Strona Główna Forum Wolnych od Alkoholu
"DEKADENCJA"

czyli rozmowy o alkoholizmie oswojonym i nie tylko...


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Na czym w życiu się koncentrujemy, co dla nas najważniejsze?
Autor Wiadomość
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5423
Wysłany: Czw 03 Lip, 2014 11:33   Na czym w życiu się koncentrujemy, co dla nas najważniejsze?

Pewnie wielu z Was kojarzy książkę 7 nawyków skutecznego działania Stephena Covey’a?
Jego koncepcja życia opartego na wartościach swojego czasu urzekła mnie i bardzo pomogła mi zrewidować to, co rzeczywiście jest warte w życiu, co zmienić i czym się w tym życiu kierować. Jako współuzależniona (i na dodatek kobieta) z pewnością opierałam swoje życie o drugiego człowieka, o jego, wydawało mi się, niezbędną mi do życia obecność. Kto z nas nie zna tego stwierdzenia „nie mogę bez niego żyć”, które przybiera nieraz postać uzależnienia od drugiego człowieka, które niszczy nie tylko jednostki, ale i w końcu same relacje? Tak było u mnie. Potem uciekałam w pracę, stawiając ją na pierwszym miejscu. Też nie dobrze. Utrata pracy równała się utracie sensu życia, moje poczucie własnej wartości znów runęło, tak jakby rozpadł się cały mój świat jak domek z kart. Dziś wiem, jak ważna jest równowaga. Wciąż w pewien sposób na nowo się jej uczę, ale dzięki koncepcji „życia opartego na wartościach” już wiem, że nie chodzi tu po prostu o kolejne przeskakiwanie z jednej sfery życia w kolejną, czy wyznaczeniem proporcjonalnej cząstki dnia dla rodziny, partnera, pracy, duchowości, itp. Nie tędy droga. Bo czy da się równo rozdzielić czas? I czy pół godziny duchowości można położyć na równej szali 8 godzinom pracy?

Uważam, że DDD/DDA, często mają problem z odpowiedzią, co dla nich jest ważne w życiu, co jemu nadaje sens. Zwykle otrzymujemy pewien albo i kilka destrukcyjnych schematów, które nieświadomie staramy się wcielić w życie. Dopiero w czasie terapii odkrywa się, że te wszystkie przekonania, zwykle zaczynające się od „najważniejsze w życiu jest…” „należy…” „trzeba…” – te wszystkie stwierdzenia nie dość, że kompletnie nie przystają do naszego osobistego życia , to na dodatek działają destrukcyjnie… a my po prostu powielamy wdrukowane w podświadomość nakazy naszych matek, babek… i dalej sobie szkodzimy… nawet jeśli nauczymy się rozpoznawać takie toksyczne przekazy to zwykle stajemy przed dylematem „jak dalej żyć?”. Jak na nowo ukształtować , hmmmm…., nazwijmy to, własny kręgosłup moralny? Jeśli stare schematy okazały się błędne, to co w zamian?
Opiszę pokrótce o co chodzi z tym życiem, opartym na wartościach. Może komuś się przyda? I co sądzicie o takiej koncepcji?

Może wpierw o tzw. centrach życia, które opisuje Covey. Chodzi po prostu o to, czemu nadajemy w naszym życiu priorytet, co uznajemy dla nas za najważniejsze, na czym opieramy nasze życie.
Tu będzie trochę przydługi cytat ;) , który pozwolę sobie przytoczyć z książki „7 nawyków skutecznego działania” Stephena Covey’a

Cytat:
KONCENTRACJA NA MAŁŻEŃSTWIE. Spośród więzi ludzkich małżeństwo może
być najbardziej zażyłym, trwałym, dającym najwięcej zadowolenia i przyczyniającym się
do ciągłego rozwoju związkiem. Zupełnie naturalne i właściwe wydaje się zatem
umieszczenie żony lub męża w centrum własnego życia.
Jednak obserwacje i doświadczenie mówią coś innego. Przez wiele lat niejednokrotnie
zaangażowany byłem w pokonywanie małżeńskich tarapatów i dostrzegłem wspólną nić
przewijającą się niemal przez każdy związek, w którym życie jednego z małżonków
skoncentrowane było na drugim. Ta nić to silna zależność emocjonalna.
Jeśli najważniejszym źródłem emocjonalnego poczucia własnej wartości jest
małżeństwo, stajemy się bardzo uzależnieni od tego związku. Nastroje, uczucia, zachowanie
i sposób traktowania nas przez współmałżonka oraz zewnętrzne wydarzenia, które mogą
wpłynąć na nasz związek – takie jak nowe dziecko w rodzinie, zięć lub synowa, problemy
materialne, sukcesy – łatwo rzutują na nas, na nasz poziom funkcjonowania.
Kiedy zwiększa się odpowiedzialność i pojawia się stres, występuje tendencja powrotu
do scenariusza, jaki dano nam w czasie, gdy wzrastaliśmy. Podobnie jest z naszym
współmałżonkiem. Przy czym scenariusze te zazwyczaj są inne. Wychodzą wtedy
na wierzch różnice w podejściu do finansów, do wychowania dzieci czy traktowania
małżonków dzieci. Gdy do tych głęboko tkwiących w nas tendencji dojdzie silna zależność
emocjonalna, skoncentrowana na małżonku, ujawniają się wszystkie słabości związku.
Kiedy jesteśmy zależni od osoby, z którą znajdujemy się w konflikcie, wówczas nasze
potrzeby i pretensje mieszają się ze sobą, i wywołują przesadnie silne reakcje powodowane
miłością i nienawiścią, na przykład wymaganie od partnera stanowczych decyzji i
deklaracji, zmiany własnych decyzji, agresywność, gorycz, urazy i zimna rywalizacja.
W takich wypadkach silniej reagujemy według sposobów i nawyków znanych z przeszłości,
broniąc się i usprawiedliwiając własne zachowanie, atakując zaś współmałżonka.
Podatność na zranienie wyzwala w nas w sposób nieunikniony potrzebę chronienia siebie
przed kolejnymi ranami. Uciekamy się zatem do sarkazmu, złośliwości,
krytycyzmu – wszystkiego, co może zatuszować naszą wewnętrzną wrażliwość. Każde
z partnerów oczekuje, że to druga strona zacznie dawać miłość, przez co doznają
rozczarowań i upewniają się w swoich oskarżeniach pod adresem partnera.
W tego typu związkach istnienie bezpieczeństwa możliwe jest tylko wtedy, gdy wszystko
układa się pomyślnie. Przewodnictwo opiera się na emocjach chwili. Mądrość i moc giną w
mszczącej zależności i negatywnych interakcjach.

