Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy warto wyciągać rękę jeszcze raz?
Autor Wiadomość
Leniu 
Małomówny



Dołączył: 17 Lut 2011
Posty: 84
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 17:54   Czy warto wyciągać rękę jeszcze raz?

Nie bardzo chciałem pisać na ten temat , ale ostatnimi dniami zaczęło mi to dokuczać.
Chodzi o moją matkę...

Odkąd nie pije (16 miesięcy) moje stosunki z nią zaczęły się pogarszać , aż doszło do tego , że od sierpnia zeszłego roku się do siebie nie odzywamy.
Mój Ś.P ojciec był alkoholikiem . W domu zawsze były awantury - wyprowadziłem się z niego na drugi dzień po ślubie o co rodzice zawsze mieli do mnie pretensje.
Po śmierci ojca piłem jeszcze ponad rok - wtedy moja matka wpadała do mnie , żeby mi zrobić awanturę , że znowu się ochlałem .

Ona zawsze "żyła" tymi awanturami. Teraz często przebywa u siostry , której mąż jest alkoholikiem. Jest osobą , która żyje z "mieszania" ludziom w ich życiu. Mojej Bestii zawsze powtarzała : zawsze wypomnij , nawet jak już długo nie będzie pił , to wypomnij. Bestia tego nie rozumiała i na szczęście nie stosuje.

Wcześniej potrafiłem zadzwonić do matki i pogodzić się z nią. Nie wiem - bolało mnie to , że z ojcem nigdy nie żyłem tak dobrze , po "koleżeńsku" a on odszedł . Czasami dzwoniłem i mówiłem Mamo ja dużo jeżdżę , nie wiadomo , czy mnie nie piep..nie jakiś tir , Ty też masz swoje lata , nie chcę już się z nikim w ten sposób rozstawać.
Było dobrze , do czasu , kiedy wymyśliła sobie jakiś powód (urojony) , żeby się ze mną pokłócić - ten czas , to przeważnie okres 2 tygodni.

W wakacje po powrocie z urlopu znowu się zaczęło . Tym razem nie zadzwoniła do mnie , tylko zaczęła opowiadać jakieś głupoty na mój temat rodzinie , znajomym. Skoczyło mi ciśnienie , fiknąłem.
Bestia wezwała pogotowie , dostałem jakieś zastrzyki , posiedzieli dość długo , aż zacząłem latać do kibelka (jakiś zastrzyk moczopędny).

Coś we mnie pękło - postanowiłem już się z tym nie zmagać .
Pojechałem do matki po 2 dniach i poprosiłem ją , żeby przestała to robić , ona powiedziała , że nie ma sobie nic do zarzucenia (znana jest w rodzinie z tego , że potrafi kłamać w żywe oczy) . Ponieważ nie spodziewałem się innej odpowiedzi powiedziałem jej , że w takim razie muszę ograniczyć z nią kontakty oraz , że jeżeli nie skończy z klepaniem głupot , to ja zacznę na nią klepać (nie umiem :( ).

Od tamtego czasu kilka razy słyszałem , że coś tam opowiada , ale olewałem to.

Kiedyś poruszyłem ten problem z terapeutą, to z tego co pamiętam powiedział , ze jest za wcześnie , że matka jest współuzależniona itp. No co z tego do cholery , że jest współuzależniona - ja też jestem. Żyłem z alkoholikiem pod jednym dachem przez 24 lata a mimo to potrafię żyć nie raniąc innych.

Potrafiłem żyć z dala od matki przez ponad pół roku , chociaż kiedy czegoś potrzebowała , to dzwoniła . Ale Bestia stała na straży i starała się mnie trzymać od matki z daleka.
Przyznam , że ten okres 6 miesięcy był jednym z najspokojniejszych w moim życiu, było mi z tym dobrze.
Jednak od kilku dni mam rozmyślania typu przecież nie powinno tak być , chciałbym z nią żyć jak syn z matką. Boję się tylko , że ona już się nie zmieni , podejrzewam nawet , że ona nie jest świadoma tego , że mnie rani . Czasem myślę może to jet jakaś choroba?

Nie wiem co robić - próbować , mając tą świadomość ,że mogę się po raz kolejny sparzyć , czy żyć z dala od niej lekkim bólem w środku .

Chcę poznać Wasze zdanie . Może ktoś ma podobie?
Może jest to efektem tego , że trzeźwieje i słucham co o mnie klepie.
Może to efekt tego , że nie piję i zrobiło się "nudno" dla niej a matka potrzebuje być tam , gdzie się coś dzieje?

Pzdr. Leniu
 
     
Klara 
Uzależniony od Dekadencji


Pomogła: 264 razy
Dołączyła: 24 Lis 2008
Posty: 7861
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 18:11   

Leniu napisał/a:
że ten okres 6 miesięcy był jednym z najspokojniejszych w moim życiu, było mi z tym dobrze.

