulsji. Dopiero wtedy, gdy nie ma już mechanizmów służących tłumieniu wracają powoli poblokowane w dzieciństwie uczucia,. To tak jakby zdjąć z pełnego gotującej się cieczy, garnka szczelną pokrywkę. Buchnie para. Podobnie jest z uczuciami, mogą nas zalać jak silna fala.

Często wtedy istnieje pokusa by sięgnąć po jakiś „znieczulacz”, choćby papierosa, który tak świetnie tłumi nasze uczucia. Ale to właśnie nałogi tak służyły i służą podtrzymywaniu wyparcia. I właśnie dlatego po odstawieniu jakiegokolwiek uzależnienia pierwszym krokiem powinno być sięgnięcie w dzieciństwo, gdzie tkwią przyczyny naszego bólu.

http://www.koniecmilczenia.pl/art/45mgo.html
_________________
:yura:
żaden tam niezaszczepiony.
Po prostu obywatel czystej krwi
 
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 12:20   

Pati napisał/a:
Ate napisał/a:
Flandro


yuraa napisał/a:
Ate napisał/a:
Flandro


siem czuję wywołana jakaś :mgreen:

Oczywiście się zgadzam, że nałogi biorą się z dzieciństwa ... Zresztą nie tylko nałogi. Podatność na syndrom stresu pourazowego i wiele innych problemów czy chorób natury psychicznej ...

i zgadzam się z tym, że TRZEBA o tym mówić :)

Tyle, że odradzam rozgrzebywanie dzieciństwa każdemu kto jest w trudnej sytuacji. Zdaje się, że terapię DDA można przeprowadzić dopiero wtedy, gdy ma się 2-letnią abstynencję.
Z własnego doświadczenia wiem, że jeśli przechodzi się kryzys, to wchodzenie w dzieciństwo to katastrofa. Ja miałam syndrom stresu pourazowego po zakończonym związku, problemy w życiu prywatnym i zawodowym, zgłosiłam się do poradni zdrowia psychicznego i "wspaniała" terapeutka kazała mi po paru wizytach oglądać zdjęcia swojego ojca, żeby dotrzeć do uczuć z dzieciństwa. Dotarłam. To była równia pochyła ... prosto w dół ...
 
     
yul-ya 
Towarzyski
DDA, uzależniona od chorej miłości



Pomogła: 8 razy
Dołączyła: 13 Sty 2010
Posty: 227
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 12:39   

Mario napisał/a:
Nie rozmawiamy nigdy o moim piciu. Ona- zapewne dlatego, że ma takt, ja - z obawy co mógłbym usłyszeć.

Mogę coś dodać jako córka alkoholika, która przeżyła z nim pod jednym dachem do 18-go roku życia?
Mój ojciec budził we mnie o wiele cieplejsze uczucia niż moja mama, choć miałam z nim prawie zerowy kontakt. Nigdy nie rozmawialiśmy szczerze. Był spokojnym, łagodnym, nieprzyznającym się do swojego alkoholizmu facetem. Inteligentnym i z poczuciem humoru.
Nigdy nie przeszło mi przez gardło ani jedno słowo na temat jego picia. Dlaczego? Bałam się go zranić, bałam się, że będzie się źle czuł, gdy zacznę o tym mówić!! Temat alkoholizmu mógł według mnie być poruszany tylko w awanturowaniu się przez moją mamę.
Wiesz Mario - dla mnie, gdyby mój ojciec zaczął ze mną rozmawiać o piciu (oczywiście już w moim dorosłym życiu) byłoby ogromnym przeżyciem. Dowodem otwarcia się i szczerości. On już nie żyje i ta rozmowa nigdy nie nastąpi. Nawet nie wiem czy to dobrze czy źle :(
 
     
Mario 
[*][*][*]

Pomógł: 5 razy
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 860
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 13:32   

yul-ya napisał/a:
gdyby mój ojciec zaczął ze mną rozmawiać o piciu

Tak sam z siebie nie odważę się. Długo chyba jeszcze.

Łatwiej jednak zbawiać i ratować świat, tu na Forum :roll: :roll: - niż porozmawiać z własnym dzieckiem.
Ostatnio zmieniony przez Mario Śro 10 Sie, 2011 13:32, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wiedźma 
Administrator


Pomogła: 193 razy
Dołączyła: 04 Paź 2008
Posty: 9686
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 13:45   

I o wiele zabawniej, prawda? :)
_________________
Anioły dlatego latają, że lekce sobie ważą...
Co Wiedźma robi po godzinach
 
     
yul-ya 
Towarzyski
DDA, uzależniona od chorej miłości



Pomogła: 8 razy
Dołączyła: 13 Sty 2010
Posty: 227
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 14:05   

Mario napisał/a:
Łatwiej jednak zbawiać i ratować świat, tu na Forum - niż porozmawiać z własnym dzieckiem.