KONCENTRACJA NA RODZINIE. Inne często spotykane skoncentrowanie – to
rodzina. I ono także wydaje się naturalne i właściwe. Koncentracja na tym polu i
inwestowanie w nie daje szansę głębokiej więzi, miłości i dzielenia w życiu wszystkiego, co
czyni je wartościowym. Jednak postawienie rodziny w centrum życia, jak na ironię, niszczy
elementy, które są niezbędne do szczęśliwego życia rodzinnego.
Ludzie skoncentrowani na rodzime czerpią poczucie bezpieczeństwa i osobistej wartości
z tradycji i kultury rodzinnej lub z reputacji rodziny. Są zatem podatni na najmniejsze
zmiany w tej tradycji czy kulturze oraz na wszelkie wydarzenia mogące wywrzeć wpływ na
jej reputację.
Rodzice, których centrum stanowi rodzina, nie mają wystarczająco dużo wolności
emocjonalnej, by móc wychowywać swoje dzieci z myślą o tym, co dla nich w ostatecznym
rozrachunku jest najlepsze. Czerpiąc własne poczucie bezpieczeństwa z rodziny, większą
wagę przywiązywać mogą do zdobywania sympatii swoich dzieci niż do perspektywicznych
inwestycji w ich postępy i rozwój. Mogą też cały czas oczekiwać właściwego postępowania,
przez co każde zachowanie, które uznają za nieprawidłowe, nadwerężać będzie ich
bezpieczeństwo. Oddając przewodnictwo emocjom odczuwanym w danym momencie,
denerwują się i reagują spontanicznie, zapominając o dobru i rozwoju dzieci. Zdarza się, że
krzyczą i wrzeszczą. Ich reakcje mogą być zbyt, silne, a kary wynikać z braku kontroli nad
emocjami. Kochają dzieci raczej warunkowo, czyniąc je emocjonalnie zależnymi lub
zbuntowanymi – walczącymi z zależnością.

KONCENTRACJA NA PIENIĄDZACH. Innym, logicznym i wyjątkowo często
spotykanym centrum ludzkiego życia jest zarabianie pieniędzy. Zabezpieczenie finansowe
stanowi bazę działania w pozostałych wymiarach. Fizyczne przetrwanie oraz
bezpieczeństwo materialne zajmują pierwsze miejsca w hierarchii potrzeb. Inne potrzeby
nie ujawnią się nawet, dopóki nie zostaną zaspokojone – choćby w stopniu
minimalnym – potrzeby podstawowe.
Większości z nas nieobce są zmartwienia natury ekonomicznej. W naszej kulturze wiele
zależy od sytuacji finansowej. Może ona powodować takie zniszczenia, lub choćby stwarzać
ich groźbę, że często martwimy się wręcz podświadomie.
Czasem przyczyna zarabiania pieniędzy jest oczywiście szlachetna, tak jak utrzymanie
rodziny. Te sprawy są ważne. Jednak skoncentrowanie się na zarabianiu pieniędzy
doprowadzić może do zguby.
Ponownie rozważmy cztery podtrzymujące życie czynniki – bezpieczeństwo,
przewodnictwo, mądrość i moc. Załóżmy, że moje bezpieczeństwo pochodzi głównie z
faktu mojego zatrudnienia czy wysokości dochodu. Ponieważ baza ekonomiczna zależy od
wielu czynników i podlega rozmaitym wpływom, staję się niespokojny, przyjmuję pozycję
obronną. Jeżeli poczucie mojej osobistej wartości wynika z wysokości mojego dochodu,
robię się bardzo czuły na wszystko, co może go zmienić. A przecież praca i pieniądze nie
zapewniają mądrości ani przewodnictwa, lecz tylko ograniczoną do pewnego stopnia moc i
bezpieczeństwo. Wystarczy jakiś kryzys w naszym życiu lub w życiu tych, których
kochamy, abyśmy poznali ograniczenia wypływające z takiej postawy.
Ludzie skoncentrowani na pieniądzach często zapominają o rodzinie lub wielu ważnych
sprawach, licząc na to, że każdy zrozumie, iż wymagania natury ekonomicznej mają
pierwszeństwo. Znam pewnego ojca, który właśnie wychodził ze swoimi dziećmi na
obiecaną wyprawę do cyrku, kiedy zadzwoniono z pracy z prośbą, by tam przyszedł.
Odmówił, a kiedy żona zapytała, czy nie byłoby lepiej, gdyby jednak poszedł do pracy,
odpowiedział:
– Praca będzie jeszcze nie raz, a dzieciństwo nie.
Ten mały akt ustalenia priorytetów pozostał na zawsze w pamięci jego dzieci – jako
pouczająca lekcja, a także w ich sercach – jako wyraz ojcowskiej miłości.