Myślę, że sam sobie odpowiedziałeś na tytułowe pytanie.
Leniu napisał/a:
chciałbym z nią żyć jak syn z matką. Boję się tylko , że ona już się nie zmieni

Ty też jej nie zmienisz, bo jedyną osobą którą możesz zmienić, jesteś Ty sam :tak:
_________________
"Kiedy się przewracasz, nigdy nie wstawaj z pustymi rękami." /przysłowie japońskie/
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 18:26   

Leniu, rozumiem, że jest w Tobie głęboka tęsknota do takiej relacji, jaką chciałbyś, żeby łączyła Ciebie i matkę?
Myślę, że tęsknota do bycia kochanym bezwarunkowo, bez zastrzeżeń ze strony rodziców dotyczy każdego z nas bez względu na wiek.
Ja sobie te relacje przepracowałam na terapii, pozbawiłam się oczekiwań, że oni się zmienią. Paradoksalnie, kiedy skoncentrowałam się bardziej na tym, co mogę zmienić ( swoje zachowanie, myślenie, asertywność) to relacje te przestaliśmy się tak ranić nawzajem. Dzisiaj bardziej się skupiam na tym co mnie z nimi łączy, jednocześnie umiejętniej lawirując na bardziej grząskim gruncie. To nadal są dla mnie trudne relacje, ale są już mniej bolesne. Ale początki takiego "odrywania się" emocjonalnego były bardzo bolesne. Trochę trwało, zanim pozbyłam się dawnych uraz, żalu, złości, smutku, poczucia winy. Trzeba było przepracować dzieciństwo. Ale dzisiaj jestem bardziej tutaj i teraz.
 
     
Leniu 
Małomówny



Dołączył: 17 Lut 2011
Posty: 84
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 18:51   

pietruszka napisał/a:
Trochę trwało, zanim pozbyłam się dawnych uraz, żalu, złości, smutku


Chodzi o to , że ja nie mam do niej żadnego żalu. Wręcz zły zawsze byłam na siebie , że znowu dałem się nabrać . Było to coś w rodzaju kaca - obiecywałem sobie , że nigdy więcej a gdy przestawało boleć wracałem do tego samego.

pietruszka napisał/a:
Trochę trwało


Boję się , żeby to nie trwało wiecznie , chcę zacząć coś robić , tylko co?
 
     
szymon 
Uzależniony od netu



Pomógł: 112 razy
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 4907
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 19:00   

Leniu napisał/a:
chcę zacząć coś robić , tylko co?


zapytaj sie jej czy cie kocha? ja tak zrobiłem i od tego momentu drze ryja co drugi dzień.... :wysmiewacz: (a nie bez przerwy)
Ostatnio zmieniony przez szymon Sob 19 Lut, 2011 19:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 54
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5443
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 19:10   

Leniu napisał/a:
Chodzi o to , że ja nie mam do niej żadnego żalu. Wręcz zły zawsze byłam na siebie , że znowu dałem się nabrać

Hmmm..mógłbyś się zdziwić....
Często kierowałam złość w swoim kierunku, obrzucając się w myślach, że na przykład jestem wyrodną córką, pławiłam się w poczuciu winy, jak mogłam, albo samobiczowałam się jak mogłam po raz kolejny się nabrać, zmanipulować, itd.
Kiedyś odkryłam, że często pod tą złością, była złość do nich, tylko "nie wolno się gniewać na rodziców", łatwiej było to kierować na siebie. I cała złość kierowałam wewnątrz. Wolałam myśleć, że to ze mną coś nie tak, a ich nieustannie wybielałam, próbowałam zrozumieć. To po prostu tęsknota za miłością.

Aby pewne kontakty znormalniały, warto dopuścić do siebie poczucie krzywdy i inne nieprzyjemne uczucia jak właśnie złość, przerobić je, przetrawić, zauważyć, dać sobie przeżyć, a potem dopiero jest ulga. Ale ja to robiłam w miarę pod "osłoną" terapii. Kosztowało dużo łez, dopuszczenia do głosu wypartego bólu...
Dla mnie było dobre to, że pootwierałam i pozamykałam pewne szufladki pod czujnym okiem mojej psycholog. Dzisiaj już właściwie przeszłość nie odbija mi się czkawką, ale zdecydowałam się na konfrontację ze swoją przeszłością. nie wiem, czy sama zdecydowałabym się na samodzielne babranie się z tym, mogłabym się wtedy zamienić w emocjonalne tornado i przemienić w pustynię wszystko co miałam na swojej drodze.