Doskonale to wiem. Sama zastanawiam się ile nagrabiłam w dzieciństwie mojego syna - pochłonięta pracoholizmem i nieustanną pogonią za "miłością swojego życia", prawie nie bywałam w domu :( Cóż, pytanie: czy uważasz, że byłam dla Ciebie dobrą matką? i usłyszenie odpowiedzi "tak" - niestety nie wyjaśnia sprawy. Zauważam jak on czasami bierze odpowiedzialność za MOJE poczynania i już w swojej głowie widzę syndrom nadodpowiedzialnego DDD :roll:
 
     
Flandria 
Uzależniony od netu
DDA (Dzielna, Dobra, Aktywna)



Pomogła: 69 razy
Dołączyła: 28 Mar 2009
Posty: 3233
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 14:15   

yul-ya napisał/a:
Zauważam jak on czasami bierze odpowiedzialność za MOJE poczynania


możesz mu chyba wtedy odebrać tę odpowiedzialność?
 
     
yul-ya 
Towarzyski
DDA, uzależniona od chorej miłości



Pomogła: 8 razy
Dołączyła: 13 Sty 2010
Posty: 227
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 14:25   

Flandra napisał/a:
możesz mu chyba wtedy odebrać tę odpowiedzialność?


On pilnuje, żebym jadła wystarczająco, bo słyszał, że jestem za chuda i że to może anoreksja, pilnuje, żebym nie piła za dużo, bo DDA (czyli ja) częściej wpadają w alkoholizm. To tego typu zachowania. Myślę, że to bardzo cienka granica pomiędzy opiekuńczością a nadodpowiedzialnością i kontrolą (on ma 21 lat).
 
     
Mario 
[*][*][*]

Pomógł: 5 razy
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 860
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 14:35   

Cytat:

I o wiele zabawniej, prawda?

Zapewnie tak. Zresztą i Ty Ewo chyba wiesz, że milion innych rzeczy jest łatwiejszych, niżli to o czym teraz piszemy.
 
     
Mario 
[*][*][*]

Pomógł: 5 razy
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 860
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 14:40   

Yul-ya. Powiedz mi proszę jedno. Czy postrzeganie swojego ojca- takie jak piszesz kilka postów wyżej - to spojrzenie z perspektywy iluś tam lat ( paru, nastu, dziesięciu ? ) czy też miałas tak samo w wieku - dajmy na to - lat dwudziestu ?

Bardzo mnie to ciekawi.
 
     
yul-ya 
Towarzyski
DDA, uzależniona od chorej miłości



Pomogła: 8 razy
Dołączyła: 13 Sty 2010
Posty: 227
Wysłany: Śro 10 Sie, 2011 15:03   

Mario napisał/a:
Czy postrzeganie swojego ojca- takie jak piszesz kilka postów wyżej - to spojrzenie z perspektywy iluś tam lat ( paru, nastu, dziesięciu ? ) czy też miałas tak samo w wieku - dajmy na to - lat dwudziestu ?


Postrzegałam dokładnie tak jak piszę zarówno w wieku kilkunastu lat, jak i później i obecnie też.
Były również negatywne uczucia jakie do niego czułam: to wstyd za niego, kiedy był pijany i złość (na niego i na siebie), że ten wstyd czuję.
Jego alkoholizm spieprzył mi dzieciństwo, to fakt. Ale mój ojciec zawsze fascynował mnie jako człowiek i bardzo potrzebowałam jego bliskości. Jedyne czego nie jestem pewna to tego, jak zareagowałabym na rozmowę z nim w wieku np. 18 czy 20 lat. Ale wiesz, on nigdy nie przyznał się do alkoholizmu ani się nie leczył (a miewał i delirki i padaczkę), wszyscy w rodzinie traktowali to jako temat tabu, więc nie wiem czy po takim wychowaniu umiałabym z nim w ogóle rozmawiać na ten temat i czy nie przybrałabym szybko jakiejś maski ("grzecznej córeczki" itp itd).
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,36 sekundy. Zapytań do SQL: 12