KONCENTRACJA NA PRACY. Ludzie ześrodkowani na pracy mogą popaść nawet w
„pracoholizm" i bezustannie produkować kosztem własnego zdrowia, relacji z bliskimi i
innych ważnych spraw. Ich zasadnicze poczucie tożsamości bierze się z wykonywanego
zawodu, 7. myślenia kategoriami: „jestem lekarzem", „jestem pisarzem" czy „jestem
aktorem".
Ponieważ zarówno ich tożsamość, jak i poczucie własnej wartości ściśle wiążą się
z wykonywaną pracą, ich poczucie bezpieczeństwa jest niezwykle mało odporne na
wszystko, co może ich tej pracy pozbawić. Mądrość i moc wchodzą w ograniczone obszary
ich pracy i nie przenoszą się na inne dziedziny życia.

KONCENTRACJA NA POSIADANIU. Siłą napędową wielu ludzi jest posiadanie. Nie
tylko namacalne, materialne posiadanie modnych ubrań, domów, łodzi, aut czy biżuterii, ale
także nienamacalne posiadanie sławy, chwały czy znaczenia w społeczeństwie.
Doświadczenia uświadomiły wielu z nas szczególną ulotność wszelkiego rodzaju dóbr,
możliwość ich nagłego zniknięcia oraz podatność na wpływ różnorodnych sił.
Jeśli moje poczucie bezpieczeństwa zależy od mojej sławy lub od tego, co posiadam,
moje życie będzie w stanie ciągłego zagrożenia i ryzyka, że mogę stracić to, co mam, mogą
mi to ukraść lub może się to zdewaluować. Czuję się też gorszy, gdy mam do czynienia z
kimś, kto jest bogatszy ode mnie lub ma wyższy status. Przebywając w towarzystwie kogoś,
kto nie jest tak bogaty, sławny czy ma niższy status społeczny, czuję się kimś lepszym.
Moje poczucie wartości wciąż się zmienia, nie mam bowiem punktu zakotwiczenia
dającego mi poczucie stałości, nie mam też ustalonego sposobu bycia. Ciągle próbuję
chronić i ubezpieczać to, co posiadam – środki materialne, bezpieczeństwo, pozycję czy
reputację. Wszyscy znamy historie ludzi, którzy odbierali sobie życie z powodu ruiny
finansowej czy utraty sławy politycznej.

KONCENTRACJA NA PRZYJEMNOŚCI. Kolejna – powiązana z posiadaniem –
koncentracja to życie dla przyjemności i zabawy. Żyjemy w świecie, w którym na zawołanie
proponują nam przyjemności i zachęcają do nich. Telewizja i kino wywierają szczególny
wpływ na wzrost ludzkich oczekiwań. Malowniczo pokazują, co posiadają i co mogą robić
ludzie wiodący łatwe i przyjemne życie.
Choć jednak blask życia skoncentrowanego na przyjemności przedstawiany jest
obrazowo, jego naturalne konsekwencje – wpływ na psychiką danej osoby, na to, co z siebie
daje, na jej więzi z innymi – rzadko odbierane są właściwie.
Zażywanie z umiarem niewinnych przyjemności jest źródłem relaksu dla ciała i umysłu i
może podsycać uczucia rodzinne i inne związki. Jednak sama przyjemność nie może dać ani
głębokiego, trwałego zadowolenia, ani poczucia spełnienia. Osoba skoncentrowana na
przyjemności coraz szybciej nudzi się kolejnymi zaliczonymi jej poziomami i wciąż woła
o więcej i więcej. Kolejna przyjemność musi być większa, lepsza, bardziej ekscytująca,
„mocniejsza". Osoba taka staje się całkowicie narcystyczna i postrzega życie wyłącznie w
kategoriach doświadczanej tu i teraz przyjemności.
Zbyt częste lub za długie wakacje, za dużo filmów, za wiele telewizji czy gier
komputerowych – za dużo nie zorganizowanego wolnego czasu, kiedy działa się po linii
najmniejszego oporu, jest stopniowym marnowaniem życia. Zdolności drzemią, talenty się
nie rozwijają, umysł i duch popadają w letarg, a w sercu panuje pustka. Gdzie jest
bezpieczeństwo, przewodnictwo, mądrość i moc? Gdzieś w małych wartościach skali, w
przelotnej przyjemności...
Malcolm Muggeridge napisał w A Twentieth-Century Testimony („Testament
dwudziestego wieku"):
Gdy dziś czasami spoglądam na minione życie, najsilniej uderza mnie fakt, że to, co kiedyś
zdawało się najistotniejsze i najbardziej kuszące, dziś wydaje się błahe, wręcz bezsensowne.
Choćby te różne powierzchowne sukcesy; pragnienie, aby być znanym i być nagradzanym;
rzekome przyjemności w rodzaju zdobywania pieniędzy, uwodzenia kobiet czy podróżowania
po świecie tam i z powrotem, w górę i na dół, niczym Szatan, wyjaśnianie i doświadczanie
wszystkiego, co oferuje Targowisko Próżności.
Gdy patrzę wstecz, te wszystkie usiłowania, by zadowolić siebie, wydają mi się czystą
fantazją, „lizaniem ziemi", jak to ujął Pascal.