Pogadaj z terapeutą Leniu, a jeśli on uzna, że za wcześnie, to może warto liznąć nieco wiedzy o asertywności.
_________________

 
     
aazazello 
Gaduła



Pomógł: 9 razy
Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 840
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 19:58   

Leniu,
moja sytuacja była bardzo podobna do twojej.
Zerwałem również kontakty z matką, ale po pewnym czasie dopadły mnie, rzecz oczywista, wyrzuty sumienia z tego powodu.
Musiałem coś z tym zrobić, byłem cholernie rozdarty.
Nie chciałem żyć, jak poprzednio, bo tak się nie dało, ale chciałem utrzymywać kontakty z matką.
Był to jeden z powodów, dla których wybrałem się na terapię dda.
Zadziałało
 
 
     
Leniu 
Małomówny



Dołączył: 17 Lut 2011
Posty: 84
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 20:05   

aazazello napisał/a:
Był to jeden z powodów, dla których wybrałem się na terapię dda.
Zadziałało


Też tak sobie pomyślałem , tylko , czy to właściwy pomysł?
Matka nigdy nie piła .

Nie wiem , nie byłem na takiej terapii , może warto spróbować?
 
     
aazazello 
Gaduła



Pomógł: 9 razy
Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 840
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 20:10   

Leniu napisał/a:
Matka nigdy nie piła


Moja też nie piła, to nie ma nic do rzeczy.
Jesteś z rodziny dysfunkcyjnej i relacje pomiędzy jej członkami są zaburzone.
Możesz próbować sam rozwiązać ten problem, powodzenia, lub skorzystać z wiedzy i umiejętności fachowców.
Możesz tkwić w miejscu lub iść do przodu.
Wybór należy do ciebie
Ostatnio zmieniony przez aazazello Sob 19 Lut, 2011 20:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
milutka 
Trajkotka



Pomogła: 49 razy
Wiek: 45
Dołączyła: 19 Lut 2010
Posty: 1705
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 21:16   

Leniu napisał/a:
Nie wiem co robić - próbować , mając tą świadomość ,że mogę się po raz kolejny sparzyć , czy żyć z dala od niej lekkim bólem w środku .
Dla mnie się wydaje,że powinieneś zrobić tak jak Ci serce dyktuje ...z tego co czytam jesteś wrażliwym człowiekiem i odcięcie sie od matki będzie cię sporo kosztować .Dla mnie najlepszym rozwiązaniem było zaakceptować rodziców jak również mamę ze swoimi dziwadłami takimi jacy są .Mój tato jest alkoholikiem nie pijącym z powodu choroby -jednak dośc ciężkim człowiekiem na co dzień ,mama silnie współuzależniona .Zapewniam Cie ,że relacje z nimi czasami sa bardzo trudne a szczególnie z mama gdyż dość często krytykuje moje postępowanie i krytykuje mnie w obecności męża co we mnie wywołuje największa złośc bo w czasie jego nieobecności zachowuje sie inaczej ale ja uważam ,że to moja matka i mimo swoich ułomności jest dla mnie wszystkim i nie wyobrażam sobie gdyby jej się coś stało ...a moje życie i moje szczęście nie od niej już zależy ,staram się być z boku i nie rozpamiętywać ich zachowań i uwierz mi ,że naprawdę dobrze na tym wychodzę ;) Kiedyś próbowałam dochodzić swoich racji to nie dośc ,że źle na tym wyszłam ,wszystko obróciło się przeciwko mnie to kosztowało mnie to sporo nerwów ,kilka przepłakanych dni a mama i tak odwróciła kota ogonem :roll: Nauczyło mnie to ,że nie warto próbować zmienić tego czego się nie da i ,że mi samej na pewno się to nie uda .Ja bym radziła Ci zając się sobą ,swoim życiem bo i tak mamy nie zmienisz a zaoszczędzi Ci to sporo nerwów .Pozdrawiam :)
 
 
     
Leniu 
Małomówny



Dołączył: 17 Lut 2011
Posty: 84
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 21:31   

milutka napisał/a:
kilka przepłakanych dni a mama i tak odwróciła kota ogonem


No właśnie moja opanowała to w mistrzowski sposób.

milutka napisał/a:
Ja bym radziła Ci zając się sobą ,swoim życiem bo i tak mamy nie zmienisz a zaoszczędzi Ci to sporo nerwów .Pozdrawiam


Czyli nic nie robić?
Mieszkamy na dwóch końcach sporego miasta , co za tym idzie nie widujemy się w ogóle.