KONCENTRACJA NA PRZYJACIOŁACH LUB WROGACH. Podatni
na koncentrowanie się na przyjaciołach są zwłaszcza, choć z pewnością nie tylko, młodzi
ludzie. Akceptacja i przynależność do grupy rówieśniczej mogą się stać sprawą nadrzędną.
Spaczone, wciąż zmieniające się zwierciadło społeczne staje się pożywką dla czterech
podtrzymujących życie czynników, tworząc wysoki stopień zależności od zmiennych
nastrojów, uczuć, postaw i zachowań innych.
Koncentracja na przyjaciołach może dotyczyć wyłącznie jednej osoby i wtedy przyjmuje
po trosze wymiar małżeństwa. Z centrum skupionego na przyjacielu może wyrosnąć
zależność emocjonalna od tej osoby, wzrastająca spirala konfliktowych potrzeb i w końcu
złe stosunki.
A gdy w centrum życia znajduje się wróg? Większości ludzi nie przychodzi to nawet
do głowy i prawdopodobnie nikt nie zgodziłby się na to świadomie. Niemniej koncentracja
na wrogu jest bardzo powszechna, szczególnie tam, gdzie ludzie zmuszeni są
do wzajemnych kontaktów mimo konfliktu, jaki pomiędzy nimi istnieje. Jeśli ktoś uważa, iż
został skrzywdzony przez ważną dla niego emocjonalnie lub społecznie osobę, rozpamiętuje
tę niesprawiedliwość, a jej sprawcę ustawia w centrum swojego życia. […]
Wiele rozwiedzionych par popada w ten sam schemat. Ciągle zżera ich gniew, gorycz i
samousprawiedliwianie. Z psychologicznego punktu widzenia ciągle są małżeństwem
w jego negatywnym aspekcie – potrzebują słabości* byłych partnerów, aby usprawiedliwić
swe oskarżenia.
Wiele „starszych" dzieci idzie przez życie z jawną lub skryty nienawiścią do swoich
rodziców. Mają do nich żal o to, że w przeszłości nadużywali siły, że zaniedbywali je lub
faworyzowali. Ześrodkowują swoje dorosłe życie na tej nienawiści, wcielając w życie
właściwy temu – reaktywny, wyszukujący dowodów na potwierdzenie tej nienawiści
scenariusz.

KONCENTRACJA NA KOŚCIELE. Wydaje mi się, że niemal każdy, kto poważnie
podchodzi do wiary i swojego Kościoła, zdaje sobie sprawę, że chodzenia do kościoła nie
można utożsamiać z duchowością. Niektórzy tak bardzo zajęci są działalnością w parafii i
zewnętrznymi przejawami wiary, że nie zauważają istotnych ludzkich potrzeb, przecząc
przez to najbardziej podstawowym nakazom wiary, której deklarują przecież głębokie
oddanie. Są i tacy, którzy niezbyt często bywają w kościele, albo nawet wcale do niego nie
chodzą, ale w ich zachowaniu i postawie zasady etyki judeochrześcijańskiej odbijają się
znacznie prawdziwiej.
Będąc przez całe życie członkiem Kościoła i pracując w grupach użyteczności
społecznej, wiem, że nie zawsze chodzenie do kościoła równoznaczne jest z wcielaniem
w życie nauczanych tam zasad. Można działać w Kościele i nie robić nic z tego, co głosi
ewangelia.
W życiu osoby skoncentrowanej na Kościele najważniejsze stają się pozory i zewnętrzne
wrażenie, co prowadzi do hipokryzji, która podkopuje zarówno poczucie bezpieczeństwa,
jak i prawdziwą wiarę. Przewodnictwo pochodzi tu ze świadomości społecznej i prowadzi
do sztucznego przylepiania innym etykietek typu „praktykujący", „niepraktykujący",
„umiarkowany", „ortodoksyjny", „konserwatywny".
Kościół jest formalną organizacją, na którą składają się cele i kierunki, zasady, programy,
określone zwyczaje i ludzie, dlatego sam w sobie nie może zapewnić głębokiego poczucia
bezpieczeństwa czy istotnych odczuć wiary. Zapewnić to może życie zgodne z naukami
Kościoła, ale nie sama instytucja kościelna.
Kościół nie może także zapewnić stałego poczucia przewodnictwa. Ludzie
skoncentrowani na Kościele często odczuwają, myślą i zachowują się zupełnie inaczej
w święto niż w dzień powszedni.
Taki brak jedności czy spójności stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa, a przez to
wzmaga potrzebę przylepiania życiu etykietek i samousprawiedliwiania.
Postrzeganie Kościoła nie jako pomocy w dojściu do właściwego końca, ale jako końca
właśnie, podważa mądrość i poczucie życiowej równowagi. Chociaż Kościół utrzymuje, iż
uczy źródeł mocy, nie twierdzi, że on sam jest tą mocą. Pretenduje zaledwie do roli
przewodnika, który kieruje moc Boga do natury człowieka.

KONCENTRACJA NA SOBIE. Być może najczęściej dziś spotykanym centrum życia
jest własna osoba. Najbardziej rzucającą się w oczy formą tej koncentracji jest
samolubstwo, które godzi w wartości większości ludzi. Przypatrując się z bliska wielu
popularnym podejściom do samorozwoju czy samospełnienia, stwierdzimy jednak, iż one
także są w swej istocie egoistyczne.
Własna osoba tworzy centrum bardzo ograniczone i jako takie nie może ofiarować wiele
bezpieczeństwa, przewodnictwa, mocy czy mądrości. Tworzy bezwładny, statyczny układ,
niczym Morze Martwe w Izraelu, które może tylko przyjmować, nigdy dawać.
Z drugiej strony, nastawienie na doskonalenie siebie pod kątem nabywania umiejętności
służenia innym, produkowania czy znacznego wkładu w jakieś dzieło umożliwia
spektakularny wzrost czterech wspierających życie czynników.


Jeśli jednak żadne z powyższych centrów życia nie jest najwłaściwsze, to co? Co zatem proponuje Covey w zamian?
Życie oparte na wartościach, wyznawanych zasadach.

Cytat:
„Zasady nie reagują. Nie złoszczą się i nie traktują nas rozmaicie. Nie rozwiodą się z nami
i nie uciekną z naszym przyjacielem. Nie próbują nas podchodzić. Nie utorują nam życiowej
drogi na skróty, którą przemierzymy, chwytając się doraźnych środków. Ich wartość nie
zależy od zachowania innych ludzi, od środowiska czy chwilowej mody. Zasady nie
umierają. Nie mogą być z nami dziś, a jutro odejść. Nie zniszczy ich ogień ani trzęsienie
ziemi. Nikt też ich nie ukradnie.
Zasady są głęboką, fundamentalną prawdą, prawdą klasyczną, wspólnym mianownikiem.
Są gęsto wplecionymi w materię życia nićmi, po których przepływa wszystko, co właściwe,
logiczne, piękne i silne.
Możemy czuć się bezpiecznie nawet pośród ludzi i okoliczności, gdzie zasady się
ignoruje, gdyż wiemy, że są ponad ludźmi i ponad okolicznościami i w ciągu tysięcy lat
historii raz po raz triumfowały. I – co ważniejsze – możemy być pewni, że własne
doświadczenie pozwoli nam docenić ich wartość także w naszym życiu.”
Ostatnio zmieniony przez pietruszka Czw 03 Lip, 2014 11:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Czw 03 Lip, 2014 12:50   

Świetny watek Pietruszko :) dziekuje :)

Co do koncentracji i centrów, ku którym ją kierujemy...
wydaje mi się, że chyba kazdy z nas, a przynajmniej wielu, koncentruje się na centrach, które wymieniłaś przynajmniej w jakiejś części.. istotne zdają się tu proporcje...
chyba autorowi chodzi tu o to, aby jedno centrum koncentracji, czyli jedna z wymienionych dziedzin życia nie rzutowała znacząco na inne... ja to tak odebrałam...
czyli na przykład abyśmy nie dostosowywali naszej pracy czy podejścia do pieniędzy na bazie przykładowo relacji z mężem czy rodziną i odwrotnie...
Przeczytałam cały cytat i... oczekiwałam na końcu - tak szczerze - jakiegoś wyrazistego konsensusu... ale nie jest on chyba taki prosty...
Zasady... bardzo przekonująco i powiem - pięknie - jest o nich powyżej napisane... jednakże mam wrażenie, że temat nie został tu wyczerpany... a nawet zaryzykuję... powstaja kolejne pytania :)
Jesli chodzi o mnie to dla mnie to woda na młyn, bo ja uwielbiam pytania zadawać i szukac odpowiedzi :)

Pytania te to:
Skąd człowiek ma wiedzieć, ze zasady które wyznaje to są własnie te zasady, które autor tekstu miał na myśli?
Jak odróżnić zasady wpojone przez rodzinę, religię, społeczeństwo itp. od tych o których autor pisze?
Jakie konkretnie zasady ma tu autor na mysli?

Moje skojarzenie kieruje się w stronę Dekalogu... ale tego w pierwotnej pełnej wersji...
W Dekalogu wydaje mi sie zawarta cała istota zasad norm... w mojej ocenie kierując sie Dekalogiem możemy
pietruszka napisał/a:
Możemy czuć się bezpiecznie nawet pośród ludzi i okoliczności, gdzie zasady się
ignoruje, gdyż wiemy, że są ponad ludźmi i ponad okolicznościami i w ciągu tysięcy lat
historii raz po raz triumfowały. I – co ważniejsze – możemy być pewni, że własne
doświadczenie pozwoli nam docenić ich wartość także w naszym życiu.”
_________________

 
     
Słoneczko 
Gaduła
Alko/Współ.../DDA/



Pomogła: 18 razy
Wiek: 50
Dołączyła: 12 Gru 2012
Posty: 735
Wysłany: Czw 03 Lip, 2014 13:11   

Interesujące Pietruniu co zapodałaś :) :okok:

Sensowne moje spostrzeżenie koncentracji uwagi w kierunku konkretnej sfery życiowej...i kompetencje
To sygnał, abym czasem teraz nie postawiła ogromnego plusa skupiając się wyłącznie na mojej rodzinie, czyli dzieciach i sobie bez rozgraniczenia każdego z nas osobno.
Przecież każdy z nas jest inny, ma inne potrzeby, tylko zadbać o prawidłowy rozwój jednostki, przy czym nie zapominając o indywiduum człowieka jako człowieka.
Jak to już wyczytałam w sieci - "potrzeby własne jednostki" zaspakajać niezależnie od innej osoby :mysli:
_________________
"Alkohol może zmienić makijaż rzeczywistości, ale nie ją samą."
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5423
Wysłany: Czw 03 Lip, 2014 14:23   

szika napisał/a:
rzeczytałam cały cytat i... oczekiwałam na końcu - tak szczerze - jakiegoś wyrazistego konsensusu.

no więcej jest u Coveya :)
Na razie nie chciałam zbyt dużo materiału na raz podać, bo moim zdaniem, dobrze go wpierw trzeba przegryźć, żeby ruszyć temat dalej. Przygotuję "na zaś" trochę więcej o tym, jak Covey postrzega życie skoncentrowane na zasadach.

Ogólnie chodzi o to, że opierając się na zasadach na wszystkie powyższe sfery życia (rodzinę, pracę, małżeństwo, pieniądze - patrzymy przez prymat wyznawanych wartości, ot jak w tym przykładzie powyżej ojca, który wybiera przebywanie z dziećmi, a nie pracę, którą poniekąd również szanuje. Dla niego wartością, zasadą jest na przykład miłość ojcowska, chęć wyrażenie jej poprzez spędzanie czasu z dziećmi wolnego czasu, okazanie im szacunku, co do składanych im obietnic, itd... Kiedy zamiast stawiania sobie w centrum jednego ośrodka, a potem przeskakiwania z jednego centrum do drugiego, bo które w końcu ważniejsze - koncentrujemy się na wyznawanych przez siebie wartościach - i poprzez ich pryzmat podejmujemy decyzje. Czy na przykład uznajemy, że ważną dla nas zasadą jest odpowiedzialność finansowa, szczególnie gdy mamy do uregulowania jakieś zobowiązania? Wtedy na przykład zdecydujemy się poświecić czas na szukanie dodatkowego zajęcia, by pospłacać zadłużenie, a nie kupimy drogiej erotycznej bielizny (bo za wszelką cenę chcemy zatrzymać przy sobie partnera, który na przykład nas zdradza), nie wykupimy wycieczki na Hawaje (nawet jak nas na to nie stać), nie pójdziemy na ploty z koleżankami (bo co one powiedzą, jak odmówię), itd...


szika napisał/a:
Skąd człowiek ma wiedzieć, ze zasady które wyznaje to są własnie te zasady, które autor tekstu miał na myśli?