Wasze odpowiedzi są dla mnie bardzo cenne , bo nie bardzo mam z kim o tym pogadać , oprócz Bestii która twierdzi , że za dużo już mnie to zdrowia kosztowało.
 
     
milutka 
Trajkotka



Pomogła: 49 razy
Wiek: 45
Dołączyła: 19 Lut 2010
Posty: 1705
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 21:42   

Leniu napisał/a:
Czyli nic nie robić?
Mieszkamy na dwóch końcach sporego miasta , co za tym idzie nie widujemy się w ogóle.
To ,że mieszkacie z dala od siebie to mały plus dla Ciebie .Ja swoich rodziców odwiedzam ostatnio rzadko z braku czasu ale co nie oznacza ,że wcale .Staram się do maximum ograniczać rozmowy na temat moich problemów ,mówię tylko to co uważam za słuszne i staram się również za bardzo nie angażować w ich życie .Gdybym wiedziała ,że mogę na ich pomoc liczyć pewnie te stosunki były by inne ale jest jak jest i ja się już z tym pogodziłam .Jednak atmosfera gdy się spotkamy jest bardzo przyjemna i miła i jak dla mnie jest okej ....a na zaczepki typu np.jak mój tato ostatnio miał mi za złe ,że byłam u znajomej w pobliżu ich domu i nie zajrzałam do nich odpowiadam grzecznie ,że nie mogłam i nic więcej nie tłumaczę bo im więcej sie tłumaczę to jest gorzej ...a krótkie i stanowcze odpowiedzi oszczędzają mi sporo nerwów .Pytasz czy nic nie robić ?...Wiem po sobie ,że tak jest lepiej ,im mniej się dyskutuje i próbuje dochodzić swoich racji lepiej się na tym wychodzi a Ty zrobisz jak uważasz ,decyzja nalezy do Ciebie ;)
 
 
     
Tomoe 
(banita)


Pomogła: 106 razy
Dołączyła: 01 Cze 2009
Posty: 4791
Skąd: Śląsk
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 21:47   

Ojciec był alkoholikiem.
Matka była i jest współuzależniona.
Ty, Dorosłe Dziecko Alkoholika, też stałeś się alkoholikiem.
Twoja siostra, Dorosłe Dziecko Alkoholika - wyszła za mąż za alkoholika i jest współuzależniona.
Ot, czarna sztafeta pokoleń...

Tak już jest, że większość DDA w dorosłym życiu albo się uzależnia od alkoholu, albo się wiąże z uzależnionymi partnerami, albo dzieje się jedno i drugie ( jak u mnie).

Ty jesteś takim ogniwem, które jako jedyne urwało się z tego rodzinnego łańcucha. Przerwałeś tę sztafetę, nie chcesz dalej nieść "pałeczki" przekazanej ci przez ojca i matkę. Zdrowiejesz. Tobie już nie pasują - albo raczej do ciebie już przestają pasować - więzi łączące pozostałe ogniwa łańcucha i pozostałych członków sztafety.

Boli cię to?
Rozumiem. Mnie też bolało.
Ale powinno cię to cieszyć.
Bo to oznacza że zdrowiejesz.
A że to zdrowienie ma swoją cenę - cóż... Ktoś ci obiecywał że będzie łatwo? :)
Ostatnio zmieniony przez Tomoe Sob 19 Lut, 2011 21:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Leniu 
Małomówny



Dołączył: 17 Lut 2011
Posty: 84
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 21:59   

milutka napisał/a:
Staram się do maximum ograniczać rozmowy na temat moich problemów ,mówię tylko to co uważam za słuszne i staram się również za bardzo nie angażować w ich życie


Na temat moich problemów z matką nie rozmawiam wcale (przecież mi nie pomoże , to po co?). Ona będzie miła w rozmowie ze mną , obgada kogoś innego a potem pójdzie i nagada głupot komuś na temat mojej rodziny , pomimo tego , że rozmawialiśmy np. o pogodzie. Czasami to mam takie uczucie jakby nie mogła znieść tego , że nie piję . Nie wiem , nie znam się .

Tak w ogóle , to ciężko mi o tym pisać , bo czuję się trochę jak kobitka rozkminiająca jakieś nieznane mi tematy :shock: .
 
     
rufio 
Uzależniony od netu
rozkojarzony



Pomógł: 57 razy
Wiek: 61
Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 3387
Skąd: Wyższy Śląsk
Wysłany: Sob 19 Lut, 2011 22:06   

Leniu napisał/a:
Czasami to mam takie uczucie jakby nie mogła znieść tego , że nie piję . Nie wiem , nie znam się .

Witaj
Uczucie jest bliskie prawdy - mama przyzwyczajona do tego ze zawsze miała kogos na kim mogła "psy wieszać ' a tu niespodzianka na Tobie nie za bardzo jest co wieszac - wiec wymysla to i owo - Mama innego zycia nie zna jak pisał Tomoe przerwałeś łańcuch pokarmowy i zrobiła sie próźnia . Przerabiałem to samo wszak z bratem ale idea była ta sama - wpływu na to nie masz i przymij to tak samo jak nie masz wpływu na deszcz czy snieg .
_________________
I tak wszyscy skończymy w zupie .
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 1,8 sekundy. Zapytań do SQL: 12