Myślę, że autorowi wcale nie chodziło o to, by wyznawać te same, co on zasady, ale by dokładnie skrystalizować te własne, swoiste tylko dla siebie. Na przykład - uznaję, że dla mnie wyznawaną zasadą jest uczciwość. A zatem czym jest dla mnie uczciwość, czy to przede wszystkim umiłowanie prawdy i odrzucenie kłamstwa, a jeśli w ten sposób będę podchodzić do życia to nie będę miała wątpliwości, jak postąpić, gdy w pracy zaproponują mi coś nielegalnego, nie będę manipulować partnerem, byleby przy mnie został, nie będę ukrywać czegoś przed rodziną w imię utrzymania w całości rodziny, itd... Każdy ma prawo do posiadania własnego światopoglądu, wyznawania swoich zasad. I tu zaznaczę - dla mnie zasady to nie przekonania, szczególnie te, które przyjmuje w pewien sposób bezmyślnie, poprzez wychowanie, czy narzucone przez społeczeństw,albo tak zwany ogół.

szika napisał/a:
Moje skojarzenie kieruje się w stronę Dekalogu...
Ale to ma sens tylko wtedy, gdy Ty świadomie wybierasz Dekalog jako podstawę swojej moralności, swojego sumienia, dla kogoś innego może być to Koran, albo świecka etyka, którą postanawia się kierować. To takie "bycie w zgodzie ze sobą, ze swoim sumieniem, czy jakkolwiek to nazwać".

Wiem, że kiedy kieruję się swoimi zasadami to wszystko nabiera sensu.
 
     
Jo-asia 
Upierdliwiec
miłośniczka


Pomogła: 59 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 10 Sie 2012
Posty: 2955
Skąd: Katowice
Wysłany: Czw 03 Lip, 2014 14:29   

Świetny temat i dla mnie....aktualny
Myśląc o zasadach...takich uniwersalnych..ponad wszystko i wszystkich, to przychodzi mi do głowy, jedna...kochaj bliźniego jak siebie samego......
_________________
...Jak tak płaczę, to mi lepiej i przestaje mnie dobijać nieuchronność przemijania.. 3r23
 
 
     
zimna 
Gaduła
Księżniczka \^^^/



Pomogła: 17 razy
Dołączyła: 06 Gru 2011
Posty: 783
Wysłany: Czw 03 Lip, 2014 15:22   

Cytat:
Rodzice, których centrum stanowi rodzina, nie mają wystarczająco dużo wolności
emocjonalnej, by móc wychowywać swoje dzieci z myślą o tym, co dla nich w ostatecznym
rozrachunku jest najlepsze
. Czerpiąc własne poczucie bezpieczeństwa z rodziny, większą
wagę przywiązywać mogą do zdobywania sympatii swoich dzieci niż do perspektywicznych
inwestycji w ich postępy i rozwój. Mogą też cały czas oczekiwać właściwego postępowania,
przez co każde zachowanie, które uznają za nieprawidłowe, nadwerężać będzie ich
bezpieczeństwo. Oddając przewodnictwo emocjom odczuwanym w danym momencie,
denerwują się i reagują spontanicznie, zapominając o dobru i rozwoju dzieci. Zdarza się, że
krzyczą i wrzeszczą.
Ich reakcje mogą być zbyt, silne, a kary wynikać z braku kontroli nad
emocjami. Kochają dzieci raczej warunkowo, czyniąc je emocjonalnie zależnymi lub
zbuntowanymi – walczącymi z zależnością.

Dawno nie czytałam podobnych bzdur. :glupek:
- nadużycie i manipulacja, najpierw kategoryczne stwierdzenie, następnie, :"mogą, mogą też".- Ponownie kategoryczne stwierdzenia i wnioski kosmosu i znowu :"mogą, raczej" co to jest? brakuje tylko: mogą też zabić, no mogą. :bezradny:
ale to oczywiście wyłącznie moje zdanie. :roll:
_________________
"jestem ciszą między parą tonów,
które niełatwo się ze sobą godzą"
R.M.Rilke
..................................... :proca:
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5423
Wysłany: Czw 03 Lip, 2014 15:32   

zimna napisał/a:
Rodzice, których centrum stanowi rodzina

Myślę, że autor miał tu na myśli rodziców zafiksowanych na tle źle pojmowanej idei rodziny. Na przykład matka, która boi się wprowadzić jasno określone zasady w domu, bo boi się utraty miłości swoich dzieci. To też na przykład (według mnie) rodzice nie chwalący dziecka "dla jego dobra" i wymagający od nich postępów aż do granic absurdu. Matki posiadające dzieci, bo "chcą mieć dziecko i już".

Chyba zupełnie inaczej rozumiem ten tekst :roll:
 
     
Słoneczko 
Gaduła
Alko/Współ.../DDA/



Pomogła: 18 razy
Wiek: 50
Dołączyła: 12 Gru 2012
Posty: 735
Wysłany: Czw 03 Lip, 2014 15:42   

pietruszka napisał/a:
To też na przykład (według mnie) rodzice nie chwalący dziecka "dla jego dobra" i wymagający od nich postępów aż do granic absurdu. Matki posiadające dzieci, bo "chcą mieć dziecko i już".

Chyba zupełnie inaczej rozumiem ten tekst :roll:
widocznie każdy czytając ma inne spostrzeżenie, a wynikać to może z naszych właśnie przekonań dziedziczonych z dziada pradziada :tak: a to są tylko przekonania, ale można te przekonania własnie złamac :tak: tak by siebie realizować jako odrębną jednostkę, wolną, a także pozwolić innej jednostce na życiu wg. własnych upodobań.

Aha i to co zacytowałaś Pietruniu odnośnie rodziców, to ja poszłam właśnie takim tokiem rozumowania jak ty :tak:
_________________
"Alkohol może zmienić makijaż rzeczywistości, ale nie ją samą."
 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Czw 03 Lip, 2014 17:45   

pietruszka napisał/a:
by dokładnie skrystalizować te własne, swoiste tylko dla siebie

pietruszka napisał/a:
To takie "bycie w zgodzie ze sobą, ze swoim sumieniem, czy jakkolwiek to nazwać".


tak troche gorzko mi się to czyta :(
tu oczywiście odnoszę te słowa do swojej sytuacji... a właściwie mojego otoczenia...

przykładowo dla kogoś jest priorytetem jego własna wygoda, przyjemności, jego własne przekonania, potrzeby i światopogląd... bez względu na to co myśli, czuje druga osoba... czyli jednak koncentruje się wyłącznie na sobie... i wierzy w to, że to jest ok, jest w porzadku, że tak ma być... ma czyste sumienie...
jest w zgodzie ze sobą, ma te swoje własne zasady... ale ... ale i tak jest nieszczęsliwy i wiecznie niezadowolony...
to tak troche niespójne mi się wydaje... nie to żebym krytykowała, ale wydaje mi się, ze to tak trochę jak z prawem... jest jedno dla wszystkich, dla wszystkich takie samo, przez co jest sprawiedliwe... ale i... nie musimy kazdy z osobna wyważać otwartych drzwi...

tak mi sie przypomniało... takie zdanie zasłyszane jeszcze we wczesnej młodości...

"żyj tak aby nikt przez ciebie nie płakał"

to takie jedno z moich, a właściwie tych, które ja wyznaję...
_________________

 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5423
Wysłany: Czw 03 Lip, 2014 19:10   

To jeszcze tak ku uścisleniu kilka kolejnych wyjątków z Coveya, takich podsumowań.
Zacznę od błędnego postawienia w centrum wszechświata drugiej osoby: współmałżonka/partnera, bo to akurat wydaje się częsty problem współuzależnionych i niejednego/niejednej DDD/DDA

Cytat:
Oto, w jaki sposób możesz postrzegać pozostałe obszary życia:
Jeśli twoim centrum jest: Współmałżonek
•[współmałżonek to] Podstawowe źródło satysfakcji


wówczas

Cytat:
Rodzina [jest]
•Dobra na właściwym miejscu
•Mniej ważna
•Wspólne zadanie

Pieniądze [są]
• Niezbędne, aby dbać o współmałżonka
Praca
• Niezbędna, aby zarabiać pieniądze potrzebne, by właściwie dbać o współmałżonka

Posiadanie
• Wielbi się go, robi na nim wrażenie lub manipuluje nim

Przyjemność
• Łączy was wspólna aktywność lub jest dla ciebie nieważna

Przyjaciel lub przyjaciele
• Współmałżonek jest najlepszym lub jedynym przyjacielem
• Jedyni przyjaciele to „nasi” przyjaciele

Wróg lub wrogowie
• Współmałżonek jest moim obrońcą lub małżeństwo łączy wspólny wróg

Kościół
• Wspólna przyjemność
• Podporządkowany związkowi


Twoja osoba
• Poczucie własnej wartości zależy od współmałżonka
• [jesteś] Bardzo wrażliwy na postawę i zachowanie współmałżonka

Zasady [liczą się tylko te]
• Idee tworzące i podtrzymujące związek


i może jeszcze to:

Cytat:
JEŚLI JESTEŚ SKONCENTROWANY NA WSPÓŁMAŁŻONKU
• Twoje poczucie bezpieczeństwa zależy od tego, w jaki sposób twój współmałżonek cię
traktuje
• Jesteś bardzo wyczulony na jego nastroje i uczucia
• Jesteś głęboko zawiedziony, co często prowadzi do konfliktu, gdy twój współmałżonek nie
zgadza się z tobą lub nie spełnia twoich oczekiwań
• Wszystko, co może mieć nieznany wpływ na wasz związek, postrzegasz jako zagrożenie.
• Kierunek wyznaczają ci własne potrzeby oraz to, czego chce twój współmałżonek
• Kryterium podejmowania decyzji jest ograniczone do tego, co wydaje ci się najlepsze dla
twojego małżeństwa lub współmałżonka albo do jego preferencji i opinii.
• Perspektywa życiowa ograniczona jest do spraw i rzeczy, które mogą – pozytywnie
lub negatywnie – wpływać na twojego współmałżonka lub na wasz związek.
• Twoją moc ograniczają słabości twoje i twojego współmałżonka.


Jak dla mnie to właśnie sedno współuzależnienia,. a nawet gorzej - uzależnienia od partnera
Ostatnio zmieniony przez pietruszka Czw 03 Lip, 2014 19:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Jo-asia 
Upierdliwiec
miłośniczka


Pomogła: 59 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 10 Sie 2012
Posty: 2955
Skąd: Katowice
Wysłany: Pią 04 Lip, 2014 08:19   

szika napisał/a:
jest w zgodzie ze sobą, ma te swoje własne zasady... ale ... ale i tak jest nieszczęsliwy i wiecznie niezadowolony...

bo
szika napisał/a:
czyli jednak koncentruje się wyłącznie na sobie..

to o czym pisze..pietruszka, ma coś więcej.. w moim odczuciu
pietruszka napisał/a:
dla mnie zasady to nie przekonania, szczególnie te, które przyjmuje w pewien sposób bezmyślnie, poprzez wychowanie, czy narzucone przez społeczeństw,albo tak zwany ogół.

te zasady, do mnie trafiają...znów gdzieś czułam, że tak mam a nie umiałam tego nazwać :)
do tego zasady...mogę, zmieniać..tak jak w Twoim przykładzie z ojcem..gdzie w przypadku okoliczności/na czas tych okoliczności, zmienia priorytety

W czasie zaprzestania picia, towarzyszyła mi koncentracja na sobie. Wszystko podporządkowałam jej. Teraz..powoli próbuję z niej wychodzić. Mam nadal obawy.
Jakie? nie mam skrystalizowanych zasad..boję się uzależnić, nie tyle od substancji, co od osób, sposobu życia..czy filozofii życia. Nie chcę się wpędzić..w kozi róg. Wiem też, że tylko na podstawie prób i błędów, mogę poznać co mi pasuje a co nie, co jest w zgodzie ze mną a co nie. Zasady, mi to umożliwiają, bo są elastyczne.
szika napisał/a:
"żyj tak aby nikt przez ciebie nie płakał"

nie wiem jak Ty to odbierasz...dla mnie, jest to niebezpieczne. Jak tak żyłam kiedyś :(
dla mnie, to jest koncentracja na innych :bezradny:
tyle, że to moje odczucie, dla Ciebie..może ma inne znaczenie
_________________
...Jak tak płaczę, to mi lepiej i przestaje mnie dobijać nieuchronność przemijania.. 3r23
 
 
     
Jo-asia 
Upierdliwiec
miłośniczka


Pomogła: 59 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 10 Sie 2012
Posty: 2955
Skąd: Katowice
Wysłany: Pią 04 Lip, 2014 08:30   

Cytat:
JEŚLI JESTEŚ SKONCENTROWANY NA WSPÓŁMAŁŻONKU

parę dni temu..widziałam co się ze mną dzieje
on miał obrażoną minę..na pytanie, co się stało..było "niiic"..
we mnie..w mojej głowie, zaczęły przesuwać się obrazy, szukałam powodu dla którego JA, maiłam wpływ na jego samopoczucie, wiedziałam, że to manipulacja a mimo to myśli się kłębiły, czułam niepokój, próbowałam odwrócić swoją uwagę, nastrój spadał w momencie w dół....to niesamowite
gdy wreszcie nacisnęłam..powiedział, że to ja jestem powodem :bezradny: nie pytajcie, dlaczego
Te "objawy"...dotyczą również jego 8| a ja daję się wciągać 8|
mam nadzieję, że trening czyni mistrza...kosztuje mnie to...wiele energii
_________________
...Jak tak płaczę, to mi lepiej i przestaje mnie dobijać nieuchronność przemijania.. 3r23
 
 
     
Słoneczko 
Gaduła
Alko/Współ.../DDA/



Pomogła: 18 razy
Wiek: 50
Dołączyła: 12 Gru 2012
Posty: 735
Wysłany: Pią 04 Lip, 2014 08:33   

pietruszka napisał/a:
ak dla mnie to właśnie sedno współuzależnienia,. a nawet gorzej - uzależnienia od partnera
:tak: Mam to za sobą w obydwu związkach :]
_________________
"Alkohol może zmienić makijaż rzeczywistości, ale nie ją samą."
 
     
pietruszka 
Moderator


Pomogła: 232 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 06 Paź 2008
Posty: 5423
Wysłany: Pią 04 Lip, 2014 08:51   

Jo-asia napisał/a:
szika napisał/a:
"żyj tak aby nikt przez ciebie nie płakał"

nie wiem jak Ty to odbierasz...dla mnie, jest to niebezpieczne. Jak tak żyłam kiedyś :(
dla mnie, to jest koncentracja na innych :bezradny:


Są przekonania, które brzmią pięknie, ale gdzieś tam pod spodem jednak może tkwić trująca pestka. Dla mnie akurat w powyższym tkwi. Bo jeśli ktoś mnie krzywdzi? Czy mam dosłownie i zawsze nadstawiać drugi policzek? Czy nie mam zdzielić włamywacza patelnią w obronie siebie i swoich dzieci, a później zeznawać w sądzie, byleby "go nie skrzywdzić"? Albo co mniej widoczne, ale może być "skutkiem" ślepej wiary w słuszność przekonania pozwolić się krzywdzić mężowi alkoholikowi? Od czasu terapii czasu terapii często podważam sobie dla ćwiczenia takie ogólne przekonania, bo wiem jak wiele z nich mi wyszło bokiem, bo były nieadekwatne dla mojej sytuacji i zbyt sztywne. Ot choćby przekonanie, że lojalność wobec partnera to wyjątkowa wartość. Ale skazywało mnie to na walkę o niego i na dodatek zamykało drogę do pomocy, bo jak tu opowiedzieć komuś, że on wcale nie taki dobry, gdy pije? Ot maleńki przykładzik, jak i to :" zły to ptak, co własne gniazdo kala" , co blokuje ogromnie terapię dzieciństwa?
Nie pisze Ci szika, że i u Ciebie tak jest z tym nie krzywdzeniem "byleby ktoś nie płakał" ale wiem, że warto się przyglądać, co TO konkretnie dla mnie może znaczyć.
 
     
szika 
Trajkotka
Uzależniona i DDA



Pomogła: 39 razy
Wiek: 53
Dołączyła: 30 Sie 2013
Posty: 1649
Wysłany: Pią 04 Lip, 2014 10:27   

pietruszka napisał/a:
Są przekonania (...)

ja miałam na myśli zasadę a nie przekonanie...
zasadę, której się w życiu trzymam - przynajmniej najlepiej jak mogę...
budzę się rano czy tez zasypiam wieczorem z czystym sumieniem, że świadomie nikogo nie krzywdzę... a jeśli wiem, że krzywdzę (tu się kłania świadomość) to przynajmniej staram się jak mogę to zmienić...
i jest mi z tym dobrze, to jest ja...
ale inni mogą oczywiście mieć inaczej... można krzywdzić kogoś wiedząc, że można inaczej i z tym sobie po prostu żyć...
wszechświat jest sprawiedliwy i za wszelkie zło każdy będzie rozliczony... zła energia wróci... ja w to wierzę...
_________________

 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Google
WWW komudzwonia.pl

antyspam.pl


Alkoholizm, współuzależnienie, DDA. Forum wsparcia
Strona wygenerowana w 0,41 sekundy. Zapytań do SQL: 11